poniedziałek, 31 grudnia 2012

14. Mimo to czuł niedosyt, bo miłość nie jest łatwa. Nosił w sercu dziurę, której nie potrafił zatkać.

I know you don't believe it,
But I said it and I still mean it,
When you heard what I told you,
When you get worried I'll be your soldier.
~
Gavin DeGraw.



Z dnia na dzień, coraz dosadniej powtarzano o przygotowywaniu się do wrześniowych zaliczeń. Nauka pochłaniała moje ostatnie dni, a do tego dochodziły korepetycje z angielskiego oraz hiszpańskiego udzielane młodocianym. Byłam zasypywana coraz to nowszymi wiadomościami od znajomych, którzy przypominali mi o swoim istnieniu, ale ja nawet nie miałam siły ani czasu, aby poinformować ich o moim samopoczuciu lub udzieleniu innych informacji. Pogoda z dnia na dzień się pogarszała, rtęć w termometrach pięła się coraz to niżej, wskazując temperatury kilkunastostopniowe. Dzisiejszego dnia jednak temperatura była przyzwoita, a słońce rozpieszczało nas ogrzewającymi promykami. Ubrana, korzystając jeszcze z ciepłych dni, czekałam na zakończenie się wykładu, w jednej z uniwersyteckich ławek. Gdy tylko było to już możliwe, wyszłam pośpiesznie z uczelni, aby zdążyć na najbliższy autobus do Bełchatowa. Schodząc po schodach, prowadzących do środka uniwersytetu, dostrzegłam wśród ludzi dobrze znaną mi postać. Bez zawahania podeszłam do niej.
- A co ty tutaj robisz? - spytałam uśmiechnięta.
- Tak się ze mną witasz? - spytał robiąc zawiedzioną minę.
- Dzień dobry! - powiedziałam ściskając go mocno i całując w policzek. Wydawałby się szczęśliwy z faktu, że po długim czasie w końcu spotyka swoją jedyną córkę, ale smutek w jego oczach eliminował wszelkie domysły na ten temat.
- Przyjechałem zobaczyć jak się czuję moja córeczka - w końcu usłyszałam odpowiedź na moje pierwsze pytanie.
- Aha, jasne tato. A tak na prawdę, to co cię sprowadza w te strony? - spytałam puszczając mimo uszu jego poprzednią odpowiedź, wiedząc, iż jest ona tylko kamuflażem prawdziwego powodu wizyty ojca.
- Chodźmy może w jakieś bardziej ustronne miejsce - odparł.
- Dobrze, tutaj za rogiem jest restauracja. Jadłeś już jakiś obiad? - spytałam patrząc na zegarek.
- Jeszcze nie, niedawno przyjechałem - odpowiedział. Ruszyliśmy w stronę restauracji, w której zamówiliśmy dania dla siebie.
- Powiesz mi w końcu co jest powodem twojej wizyty?
- Tak. Twoja matka jest chora - zaczął, a ja od razu zamarłam. - Ma guza mózgu, na całe szczęście jest on bardzo wcześnie wykryty. Ale nie wiemy jeszcze nic o innych możliwych guzach i o sile złośliwości tego wykrytego. Gdy tylko wróciliśmy z Francji, mamę zaczęła bardzo boleć głowa, czuła ucisk, to wszystko przez zmianę ciśnienia podczas lotu. Udało mi się ją namówić na wizytę u neurologa, zrobiono jej szczegółowe badania i wykryto tego guza - powiedział. Czułam jak moje ciało zaczynało przestawać współpracować z moim mózgiem, coraz trudniej przychodziło mi zachowanie zimnej krwi i zdrowego rozsądku.
- Ale jak to? Czym on był spowodowany? Ten guz w mózgu to są już przerzuty z jakiegoś pierwotnego guza? Gdzie będzie leczona? - zadałam masę pytań, na które mój ojciec nie potrafił precyzyjnie odpowiedzieć.
- Kochanie, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Mama czuję się bardzo dobrze psychicznie, ze stanem fizycznym jest trochę gorzej, na razie dręczą ją tylko zawroty głowy, więc musi leżeć. Jest u nas w domu, wysłała mnie tutaj, abym poprosił jej dawnego kolegę ze studiów o konsultację, bo jak ona twierdzi, tylko do niego ma pełne zaufanie i on jest najlepszy. Więcej nic nie wiemy, dopiero po tej konsultacji zobaczymy co i jak z leczeniem, będą na pewno robione bardziej szczegółowe badania i wtedy się dowiemy wszystkiego. Jeśli tylko coś będziemy nowego wiedzieć od razu cię poinformujemy, ale teraz się nie denerwuj.
- Jak się nazywa ten jej przyjaciel? - spytałam stłumionym głosem.
- Marek Jabłkowski.
- Znam go. On wykłada często u mnie na uniwersytecie, jest zaprzyjaźniony z dziekanem - powiedziałam.
- Tak, wiem. Dlatego tutaj jestem, muszę się z nim jak najszybciej spotkać - oznajmił pełen nadziei w nowe, lepsze jutro.
- Pójdę z tobą - zaoferowałam się, po czym poinformowałam moją uczennicę sms.em, że dzisiejsza lekcja jest odwołana. Po zjedzeniu posiłku wróciliśmy ponownie na uczelnie, gdzie spotkał nas dość niemiły zawód, gdyż z tego co się dowiedzieliśmy, doktora aktualnie nie było w Łodzi i miał się w niej pojawić dopiero za dwa dni. Nieusatysfakcjonowani opuściliśmy uniwersytet.
- Gdzie się zatrzymasz? - spytałam ojca.
- W hotelu, już mam wykonaną rezerwację - powiedział i uśmiechnął się do mnie nikle. - Nie martw się córcia, wszystko się ułoży - powiedział, przytulając mnie jak małą dziewczynkę. - Podrzucić cię do Bełchatowa? - spytał, stojąc już przy własnym samochodzie.
- Nie trzeba, nie rób sobie kłopotu - odmówiłam.
- To przynajmniej na dworzec autobusowy cię zawiozę - naciskał. Tym razem nie odmówiłam. Ciężko było mi się z nim rozstawać w tej sytuacji, nie chciałam być sama. Ale po ojcu było widać już przemęczenie, widać było ile go ta sytuacja kosztuję i jak bardzo się stara.
- Tato, to wpadnij do mnie w któryś dzień zanim wyjedziesz. Może jutro? Przygotuje coś dobrego na obiad - zachęcałam go, starając się za wszelką cenę, aby poczuł że ma we mnie wsparcie.
- Z wielką przyjemnością - zgodził się. - O której kończysz jutro zajęcia?
- O 15:30 - odpowiedziałam.
- To będę na ciebie czekał, a później pojedziemy do Bełchatowa. Do zobaczenia córciu. Tylko zadzwoń do mamy jeszcze dzisiaj, bo jej obiecałem, że jak tylko ci powiem, to od razu zadzwonisz - powiedział, wysilając się na uśmiech.
- Dobrze tato, zadzwonię. Trzymaj się, pa! - pożegnałam się z nim i wysiadłam z jego samochodu, podążając ku dworcowej ławce, na której spędzę najbliższe kilka minut, czekając na autobus, który ma mnie zawieźć do domu. Założyłam słuchawki i włączyłam muzykę, która była dla mnie ukojeniem w tamtej chwili.
Gdy weszłam do mojego mieszkania, poczułam się źle. Byłam bezsilna i bezbronna w zaistniałej sytuacji. Przebrałam się w wygodniejszy strój i założyłam dużą, męską bluzę, należącą prawdopodobnie do mojego brata. Powstrzymując łzy napływające mi do oczu oraz normując oddech wybrałam połączenie głosowe z kontaktem Mama. Po pięciu sygnałach ktoś dopiero odebrał.
- Halo? - usłyszałam słaby głos po drugiej stronie, aż zadrżałam.
- Mamo? - spytałam z nadzieją w głosie.
- Słucham cię córeczko - powiedziała ciepło.
- Właśnie widziałam się z tatą. Mamo ja.. - nie wiedziałam co dalej powiedzieć, nie miałam co więcej powiedzieć, ponieważ żadne słowa nie potrafiłyby wyrazić tego co się we mnie teraz kumulowało.
- Tak wiem skarbie. Ale to nic, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Nie martw się mną, przecież wiesz, że mam zawsze rację i jestem okropną szczęściarą, więc i tym razem happy end jest nieunikniony - powiedziała, uśmiechając się, chociaż przy wypowiadaniu niektórych słów, głos jej zadrżał.
- Wiem mamo - przyznałam jej rację uśmiechając się przez łzy. - Przyjadę do ciebie najszybciej, jak to będzie możliwe - powiedziałam siąkając nosem.
- Kochanie, ale nie płacz, proszę cię.
- Ale ja nie płaczę, wydaję ci się. Przeziębiłam się tylko przez te zmiany temperatury - kłamałam.
- Starej matki nie oszukasz - powiedziała śmiejąc się ochryple.
- Mamuś, jakiej starej?
- Mam już swoje lata - odpowiedziała. - Kinia, ja już muszę kończyć, leki idą. Trzymaj się słońce, ucz się tam pilnie i nie szalej! Kocham cię! Całusy, papa! - pożegnała się.
- Dobrze mamo. Ja ciebie też kocham, pa! - odpowiedziałam, po czym rozłączyłam się, rzuciłam telefon gdzieś na kanapę, na którą chwilę później bezwładnie opadłam z paczką chusteczek w ręku. Teraz już nie hamowałam żadnych emocji. Pozwoliłam swojemu organizmowi robić co tylko chciał. Chusteczka za chusteczką lądowały kolejno na ziemi, zaśmiecając drewniane panele.
Po pewnej, nieokreślonej długości czasowej, usłyszałam otwierane drzwi do mojego mieszkania. Ani nie drgnęłam, słysząc odgłosy kroków dobiegających z korytarza.
- Co się stało? - usłyszałam, jak gdyby ktoś mówił do mnie przez ścianę. Spojrzałam tylko tępo na osobnika, który przed momentem wparował do mojego mieszkania i ponownie wybuchnęłam płaczem. Jego obecność przypominała mi jedynie o niemiłych wspomnieniach, które miały miejsce parę dni temu. Mężczyzna usiadł ostrożnie obok mnie, a ja bez jakichkolwiek skrupułów przytuliłam się do niego, jak do pluszowego misia, ciągle nie przestając płakać. On przycisnął mnie lekko do siebie i dłońmi gładził mnie po włosach i plecach.
- Cii - szeptał non stop, próbując mnie uciszyć, aby dowiedzieć się, jakie są przyczyny mojego zachowania. Po paru minutach spędzonych w silnych ramionach siatkarza uspokoiłam się. - Powiesz mi dlaczego płakałaś? - spytał ponownie żądając uzasadnienia mojego rozklejenia się.
- Moja mama jest chora. Ma raka mózgu - powiedziałam cicho, ale na tyle głośno, że Michał mógł usłyszeć to, co powiedziałam. Poczułam silniejszy nacisk na moje ciało i usta na czubku mojej głowy.
- Nie martw się. Twoja mama to silna kobieta, na pewno sobie z tym poradzi i wyzdrowieje. Jestem tego pewien - mówił powoli, ale zdecydowanie, tak aby każde słowo wypowiedziane z jego ust trafiło do mnie. Wtuliłam się jeszcze bardziej w jego klatkę piersiową, a z mojego jednego oka poleciała pojedyncza łza. - Mała, ale nie płacz już - powiedział, ocierając kciukiem łzę, spływającą po moim policzku. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na jego rozpogodzoną twarz, która jak zwykle była uśmiechnięta, a oczy intensywnie mi się przyglądały. Delikatnie cmoknął mnie w dalej mokry policzek.
- Dziękuje - wypowiedziałam jeszcze ciszej, niż jakbym szeptała. - I przepraszam - powiedziałam nieco głośniej, niż poprzednio.
- Za co? - spytał ciepło. Odsunęłam się lekko od niego i wskazałam na wielką mokrą plamę na jego szarej, klubowej bluzie. On tylko jeszcze ładniej się uśmiechnął i ponownie przykleiłam głowę do jego ramienia. - Jadłaś coś? - spytał z troską w głosie. Na potwierdzenie pokiwałam głową, zapominając jak wypowiadało się najprostsze monosylaby. - Chce ci się spać? - zadał kolejne pytanie, mające na celu zadbanie o moje zdrowie. Kolejny raz pokiwałam głową, zamiast odpowiedzieć trzyliterowym wyrazem tak. Beż żadnej reakcji z mojej strony, wziął mnie na ręce i zaniósł do mojej sypialni, gdzie ostrożnie położył mnie na łóżku, którego gościem był już niejeden raz. Okrył mnie satynową pościelą, zasunął szczelnie rolety, tak jakby chciał odciąć mnie w ten sposób od całego świata, problemów i trosk, które gromadziły się teraz dookoła mnie
. Michał przyniósł dla mnie jeszcze szklankę wody, w razie gdyby zachciało mi się pić. Czułam się bardzo głupio, że on tak wszystko za mnie robił, a ja nawet palcem nie kiwnęłam, lecz ogromne zmęczenie i wyczerpanie ogarnęło mój organizm.
- Ja już się zbieram, jeśli będziesz czegoś potrzebować to dzwoń, kiedy tylko zechcesz. Przyjadę - powiedział obdarowując mnie pięknym uśmiechem. - Śpij. Pa - powiedział, delikatnie muskając moje czoło swoimi ustami. Zmierzał już ku wyjściowym drzwiom z sypialni, kiedy przypomniałam sobie jak składa się litery w sylaby, a sylaby w słowa.

