"Ale z moich sukcesów ty będziesz moim mistrzostwem.
Ty będziesz bóstwem droższym niż pieniądze" - Tomiko ft. Siwers
Perspektywa Marioli.
Obudził mnie dzwonek telefonu, którego miałam ochotę w tym momencie rozwalić młotkiem, za zakłócanie mojego snu w sobotę. Na ekranie widniała godzina 6:34, a osobą która się do mnie dobijała był nie kto inny jak mój ukochany Krzysiu.
- Czego? - spytałam zirytowana, zaspanym głosem, przecierając zlepione oczy.
- Dzień dobry kochana przyjaciółko - odparł radośnie. - Tak myślę, że jeśli razem z twoim chłopakiem nie macie żadnych konkretnych planów na dzisiaj, to może ruszycie wasze zacne tyłki i pojedziecie z nami do Rzeszowa? - mówił bardzo szybko, że mój mózg ledwo co wyłapał słowa, które wypłynęły z ust libero.
- No nie wiem - powiedziałam ziewając. - Muszę zapytać Bartka - dodałam, szturchając osobę leżącą obok mnie.
- Bartek, jedziemy z Krzyśkiem do Rzeszowa? - spytałam, gdy już zdołałam doprowadzić go do stanu, kiedy mógł choć trochę kontaktować.
- Jak chcesz - powiedział, lądując twarzą w poduszce.
- Krzysiu, bardzo chętnie skorzystamy z twojej oferty. Na którą mamy być gotowi? - spytałam, przeciągając się.
- No my teraz schodzimy na śniadanie, a wyjeżdżamy za jakieś niecałe półtorej godziny - oznajmił powoli, wykonując rachunki w głowie.
- Ok. Postaramy się wyrobić. To do zobaczenia. A, mamy czekać pod hotelem w którym się zatrzymaliście?
- Tak, tak. Constancja. Tylko się nie spóźnijcie. Pa - przestrzegł nas i zakończył rozmowę Ignaczak. Wybiegłam z sypialni, potykając się po drodze o różne rzeczy porozwalane na podłodze i udałam się do łazienki, aby jak najszybciej doprowadzić się do ładu. Nie zajęło mi to dużo czasu, jak na mnie wykonywałam codzienne czynności z prędkością światła. Kiedy ponownie przekroczyłam próg mojej sypialni, Bartosz w dalszym ciągu leżał rozwalony na łóżku i spał.
- Bartek! Wstawaj! Przecież musimy jeszcze dojechać do Częstochowy - siłowałam się z nim ściągając z niego kołdrę, którą on uparcie do siebie przytulał. - Bartek, no proszę cię wstawaj! Masz 5 minut! - odparłam stanowczo odwracając się na pięcie i udałam się do kuchni przyrządzić śniadanie i jakieś kanapki na drogę. Kiedy wsypywałam płatki do mleka Bartek wszedł do kuchni.
- Przepraszam - powiedział całując mój policzek.
- Ok. Ale przestań się już grzebać tylko jedz - powiedziałam podając mu miskę, którą wziął i zabrał się już za pochłanianie swojej porcji.
- O, kartka od Kingi. Pisze że pojechali w Bieszczady i że wracają jutro wieczorem.
- A to sobie nieźle wymyśliła - dodałam siadając na przeciwko Bartka.
- Może nas wezmą od Krzyśka jak będą wracać? - zaproponował Bartek.
- Ok, dobry pomysł - przyznałam - zadzwonię do niej później. Zjadłeś już? - spytałam zniecierpliwiona.
- Nie - powiedział pakując pełną łyżkę do buzi.
- To trudno, musimy iść bo się spóźnimy - powiedziałam, ciągnąc go za sobą.
- A moje śniadanie? - spytał oburzony podążając za mną.
- Zrobiłam kanapki - wytłumaczyłam i udaliśmy się na parking do Bartkowego samochodu, który został w Polsce oraz którym mieliśmy się udać w wyznaczone przez Krzysztofa miejsce.
Na miejscu byliśmy 50 minut później. Czekaliśmy na grupę resoviaków pod hotelem, w którym się zatrzymali. Dzień był bardzo przyjemny. Od samego rana świeciło słońce oraz powiewał lekki wiatr, który pomimo małej siły i tak zapanował nad moją grzywką i robił z nią co chciał.
- Mówiłem ci że nie musimy się tak spieszyć bo i tak zdążymy - powiedział Bartek opierając się o swój samochód. Krzysiek ze swoją drużyną wyłonili się zza drzwi chwilę później.
- Nawet nie wiecie jak się cieszę że ze mną jedziecie, Iwonka też się bardzo ucieszy jak was zobaczy, a o dzieciakach to już nie mówię. To będzie niewątpliwie bardzo ciekawy weekend - powiedział Krzysiek obejmując nas.
- Masz już jakieś pomysły jak spędzimy ten czas wspólnie? - spytał Bartosz wchodząc do autokaru.
- Oczywiście! Tzn nie, ale wiem na pewno czego nie będziemy robić - dodał uradowany libero. Spojrzeliśmy na niego pytająco, a ten przedłużał ciszę jeszcze dłużej. - Nudzić się! - oznajmił i zaśmiał się dość psychicznie, ale nie było to nic nowego. - To taki suchar, na dobry początek dnia. Siadajcie, czeka nas trochę jazdy - powiedział i rozsiadł się na tylnych siedzeniach autobusu. Zajęliśmy miejsca obok niego i podczas drogi rozmawialiśmy z innymi zawodnikami i graliśmy w jakieś wymyślone przez nich gry. W połowie drogi Bartek zniknął gdzieś z przodu uprowadzony przez Cichego. - No to opowiadaj Mariola. Jak? Kiedy? Dlaczego? I czemu ja się dowiaduje o tym dopiero teraz? - zapytał się mnie Krzysiek robiąc dziwną minę. Głęboko westchnęłam i rozpoczęłam opowiadanie.
- Normalnie Krzysiu, jak dwoje ludzi jest w sobie zakochanych to tak się dzieję - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- Ale przecież wy byliście najlepszymi przyjaciółmi - dodał gestykulując.
- Albo po prostu tak dobrze udawaliśmy - mrugnęłam do niego.
- To wy byliście tak długo ze sobą i udawaliście, że się tylko przyjaźnicie, gdzie w tym jest jakikolwiek sens? - rozprawiał marszcząc przy tym czoło.
- Niee, to nie tak. Nic nie udawaliśmy, tylko raczej ukrywaliśmy wszystko w sobie, a potem tak jakoś wyszło wszystko samo z siebie, no i jest to co jest - odpowiedziałam uśmiechając się, wyraz twarzy mojego przyjaciela nie zmienił się i nadal na jego czole widoczne było pare zmarszczek.
- Ale dlaczego dopiero teraz ja się o tym dowiaduje, co? - spytał śmiesznym głosem.
- No już nie przesadzaj Krzysiu, nie było okazji - uśmiechnęłam się do niego. - A jak w domu, jak dzieciaki? - zmieniłam temat.
- Świetnie, zobaczysz dzisiaj wszystko - odparł ciepło. Droga minęła nam bardzo szybko na rozmowie. Gdy dojechaliśmy do Rzeszowa, wsiedliśmy do samochodu Ignaczaka i udaliśmy się do jego domu, w którym mieszkał z rodziną.