- Zostaniesz ze mną? - spytałam cicho, zachrypniętym głosem. Misiek odwrócił się, słysząc moją prośbę i bez słowa wpakował się do mojego łóżka, co uznałam za przystanie na moją prośbę. Gdy tylko poczułam jego obecność w moim łóżku, wtuliłam się w niego, jak małe dziecko, dzieląc odległość jaka nas łączyła i zatracając się w tej bliskości, zapomniałam chociaż na chwilę o wszelakich przeciwnościach losu.

Perspektywa Marioli.

Obudziłam się dość wcześnie rano i rozpoczęłam przygotowania do dzisiejszej domówki. Bartek nadal spał, dlatego postanowiłam zwalić go z łóżka. Jednak mój plan się nie powiódł, Bartek to 107 kilogramów żywego mięsa, a ja sama z takim ciężarem nie dałam sobie rady. Gdy Bartek się obudził, rzucił się na mnie i to teraz ja leżałam pod nim.
- I co teraz zrobisz? - zapytał. Bartek leżał nade mną i trzymał mnie oboma dłońmi za nadgarstki, tak że nie umożliwiał mi ruchu.
- Puść mnie bo cię ugryzę! - krzyczałam ale mój napastnik mnie nie słuchał. Podniosłam się na tyle, ile pozwalał mi uścisk Bartka i zbliżyłam do niego twarz, ale reakcja Bartka była zupełnie inna niż mi się wydawało. Nachylił się do mnie i zaczął mnie całować. Pocałunki stawały się coraz zachłanne i Bartek przygniótł mnie swoim ciałem.
- Zejdź ze mnie słoniu! - krzyczałam na Bartka.
- Przepraszam - powiedział i przesunął mnie tak, że to teraz ja leżałam nad nim. Zaczął się dobierać do mojej koszulki, ale uniemożliwiłam mu to.
- Bartek, nie teraz, muszę wszystko przygotować - powiedziałam i podniosłam się z łóżka, Bartek chwycił mnie za dłoń.
- Ale dokończymy to później? - zapytał seksownie ruszając brwiami.
- Boże, Bartuś jesteś erotomanem, powinieneś się leczyć. Może cię zapiszę na jakieś spotkania dla AE?
- Pf. Ja przecież tylko bardzo kocham moją dziewczynę - odparł. - Więc?
- Może, ale nic nie obiecuję - powiedziałam, a mina Bartka posmutniała. - Noo dobra, ale masz być grzeczny i masz mi pomóc.
- Jasne, to co mam robić szefowo? - zapytał już uradowany Bartek.
- To może najpierw zadzwoń do swoich kolegów klubowych i ich zaproś.
- Już się robi!
Gdy Bartek obdzwaniał wielkoludów, oferując wieczorem dziką imprezę, ja przygotowywałam sałatkę z kurczaka. Brakowało mi kilka składników, więc wysłałam Kurka na większe zakupy do hipermarketu, a ja w tym czasie udałam się pod prysznic. Gdy Bartek wrócił nie mógł się zmieścić w drzwiach z reklamówkami.
- Co ty tam masz?
- No trzeba się było zaopatrzyć w jakieś procenty - powiedział z bananem na twarzy.
- Ja ci dam alkohol! Będę cię dobrze pilnować. Przecież wiesz, że sportowcom nie wolno.
- Oj tam, oj tam. Raz na jakiś czas chyba mogę się napić.
Gdy już skończyłam przebrałam się w sukienkę, którą kupiłam na ostatnich zakupach. Podkreślała moje długie, chude nogi. Bartek ubrał dżinsy i białą koszulkę.
- Mm.. pięknie wyglądasz- powiedział Bartuś robiąc zadziorną minę. - Może sprawdzimy jak wyglądasz bez niej?- zapytał.
- Weź się ogarnij zboczeńcu - powiedziałam.
Usłyszałam dzwonek do drzwi i bardzo się ucieszyłam, że nie będę musiała już toczyć dalszej rozmowy z Bartkiem. Podeszłam do drzwi. Był to przyjmujący Dynama oraz najlepszy kolega Bartka z drużyny- Peter Veres. Gdy wszedł przywitał mnie i Bartka, wręczając mi bukiet herbacianych róż. Podziękowałam mu, a róże włożyłam do wazonu. Bartek w tym czasie zabrał swojego kolegę do salonu i polał mu już pierwszą kolejkę.
- Nie czekacie na resztę? - zapytałam.
- Nie wiadomo kiedy przyjdą, a nam nie chcę się czekać.
- Polać ci? - zapytał Peter.

- Nie, jedna osoba w tym domu musi zostać trzeźwa - powiedziałam.
Dzwonek do mieszkania znowu zadzwonił. Tym razem sama podeszłam do drzwi.
- Dzień dobry. Przepraszam, ale chyba się pomyliłem.
- Pawieł Krugłow? - zapytałam.
- Tak - odpowiedział zdziwiony, rosyjski atakujący.
- Dobrze trafiłeś - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- Nie spodziewałem się, że Bartek ma taką piękną dziewczynę. On taki brzydki, a ty to zupełnie jego przeciwieństwo - powiedział, śmiejąc się Pawieł. Na jego nieszczęście całą rozmowę usłyszał mój Bartuś, który lekko się zdenerwował.
- Ja brzydki? Ty lepiej popatrz na siebie - odpowiedział mu, pokazując język.
Impreza powoli się rozkręcała. Przyszli już praktycznie wszyscy. Był Siergiej Grankin z żoną Tatianą, Siemion Połtawski, Aleksiej Ostapienko z żoną Stanisławą, Aleksander Markin, Dmitrij Szczerbinin, Irina oraz wcześniej wspomniani Peter Veres i Pawieł Krugłow. Wódka lała się litrami, a siatkarze byli już coraz bardziej wstawieni. Ja z dziewczynami piłyśmy wino i obserwowaliśmy naszych chłopaków. Bartek pogłośnił muzykę i wszyscy zabrali się do tańca. Zostałam poproszona przez Pawieła, który już od początku imprezy się do mnie przystawiał. Zatańczyłam z nim jedną piosenkę. I wyrwałam do tańca mojego Bartusia. Leciała teraz wolniejsza piosenka, więc wtuliłam się w mojego chłopaka i oparłam głowę o jego klatkę piersiową wsłuchując się w rytm bijącego serca. Bartek przesunął rękę na moje pośladki, podniosłam głowę do góry a mój chłopak nachylił się i pocałował mnie w usta. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Mimo, że Bartek nie był najlepszym tancerzem, podobało mi się. Było od niego czuć wyraźną woń alkoholu, a jego kroki wydawały się coraz bardziej chwiejne.

 - I jak ci się podoba? - zapytał.
- Nie jest źle, dziewczyny są nawet miłe, ale to nie to samo co Kinga.
Piosenka się skończyła. Podeszłam do okna razem z moim chłopakiem i zobaczyliśmy, podjeżdżający pod nasz blok, radiowóz policyjny. Najwyraźniej któremuś z sąsiadów nie podobała się nasz impreza. Szybko wyłączyłam muzykę.
- Chować się psy przyjechały! - wydarł się Bartek, a wszyscy zaczęli uciekać. Bardzo rozbawił mnie widok szukających kryjówki dwumetrowców.

 Like a Kevin.
http://25.media.tumblr.com/2fe03a2e6bfd29ed67594899f4ad4bd7/tumblr_mfdwg2ptca1s0t989o1_500.gif


Gdy usłyszałam dźwięk domofonu, podbiegłam do drzwi razem z Bartkiem. Dałam mu gumę, aby nie było czuć woni alkoholu.

- Dobry wieczór, dostaliśmy zawiadomienie od jednego z mieszkańców tego bloku, że łamiecie państwo prawo ciszy nocnej.
- Ale nic takiego nie ma miejsca, panie władzo - odpowiedziałam.
- Bartosz Kurek? Ten Bartosz Kurek? Przyjmujący Polskiej Reprezentacji? MVP Ligi Światowej?
- Tak, miło mi pana poznać - powiedział Bartuś i podał rękę policjantowi.
- Jestem pana wielkim fanem!
- Możemy wejść do środka i sprawdzić czy nie przeszkadzacie sąsiadom? - drugi z policjantów nie był już taki miły.
- Z tego co wiem, to nie wolno panom wejść bez nakazu - odpowiedziałam.
- Dobrze, w takim razie proszę się już uciszyć bo następnym razem gdy zostaniemy wezwani nie będzie już tak miło.
- Dobrze, przepraszamy. Dobranoc - powiedziałam i pożegnałam policjantów.
- Uff, było blisko - powiedział Bartek i złożył na moich ustach kolejny pocałunek.
- Już sobie poszli? - zapytał któryś z uczestników naszej imprezy.
- Tak, ale macie już być cicho - powiedziałam, lekko już wkurzona na siatkarzy.
- Mariola, proszę cię. Wyluzuj już, później ci to wynagrodzę - powiedział Bartek i cmoknął mnie w policzek.
Impreza nadal się rozkręcała. Było już grubo po północy, ale nikomu nie chciało się jeszcze spać.


Perspektywa Kingi.
 Po przebudzeniu się, w dalszym ciągu czułam, że mojemu organizmowi brakowało mi sił. Leniwie się przeciągnęłam, aby rozluźnić zdrętwiałe mięśnie, po czym wstałam z mojego łóżka. Po Michale nie było ani śladu, poza zapachem jego perfum w moim łóżku. Pierwszą czynnością, którą zrobiłam, było udanie się do łazienki i wykonanie porannej toalety. Po odświeżeniu się, mój brzuch zaczął do mnie przemawiać, więc swoje kroki skierowałam do kuchni. W tym pomieszczeniu śladów po Michale było już zdecydowanie więcej. Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę, była czerwona róża, położona na stole wraz z karteczką:

Dzień dobry. :)
Mam nadzieję, że dobrze ci się spało. Śniadanie masz już zrobione, wystarczy odgrzać.
Naleśniki na patelni, czekolada w mikrofalówce, truskawki w lodówce.
Miłego dnia. :*
Michał

Mimowolnie kąciki moich ust podniosły się lekko do góry. Przyłożyłam kwiat róży do mojego nosa i zaciągnęłam się jego zapachem. Włożyłam ją do białego flakonu i odłożyłam na stolik. Podgrzałam sobie przyrządzone wcześniej śniadanie i już po chwili zajadałam się naleśnikami z truskawkami, popijając to gorącą czekoladą. Gdy napełniłam już mój żołądek pozbierałam notatki i potrzebne mi dzisiaj przedmioty i wyszłam z domu. Moim celem był, tak jak codziennie, Uniwersytet Medyczny w Łodzi. Dzisiaj miano przydzielać szpitale poszczególnym grupkom, w którym będziemy mieć zajęcia z pacjentami, pod okiem specjalistów. Autobusem dojechałam na miejsce w przeciągu godziny. Czas spędzony na nauce minął mi dość szybko, choć nie mogłam się zbytnio skupić na wykonywanych prze ze mnie czynnościach, za co często zostawałam upominana. Mój ojciec, tak jak obiecał, czekał na mnie pod uczelnią, siedząc w swoim szarym Audi. Z uśmiechem na ustach wsiadłam do samochodu i przywitałam się z nim całusem w policzek.
- Hej - powitał mnie, wyglądał źle. Podkrążone oczy, samo zamykające się powieki. - Gotowa? - spytał wysilając się na entuzjastyczną postawę.
- Tak. Ale tato, może ja poprowadzę, bo ty chyba nie jesteś do końca w stanie - zaproponowałam ostrożnie.
- Chyba masz rację - powiedział wysiadając z samochodu. Zmieniłam się z nim miejscami i wyruszyliśmy w drogę do energetycznej stolicy Polski. - Nie spałem prawie całą noc, nie mogłem zasnąć - przyznał lekko osłabiony.
- Mhm. To może zamieszkasz u mnie przez ten czas? Wiesz, w dwójkę zawsze raźniej – powiedziałam, uśmiechając się lekko.
- Nie chce ci robić problemu, poza tym jest jeszcze Mariola, nie będę wam przeszkadzać w tych waszych babskich wieczorkach - odpowiedział wymijająco.
- Mariola, jest teraz w Rosji, razem z Bartkiem, bo ma kontuzję. Mieszkam sama - sprostowałam, pozbawiając go argumentów, które nie pozwalały mu na pozytywne rozważenie mojej propozycji.
- No ale nie chcę ci przeszkadzać. Przecież chłopaki będą do ciebie przychodzić i co? - zapytał śmiesznym głosem.
- Spokojnie. Zajmiesz pokój Marioli, ja mam podwójne łóżko - powiedziałam, szczerząc się do niego. Reakcja mojego rodzica była przezabawna. Kazał mi zjechać na pobocze, abym mogła uważnie wysłuchać każdego słowa jego kazania. - Tatusiu, przecież ja żartowałam.
Żadnych facetów, obiecuję - powiedziałam, podnosząc dwa palce w górę. Zmierzył mnie jeszcze raz nieufnym spojrzeniem i pozwolił na dalszą podróż. Po 30 minutach wjechaliśmy już do Bełchatowa.
- Zapomniałem już jak się do ciebie jedzie - przyznał się już siwy mężczyzna.
- No widzisz, to dlatego że tak rzadko do mnie przyjeżdżasz - wypomniałam mu. Zaparkowałam samochodem pod blokiem, w którym mieszkałam i razem z moim tatą udaliśmy się do niego.
- To co dzisiaj przygotujesz? - spytał się mnie, ściągając buty.
- Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym. Masz jakieś specjalne życzenia? - zapytałam grzecznie i zaprowadziłam go do salonu, gdzie mężczyzna rozsiadł się wygodnie na czarnej kanapie.
- Jeśli można, to prosiłbym cię może o omlety - powiedział uśmiechnięty.
- Jasne, tylko chyba nie mam jajek - odpowiedziałam z lekkim grymasem, po czym udałam się do lodówki, aby sprawdzić obecność składników, potrzebnych do przyrządzenia takiej potrawy. - Nie mam jajek, ale skoczę zaraz do sklepu i kupię - odpowiedziałam zakładając już jednego buta na stopę.
- Poczekaj, ty zostań w domu, ja pójdę po jajka, bo w końcu to ja to wymyśliłem - zaproponował. - A ty w tym czasie przygotujesz resztę składników - dodał, zakładając buty, kiedy ja ściągałam buta z prawej nogi, którego zdążyłam już wcześniej ubrać.
- Sklep jest za rogiem. Musisz wyjść z tej ulicy, a następnie skręcić w prawo. Prosto 200 metrów i po prawej będzie takie zejście w dół, tam jest sklep. Mam nadzieję że się nie zgubisz - dodałam na pożegnanie.
- Ja też mam taką nadzieję - odpowiedział i zamknął za sobą drzwi frontowe. Wróciłam do kuchni, gdzie powyjmowałam z szafek potrzebne naczynia oraz patelnie. Poszukując mąki, usłyszałam dzwonek do drzwi, szybkim krokiem podeszłam do drzwi.
- Zapomniałeś gdzie masz iść? - spytałam rozbawiona ojca, otwierając równocześnie drzwi wyjściowe.
- Nie - odpowiada i odchyla się trochę do tyłu, aby spostrzec numerek na drzwiach. - Trafiłem tam gdzie chciałem - dodał z szerokim uśmiechem facet w granatowej czapce.
- Przepraszam, spodziewałam się kogoś innego - bąknęłam. On jedynie pokiwał głową w zrozumieniu i podsunął mi jakiś papier przed nos, na którym chwilę później złożyłam mój podpis.
- To jest dla pani. Proszę, życzę miłego dnia - powiedział podając mi bukiet przeróżnych, kolorowych i pięknie pachnących kwiatów. Jak to zwykle miałam w zwyczaju, zanurzyłam twarz w kwiatach i napawałam się ich zapachem. Dopiero wtedy zauważyłam schowaną pomiędzy pąkami karteczkę.

Policz do dziesięciu,
to spotka cię coś miłego.

Wykonałam nakazaną czynność przez nadawcę. Gdy byłam dopiero przy dziewięciu, ponownie usłyszałam dzwonek do moich drzwi. Otworzyłam je, będąc bardzo ciekawą, kogo tym razem za nimi spotkam. Moje domysły były jak najbardziej trafione, co do osoby widzianej przed sobą.
-
Dziesięć - wypowiedziałam ostatnie słowo, uśmiechając się przed siebie. On nic nie odpowiedział, posłał mi jeszcze cieplejszy niż zazwyczaj uśmiech i wyciągnął jedną rękę w moją stronę. Na otwartej dłoni leżała mała maskotka misia, trzymającego serce w łapkach.
- Dziękuję - odparłam i wpuściłam zawodnika Skry do mojego mieszkania.
- Smakowało ci śniadanie? - zapytał, stojąc metr ode mnie. Lustrował mnie swoim wzrokiem, jakby chciał wyczytać ze mnie wszystko, tak jak z otwartej książki.
- Tak, było bardzo pyszne, dziękuje jeszcze raz - powtórzyłam ciągle uśmiechnięta. Jego obecność ostatnio sprawiała jeden z powodów mojego dobrego samopoczucia. Wprowadzał pewien spokój i radość do mojego świata. Tak różniącego się od jego rzeczywistości, wydającej się tak prostą i bezproblemową drogą. Byłam mu ogromnie wdzięczna za to, że pomimo własnych problemów, pomógł mi po prostu swoją obecnością. - Michał, bardzo ci dziękuję za wczoraj. Przepraszam, że musiałeś wysłuchiwać tego wszystkiego, za to że w pewnym stopniu obarczyłam cię jeszcze moimi problemami, jakbyś własnych miał za mało, przepraszam za moje rozklejenie i wygląd, bo zapewne musiałam wyglądać jak jakiś potwór, wybierający się na halloween - wyrzuciłam z siebie.
- Kinga, wyglądałaś.. gorzej – odpowiedział z zadziornym uśmiechem. Zmierzyłam go, mogącym zabić, wzrokiem za tą uwagę. - Spokojnie, przecież nic się nie stało. Nie masz mi za co dziękować - powiedział nie zwracając uwagi na moje poprzednie słowo. Podszedł dwa kroki bliżej ku mnie.
- Mam. Dziękuje ci, że najzwyczajniej w świecie
byłeś ze mną - posłałam kolejne podziękowania w jego kierunku. Delikatnie pocałowałam go w policzek, przejechałam wargami niżej do okolic ust, gdzie się zatrzymałam. Na krok z jego strony nie musiałam długo czekać. Po zaledwie paru sekundach złączeni byliśmy w delikatnym pocałunku, który był nad wyraz ukazujący uczucia, którymi byliśmy przepełnieni. Skrzypot powoli otwieranych drzwi wejściowych do mieszkania, szybko ostudził nasze zapędy. W mgnieniu oka odsunęłam się od Winiara, tak aby ojciec nic nie spostrzegł. Byłam pewna, że to on, w końcu tylko on nigdy nie pukał. Wszedł do środka z zapełnionymi zakupami siatkami, gdy on miał kupić jedynie jajka.
- Już jestem kochanie - powiedział. Dziwne spojrzenie Michała w moim kierunku, ponieważ jeszcze nie miał okazji poznać mojego taty, a wyobraźnia mojego przyjaciela była bardzo wybujała. Aczkolwiek mina mojego tatusia przebiła wszystkie możliwe. Wybałuszył oczy i spoglądał to na mnie, to na mojego towarzysza. w końcu swój karcący wzrok skoncentrował tylko na mojej osobie. Jego wyraz twarzy mówił wszystko.
Żadnych facetów, tak?

Cześć. :)
Tak jak się zapowiedziałyśmy dodajemy bonus sylwestrowy. Mamy nadzieję że przypadnie wam do gustu. Nie będziemy się już tak zatracać jak to mamy w zwyczaju w naszych przemówieniach więc przechodzimy do sedna. ;)
Życzymy wam, aby ten nowo nadchodzący rok 2013 był dla was o wiele lepszym rokiem od poprzedniego, aby spełniły się w nim wasze wszystkie marzenia, aby główka nie bolała aż tak bardzo po sylwestrowej nocy i ta trzynastka na końcu czterocyfrowej liczby była szczęśliwa. Ogółem Szczęśliwego Nowego 2013 Roku! :* Mamy nadzieję że ten wieczór spędzicie miło, a nie tak jak my przed laptopem, popijając piccolo* i oglądając transmisje polsatu. Kolejny za dwa tygodnie. Pozdrawiamy! :)

2O13

środa, 26 grudnia 2012

13. Powiedz, że nigdy jeszcze nie byłaś taka szczęśliwa.

 Nie wiem co z nami będzie, ale wiem jedno,
Przy niej inne gwiazdy bledną.
~
Kali.