- Tatoo - przywitał go Sebastian, gdy zaparkowaliśmy na podwórku.
- Cześć Seba - poczochrał go po włosach i przytulił do siebie.
- Przygotowałem dla ciebie tor przeszkód! Chodź! - powiedział radośnie ciągnąc go za rękę, w kierunku ogrodu.
- Czekaj, czekaj synku. Patrz kogo ze sobą przywiozłem - wskazał na nas, a młody Ignaczak od razu podbiegł do nas.
- Ciocia Mariola i wujek Bartek! - przywitał się z nami dziewięcioletni chłopczyk. - To może wujek pójdzie ze mną, dobrze tato?
- Oczywiście, uważam że to świetny pomysł. Wujek już nie mógł się doczekać aż w końcu się z tobą pobawi - powiedział Igła i szybko uciekł do domu, a ja poszłam w jego ślady zostawiając Bartka z Sebastianem na dworze.
- Iwonko, już wróciłem. Mamy gości, kochanie - krzyknął, gdy tylko otworzył drzwi.
- Cześć kochanie, przykro mi, następnym razem będzie na pewno lepiej - krzyknęła z kuchni, zapewne odnosząc się do wczorajszego meczu. - A kto taki nas odwiedził? - weszła na korytarz. - O, jak miło Cię widzieć. Och, ale długo się nie widziałyśmy! - zwróciła się do mnie.
- Cześć Iwona - przywitałam się z nią.
- Jest jeszcze Bartek, ale Sebastian go porwał i teraz pokonuje tor przeszkód - powiedział.
- Krzysiek! Seba przygotowywał to przez 2 dni specjalnie dla ciebie, a ty wpakowałeś w to biednego Bartka. Masz tam do nich zaraz iść i bawić się ze swoim synem - powiedziała groźnie Iwona.
- Ale kochaanie, jestem zmęczonyy - powiedział przeciągle robiąc smutną minę.
- Bez gadania - ucięła. - Chodź Mariola, napijemy się razem kawy - powiedziała prowadząc mnie do kuchni, gdzie przygotowywała obiad.
- A gdzie Dominisia? - zapytam rozglądając się po kuchni.
- Na górze. Powiedziała że zaraz zejdzie, bo teraz coś robi - wyjaśniła kobieta. - No to opowiadaj co u ciebie! Mamy chyba dużo do nadrobienia - przyznała pogodnie i podała mi filiżankę wypełnioną czarną cieczą.
- Dzięki. O tak, bardzo dużo.
- Więc nie traćmy czasu - uśmiechnęła się kolejny raz upijając łyk kawy. - Co u ciebie? Jak studia?
- Wszystko pomału. Chociaż ostatnio dużo wielkich rzeczy działo się w moim życiu. Studia.. Jak na razie nadrabiam moją wiedzę, ponieważ aktualnie mieszkam w Rosji z Bartkiem, dopóki nie wyleczy kontuzji. Ale jakoś daje sobie radę.
- W Rosji? Bartek sam sobie nie da rady, czy coś się za tym kryje? - była bezbłędna, wykrywała wszystko i łączyła każdą informację w logiczną całość. Działała jak Sherlock Holmes, teraz już wiem dlaczego Krzysiu był taki grzeczny.
- No tak, jak zwykle masz rację. Z Bartkiem jesteśmy parą, w końcu po tych latach nasze ścieżki złączyły się w jedną, która jak na razie biegnie prosto - uśmiechnęłam się do niej.
- Gratulacje - powiedziała serdecznie. - Mam nadzieję że będzie się wam dobrze układać. Dominika co ty masz na sobie? - zwróciła się do córki patrząc za mnie. Podążyłam jej wzrokiem i zobaczyłam małą Dominikę ubraną prawdopodobnie w ubrania mamy i z nieudolnie pomalowanymi ustami.
- Bo ja lobię pokaz mody dla tatusia! - odpowiedziała i uśmiechnęła się niewinnie. - Dzień dobly ciociu - przywitała się ze mną przytulając się do moich nóg.
- Cześć mała. To widzę że wam modelka w domu rośnie - uśmiechnęłam się do niej. - Leć pokaż się tatusiowi, chłopaki są w ogrodzie.
- Krzysiek już wymyślił dla was jakiś plan zajęć? - zapytała się mnie brunetka, gdy Domi wybiegła do ogrodu przez drzwi tarasowe w salonie.
- Nie, ogólnie ten cały wyjazd to była bardzo spontaniczna decyzja. Krzysiek dzwonił do mnie rano o 6 i się zapytał czy jedziemy z nimi, nie mieliśmy żadnych planów więc się zgodziliśmy.
- A jak wracacie?
- Zabierzemy się z Kingą, bo pojechała z Michałem nad Solinę.
- Jakim Michałem? - zapytała zaskoczona.
- No Winiarem. Pojechali razem z Oliwerem.
- Z Miśkiem? Kinga? Przecież ona jeszcze niedawno była z Tomkiem - powiedziała zamyślając się.
- Niedawno? Oni nie są już ze sobą od dwóch lat - sprostowałam.
- Naprawdę? A byłam przekonana że są jeszcze ze sobą. Nie mówiła mi nic.
- No to widzę że z Kingą nie widziałaś się jeszcze dłużej niż ze mną - uśmiechnęłam się do niej.
- Masz rację. Dobrze, chodźmy do ogrodu zobaczyć jakie już szkody ta banda wyrządziła.
Iwona wyszła przez te same drzwi, co Dominika wcześniej, a ja podążyłam za nią. Zza domu słychać było dużo dzikich odgłosów.
- Co wy tutaj robicie? - spytała Iwona zakładając czarne okulary przeciw słoneczne na nos. Siatkarze chodzili po ogrodzie na czworaka, a na ich plecach wygodnie siedzieli Sebastian z Dominiką.
- Bawimy się w dziki zachód - krzyknęła Dominika i pośpieszyła swojego rumaka, którym był Krzysiek.
- Przywitajcie się z moją bronią! - krzyknął Sebastian trzymając w ręce węża ogrodowego.
- Seba, to nie jest fair - mówił do niego ojciec, który po chwili zraszany był wodą.
- Mamoo! - krzyczała Dominika, której włosy stawały się coraz bardziej mokre.
- Dzieciaki, koniec tej zabawy - stanowczo odezwała się Iwona. Krzysiek, momentalnie zmienił swoje nastawienie do zaistniałej sytuacji i po chwili sam biegał po ogrodzie trzymając wąż i lejąc po całym towarzystwie jakie było w nim zgromadzone. Zajęło nam to kolejne pół godziny, po których zmęczeni musieliśmy odpocząć usadawiając się wygodnie w leżakach i korzystając z ciepłego słońca.
- Kochanie, może zrobiłbyś nam jakieś drinki, co? - szturchnęła męża Iwona.
- Dobrze skarbie - pocałował ją w policzek i podążył do domu.
- Ale z was przykładne małżeństwo - stwierdziłam przyglądając się mojej przyjaciółce.
- No wiesz, lata praktyki. Jak przypilnujesz Bartka na samym początku i będziesz opierać to wszystko na swoich zasadach to nie będziesz miała żadnych problemów z tym dużym dzieckiem - wyznała wzruszając ramionami.
- Ej, ej. Ja nie pozwolę zrobić z siebie pantoflarza - powiedział Bartek włączając się do naszej dyskusji.
- O jakim ty pantoflarzu mówisz? Sugerujesz że mój mąż jest pod moją władzą?
- No może tak troszeczkę - odpowiedział niepewnie.
- O czym rozmawiacie? - spytał Krzysiek przynosząc tacę z drinkami.
- O niczym.
- Proszę kochanie, tak jak chciałaś - położył tacę na stolik i uśmiechnął się serdecznie.
- Może masz trochę racji Bartek - powiedziała do niego cicho Iwona.
- Jak zawsze - skomentował wiercąc się na leżaku i zamykając powieki, skrywając oczy przed słońcem.
- Wujku pobawis się ze mną? - przyszła do nas Dominika.
- A w co chcesz się bawić?
- We wlózki. I ty wujku będzies leśną wlózką, któla będzie opiekować się leśnymi zwiezackami, któle są jesce małe. A ja będę wlózką tęcy i jak tylko zwiezacki będą chciały to wycaruję im tęce zeby sobie mogły na niej pozjezdzać. Chodźmy! - pociągnęła go za rękę wymuszając jego ruch. Po chwili obserwowaliśmy jak Bartek tańczy z Domi i z wymyślonymi zwierzakami. Bartek miał bardzo dobry kontakt z dziećmi, uwielbiały się z nim bawić.
- Nie martw się, niedługo Bartek będzie się tak bawił z waszymi pociechami - powiedziała Iwona wyrywając mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się do niej blado i wzięłam kolejny łyk napoju, jaki przygotował dla nas Krzysiu.
- Iwonko, my się umówiliśmy z Pitem na 15. To niedługo będziemy się zbierać, ok?
- Jasne. A o której wrócicie? - zapytała się jego żona.
- Nie wiem. Zadzwonię - dał jej buziaka. - Bartek chodź, idziemy!
- Czekaj bo teraz usypiam małego borsuka! Cisza ma być! - Krzysiek wybuchnął śmiechem, a my z Iwoną poszłyśmy w jego ślady.
- Ok, już możemy iść - powiedział Bartek pogodnie. - No co? Przecież nie mogłem go tak zostawić. Sam by nie zasnął i płakałby całą noc! - zirytował się mój chłopak. - Nie rozmawiam z wami, wy tego nie zrozumiecie. Chodźmy już - powiedział Bartek i szurając butami o powierzchnię ziemi zmierzał do furtki.
- Wrócimy za niedługo. Pa - pożegnał się Ignaczak i pobiegł za swoim kolegą.
- No to co teraz robimy. Chłopaków nie ma, zakupy? - spytała zacierając dłonie.
- Z wielką chęcią.
- Dzieciaki, idziemy na zakupy. Szybko zbierajcie się, za 10 minut wychodzimy - ponagliła ich matka. Tak jak powiedziała 10 minut później byliśmy już w drodze do jednego z centr handlowych w Rzeszowie. Zakupy jak to zawsze z Iwoną były dość obfite. Po moich kalkulacjach doszłam do wniosku że powinnam trochę przystopować bo za niedługo stan mojego konta nie będzie korzystny. Miałam duży zapas pieniędzy, które zarobiłam kilka lat temu na siatkówce, ale ich ilość malała nie ubłagalnie. Po zakupach wybraliśmy się na jakiś obiad, w postaci kuchni azjatyckiej. Po 3 godzinach w końcu powróciliśmy do posiadłości Ignaczaków.
- Mamusiu to ja pójdę do Filipa, mogę? - prosił Sebastian.
- Jasne kochanie, ale wróć przed kolacją. Podziękuj pani Nowickiej za to ciasto co nam ostatnio podrzuciła i powiedz że było bardzo pyszne. To leć skarbie.
- Ok. Pa - rzucił na pożegnanie i pobiegł do kolegi z sąsiedstwa.
- To ja mamusiu moze dokońcę ten pokaz mody, dobze? - zapytała się Dominika wchodząc już na próg schodów.
- No dobrze, ale pamiętaj. Rzeczy z górnej półki nie dotykasz - przestrzegła ją jednym placem. Domi pokiwała twierdząco główką i pobiegła do domu. - To co byś chciała porobić? Relaksujemy się tutaj czy wolisz jakoś aktywniej spędzić ten czas?
- Jeszcze się pytasz? Oczywiście że wolę wygrzewać się na słońcu i nic nie robić - uśmiechnęłam się do niej i wsłuchiwałam się w szum drzew, które rosły w ogrodzie Ignaczaków.
- Na takie dni właśnie czekałam - dodała Iwona. - Cisza, spokój, doborowe towarzystwo - zaśmiała się lekko. - Cieszę się że w końcu się spotkałyśmy.
- Ja również. To teraz będziesz musiała się zrewanżować i przyjechać do mnie do Bełchatowa.
- Z chęcią - odpowiedziała uśmiechnięta.
- Tadam! - wyłoniła się zza drzwi Dominisia, ubrana w jakąś spódnicę, która służyła jej za sukienkę, szpilki i jakiś szal.
- Ślicznie skarbie, ale czekaj skąd ty wzięłaś te buty? - spytała podrywając się z leżaka.
- Z pudełka - odpowiedziała niewinnie Dominika.
- Kochanie, to są moje nowe buty! - podbiegła do córki Ignaczakowa.
- Dobze mamo, juz je ściągam - powiedziała Dominika ściągając obuwie i znikła z powrotem w głębi domu.
- Może spacer? - zaproponowała Iwona.
- Ok - odparłam podnosząc się z leżaka. Lekko się przeciągnęłam i ubrałam z powrotem klapki.
- Domi, chodź, idziemy na spacer - krzyknęła do niej mama.
- A mogę wziąć hulajnogę?
- Możesz - po chwili Dominika stała już obok nas trzymając w jednej ręce różowy trójkołowiec. Spacerowałyśmy po Słocinie nigdzie się nie śpiesząc. Obserwowałyśmy Dominikę jeżdżącą na hulajnodze, którą dostała od taty na urodziny i gdy tylko się zachwiała pomagałyśmy zachować jej równowagę. Przez całą drogę rozmawiałyśmy na różne tematy, jakie tylko zawitały w naszej głowie. Kierując się już do domu, spotkałyśmy się z chłopakami, którzy właśnie wracali już od Piotrka.
- Patrzcie co mamy - Igła pomachał nam przed oczami jakąś płytą i butelką wina.
- Dobry wybór - skomentowałam preferencje filmowe Krzysia. Kiedy dzieciaki były już gotowe do pójścia spać, włączyliśmy film i otworzyliśmy butelkę.
- To za co pijemy? - spytał Krzysiek.
- Może wznieśmy toast oczywiście za naszych zakochanych i za słońce, które dzisiaj poprawiło humor zapewne każdemu Polakowi - stwierdziła Iwona podnosząc kieliszek do góry. Po toaście rozsiedliśmy się wygodnie na kanapie w salonie i wpatrywaliśmy się w ekran telewizora, na którym leciał film. Znając całą fabułę filmu, zasnęłam w końcówce, następnie przenoszona w silnych ramionach Bartka mogłam zasnąć głębokim snem na łóżku w pokoju gościnnym.