Kontuzja Bartka jednak nie była, aż tak lekka, jak wszyscy na początku przewidywali. Jego stan wymagał systematycznych spotkań z fizjoterapeutką, więc Irina stała się częstym gościem w jego mieszkaniu.
- Za ile będzie Bartek? - pytała już nieco zniecierpliwiona Irina.
- Za chwilkę, przepraszam za niego - odpowiedziałam. Blondynka już nic nie odpowiedziała tylko wstała i zaczęła przechadzać się po salonie. Po kilku krokach zatrzymała się przy wspólnych zdjęciach z jakiejś koloni.
- Ile się znacie? - zapytała wskazując na oglądane zdjęcie.
- Od dziecka. Razem się wychowywaliśmy, nasi rodzice się przyjaźnią - odparłam z uśmiechem.
- Naprawdę? To chyba fajnie tak - powiedziała zastanawiając się nad czymś. - To ile wy już jesteście parą, bo wyglądacie jakbyście byli już wieloletnim małżeństwem. Wszystko takie poukładane, przepełnione miłością i szczęściem - dodała ciepłym tonem. Pewna nieufność i uprzedzenie, co do moskiewskiej fizjoterapeutki, przez te ostatnie dni gdzieś się ulotniła. Zaczęłam z nią zdecydowanie częściej rozmawiać na różne tematy.
- Nie długo - stwierdziłam. - Ale - zawahałam się czy mówić jej o szczegółach naszej znajomości - pomiędzy nami to coś było już od dawna.
- Mhm. Rozumiem - odpowiedziała obdarowując mnie szczerym uśmiechem. - A jak ci się podoba w Moskwie? Masz już tutaj jakichś nowych znajomych? - zmieniła temat.
- Podoba mi się, choć i tak uważam że wszędzie dobrze ale w domu najlepiej - powiedziałam uśmiechnięta. - Na razie nie zawiązałam żadnych nowych znajomości. Jak się ma taką kalekę na głowie, która nic nie umie zrobić to ciężko z tym - stwierdziłam żartobliwie.
- Hehe. No to może czas to zmienić? Co ty na zakupy dzisiaj popołudniu, pochodzimy trochę po galerii, a później pójdziemy gdzieś na miasto? - zaproponowała ochoczo.
- Jeśli Bartek nie będzie miał nic przeciwko, to bardzo chętnie - przystałam na jej propozycję.
- A tam Bartek. On sobie jakoś poradzi, a ty potrzebujesz chwili dla siebie. To co może o 16?
- Jasne - odpowiedziałam, a w tej samej chwili do domu wrócił Bartek, który ówcześnie wyszedł do sklepu po jakieś pieczywo. Irina twierdzi, iż nie powinien forsować nogi, ale też nie powinna mu się zastać, więc odrobinę ruchu każdego dnia byłoby wskazana. I tak o to, mogę wykorzystywać mojego Bartusia do robienia zakupów.
- Już jestem - oznajmił, po czym zamknął za sobą drzwi wejściowe. - O, cześć Irina - przywitał się z blondynką, kukając do salonu. - Odłożę tylko zakupy i już możemy zaczynać.
- To ja wam już nie będę przeszkadzać, pójdę do siebie - powiedziałam po czym udałam się do sypialni Bartka. Włączyłam mojego laptopa i włączyłam sobie jakąś komedię romantyczną. Gdy film się skończył zalogowałam się jeszcze standardowo na facebook'a. Odpisałam na wiadomości od znajomych, przejrzałam ostatnie aktywności i nagle usłyszałam krzyk z salonu.
- Mariola! - krzyczał Bartek. Szybko znalazłam się w miejscu skąd wydobywały się te dźwięki. Kiedy tylko wpadłam do salonu, podbiegł do mnie Bartek i schował się za moimi plecami. Wyglądał jak dziki kot, którego chciano pogłaskać.
- Co tu się dzieje? - spytałam spoglądając raz po raz na Bartka i Irinę. Wtedy dostrzegłam w jej ręce strzykawkę. Więcej wytłumaczeń nie potrzebowałam. Wzięłam, opierającego się, Bartka za rękę i zaciągnęłam go na fotel, na którym wcześniej siedział. - Siadaj tutaj i nie zachowuj się jak dzieciak! - upomniałam go. Bartek wykonał posłusznie moje polecenie i odwrócił głowę w przeciwną stronę do strzykawki. Zamknął oczy i zacisnął zęby, a w tym samym czasie fizjoterapeutka wykonała swoją pracę i podała  mu zastrzyk.
- I co? Chyba nie było tak źle? - zapytała już po wszystkim. Bartek tylko spojrzał na nią jak na idiotkę i wyszedł obrażony na wszystkich do sypialni. Czasami zachowywał się gorzej od czterolatka. - To ja już się zbieram - powiedziała biorąc swoją torebkę i kurtkę. - Przyjadę po ciebie ok 16. Do zobaczenia - pożegnała się i wyszła z mieszkania. Chyba nawet zaczęłam ją lubić. Była bardzo sympatyczna, trochę mi teraz głupio że wcześniej byłam do niej wrogo nastawiona.

Weszłam do sypialni i zastałam tam Bartka grzebiącego w komodzie.
- Czego szukasz? - spytałam.
- Mojej granatowej koszulki - powiedział z nosem w szafie. Podeszłam do niego i odsunęłam go od szafy. Wyjęłam koszulkę z odpowiedniej kupki i podałam mu do ręki. - Dzięki - wymamrotał, po czym ubrał trzymaną koszulkę. Bez słowa ruszyłam w kierunku kuchni, ale Bartek natychmiast mi to uniemożliwił. - Zaczekaj - powiedział przyciągając mnie w swoim kierunku. - Przepraszam za moje zachowanie - powiedział, spojrzałam na niego przenikającym wzrokiem. - Ale znasz mnie przecież, straasznie się boje strzykawek - powiedział z grymasem na twarzy.
- Masz rację, zachowałeś się okropnie. Gorzej niż przedszkolak - podsumowałam.
- Przepraszam - powtórzył i pocałował mnie w szyję. Uśmiechnęłam się do niego i pociągnęłam za sobą. Udaliśmy się do kuchni, aby przygotować obiad.
- To co dzisiaj szykujemy? - spytałam zacierając ręce.
- Może dzisiaj zrobimy kopytka, tak jak u babci!
- No ok, a umiesz je robić? - spytałam, bo szczerze ja nie miałam pojęcia jak się je robiło. Z miny Bartka można było wyczytać, że on również nie ma na ten temat zielonego pojęcia.
- Spoko, damy radę. Coś tam pamiętam - przyznał drapiąc się po głowie. -  Jak coś to wspomoże nas wujek google - dodał z uśmiechem. - No to zaczynamy!
Praca szła nam dość mozolnie, więc nie obyło się bez skorzystania z internetowych przepisów. Po godzinie nasze danie było już gotowe i podane do stołu.
- Zaprzyjaźniłaś się z Iriną? - spytał Bartek podczas obiadu.
- Polubiłam ją - odpowiedziałam, po czym wzięłam łyk soku pomarańczowego.
- Mhm. A gdzie się dzisiaj z nią wybierasz? Słyszałem jak mówiła że przyjedzie po ciebie o 16.
- Umówiłyśmy się na zakupy, nie masz nic przeciwko?
- Jasne że nie. Przecież nie musisz się mnie pytać jak chcesz gdzieś wyjść - powiedział dając mi buziaka w policzek, po czym zabrał talerze do zmywarki. - A co będziemy robić jak wrócisz?
- Może obejrzymy ten taki film, który był ostatnio w kinach. Zapomniałam jak się nazywa - powiedziałam, cały czas szukając nazwy filmu.
- Co tylko będziesz chciała kochanie - odpowiedział, obejmując mnie. - A co tam w Polsce słychać? - spytał siadając na sofie. Usiadłam mu na kolanach i wtuliłam się w niego.
- Nie wiem właśnie. Ostatnio dzwoniłam i pisałam do Kingi, a ona do tej pory nie dała żadnego znaku życia. Martwię się, bo w sumie ona nigdy tak nie robiła. Zawsze odpisywała, chociażby że żyję.
- Nie martw się, na pewno wszystko jest ok. Pewnie musi się teraz uczyć, sama mówiła że ma teraz jakąś ważną sesję - uspokajał mnie mój chłopak.
- Może i masz rację, ale zadzwonię dzisiaj do Miśka. Może on coś będzie wiedział - zamyśliłam się.
- Ale to chyba jak już wrócisz, bo zaraz się spóźnisz - powiedział wskazując na zegarek wiszący w salonie. Szybko się zerwałam i pobiegłam do łazienki. Wykonałam potrzebne czynności, po czym poszłam się ubrać. Po 15 minutach byłam już gotowa.
- To ja wrócę za... zadzwonię - powiedziałam posyłając mu ciepły uśmiech. - Paa - powiedziałam machając mu i wyszłam przed blok, w którym tymczasowo zamieszkiwałam. Pogoda dzisiaj nie rozpieszczała, wiał dość chłodny wiatr, a niebo zakrywały szare chmury, ogólnie nie było za ciepło. Trzy minuty później podjechała Irina swoim srebrnym renault.
- Hej - przywitałam się wsiadając od strony pasażera.
- Cześć - powiedziała z uśmiechem i wyjechała z osiedla.
- Ładnie wyglądasz - stwierdziłam po przyglądnięciu się jej.
- Dziękuje - odparła z wdzięcznością. - Co byś chciała dzisiaj kupić?
- A nie wiem. To co mi się spodoba - odpowiedziałam.
- Czyli nic konkretnego? To może zabiorę cię do mojej ulubionej galerii, ok? - spytała.
- Mi pasuje - stwierdziłam i zaczęłam przyglądać się mijanym widokom przez okno. Po 30 minutach byłyśmy już na miejscu. Wysiadłyśmy z samochodu i dałyśmy się porwać zakupowemu szałowi.
Po 3 godzinach byłyśmy już zmęczone, więc poszłyśmy do cukierni na kawę i ciastko.
Porozmawiałyśmy jeszcze trochę, a później Irina odwiozła mnie z powrotem do mieszkania Bartka.
- Dziękuje za miłe zakupy - podziękowała, gdy wychodziłam z jej samochodu.
- Nie ma za co, polecam się na przyszłość - odpowiedziałam z markowym uśmiechem.
- Niewątpliwie skorzystam - powiedziała po czym roześmiała się perliście. - Pilnuj pana Kurka. Do jutra - pożegnała się i odjechała.
- Hej. Już wróciłam - powiedziałam, gdy przekroczyłam próg Bartkowego mieszkania.
- Ok - powiedział, chyba grając na konsoli, lecz po chwili znalazł się tuż przy mnie. - Co kupiłaś? - zapytał przeglądając reklamówki. - Jest coś dla mnie? - spytał prosząco.
- Nie - odpowiedziałam rozbawiona jego zachowaniem.
- A to, to co? - zapytał uradowany, wyciągając komplet koronkowej bielizny, który dziś zakupiłam.
- Nic - powiedziałam, wystawiając mu język i z powrotem chowając bieliznę do torebki. - Co robiłeś jak mnie nie było? - spytałam odnosząc siatki do sypialni.
- Nudziłem się, pograłem trochę na konsoli, oglądałem telewizję. Nic ciekawego - odparł. - A jak było na zakupach? - spytał usadawiając się wygodnie na kanapie.
- Było fajnie. Pomagałam Irinie znaleźć odpowiednią sukienkę na spotkanie z jakimś chłopakiem - powiedziałam do Bartka.
- Yhym. I wybrałyście coś?
- Nie, będziemy musiały zrobić powtórkę.
- Znowu? Niee - powiedział łapiąc mnie w pasie i przyciągając do siebie. - Nie puszczę cię już - powiedział, zbliżając swoją twarz do mojego ucha.
- Bartek, a pamiętasz co jeszcze mówiłeś przed moim wyjściem? - spytałam wesołym głosem.
- No wieem, ale bez ciebie jest mi tak strasznie smutno - marudził.
- Nie przesadzaj, kupie ci kota - powiedziałam z szerokim uśmiechem an ustach.
- Nie lubię kotów.
- To psa - poprawiłam się.
- Ja chcę ciebie - powiedział, obdarowując mnie pocałunkami wzdłuż moich kości policzkowych.
- Dobra Bartuś. Dość tego dobrego - powiedziałam, odsuwając się od niego lekko, ale ten nie robił sobie nic ze słów, wypowiedzianych przed momentem prze ze mnie. Skoro tak postawił sprawę, nie pozostało mi nic innego. Zaczęłam go dźgać w brzuch, na którym miał okropne łaskotki.
- Ej, przestań. To nie fair - mówił przez śmiech. - Haha, dobrze już. Wygrałaś! - podniósł ręce do góry w geście poddania się. Zaprzestałam wcześniej wykonywaną czynność i usiedliśmy w bardziej normalnych pozycjach na kanapie. - To co, oglądamy ten film? - zapytał bawiąc się moimi włosami.
- Może najpierw zadzwonimy do Michała - zaproponowałam.
- Ok - odpowiedział siatkarz, a ja poszłam po mojego laptopa i wróciłam do salonu. Włączyliśmy skype'a i nie musieliśmy długo czekać na naszego przyjaciela. Wybraliśmy szybko opcję połączenie wideo i po dwóch sygnałach Winiarski odebrał.
- Cześć - przywitaliśmy się z nim machając.
- No hej. Stało się coś? - spytał z podejrzliwą miną.
- Nie - Tak - odpowiedzieliśmy z Bartkiem równocześnie.
- Czyli? - zapytał Misiek zdezorientowany.
- No bo się martwimy o Kingę - wytłumaczyłam. - No i o ciebie oczywiście też - szybko się zreflektowałam.
- Jasne - powiedział z sarkazmem. - Ale to czemu do niej nie zadzwonicie, tylko do mnie?
- Bo ona się nie odzywa i Mariola tutaj się zadręcza i odchodzi od zmysłów, bo nie wie co się dzieje w jej mieszkaniu. Kobiety.. - podsumował, a ja szturchnęłam go łokciem.
- Aa, ok. Rozumiem już - powiedział i obdarował nas uśmiechem. - Ale nie, nie wiem nic. Do mnie też się nie odzywała, ale mówiła że się musi teraz skupić na nauce, bo ma tą sesję i tak dalej - usprawiedliwiał ją, choć jego odpowiedź wcale mnie nie uspokoiła.
- Bartek, zrób popcorn, proszę - poprosiłam mojego chłopaka, na co on tylko kiwnął głową i wyszedł. - Dziękuje, kocham cię - odkrzyknęłam jeszcze do niego, tak aby mnie usłyszał. - To zrób jej najazd na mieszkanie i użyj kluczyków, które ci dałam.
- Już ich użyłem - powiedział uśmiechnięty. - Ale się nie domyśliła, całe szczęście, chyba mi uwierzyła, że zostawiła drzwi otwarte.
- Hah. Będzie myślała, że ma schizy - zaśmiała się.
- Na urodziny ufundujemy jej pobyt w specjalnym ośrodku dla takich osób - kontynuował Misiek.
- Ok - odpowiedziałam ochoczo. - Ale mógłbyś do niej jutro pójść i sprawdzić czy żyje?
- Jasne, a potem, jak rozumiem, muszę ci zdać raport ze wszystkiego co zobaczyłem? - zapytał z humorem.
- Oczywiście!
- Robi się - odpowiedział i zasalutował w moją stronę. Ponownie zaczęliśmy się śmiać. W tym momencie do pokoju wrócił Bartek.
- Zrobiłem już - odparł i zajął miejsce obok mnie.
- Dziękuje - podziękowałam mu buziakiem w usta. - Misiu, mógłbyś nam polecić jakiś film?
- Komedie romantyczną! - dodał Bartek.
- Komedie romantyczną? - powtórzył i spojrzał dziwnie w kamerkę. - Zaraz, tylko sobie muszę przypomnieć tytuły. Hm. Widzieliście już Pamiętnik?
- Pewnie.
- To może Twój na zawsze?
- O, tego nie oglądałam - oznajmiłam.
- To możemy obejrzeć jeśli chcesz - zgodził się Bartek i musnął ustami mój policzek. - To dziękujemy ci przyjacielu - powiedział Bartek i posłał do kamerki buziaka.
- Nie ma za co. To miłego seansu! - pożyczył nam i już machał nam na pożegnanie.
- Czekaaj! - przypomniał sobie o czymś Bartek. - Mam nadzieję, że mnie zaprosisz na jakąś imprezę 28 września - powiedział z metrowym bananem na twarzy.
- E, czemu akurat wtedy? - zapytał się Bartka, robiąc zamyśloną minę.
- Stary, masz urodziny! - przypomniał mu Bartek.
- A no tak! - powiedział i uderzył się ręką w czoło. - No pewnie, wpadnij to się napijemy czegoś - powiedział również uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Dobra. To tyle, do zobaczenia! - pożegnał się i zakończył rozmowę.
- Jaki mu damy prezent? - zapytałam się Bartka.
- Mam już pomysł - powiedział zacierając dłonie. - Tylko nie wiem jeszcze do końca gdzie, ale plan jest.
- Powiesz mi jaki? - zapytałam trzepocząc rzęsami.
- Jeśli mi się uda dogadać z Nawrockim, żeby dał Miśkowi parę dni wolnego, to po pucharze polski, kupię mu bilet na wakacje, w jakieś ciepłe miejsce. Odpocznie sobie trochę - zaprezentował mi swój plan.
- Świetny pomysł! Ww, szkoda że to nie ja na niego wpadłam - powiedziałam wykrzywiając usta w dziwne coś. Bartek tylko się uśmiechnął i pocałował mnie w czoło.
- Dobrze, że ci się podoba.
- To co, oglądamy ten film? - spytałam i nie czekając na jego odpowiedź włączyłam film. Bartek przez połowę filmu bawił się moimi lokami lub palcami. Mnie film nawet zaciekawił, więc nie zwracałam na niego uwagi. Kiedy film już się zakończył, chciałam się podnieść, ale połowa ciała Bartka mi to skutecznie uniemożliwiała, chyba zasnął pod koniec. Nie przepadał za komediami romantycznymi, ale tym razem sam wybrał taką drogę.
- Bartek - szepnęłam mu do ucha. - Bartek - powtórzyłam wodząc opuszkiem palca po jego policzku, Bartek tylko machnął ręką obok swojej twarzy i nadal pozostał w stanie błogości, jakim był dla niego sen. - No Bartuś - powiedziałam już trochę znużona, delikatnie go szturchając.
- Słucham? - powiedział zaspanym głosem, uchylając jedno oko.
- Chodź, idziemy spać - powiedziałam do niego i poprowadziłam go za rękę do sypialni. Mój chłopak był tak nieprzytomny, że wszystkie czynności wykonywał na oślep. Gdy już znajdowaliśmy się w wielkim łóżku Kurka, wpadłam na pewien pomysł. - Może zaprosimy jutro twoich kolegów z drużyny do nas wieczorem? - zaproponowałam. Bartek odwrócił się w moją stronę i otworzył jedno oko.
- Wiesz co by się tutaj działo, gdyby oni przyszli? - powiedział teatralnie dramatyzując.
- Przyzwyczaiłam się już po tych wszystkich imprezach w Bełchatowie - powiedziałam uśmiechając się do niego.
- Jeśli tylko masz ochotę na dziką imprezę w towarzystwie wielkoludów to nie ma problemu - odparł i przytulił mnie.
- No bo chciałabym ich poznać. Muszę w końcu wiedzieć z kim się będziesz tutaj szlajać pijany po mieście.
- T
o wszystko ustalone - stwierdził, cmokając mnie we włosy. Wtuliłam się w niego, szukając wygodnej pozycji do spania, ale nagle mi się coś przypomniało.
- To ty chcesz wysłać Miśka samego na te wakacje?
- Nie, coś ty. Będzie miał przecież towarzystwo żeńskiej płci - powiedział szczerząc się.
- Bartek, żadnych prostytutek! - przestrzegłam go.
- Oj, to muszę zadzwonić do Angeliki i odwołać wyjazd - powiedział, sięgając po komórkę. Zmierzyłam go tylko piorunującym spojrzeniem, na co ten zareagował śmiechem. - Żartuję kochanie. Michał miałby się zabawiać z pannami lekkich obyczajów? Zwariowałaś? Przecież on świata nie widzi poza naszą panią doktor, no i Olim. Trzeba będzie jakoś ją namówić do tego, aby z nim pojechała. Jeśli się nie mylę, to wtedy ma przerwę zimową.
- O to już się nie martw, mam plan - powiedziałam z niewinnym uśmieszkiem.
- Lubię jak jesteś taka podstępna - powiedział śmiesznym głosem, który mnie rozbawił.
- Dziękuję kochanie, ale chodźmy już spać - zarządziłam, a Bartek ponownie przysunął się do mnie bliżej, przytulił do siebie mocniej i zakrył szczelniej kołdrą.
- Dobranoc, kocham cię - wyszeptał.
- Słodkich snów - życzyłam mu. - Ja ciebie też kocham - odpowiedziałam i zamknęłam oczy. Na sen nie musiałam długo czekać.


Hohoho! :D
Witamy was w to świąteczne popołudnie. Co prawda święta się już kończą, ale nie miałyśmy wam tego jak wcześniej powiedzieć, przez to całe zamieszanie, związane z przygotowaniami do tego okresu, a więc:
Wesołych Świąt! <3 Mamy nadzieję że się nie przejadłyście na wigilii i jeszcze potraficie chodzić. U nas jest w miarę ok, chociaż babcie jak zwykle zdziałały swoje. Życzeń sylwestrowych wam jeszcze nie składamy, bo do tego będzie jeszcze okazja. ;) No tak. Zmiana bonusu z świątecznego na sylwestrowy. Według naszych obliczeń nowego posta możecie się spodziewać w weekend. W końcu jest trochę czasu wolnego więc wykorzystamy go, aby nadrobić te zaległości, które nam jeszcze zostały. Marudzenia nigdy za wiele, so jak zwykle musimy przepraszać za ten syf powyżej, mamy nadzieję, że świąteczne życzenia od rodziców - ogarnij się w końcu i zmądrzej podziałają. :) A jak wam się podoba, to co znaleźliście po choinkami w waszych domach? Dobra, to my już nie zanudzamy i do następnego kochani! :*

środa, 19 grudnia 2012

12. Wszystko przed tobą i wszystko przede mną, a nie wystarczy słowo, by coś wiedzieć tu na pewno.

 Jedyne niedogodności z powodu mej miłości,
to szkolne zaległości i brak wyrozumiałości,
  u gości, którzy nie chcą dzielić ze mną mej radości.
~Paktofonika.