Rano zadzwoniłam do Kingi, pytając o możliwość zabrania nas z powrotem do Bełchatowa. Zdziwiła ją nasza nieplanowana wizyta w Rzeszowie, ale bez problemów zgodziła się. Ostatnie godziny w stolicy Podkarpacia spędziliśmy oglądając materiały z Krzyśkowej kamery, które jeszcze nie ujrzały światła codziennego. Razem z Iwoną i dzieciakami śmialiśmy się przyglądając się co nasi chłopcy wyprawiali jeszcze na zgrupowaniu reprezentacyjnym. Kinga przyjechała o godzinie 10, przez brak czasu nie zdążyli porozmawiać z Ignaczakami. Dalszą część drogi prowadził Michał, a ja z Kingą siedziałyśmy z tyłu i opowiadałyśmy sobie jak spędziłyśmy weekend. Oli również włączył się do naszej rozmowy, gdy tylko się obudził. Droga minęła zaskakująco szybko.
- Dobrze było choć trochę odpocząć - przyznałam wysiadając z samochodu.
- Dokładnie - przyznał mi rację Michał. - Dobrze, to ja już się zmywam. Dziękuje Kinga. Trzymajcie się. Do zobaczenia - powiedział i odpalił ponownie silnik swojego samochodu.
- Czekaj jeszcze - zatrzymał go Bartek. Chodź do nas. Pogadamy sobie jeszcze, przecież wiesz że się rzadko widujemy to jak już jest taka możliwość to trzeba to wykorzystać - powiedział i mrugnął do niego Bartek. Nie usłyszeliśmy żadnego słowa sprzeciwu, więc wszyscy razem podążyliśmy do mojego mieszkania.
- Mogę obejrzeć jakąś bajkę? - spytał się mnie Oli od razu po wejściu.
- Jasne - zgodziłam się, a młody Winiarski pobiegł do salonu i włączył sobie telewizor.
- Michał to tak, to jest prezent urodzinowy od nas. Wszystkiego najlepszego! - powiedział Bartek i poklepał swojego przyjaciela po plecach, a następnie wręczył mu kopertę z prezentem. Wczorajszy solenizant popatrzył raz na mnie raz na Bartka zdezorientowany, lecz po chwili wziął prezent w swoje ręce.
- Wszystkiego najlepszego Misiek. Szczęścia, miłości i masy zdrowia. Mam nadzieję że osiągniesz swoje postawione przed sobą cele z łatwością i ten banan który jest zawsze przyczepiony do twojej twarzyczki nigdy nie zniknie - po złożeniu życzeń pocałowałam go w policzek, a Michał postanowił poczekać jeszcze z otwarciem prezentu ode mnie i od Bartka. Porozmawialiśmy jeszcze z bełchatowskim przyjmującym, ale zmęczeni po podróży postanowiliśmy się położyć.
- Zabiję kiedyś tego Krzyśka - powiedział Bartek przytulając się do mnie pod kołdrą.
- Za co tym razem?
- Cały czas musiałem się bawić z Sebą i Domi. Tzn. nie mówię że nie lubię dzieci, ale kiedyś mu się odwdzięczę - słuchałam Bartka nic nie mówiąc, przystępując już do fazy snu.
- Mariola?
- Hm?
- Nie chciałabyś mieć takich małych brzdąców biegających wokół twoich nóg? - spytał czarującym głosem przytulając mnie do siebie jeszcze mocniej.
- Po studiach - odpowiedziałam krótko, a Bartek pocałował mnie delikatnie w usta.
- Dobranoc kochanie - wyszeptał. Zamknięta w stalowym uścisku jego ramion czując bijące od niego ciepło nie mogłam zasnąć jeszcze długo, rozmyślając i tworząc scenariusze na przyszłość. Rozmarzona nawet nie myślałam o czekających mnie problemach, a o miłości, która ogarniała mnie całą. Którą byłam przepełniona od stóp po głowę. Która była w każdym calu mojego ciała. Która była skierowana w jedną osobę. Bezwarunkowa, czysta i silna.
Siemka. :)
Wydaję mi się że już powracamy do normalnego funkcjonowania. Rozpoczynamy kolejny raz misję: Nadrabianie rozdziałów na waszych blogach. Nie podajemy konkretnej daty ukończenia jej, ale możemy stwierdzić że misja ta na pewno przebiegnie pozytywnie. Kolejny beznadziejny śmieć, całą historię mamy już ułożoną, ale w dalszym ciągu nie potrafimy przelać wszystkiego z naszej głowy. Wybaczcie. Rozdział miał być dodany wczoraj, ale trochę za bardzo poniosła nas euforia po wygranym meczu Skry. Mamy nadzieję że dzisiaj również pokażą się z dobrej strony.
Pozdrawiamy! :* Następny w okolicach weekendu.
jeeeest! Przedłużamy naszą grę i wracamy do Rzeszowa. Uczucia po tym meczu są nie do opisania!!! Brawo Aleks :)
Dzisiaj na pytania odpowiada Kiki.
1. Ulubiona rzecz w Twojej szafie.
Nie mam ulubionej, ale najczęściej z niej wyciąganą jest bluza. ;)
2. Bajka, którą najbardziej zapamiętałaś z dzieciństwa.
Teletubisie. Rodzice nie potrafili sobie ze mną poradzić, ponieważ zawsze płakałam gdy bajka ta się kończyła, więc musieli się wyposażyć w duże zapasy płyt/kaset. :) Król Lew, Zakochany kundel.
3. Bardziej cieszysz się na myśl o przeszłości czy przyszłości?
Przeszłość to chwile, do których lubię wracać, jestem dość sentymentalna. :) Lecz przyszłość to nowe perspektywy i wiele możliwości. To jaka ona będzie zależy od każdego z nas.
4. Wolisz dzień czy noc? Dlaczego?
Mówi się że prawdziwe życie, zaczyna się dopiero w nocy. :D Wybieram noc, bo noc to czas na najlepsze rozkminy, rozmowy i inne rzeczy. ;)
5. Czy miałaś do tej pory przełomowy dzień w swoim życiu?
Wydaję mi się że nie. Myślę że ten dzień dopiero nadejdzie. :) Choć, jak na razie takim dniem było rozpoczęcie trenowania siatkówki.
6. Co poprawia ci samopoczucie, gdy masz zły humor?
Przyjaciele. Nie wyobrażam sobie normalnego funkcjonowania bez nich. Są definitywnie ważną częścią mojego życia.
7. Pamiętasz dowcip, który najbardziej cię rozbawił?
Nie przypominam sobie. Choć śmiech to jeden z moich atrybutów, więc śmieję się przeważnie ze wszystkiego oraz z każdym. :)
8. Jakie wybrałabyś imię dla swoich dzieci?
Podobają mi się imiona Natala, Magda, Julka; Michał, Kuba, Krzyś.
9. Twoja ulubiona piosenka.
Ciągle się zmienia. ;)
10. Gdybyś mogła zmienić jedną rzecz w siatkarskim świecie, co by to było?
Podejście niektórych kibiców oraz różne hejty z ich strony co do zawodników oraz klubów. Siatkówka to sport, który powinien łączyć a nie dzielić ludzi. Nie chciałabym aby w polskiej siatkówce działy się takie rzeczy jak w środowisku piłki nożnej.
11. Twoja pierwsza myśl po przebudzeniu.
Zazwyczaj zanim zaczną kontaktować minie dużo czasu, więc przeważnie w ogóle nie myślę po przebudzeniu się. Ale mój organizm niezmiennie woła: Spać! :)
- Czego? - spytałam zirytowana, zaspanym głosem, przecierając zlepione oczy.
- Dzień dobry kochana przyjaciółko - odparł radośnie. - Tak myślę, że jeśli razem z twoim chłopakiem nie macie żadnych konkretnych planów na dzisiaj, to może ruszycie wasze zacne tyłki i pojedziecie z nami do Rzeszowa? - mówił bardzo szybko, że mój mózg ledwo co wyłapał słowa, które wypłynęły z ust libero.
- No nie wiem - powiedziałam ziewając. - Muszę zapytać Bartka - dodałam, szturchając osobę leżącą obok mnie.
- Bartek, jedziemy z Krzyśkiem do Rzeszowa? - spytałam, gdy już zdołałam doprowadzić go do stanu, kiedy mógł choć trochę kontaktować.
- Jak chcesz - powiedział, lądując twarzą w poduszce.
- Krzysiu, bardzo chętnie skorzystamy z twojej oferty. Na którą mamy być gotowi? - spytałam, przeciągając się.
- No my teraz schodzimy na śniadanie, a wyjeżdżamy za jakieś niecałe półtorej godziny - oznajmił powoli, wykonując rachunki w głowie.
- Ok. Postaramy się wyrobić. To do zobaczenia. A, mamy czekać pod hotelem w którym się zatrzymaliście?
- Tak, tak. Constancja. Tylko się nie spóźnijcie. Pa - przestrzegł nas i zakończył rozmowę Ignaczak. Wybiegłam z sypialni, potykając się po drodze o różne rzeczy porozwalane na podłodze i udałam się do łazienki, aby jak najszybciej doprowadzić się do ładu. Nie zajęło mi to dużo czasu, jak na mnie wykonywałam codzienne czynności z prędkością światła. Kiedy ponownie przekroczyłam próg mojej sypialni, Bartosz w dalszym ciągu leżał rozwalony na łóżku i spał.
- Bartek! Wstawaj! Przecież musimy jeszcze dojechać do Częstochowy - siłowałam się z nim ściągając z niego kołdrę, którą on uparcie do siebie przytulał. - Bartek, no proszę cię wstawaj! Masz 5 minut! - odparłam stanowczo odwracając się na pięcie i udałam się do kuchni przyrządzić śniadanie i jakieś kanapki na drogę. Kiedy wsypywałam płatki do mleka Bartek wszedł do kuchni.
- Przepraszam - powiedział całując mój policzek.
- Ok. Ale przestań się już grzebać tylko jedz - powiedziałam podając mu miskę, którą wziął i zabrał się już za pochłanianie swojej porcji.
- O, kartka od Kingi. Pisze że pojechali w Bieszczady i że wracają jutro wieczorem.
- A to sobie nieźle wymyśliła - dodałam siadając na przeciwko Bartka.
- Może nas wezmą od Krzyśka jak będą wracać? - zaproponował Bartek.
- Ok, dobry pomysł - przyznałam - zadzwonię do niej później. Zjadłeś już? - spytałam zniecierpliwiona.
- Nie - powiedział pakując pełną łyżkę do buzi.
- To trudno, musimy iść bo się spóźnimy - powiedziałam, ciągnąc go za sobą.
- A moje śniadanie? - spytał oburzony podążając za mną.
- Zrobiłam kanapki - wytłumaczyłam i udaliśmy się na parking do Bartkowego samochodu, który został w Polsce oraz którym mieliśmy się udać w wyznaczone przez Krzysztofa miejsce.
Na miejscu byliśmy 50 minut później. Czekaliśmy na grupę resoviaków pod hotelem, w którym się zatrzymali. Dzień był bardzo przyjemny. Od samego rana świeciło słońce oraz powiewał lekki wiatr, który pomimo małej siły i tak zapanował nad moją grzywką i robił z nią co chciał.
- Mówiłem ci że nie musimy się tak spieszyć bo i tak zdążymy - powiedział Bartek opierając się o swój samochód. Krzysiek ze swoją drużyną wyłonili się zza drzwi chwilę później.
- Nawet nie wiecie jak się cieszę że ze mną jedziecie, Iwonka też się bardzo ucieszy jak was zobaczy, a o dzieciakach to już nie mówię. To będzie niewątpliwie bardzo ciekawy weekend - powiedział Krzysiek obejmując nas.
- Masz już jakieś pomysły jak spędzimy ten czas wspólnie? - spytał Bartosz wchodząc do autokaru.
- Oczywiście! Tzn nie, ale wiem na pewno czego nie będziemy robić - dodał uradowany libero. Spojrzeliśmy na niego pytająco, a ten przedłużał ciszę jeszcze dłużej. - Nudzić się! - oznajmił i zaśmiał się dość psychicznie, ale nie było to nic nowego. - To taki suchar, na dobry początek dnia. Siadajcie, czeka nas trochę jazdy - powiedział i rozsiadł się na tylnych siedzeniach autobusu. Zajęliśmy miejsca obok niego i podczas drogi rozmawialiśmy z innymi zawodnikami i graliśmy w jakieś wymyślone przez nich gry. W połowie drogi Bartek zniknął gdzieś z przodu uprowadzony przez Cichego. - No to opowiadaj Mariola. Jak? Kiedy? Dlaczego? I czemu ja się dowiaduje o tym dopiero teraz? - zapytał się mnie Krzysiek robiąc dziwną minę. Głęboko westchnęłam i rozpoczęłam opowiadanie.
- Normalnie Krzysiu, jak dwoje ludzi jest w sobie zakochanych to tak się dzieję - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- Ale przecież wy byliście najlepszymi przyjaciółmi - dodał gestykulując.
- Albo po prostu tak dobrze udawaliśmy - mrugnęłam do niego.
- To wy byliście tak długo ze sobą i udawaliście, że się tylko przyjaźnicie, gdzie w tym jest jakikolwiek sens? - rozprawiał marszcząc przy tym czoło.
- Niee, to nie tak. Nic nie udawaliśmy, tylko raczej ukrywaliśmy wszystko w sobie, a potem tak jakoś wyszło wszystko samo z siebie, no i jest to co jest - odpowiedziałam uśmiechając się, wyraz twarzy mojego przyjaciela nie zmienił się i nadal na jego czole widoczne było pare zmarszczek.
- Ale dlaczego dopiero teraz ja się o tym dowiaduje, co? - spytał śmiesznym głosem.
- No już nie przesadzaj Krzysiu, nie było okazji - uśmiechnęłam się do niego. - A jak w domu, jak dzieciaki? - zmieniłam temat.
- Świetnie, zobaczysz dzisiaj wszystko - odparł ciepło. Droga minęła nam bardzo szybko na rozmowie. Gdy dojechaliśmy do Rzeszowa, wsiedliśmy do samochodu Ignaczaka i udaliśmy się do jego domu, w którym mieszkał z rodziną.
- Tatoo - przywitał go Sebastian, gdy zaparkowaliśmy na podwórku.
- Cześć Seba - poczochrał go po włosach i przytulił do siebie.