- Słucham? - zapytałam jeszcze śpiąc.
- Kinga! Wstawaj! Przecież my już na ciebie czekamy! Miałaś być o 10 gotowa! - słyszałam dobiegający głos z mojego telefonu.
- A kto mówi? - pytałam powoli starając się doprowadzić swój organizm do normalnego funkcjonowania.
- Michał głupku! Miałaś z nami jechać do Dagmary!
- Cholera! Znowu zaspałam! - powiedziałam już przytomna zrywając się z łóżka.
- Masz 10 minut - powiedział.
- 10?! Przecież to za mało! - protestowałam ale rozmowa została już zakończona. Nie patrząc już która godzina popędziłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ogarnęłam moje włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Po wykonaniu tych czynności z powrotem pobiegłam w ręczniku do mojego pokoju. Po przekroczeniu progu pokoju ktoś złapał mnie od tyłu i ręką zasłonił oczy i usta. Starałam mu się wyrwać ale bezskutecznie, krzyczeć też mi się nie udało. Osobnik przekręcił mnie w inną stronę i odsłonił mi moją twarz.
- Oszalałeś?! - krzyczałam.
- Hahaha. Tak - powiedział starając się do mnie przybliżyć ale jedną ręką go odepchnęłam. Byłam strasznie wkurzona.
- W ogóle jak ty się tutaj dostałeś?! - pytałam mierząc go nieufnym spojrzeniem.
- Zostawiłaś otwarte drzwi - usprawiedliwiał się.
- Nie, na pewno nie. Pamiętam jak je wczoraj zamykałam - powracałam w tym momencie do wczorajszego dnia i odtwarzałam sobie scenę kiedy weszłam do mojego mieszkania.
- Otwarte były, bo przecież jak inaczej bym się tutaj dostał? - zapytał udając niewiniątko.
- Tego jeszcze nie wiem.. Ale się dowiem - oznajmiłam i pogroziłam mu palcem.
- Dobrze, dobrze. Bałaś się? - zapytał ucieszony.
- A ty byś się nie przestraszył jakby ktoś zrobił na ciebie zamach w twoim własnym, zamkniętym mieszkaniu? - zapytałam ironicznie naciskając na słowo zamkniętym. - Głupi jesteś - odparłam naburmuszona zaplatając ręce na piersiach.
- No wieem. Ale i tak mnie kochasz, prawda? - powiedział cały czas się uśmiechając. Podszedł do mnie od tyłu i przytulił do siebie.
- Ja cię nie kocham. My się tylko przyjaźnimy - powiedziałam ponownie zwracając mu uwagę na słowa tylko przyjaźnimy. Odwróciłam się do niego przodem i popatrzyłam na jego twarz, z której cały czas nie schodził uśmiech. Wspięłam się lekko na palce aby dosięgnąć jego twarzy. Dużo nie musiałam się wysilać bo mierzyłam 187 cm wzrostu. Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, choć zamiary miałam inne, gdyż miał to być jeden, niewinny całus. Michałowi widocznie się to spodobało i włączył również i swój udział do tej czynności, która raczej przerodziła tego naszego "niewinnego całusa" w długi i dość namiętny pocałunek. Odsunęłam się na chwilę od niego.
- A gdzie jest Oli? - zapytałam.
- Ale nie krzycz, ok? - powiedział powoli. Odsunęłam się od niego na większą odległość i czekałam na wyjaśnienia.
- No słucham.
- Oli jest w domu..
- Ale przecież mówiłeś że czekacie razem na dole.
- Jest dopiero 8.
- Która?! - spytałam dość mocno oburzona.
- No nie złość się kotek - powiedział zbliżając się do mnie ponownie na taką odległość jaka dzieliła nas parę chwil temu.
- Nie mów do mnie kotek! Budzisz mnie o świcie, włamujesz się do mojego mieszkania, próbujesz mnie porwać, co jeszcze? Ty chyba na prawdę postradałeś zmysły! Zabiję cię kiedyś!
- Przepraszam - powiedział ze skruchą w głosie i uśmiechnął się niewinnie. Zasłoniłam mu dłonią oczy, aby nie widzieć jego hipnotyzujących tęczówek. Wiedziałam że zaraz bym mu uległa. - Co ty robisz? - pytał śmiejąc się.
- Nic - powiedziałam, a Michał chyba dość szybko odgadnął co moje zachowanie miało mieć na celu, bo ściągnął moją dłoń ze swoich oczów i specjalnie zniżył się tak, aby nasze oczy były na równi.
- Przepraszam - powtórzył i przybliżył swoją twarz jeszcze bardziej.
- Nienawidzę cię - wymamrotałam. Misiek uśmiechnął się triumfalnie i bardzo pewnie powrócił do przerwanej czynności. Skończyło się tak że wylądowaliśmy na czworonożnym meblu przeznaczonym do regeneracji mięśni w nocy po ciężkim dniu, ale jak widać ma on również inne zastosowania. Po wszystkim brunet ponownie porusza ten jakże drażliwy
dla nas obojga temat.
- Czyli twierdzisz że mnie nie kochasz tak? - pyta świdrując moją twarz. Nie chciał przegapić chociażby jednego drgnięcia mięśni mojej twarzy.
- Dokładnie. Jak dla mnie jest to czysta przyjaźń - odpowiedziałam spokojnie. Byłam pewna moich uczuć co do siatkarza, ale mimo tego zaczynałam się czuć coraz bardziej niekomfortowo. Żadnego wyjścia ewakuacyjnego, żadnej deski ratunku w pobliżu. A on nie dawał za wygraną. Był cholernie pewny swoich racji. Które były z mojego punktu widzenia błędnymi.
- No a co mi powiesz na te wszystkie dość upojne chwile, pocałunki i inne czynności wykonywane typowo przez zakochanych w sobie ludzi? - kolejne pytanie padało z jego ust.
- Masz rację. To jest raczej przyjaźń o charakterze erotycznym - odpowiedziałam pewnie usadawiając się w wygodniejszej dla mnie pozycji.
- Aach  tak - powiedział jak gdyby został oświecony przez wpadające do pomieszczenia promienie słoneczne.
- Już wszystko jasne? - zapytałam uśmiechając się do niego.
- Jak słońce - stwierdził i pocałował mnie jeszcze raz. Niby nic się nie stało, ani nie zmieniło, ale ta rozmowa miała duży wpływ na nasze dalsze relacje. Michał widocznie nie był do końca usatysfakcjonowany uzyskanymi ode mnie odpowiedziami ale zawiedziony również nie był.
- Rusz dupę Winiarski! Trzeba się już zbierać, przecież Oli nie może tyle być sam w domu - powiedziałam otwierając szafę w poszukiwaniu odpowiedniego stroju na dzisiejszy dzień. Michał posłusznie wykonał polecenie i ubrał się.
- To ja na ciebie poczekam w salonie - powiedział muskając moją skroń. Poczułam również delikatne uszczypnięcie w tyłek. Spojrzałam na Michała pytającym wzrokiem a on jedynie posłał mi buziaka. Pokiwałam przecząco głowo wypowiadając nieme idiota.
Po 20 minutach byłam już gotowa.
- Dłużej się nie dało? - zapytał zniecierpliwiony.
- Dało, ale specjalnie dla ciebie się pośpieszyłam - powiedziałam całując go, w co dziwne, ogolony policzek. Winiar przewrócił teatralnie oczami i z jego ust znowu posypały się komplementy.
- Jak zwykle wyglądasz czarująco - stwierdził robiąc przy tym minę milorda.
- Och jak mi miło słyszeć to z twoich ust. Wielce dziękuje za te miłe słowa - odpowiedziałam z sarkazmem. - Chodźmy już - powiedziałam ciągnąc go za sobą w stronę wyjścia. Zmierzając bełchatowskie ulice czterokołowym pojazdem zadałam wciąż nurtujące mnie pytanie. - Powiesz mi w końcu jak się dostałeś do mojego mieszkania? - spytałam przyglądając mu się uważnie.
- To moja słodka tajemnica - odpowiedział.
- Ale nie podrobiłeś sobie moich kluczy prawda? - spytałam.
- Nie. Ale więcej już nic ci nie powiem - powiedział skręcając w ulicę na której mieszkał. Po chwili dojechaliśmy już do mieszkania Winiara więc szybko wysiedliśmy z samochodu i zmierzyliśmy ku niemu. Przed samymi drzwiami do mieszkania nr. 13 Michał gwałtownie się zatrzymał.
- Kinga, mam prośbę - zaczął niepewnie.
- O co chodzi? - zapytałam.
- Czy mogłabyś mi jakoś pomóc i powiedzieć razem za mną Oliwerowi że Daga poroniła? Bo kompletnie nie wiem jak się za to zabrać, a małemu trzeba to jakoś delikatnie przekazać. I nie wiem czy dam radę - powiedział na jednym tchu.
- Jasne - powiedziałam i uśmiechnęłam się nikle.
- Dziękuje - odpowiedział całując mnie w ramach podziękowania.
- Blee - usłyszeliśmy Oliego. Nawet nie słyszałam kiedy otworzył drzwi wejściowe.
- Ile razy mam ci powtarzać że jak dwoje ludzi się całuje to nie wolno mówić ble ani fuj? - czasami rozśmieszały mnie te jego ojcowskie rady.
- No dobze tato, juz nie będę - powiedział. - Kingaa! - wrzasnął i przytulił się do mnie.
- Witam cię - odpowiedziałam czochrając go po główce.
- Eej! Nie lusaj moich włosów! Calutkie dzieśięć minut ukladałem je na zelu! - oburzył się pięciolatek.
- Wybacz - bąknęłam.
- Oliwer! A co ja ci mówiłem o używaniu moich rzeczy? - powiedział Misiek.
- Ze niewolno.
- To czemu je używasz?
- Bo chćiałem wyglądać jak ty - usprawiedliwił się mały. Michał popatrzył na niego z dystansem i chyba już miał zamiar wygłaszać kolejną mądrą uwagę co do zachowania jego synka ale mu przerwałam.
- Wiesz co, nie masz po co wyglądać jak tata. Ty jesteś od niego tysiąc razy przystojniejszy - powiedziałam i puściłam do niego perskie oko, chcąc przekonać go do racji Miśka. Uśmiechnął się do mnie, a ja przywróciłam mu optymalną jak dla niego fryzurę.
- Ej, ja tutaj stoję! - przypomniał o sobie Misiek. Odpowiedziałam mu tylko buziakiem w policzek i weszliśmy na chwilę do mieszkania. Młody Winiarski pobiegł od razu do swojego pokoju i po chwili stał z powrotem koło mnie z kartką A4 zgiętą nierówno na pół.
- Zobac! Namaliowałem mamusi laulkę! Ładna? - pokazał mi laurkę gdy w tym czasie Michał pakował jakieś rzeczy do torby. Na pierwszej stronie był duży napis Dla Mamy, napisany drukowanymi literami i namalowane różne kształty. Na drogiej był namalowany obrazek, przedstawiający Dagę leżącą w szpitalnym łóżku i odwiedzających ją Michała i Oliwera. Na ostatniej stronie napisane było już normalnym pismem Kochamy Cię i podpisy: Oliwer, Michał. - A ty jedzies z nami do mamy?
- Tak - odpowiedziałam życzliwie.
 - To musę cię jesce sybko dolysować! - powiedział i z przejęciem pobiegł do swojego pokoju. - Chodź za mną! - krzyknął, znajdując się już w pomieszczeniu. Posłusznie poszłam do niego i usiadłam koło pracującego Oliego na podłodze. Przyglądałam się mu jak maluje moją postać dość sprawnymi pociągnięciami kredki świecowej. Po paru minutach praca była skończona. - Ładnie? - spytał dumnie.
- Pewnie, masz talent młody - powiedziałam podziwiając jego dzieło.
- To telaz musis się tutaj podpisać - powiedział i wyznaczył miejsce na mój podpis, podając mi długopis.
- Już - odpowiedziałam kierując serdeczny uśmiech w jego stronę. - Sam to pisałeś? - spytałam.
- Tak - pochwalił się. - Tylko tata pisał napis Kochamy Cię.
- Mhm - zastanawiałam się czyja to była inicjatywa - ten napis, bo Michał już kilka razy przekonywał mnie że pomiędzy nim a Dagmarą już nic nie ma, z resztą sama dobrze wiedziałam jakie są ich relacje i co się stało. Ale teraz miałam pewne wątpliwości.
- Gotowi już jesteście? - Misiek stał w progu oparty o framugę.
- Taak! - odkrzyknął chłopczyk i podbiegł do ojca. - Kinga, chodź! - wołał mnie. Mozolnie wstałam z podłogi i podążyłam za nimi w kierunku wyjścia. Michał zapiął Oliego w foteliku, a mi otworzył drzwi od strony pasażera.
- Dzięki - wymamrotałam i wsiadłam do jego czarnego Land Rovera. Nasz kierowca sprawnie uruchomił samochód i wyruszyliśmy do Częstochowy. Po 15 minutach jazdy Misiek się odezwał.
- To co chcecie robić? Oli może pogramy w jakąś grę albo pośpiewamy? - zapytał spoglądając na blondyna.
- Hmm. Moźe w skojazenia! To ja zacynam. Psy - zaczął Oli.