- Przygotowałem dla ciebie tor przeszkód! Chodź! - powiedział radośnie ciągnąc go za rękę, w kierunku ogrodu.
- Czekaj, czekaj synku. Patrz kogo ze sobą przywiozłem - wskazał na nas, a młody Ignaczak od razu podbiegł do nas.
- Ciocia Mariola i wujek Bartek! - przywitał się z nami dziewięcioletni chłopczyk. - To może wujek pójdzie ze mną, dobrze tato?
- Oczywiście, uważam że to świetny pomysł. Wujek już nie mógł się doczekać aż w końcu się z tobą pobawi - powiedział Igła i szybko uciekł do domu, a ja poszłam w jego ślady zostawiając Bartka z Sebastianem na dworze.
- Iwonko, już wróciłem. Mamy gości, kochanie - krzyknął, gdy tylko otworzył drzwi.
- Cześć kochanie, przykro mi, następnym razem będzie na pewno lepiej - krzyknęła z kuchni, zapewne odnosząc się do wczorajszego meczu. - A kto taki nas odwiedził? - weszła na korytarz. - O, jak miło Cię widzieć. Och, ale długo się nie widziałyśmy! - zwróciła się do mnie.
- Cześć Iwona - przywitałam się z nią.
- Jest jeszcze Bartek, ale Sebastian go porwał i teraz pokonuje tor przeszkód - powiedział.
- Krzysiek! Seba przygotowywał to przez 2 dni specjalnie dla ciebie, a ty wpakowałeś w to biednego Bartka. Masz tam do nich zaraz iść i bawić się ze swoim synem - powiedziała groźnie Iwona.
- Ale kochaanie, jestem zmęczonyy - powiedział przeciągle robiąc smutną minę.
- Bez gadania - ucięła. - Chodź Mariola, napijemy się razem kawy - powiedziała prowadząc mnie do kuchni, gdzie przygotowywała obiad.
- A gdzie Dominisia? - zapytam rozglądając się po kuchni.
- Na górze. Powiedziała że zaraz zejdzie, bo teraz coś robi - wyjaśniła kobieta. - No to opowiadaj co u ciebie! Mamy chyba dużo do nadrobienia - przyznała pogodnie i podała mi filiżankę wypełnioną czarną cieczą.
- Dzięki. O tak, bardzo dużo.
- Więc nie traćmy czasu - uśmiechnęła się kolejny raz upijając łyk kawy. - Co u ciebie? Jak studia?
- Wszystko pomału. Chociaż ostatnio dużo wielkich rzeczy działo się w moim życiu. Studia.. Jak na razie nadrabiam moją wiedzę, ponieważ aktualnie mieszkam w Rosji z Bartkiem, dopóki nie wyleczy kontuzji. Ale jakoś daje sobie radę.
- W Rosji? Bartek sam sobie nie da rady, czy coś się za tym kryje? - była bezbłędna, wykrywała wszystko i łączyła każdą informację w logiczną całość. Działała jak Sherlock Holmes, teraz już wiem dlaczego Krzysiu był taki grzeczny.
- No tak, jak zwykle masz rację. Z Bartkiem jesteśmy parą, w końcu po tych latach nasze ścieżki złączyły się w jedną, która jak na razie biegnie prosto - uśmiechnęłam się do niej.
- Gratulacje - powiedziała serdecznie. - Mam nadzieję że będzie się wam dobrze układać. Dominika co ty masz na sobie? - zwróciła się do córki patrząc za mnie. Podążyłam jej wzrokiem i zobaczyłam małą Dominikę ubraną prawdopodobnie w ubrania mamy i z nieudolnie pomalowanymi ustami.
- Bo ja lobię pokaz mody dla tatusia! - odpowiedziała i uśmiechnęła się niewinnie. - Dzień dobly ciociu - przywitała się ze mną przytulając się do moich nóg.
- Cześć mała. To widzę że wam modelka w domu rośnie - uśmiechnęłam się do niej. - Leć pokaż się tatusiowi, chłopaki są w ogrodzie.
- Krzysiek już wymyślił dla was jakiś plan zajęć? - zapytała się mnie brunetka, gdy Domi wybiegła do ogrodu przez drzwi tarasowe w salonie.
- Nie, ogólnie ten cały wyjazd to była bardzo spontaniczna decyzja. Krzysiek dzwonił do mnie rano o 6 i się zapytał czy jedziemy z nimi, nie mieliśmy żadnych planów więc się zgodziliśmy.
- A jak wracacie?
- Zabierzemy się z Kingą, bo pojechała z Michałem nad Solinę.
- Jakim Michałem? - zapytała zaskoczona.
- No Winiarem. Pojechali razem z Oliwerem.
- Z Miśkiem? Kinga? Przecież ona jeszcze niedawno była z Tomkiem - powiedziała zamyślając się.
- Niedawno? Oni nie są już ze sobą od dwóch lat - sprostowałam.
- Naprawdę? A byłam przekonana że są jeszcze ze sobą. Nie mówiła mi nic.
- No to widzę że z Kingą nie widziałaś się jeszcze dłużej niż ze mną - uśmiechnęłam się do niej.
- Masz rację. Dobrze, chodźmy do ogrodu zobaczyć jakie już szkody ta banda wyrządziła.
Iwona wyszła przez te same drzwi, co Dominika wcześniej, a ja podążyłam za nią. Zza domu słychać było dużo dzikich odgłosów.
- Co wy tutaj robicie? - spytała Iwona zakładając czarne okulary przeciw słoneczne na nos. Siatkarze chodzili po ogrodzie na czworaka, a na ich plecach wygodnie siedzieli Sebastian z Dominiką.
- Bawimy się w dziki zachód - krzyknęła Dominika i pośpieszyła swojego rumaka, którym był Krzysiek.
- Przywitajcie się z moją bronią! - krzyknął Sebastian trzymając w ręce węża ogrodowego.
- Seba, to nie jest fair - mówił do niego ojciec, który po chwili zraszany był wodą.
- Mamoo! - krzyczała Dominika, której włosy stawały się coraz bardziej mokre.
- Dzieciaki, koniec tej zabawy - stanowczo odezwała się Iwona. Krzysiek, momentalnie zmienił swoje nastawienie do zaistniałej sytuacji i po chwili sam biegał po ogrodzie trzymając wąż i lejąc po całym towarzystwie jakie było w nim zgromadzone. Zajęło nam to kolejne pół godziny, po których zmęczeni musieliśmy odpocząć usadawiając się wygodnie w leżakach i korzystając z ciepłego słońca.
- Kochanie, może zrobiłbyś nam jakieś drinki, co? - szturchnęła męża Iwona.
- Dobrze skarbie - pocałował ją w policzek i podążył do domu.
- Ale z was przykładne małżeństwo - stwierdziłam przyglądając się mojej przyjaciółce.
- No wiesz, lata praktyki. Jak przypilnujesz Bartka na samym początku i będziesz opierać to wszystko na swoich zasadach to nie będziesz miała żadnych problemów z tym dużym dzieckiem - wyznała wzruszając ramionami.
- Ej, ej. Ja nie pozwolę zrobić z siebie pantoflarza - powiedział Bartek włączając się do naszej dyskusji.
- O jakim ty pantoflarzu mówisz? Sugerujesz że mój mąż jest pod moją władzą?