- Teraz ja! - oznajmił Winiar. - Policja.
- Mandat? - odpowiedziałam.
- Łapófka.
- Sejm.
- Debile.
- Ciupko.
- Oli, nie wolno tak mówić! - upomniał go po raz kolejny tata. - Aleks.
- Loczki.
- Mariola.
- Bartek.
- Play Station.
- Assassin.
- Gandalf.
- Co?
- No co? Tak mi się kojarzy - odpowiedział z bananem na twarzy. - Dobra koniec już. Teraz? - zapytał tak abym tylko ja mogła go usłyszeć. Pokiwałam w odpowiedzi na tak. Misiek wziął głęboki oddech i zaczął rozmowę na temat poronienia Dagi.
- Synku posłuchaj bo nie będziesz miał bra... - chyba go coś boli. Szybko przerwałam mu, bo stwierdziłam że nie może tego powiedzieć tak prosto z mostu. Przecież to dla małego będzie bardzo smutna i zapewne wstrząsająca wiadomość.
- Kochanie, razem z tatą.. - tym razem to mi przerwał sam zainteresowany.
- Biezecie ślub! - klasnął w dłonie ucieszony.
- Niee, ale razem z tatą wiemy że jesteś już duży i bardzo mądry, prawda Michał? - odniosłam się do kierowcy.
- Dokładnie - potwierdził. - I musimy ci coś powiedzieć. Posłuchaj. Twoja mama już nie jest w ciąży, ten mały dzidziuś umarł jak był jeszcze u niej w brzuchu.
- I teraz mama musi być bardzo dzielna, a my musimy jej pomóc i być tak samo dzielni jak ona albo nawet jeszcze bardziej! - dodałam. Oli miał łzy w oczach ale nie płakał. Był bardzo dzielnym dzieckiem.
- Aha. Cyli nie będę miał juz blaciska? - zapytał się nas łamiącym głosem.
- Kiedyś na pewno będziesz miał - pocieszał go Misiek. - Ale teraz nie płacz i bądź dzielny, dobrze? Bo mama musi widzieć jakiego ma wspaniałego synka.
- Kinga, ulodzis mi blaciszka? - zapytał mnie błagalnym tonem wprawiając mnie w tym nie małe zakłopotanie.
- Kochanie, nie martw się tym teraz. Już prawie dojechaliśmy, wszystko będzie dobrze. Mamusia nie może zobaczyć że płakałeś, bo będzie smutna, a ona teraz musi odpoczywać. Jak dasz jej laurkę na pewno się bardzo ucieszy. Chodźmy - powiedziałam gdy zaparkowaliśmy pod częstochowskim szpitalem. Wysiadłam z samochodu i odpięłam Oliwera z fotelika. Złapał mnie za rączkę i czekaliśmy na Miśka aż weźmie torbę w której są rzeczy dla Dagmary o które prosiła. Przerzucił torbę przez ramię i podszedł do nas, złapał Oliwera za drugą rękę i weszliśmy do środku szpitala. Misiek pokierował nas na odpowiedni oddział.
- Dzień dobry pani Michale - przywitała się z nami prawdopodobnie lekarka prowadząca Dagmarę. - Dobrze że przyprowadził pan synka, pana żona czuję się już znacznie lepiej - powiedziała uśmiechając się w kierunku Winiarskich.
- Była żona - poprawił ją beznamiętnie Misiek. Otworzył drzwi i wszedł do sali, w której przebywała Daga. Za Miśkiem od razu wleciał Oli.
- Mamaa! - krzyczał podbiegając do jej łóżka.
- Ciszej skarbie - powiedziała do niego czule przytykając palec wskazujący do swoich ust. - Bardzo się za tobą stęskniłam - oznajmiła. Było widać że jest słaba.
Michał podszedł bliżej do jej łóżka i położył torbę na szafce obok.
- Przyniosłem ci tutaj te rzeczy, które chciałaś.
- Cześć Michał - przywitała się z promiennym uśmiechem, zauważalnie podniosła się do góry, chcąc go pocałować.
- Cześć - odpowiedział bezbarwnym głosem ignorując jej ruch. Usiadł na krześle obok i popatrzył w moją stronę. Stałam w drzwiach i przyglądałam się całej sytuacji. Dagmara powędrowała wzrokiem za wzrokiem Michała i nasze spojrzenia się spotkały. Była chyba lekko zaskoczona że jednak spełniłam jej prośbę i przyjechałam z Winiarskimi. Z jej ust wydobyło się nieme ach co miało chyba być reakcją na oschłe przywitanie z byłym mężem. Zastanawiam się czy normalnie witają się trochę bardziej emocjonalnie.
- Hej Kinga, proszę, wejdź - przywitała się ze mną i gestem ręki zaprosiła do środka. Skorzystałam i weszłam do środka, stanęłam metr od Michała, który podał mi jakoś taboret. Usiadłam na nim i w dalszym ciągu przyglądałam się Dagmarze. Nasze relacje nie były dobre, o dobrych wspomnieniach z tą osobą też mogłam zapomnieć.
- Mamo, zobac co ci przynioslem! - powiedział Oli wyciągając swoją laurkę. - Plosę! - powiedział uśmiechnięty podając kobiecie kartkę.
- Bardzo piękna! - pochwaliła swojego synka. - A kto to ta pani?
- Kinga! - powiedział Oli radośnie.
- Ahaa. Bardzo ci dziękuje - powiedziała przytulając go do siebie.
- Zobac ostatnią stlonę - pokierował swoją mamę Oliwer. Dagmara obróciła laurkę i zobaczyła napis napisany przez Michała.
- Ja was też - powiedziała ciepło patrząc na to na Oliego to na swojego byłego męża.
- To ja pójdę kupić coś do picia - powiedział Michał zrywając się z krzesła, sprawiał wrażenie jakby chciał jak najszybciej stąd wyjść, wsiąść do pierwszego lepszego pociągu i odjechać stąd jak najdalej się da.
- Oli, pójdź z tatą, bo mama chce porozmawiać z Kingą - powiedziała Daga. Misiek momentalnie odwrócił się w moją stronę, gdy do jego bębenków doszły słowa wypowiedziane przez Dagmarę. Spojrzał na mnie pytająco, wyglądał jakby się obawiał albo nie był do końca pewny czy się nie pozabijamy pod ich nieobecność. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie utwierdzając go w przekonaniu że będę grzeczna. Oliwer pociągnął go za rękę i obaj znikli za drzwiami.
- Zapewne zastanawiasz się o czym chciałam z tobą porozmawiać. Nie będę trzymać cię dłużej w niepewności. Po pierwsze chciałam ci bardzo podziękować że zajęłaś się moim synkiem. Jak wyjdę już z tego szarego budynku od razu zabiorę go do siebie, postanowiłam że przez jakiś czas zamieszkam z moimi rodzicami.
- Mhm. A kiedy wychodzisz? - spytałam.
- Jeszcze nie wiem, ale lekarze mówią że już niedługo, pewnie za kilka dni - powiedziała uśmiechając się lekko sama do siebie. - Mogę ci zadać pytanie?
- Śmiało - odpowiedziałam, choć nie miałam najmniejszej ochoty z nią rozmawiać, jedyne co wtedy chciałam to aby stało się coś co przerwałoby tą chwilę.
- Co łączy ciebie i Michała? - spytała prosto z mostu.
- A dlaczego o to pytasz? - byłam lekko zaskoczona jej pytaniem, choć wiedziałam, że będzie ono związane z Miśkiem.
- A co? Nie chcesz odpowiedzieć na to pytanie? - pytała podejrzliwie.
- Przyjaźnimy się - odpowiedziałam szczerze.
- Naprawdę? Bo ja to widzę jakoś inaczej.
- Niby jak? - pytałam, ta rozmowa stawała się coraz bardziej irytująca.
- Wspólne wyjazdy, spędzacie cały wolny czas wspólnie, Michał się przy tobie zupełnie inaczej zachowuje i jeszcze te ukradkowe spojrzenia - wyliczała. - Myślisz że ja tego nie widzę i że się nie dowiem, że uwodzisz mojego męża?
- To jest twój były mąż, więc nie pozwalaj sobie na takie śmiałe stwierdzenia - już prawie wysyczałam przez zęby.
- Wiesz co ci powiem. To dziecko, to było dziecko Michała, nie Adama. Michała. Może już nie jesteśmy małżeństwem, ale nadal się kochamy! - powiedziała pogardliwie w moim kierunku, jak gdyby chciała mi coś udowodnić. Zadać mi jakiś cios, ból.
Nie odpowiedziałam. Z zaciśniętymi zębami siedziałam na szpitalnym krześle i starałam opanować emocje. Ostatnie dwa zdania obijały mi się w głowie dostarczając kolejnych dawek emocji.
- Myślałaś że on cię kocha? - spytała po czym zaśmiała się gardłowo. - On kocha mnie! Zawsze mnie kochał. Byłam z Adamem tylko dlatego, że on mnie do tego zmuszał, groził mi. Ale teraz już nic nie stoi nam na drodze, aby ponownie być razem - mówiła to z takim przekonaniem w głosie i pewnością siebie, że jej uwierzyłam. W mojej głowie panował jeden, wielki mętlik, a emocję chciały wziąć nade mną wodzę, ale skutecznie je hamowałam, nie miałam zamiaru dać tej suce kolejnej satysfakcji.
- Ja z Michałem jesteśmy tylko przyjaciółmi. Zwykłymi przyjaciółmi. Po prostu przyjaciółmi - powtarzałam ciągle, doprowadzając się do porządku.
- Sama siebie okłamujesz - powiedziała po czym w tej samej chwili do sali wszedł Michał z Oliwerem, niosącymi 4 kubki.
- Plosę mamo - powiedział Oli podając kobiecie kubek z gorącym napojem, będącym prawdopodobnie herbatą.
- Dziękuje skarbie - odpowiedziała i ucałowała chłopca w czubek głowy.
- Proszę - powiedział uśmiechnięty Michał podając mi kubek z moją ulubioną gorącą czekoladą. Wzięłam od niego kubek bez słowa i zaczęłam powoli sączyć parującą ciecz.
- Lekarz powiedział że wypisują cię za 4 dni - powiedział Michał, na co Dagmara wyszczerzyła się do niego i przytuliła mocniej Oliwera. Byliśmy tam jeszcze tylko parę minut, po czym pożegnaliśmy się i wyszliśmy ze szpitala. Po naszej rozmowie każde słowo wymienione pomiędzy nami zamieniło się w sztuczne niczym plastik wyrażenia, wypowiadane jedynie dla zachowania pozorów i wyeliminowania zbędnych pytań ze strony dwójki mężczyzn. Podczas drogi powrotnej Michał pytał mnie o czym rozmawialiśmy, ale skutecznie
go zbywałam. Lecz jak zawsze uparty siatkarz nie dawał za wygraną.
- Powiesz mi w końcu o czym rozmawiałyście? - zapytał ponownie kiedy Oli zasnął już ze zmęczenia.
- O takich różnych babskich sprawach, oszczędzę ci szczegółów - skłamałam wysilając się na prawdziwie wyglądający uśmiech.
- A, to nie wnikam - odpowiedział odwzajemniając uśmiech.
- Masz już jakieś plany na dzisiejszy wieczór? - zapytał zalotnie.
- Tak - odparłam krótko wpatrując się przez szybę na mijane okolice.
- Bo wiesz, Oli jest już tak padnięty, że ożyje dopiero jutro, a mi będzie smutno tak samemu siedzieć w pustym mieszkaniu - powiedział robiąc w moim kierunku minę Bartka opowiadającego o samotnym spędzaniu walentynek, ewentualnie minę kota ze shreka, bo akurat zatrzymaliśmy się przed skrzyżowaniem.
- Przepraszam ale nie mogę - odpowiadałam w dalszym ciągu patrząc się na mijanych przechodniów.
- Nie to nie, nie naciskam - powiedział niechętnie odpuszczając. Zatrzymaliśmy się już pod osiedlem, na którym mieszkałam. Grzecznie podziękowałam i wysiadłam z samochodu. - A buziak? Inaczej nie zasnę, a nikt nie będzie miał mi go jak dać - powiedział ponownie wykorzystując to że w spadku po rodzicach odziedziczył takie patrzałki. Przewróciłam teatralnie oczami i ponownie otworzyłam drzwi do Miśkowego samochodu. Pochyliłam się do przodu i wykonałam prośbę mojego przyjaciela. - Dziękuje - odpowiedział uśmiechając się do mnie jak najładniej potrafił.
- To pa - rzuciłam szybko, zamykając drzwi i ruszyłam w stronę odpowiedniego budynku. Gdy byłam już w mieszkaniu pierwszą czynnością jaką zrobiłam, było wyjęcie piwa z mojej świecącej pustkami lodówki. Skierowałam swoje kroki do sypialni i włączyłam laptopa, aby sprawdzić czy Mariola nie przysłała mi jakiś newsów z Moskwy. No tak parę niecenzuralnych słów z których wyczytałam że Dagmara jest jakby to ładnie ująć osobą nie posiadającą żadnych skrupułów oraz żebym nie pisała nic Mariuszowi. Wyłączyłam laptopa i włączyłam telewizor w salonie, do którego się udałam z moim dzisiejszym wieczornym towarzyszem - Lechem. Poznajcie się. Włączyłam jakąś komedie na tvn i co chwilę zanurzałam usta w żółtej cieczy, napełniając nią moje usta. Przy którejś butelce zasnęłam.