- No może tak troszeczkę - odpowiedział niepewnie.
- O czym rozmawiacie? - spytał Krzysiek przynosząc tacę z drinkami.
- O niczym.
- Proszę kochanie, tak jak chciałaś - położył tacę na stolik i uśmiechnął się serdecznie.
- Może masz trochę racji Bartek - powiedziała do niego cicho Iwona.
- Jak zawsze - skomentował wiercąc się na leżaku i zamykając powieki, skrywając oczy przed słońcem.
- Wujku pobawis się ze mną? - przyszła do nas Dominika.
- A w co chcesz się bawić?
- We wlózki. I ty wujku będzies leśną wlózką, któla będzie opiekować się leśnymi zwiezackami, któle są jesce małe. A ja będę wlózką tęcy i jak tylko zwiezacki będą chciały to wycaruję im tęce zeby sobie mogły na niej pozjezdzać. Chodźmy! - pociągnęła go za rękę wymuszając jego ruch. Po chwili obserwowaliśmy jak Bartek tańczy z Domi i z wymyślonymi zwierzakami. Bartek miał bardzo dobry kontakt z dziećmi, uwielbiały się z nim bawić.
- Nie martw się, niedługo Bartek będzie się tak bawił z waszymi pociechami - powiedziała Iwona wyrywając mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się do niej blado i wzięłam kolejny łyk napoju, jaki przygotował dla nas Krzysiu.
- Iwonko, my się umówiliśmy z Pitem na 15. To niedługo będziemy się zbierać, ok?
- Jasne. A o której wrócicie? - zapytała się jego żona.
- Nie wiem. Zadzwonię - dał jej buziaka. - Bartek chodź, idziemy!
- Czekaj bo teraz usypiam małego borsuka! Cisza ma być! - Krzysiek wybuchnął śmiechem, a my z Iwoną poszłyśmy w jego ślady.
- Ok, już możemy iść - powiedział Bartek pogodnie. - No co? Przecież nie mogłem go tak zostawić. Sam by nie zasnął i płakałby całą noc! - zirytował się mój chłopak. - Nie rozmawiam z wami, wy tego nie zrozumiecie. Chodźmy już - powiedział Bartek i szurając butami o powierzchnię ziemi zmierzał do furtki.
- Wrócimy za niedługo. Pa - pożegnał się Ignaczak i pobiegł za swoim kolegą.
- No to co teraz robimy. Chłopaków nie ma, zakupy? - spytała zacierając dłonie.
- Z wielką chęcią.
- Dzieciaki, idziemy na zakupy. Szybko zbierajcie się, za 10 minut wychodzimy - ponagliła ich matka. Tak jak powiedziała 10 minut później byliśmy już w drodze do jednego z centr handlowych w Rzeszowie. Zakupy jak to zawsze z Iwoną były dość obfite. Po moich kalkulacjach doszłam do wniosku że powinnam trochę przystopować bo za niedługo stan mojego konta nie będzie korzystny. Miałam duży zapas pieniędzy, które zarobiłam kilka lat temu na siatkówce, ale ich ilość malała nie ubłagalnie. Po zakupach wybraliśmy się na jakiś obiad, w postaci kuchni azjatyckiej. Po 3 godzinach w końcu powróciliśmy do posiadłości Ignaczaków.
- Mamusiu to ja pójdę do Filipa, mogę? - prosił Sebastian.
- Jasne kochanie, ale wróć przed kolacją. Podziękuj pani Nowickiej za to ciasto co nam ostatnio podrzuciła i powiedz że było bardzo pyszne. To leć skarbie.
- Ok. Pa - rzucił na pożegnanie i pobiegł do kolegi z sąsiedstwa.
- To ja mamusiu moze dokońcę ten pokaz mody, dobze? - zapytała się Dominika wchodząc już na próg schodów.
- No dobrze, ale pamiętaj. Rzeczy z górnej półki nie dotykasz - przestrzegła ją jednym placem. Domi pokiwała twierdząco główką i pobiegła do domu. - To co byś chciała porobić? Relaksujemy się tutaj czy wolisz jakoś aktywniej spędzić ten czas?
- Jeszcze się pytasz? Oczywiście że wolę wygrzewać się na słońcu i nic nie robić - uśmiechnęłam się do niej i wsłuchiwałam się w szum drzew, które rosły w ogrodzie Ignaczaków.
- Na takie dni właśnie czekałam - dodała Iwona. - Cisza, spokój, doborowe towarzystwo - zaśmiała się lekko. - Cieszę się że w końcu się spotkałyśmy.
- Ja również. To teraz będziesz musiała się zrewanżować i przyjechać do mnie do Bełchatowa.
- Z chęcią - odpowiedziała uśmiechnięta.
- Tadam! - wyłoniła się zza drzwi Dominisia, ubrana w jakąś spódnicę, która służyła jej za sukienkę, szpilki i jakiś szal.
- Ślicznie skarbie, ale czekaj skąd ty wzięłaś te buty? - spytała podrywając się z leżaka.
- Z pudełka - odpowiedziała niewinnie Dominika.
- Kochanie, to są moje nowe buty! - podbiegła do córki Ignaczakowa.
- Dobze mamo, juz je ściągam - powiedziała Dominika ściągając obuwie i znikła z powrotem w głębi domu.
- Może spacer? - zaproponowała Iwona.
- Ok - odparłam podnosząc się z leżaka. Lekko się przeciągnęłam i ubrałam z powrotem klapki.
- Domi, chodź, idziemy na spacer - krzyknęła do niej mama.
- A mogę wziąć hulajnogę?
- Możesz - po chwili Dominika stała już obok nas trzymając w jednej ręce różowy trójkołowiec. Spacerowałyśmy po Słocinie nigdzie się nie śpiesząc. Obserwowałyśmy Dominikę jeżdżącą na hulajnodze, którą dostała od taty na urodziny i gdy tylko się zachwiała pomagałyśmy zachować jej równowagę. Przez całą drogę rozmawiałyśmy na różne tematy, jakie tylko zawitały w naszej głowie. Kierując się już do domu, spotkałyśmy się z chłopakami, którzy właśnie wracali już od Piotrka.
- Patrzcie co mamy - Igła pomachał nam przed oczami jakąś płytą i butelką wina.
- Dobry wybór - skomentowałam preferencje filmowe Krzysia. Kiedy dzieciaki były już gotowe do pójścia spać, włączyliśmy film i otworzyliśmy butelkę.
- To za co pijemy? - spytał Krzysiek.
- Może wznieśmy toast oczywiście za naszych zakochanych i za słońce, które dzisiaj poprawiło humor zapewne każdemu Polakowi - stwierdziła Iwona podnosząc kieliszek do góry. Po toaście rozsiedliśmy się wygodnie na kanapie w salonie i wpatrywaliśmy się w ekran telewizora, na którym leciał film. Znając całą fabułę filmu, zasnęłam w końcówce, następnie przenoszona w silnych ramionach Bartka mogłam zasnąć głębokim snem na łóżku w pokoju gościnnym.
Rano zadzwoniłam do Kingi, pytając o możliwość zabrania nas z powrotem do Bełchatowa. Zdziwiła ją nasza nieplanowana wizyta w Rzeszowie, ale bez problemów zgodziła się. Ostatnie godziny w stolicy Podkarpacia spędziliśmy oglądając materiały z Krzyśkowej kamery, które jeszcze nie ujrzały światła codziennego. Razem z Iwoną i dzieciakami śmialiśmy się przyglądając się co nasi chłopcy wyprawiali jeszcze na zgrupowaniu reprezentacyjnym. Kinga przyjechała o godzinie 10, przez brak czasu nie zdążyli porozmawiać z Ignaczakami. Dalszą część drogi prowadził Michał, a ja z Kingą siedziałyśmy z tyłu i opowiadałyśmy sobie jak spędziłyśmy weekend. Oli również włączył się do naszej rozmowy, gdy tylko się obudził. Droga minęła zaskakująco szybko.
- Dobrze było choć trochę odpocząć - przyznałam wysiadając z samochodu.
- Dokładnie - przyznał mi rację Michał. - Dobrze, to ja już się zmywam. Dziękuje Kinga. Trzymajcie się. Do zobaczenia - powiedział i odpalił ponownie silnik swojego samochodu.
- Czekaj jeszcze - zatrzymał go Bartek. Chodź do nas. Pogadamy sobie jeszcze, przecież wiesz że się rzadko widujemy to jak już jest taka możliwość to trzeba to wykorzystać - powiedział i mrugnął do niego Bartek. Nie usłyszeliśmy żadnego słowa sprzeciwu, więc wszyscy razem podążyliśmy do mojego mieszkania.
- Mogę obejrzeć jakąś bajkę? - spytał się mnie Oli od razu po wejściu.
- Jasne - zgodziłam się, a młody Winiarski pobiegł do salonu i włączył sobie telewizor.
- Michał to tak, to jest prezent urodzinowy od nas. Wszystkiego najlepszego! - powiedział Bartek i poklepał swojego przyjaciela po plecach, a następnie wręczył mu kopertę z prezentem. Wczorajszy solenizant popatrzył raz na mnie raz na Bartka zdezorientowany, lecz po chwili wziął prezent w swoje ręce.
- Wszystkiego najlepszego Misiek. Szczęścia, miłości i masy zdrowia. Mam nadzieję że osiągniesz swoje postawione przed sobą cele z łatwością i ten banan który jest zawsze przyczepiony do twojej twarzyczki nigdy nie zniknie - po złożeniu życzeń pocałowałam go w policzek, a Michał postanowił poczekać jeszcze z otwarciem prezentu ode mnie i od Bartka. Porozmawialiśmy jeszcze z bełchatowskim przyjmującym, ale zmęczeni po podróży postanowiliśmy się położyć.
- Zabiję kiedyś tego Krzyśka - powiedział Bartek przytulając się do mnie pod kołdrą.
- Za co tym razem?
- Cały czas musiałem się bawić z Sebą i Domi. Tzn. nie mówię że nie lubię dzieci, ale kiedyś mu się odwdzięczę - słuchałam Bartka nic nie mówiąc, przystępując już do fazy snu.
- Mariola?
- Hm?
- Nie chciałabyś mieć takich małych brzdąców biegających wokół twoich nóg? - spytał czarującym głosem przytulając mnie do siebie jeszcze mocniej.
- Po studiach - odpowiedziałam krótko, a Bartek pocałował mnie delikatnie w usta.
- Dobranoc kochanie - wyszeptał. Zamknięta w stalowym uścisku jego ramion czując bijące od niego ciepło nie mogłam zasnąć jeszcze długo, rozmyślając i tworząc scenariusze na przyszłość. Rozmarzona nawet nie myślałam o czekających mnie problemach, a o miłości, która ogarniała mnie całą. Którą byłam przepełniona od stóp po głowę. Która była w każdym calu mojego ciała. Która była skierowana w jedną osobę. Bezwarunkowa, czysta i silna.
Siemka. :)
Wydaję mi się że już powracamy do normalnego funkcjonowania. Rozpoczynamy kolejny raz misję: Nadrabianie rozdziałów na waszych blogach. Nie podajemy konkretnej daty ukończenia jej, ale możemy stwierdzić że misja ta na pewno przebiegnie pozytywnie. Kolejny beznadziejny śmieć, całą historię mamy już ułożoną, ale w dalszym ciągu nie potrafimy przelać wszystkiego z naszej głowy. Wybaczcie. Rozdział miał być dodany wczoraj, ale trochę za bardzo poniosła nas euforia po wygranym meczu Skry. Mamy nadzieję że dzisiaj również pokażą się z dobrej strony.
Pozdrawiamy! :* Następny w okolicach weekendu.
jeeeest! Przedłużamy naszą grę i wracamy do Rzeszowa. Uczucia po tym meczu są nie do opisania!!! Brawo Aleks :)
Dzisiaj na pytania odpowiada Kiki.
1. Ulubiona rzecz w Twojej szafie.
Nie mam ulubionej, ale najczęściej z niej wyciąganą jest bluza. ;)
2. Bajka, którą najbardziej zapamiętałaś z dzieciństwa.
Teletubisie. Rodzice nie potrafili sobie ze mną poradzić, ponieważ zawsze płakałam gdy bajka ta się kończyła, więc musieli się wyposażyć w duże zapasy płyt/kaset. :) Król Lew, Zakochany kundel.
3. Bardziej cieszysz się na myśl o przeszłości czy przyszłości?
Przeszłość to chwile, do których lubię wracać, jestem dość sentymentalna. :) Lecz przyszłość to nowe perspektywy i wiele możliwości. To jaka ona będzie zależy od każdego z nas.
4. Wolisz dzień czy noc? Dlaczego?
Mówi się że prawdziwe życie, zaczyna się dopiero w nocy. :D Wybieram noc, bo noc to czas na najlepsze rozkminy, rozmowy i inne rzeczy. ;)
5. Czy miałaś do tej pory przełomowy dzień w swoim życiu?
Wydaję mi się że nie. Myślę że ten dzień dopiero nadejdzie. :) Choć, jak na razie takim dniem było rozpoczęcie trenowania siatkówki.
6. Co poprawia ci samopoczucie, gdy masz zły humor?
Przyjaciele. Nie wyobrażam sobie normalnego funkcjonowania bez nich. Są definitywnie ważną częścią mojego życia.
7. Pamiętasz dowcip, który najbardziej cię rozbawił?
Nie przypominam sobie. Choć śmiech to jeden z moich atrybutów, więc śmieję się przeważnie ze wszystkiego oraz z każdym. :)
8. Jakie wybrałabyś imię dla swoich dzieci?
Podobają mi się imiona Natala, Magda, Julka; Michał, Kuba, Krzyś.
9. Twoja ulubiona piosenka.
Ciągle się zmienia. ;)
10. Gdybyś mogła zmienić jedną rzecz w siatkarskim świecie, co by to było?
Podejście niektórych kibiców oraz różne hejty z ich strony co do zawodników oraz klubów. Siatkówka to sport, który powinien łączyć a nie dzielić ludzi. Nie chciałabym aby w polskiej siatkówce działy się takie rzeczy jak w środowisku piłki nożnej.
11. Twoja pierwsza myśl po przebudzeniu.
Zazwyczaj zanim zaczną kontaktować minie dużo czasu, więc przeważnie w ogóle nie myślę po przebudzeniu się. Ale mój organizm niezmiennie woła: Spać! :)