Hej. :)
Jak zwykle brak czasu na wszystko, powoli się przyzwyczajamy. Weekend z samymi ciekawymi widowiskami, odwiedziłyśmy w niedzielę Muszynę i Częstochowę, niesamowita atmosfera i wiele wrażeń i oczywiście kart pamięci zapełnionych masą zdjęć. Mam nadzieję że już na zawsze zapamiętamy co oznacza słowo regularność i będziemy przestrzegać tego terminu. Rozdział średni jak nie gorzej, więc przeprosiny są tutaj jak najbardziej konieczne. Może kiedyś coś w końcu uda nam się zrobić tak jak się powinno. :D
Święta tuż, tuż. :) Czujecie już tą magię i zapach mandarynek? *-* Hm. Mamy dla was pewien bonus świąteczny, ale to za niedługo, na razie cii i nic o tym nie wiecie. ;)  Buziaki! :*

czwartek, 6 grudnia 2012

11. I należysz do mnie, choć to nie kwestia posiadania.

Obudziłam się poczuwszy zataczanego kręgi opuszkami palców na moim lewym udzie. Otworzyłam powoli i zobaczyłam. Leżał koło mnie uśmiechnięty, a jego oczy były skierowane w moją stronę.
- Witam Cię kochanie - przywitał się ze mną.
- Dzień dobry - powiedziałam i odwzajemniłam uśmiech. - Nudzi ci się? - zapytałam wskazując na udo.
- Troszeczkę - odpowiedział z jeszcze szerszym uśmiechem. Podciągnął się lekko by mógł zbliżyć się do mnie. Objął moje usta własnymi i złączyliśmy się w dość namiętnym pocałunku. Poczułam jak usta Bartka wykrzywiają się do uśmiechu. Powoli odsunęłam się od niego na zaledwie 5 centymetrów.
- Co się cieszysz? - zapytałam po czym mi samej udzielił się jego humor. Po takim dzień dobry nie wyobrażam sobie bym mogła mieć jakiś inny.
- No bo się nie spodziewałem że będziesz taka chętna do tak częstego seksu - powiedział i uśmiechnął się zalotnie.
- A widzisz. Jednak jeszcze potrafię cie zaskoczyć - powiedziałam po czym ponownie wpiłam się w jego usta. Nagle w sypialni rozbrzmiał dzwonek Bartkowego telefonu. - Nie odbieraaj - wymruczałam nie przerywając pocałunków.
- A jak to coś ważnego - powiedział Bartek odsuwając się ode mnie i sięgając ręką po telefon. Podparłam się na łokciach i przyglądałam się płynnie posługującemu się angielskim mężczyźnie. Z rozmowy wynikało że dzwonił jego trener.
- Mam nadzieję że miał dobry powód aby nam przeszkodzić - powiedziałam mrużąc przy tym śmiesznie oczy. Bartka widocznie rozśmieszyła moje mina więc zamiast odpowiedzieć na moje pytanie zaczął się śmiać.
- Tylko mnie nie zabij za to że odebrałem - mówił wciąż przez śmiech i w geście obronnym zakrył swoją twarz poduszką.
- Co od ciebie chcieli? - ponowiłam pytanie wciąż drążąc ten temat.
- Od dzisiaj będzie do mnie przychodził fizjoterapeuta. Pewnie znowu przydzielą mi tego 50-latka z siwymi włosami i wylewającym się sadłem ze spodni - skrzywił się.
- A macie jakiegoś innego? - spytałam.
- No pewnie przecież jeden by nie wystarczył - wyszczerzył się po czym zaczął mi zdawać raport z pracy fizjoterapeutów w jego klubie. - Pracuje u nas jeszcze taka jedna blondynka, młoda, wysoka i seksowna - powiedział. - Ale nie znam jej imienia, nigdy z nią jeszcze nie pracowałem. Przydzielono mnie do tego drugiego fizjoterapeuty.
- Mhm - powiedziałam po czym złapałam moją poduszkę i wzięłam wielki zamach. Poduszka wylądowała idealnie na twarzy Kurka, który swoją tarczę obronną odłożył przed minutą na swoje miejsce.
- A za co to? - zapytał.
- Za seksowną - powiedziałam krzyżując ręce na piersiach. Po niedługiej chwili poczułam drobne poczułam materiał na moim barku. Rozpoczęła się wojna na poduszki. Po kilku minutach Bartuś się poddał. - O której ma przyjść ten fizjoterapeuta?
- O 15 - odpowiedział.
- To dobrze bo mamy jeszcze trochę czasu. Chodź, zrobimy śniadanie - powiedziałam i pociągnęłam go za rękę. Nasze kroki skierowaliśmy do kuchni. Usiadłam na kuchennym blacie jak to miałam już w zwyczaju i mój wzrok zatrzymałam na niebieskich tęczówkach mojego chłopaka.
- Co byś chciała zjeść? - zapytał uśmiechając się promiennie.
- Hmm. Dawno nie jadłam - powiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
- Już się robi - odrzekł i zabrał się za przygotowywanie śniadania.
- Pomóc ci jakoś? - spytałam wciąż go obserwując.
- Może zrób nam kakao - powiedział nie zaprzestając wykonywania poprzedniej czynności. Po niecałych 10 minutach siedzieliśmy już na balkonie na fotelach i zajadaliśmy się przyrządzonym przez mężczyznę śniadaniem.
- Smakuje ci? - spytał popijając kakao.
- I to jak - odpowiedziałam obdarowując go szerokim uśmiechem.
- Wiesz już co z byłą Miśka? - spytał po chwili milczenia.
- Nie, zadzwonię dzisiaj do Kingi to się czegoś dowiem - Bartek tylko pokiwał głową i znowu zapadła niekrępująca cisza. Świeciło słońce, pogoda dzisiaj dopisywała. Po skończonym posiłku włożyliśmy brudne naczynia do zmywarki i poszliśmy z powrotem do sypialni Bartka.
- To jakie plany na dziś? - zapytał się mnie wyciągając ubrania z szafki.
- Hm. To może tak najpierw wspólny prysznic, później ma przyjść ten twój fizjoterapeuta ale tak myślę że może jak już pójdzie to wybierzemy się na obiado-kolację do jakiejś restauracji? - zaproponowałam.
- I mam oddać mój samochód w twoje ręce? - powiedział udac przerażenie. - Nie wiem czy to jest bezpieczny pomysł.
- No wiesz - odparłam z sarkazmem. - Będę jechać ostrożnie - obiecałam podnosząc dwa palce do góry jak harcerz.
- No dobrze, już dobrze - powiedział i wyszedł z pokoju. - A może kąpiel? - zapytał wkładając jeszcze głowę do pomieszczenia w którym się aktualnie znajdowałam.
- Mi pasuje - przystałam na jego propozycję z dużym uśmiechem.
- To ja pójdę już nalać wodę i przygotować wszystko - powiedział i zniknął za drzwiami. Wybrał strój na dzisiejszy dzień i poszłam w ślady mojego chłopaka. W łazience było pełno pary spowodowanej gorącą wodą lejącą się do dużej wanny siatkarza. Później temperatura już tylko się podniosła. :D Odrobinę się zapomnieliśmy i jeszcze mokrzy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. W samym ręczniku poleciałam aby otworzyć drzwi naszemu gościowi. Domniemany fizjoterapeuta był bardzo niecierpliwy bo już po chwili usłyszałam kolejny raz dźwięk dzwonka do drzwi. Półnaga otworzyłam drzwi, gdy w tym czasie Bartek mógł się ubrać i jakoś ogarnąć do zajęć. Zmierzyłam osobę stojącą za drzwiami od stóp do głów. To na pewno nie była osoba której się spodziewałam tutaj zobaczyć.
- Dzień dobry. Ja przyszłam do Bartka w zastępstwie za pana Romanenko - powiedziała w języku angielskim i obdarzyła mnie uśmiechem. - Jestem drugą fizjoterapeutką klubu w którym gra pani... - przerwała i zmierzyła mnie wzrokiem - brat? - zapytała.
- Chłopak - poprawiłam ją i uśmiechnęłam się niechętnie. Faktycznie była ładna, idealna figura, piękne brązowe oczy i pełne usta. Machnięciem ręki wskazałam aby weszła do środka. - Bartek zaraz przyjdzie - oznajmił
am i zostawiłam ją samą. Poszłam do łazienki, w której nadal przebywał kontuzjowany.
- Przyszedł już? - zapytał używając właśnie dezodorantu axe, którego zapach tak uwielbiałam.
- Chyba przyszła - stwierdziłam z niesmakiem.
- Ona? - zapytał zdziwiony.
- Ta twoja seksowna blondynka przyszła cię wymacać. Powiedziała że przyszła na zastępstwo twojego fizjoterapeuty.
- Dlaczego nie przyszedł? - zapytał mnie.
- Skąd mam wiedzieć. Zapytaj się jej - powiedziałam i głową wskazałam w kierunku drzwi. Wzięłam do ręki moją sukienkę i czekałam aż Bartek wyjdzie aby się przebrać. - Idź już do niej. Chcę się przebrać - powiedziałam.
- Poczekam na ciebie - stwierdził krzyżując ręce na piersiach. Nie to nie. Rozpoczęłam proces przebierania się cały czas czując jego wzrok lustrujący moją osobę. Oczywiście jak zawsze suwak od sukienki wygrał wojnę ze mną.
- Pomożesz? - zapytałam odgarniając włosy tak aby Bartek mógł zapiąć moją sukienkę. On tylko jednym szybkim ruchem pociągnął suwakiem do góry i bez żadnych problemów uporał się z moim poprzednim problemem.

- Ślicznie wyglądasz - powiedział całując mnie w usta. Odwzajemniłam pocałunek starając się przedłużyć go ile się da. Nie miałam najmniejszej ochoty oddawać Bartusia w ręce jakiejś innej kobiety.
- Kochanie chodźmy już, chce mieć to już z głowy, a później wziąć moją piękną dziewczynę na wyśmienitą kolację - powiedział uśmiechając się przy tym zniewalająco.


Wyszliśmy z łazienki wspólnie, nasz gość siedział już na kanapie i czekał na nas. Blondynka gdy tylko zobaczyła Bartka wstała i podeszła do niego z świecącymi się oczami.
- Cześć, pan Siergiej musiał wyjechać. Sprawy rodzinne. Teraz to ja będę do ciebie co jakiś czas przychodzić- powiedziała i wspięła się na palce żeby dosięgnąć policzka Bartka i złożyć na nim pocałunek. Bartek odsunął się i podał jej rękę. Od razu mi ulżyło, Bartek wiedział, że nawet o każdą, drobną rzecz będę zazdrosna i dlatego wolał być ostrożny. Dziewczyna skrzywiła się ale Bartka najwyraźniej to nie obchodziło.
- Okej, czy będzie nam coś jeszcze potrzebne?- zapytał Bartek.
- Nie, wszystko mam ze sobą- odpowiedziała.
- Mogłabyś zaparzyć mi kawy? - zapytała bezczelnie.
- Z rozpuszczalną czy parzoną? - zapytałam.
- Rozpuszczalną z mlekiem.
Wyszłam do kuchni, nalałam wodę do czajnika i przygotowałam kubek z ziarenkami kawy. Gdy woda zagotowała się zalałam kawę i dolałam mleka. Kawę i cukier położyłam na tacy i zaniosłam na stół do salonu. Blondynka przygotowywała lampę leczniczą.
- A nie powinnaś użyć zielonego szkiełka? - zapytałam.
- Nie, zielone służy do czegoś innego a czerwone jest odpowiednie do tego typu kontuzji. Nie znasz się więc mnie nie poprawiaj- odpowiedziała.
- Może lepiej przeczytaj instrukcje- powiedziałam.
- A ty skąd to niby wiesz? Jestem jedną z najlepszych fizjoterapeutów w Rosji - odpowiedziała a we mnie się zagotowało.
- Jestem na drugim roku studiów fizjoterapeutycznych w najlepszej uczelni w Polsce pod względem tej dziedziny więc trochę się znam- odpowiedziałam i wyciągnęłam instrukcje z pudełka po lampie. Znalazłam instrukcję przetłumaczoną na język angielski, tak aby obie mogłybyśmy coś zrozumieć i odczytałam ją na głos. Tak jak myślałam, powinna użyć zielonego szkła.
- A no tak, pomyliłam się, przepraszam- powiedziała. Najwyraźniej było już jej trochę wstyd ponieważ pod toną makijażu dało się zauważyć czerwone rumieńce.
- Mariola jestem- powiedziałam i podałam jej dłoń.
- Irina- odpowiedziała.
- To ja może już nie będę przeszkadzać, jakbyście czegoś potrzebowali to będę w sypialni- powiedziałam i podeszłam do Bartka. Złożyłam na jego ustach pocałunek i udałam się w kierunku sypialni. Wzięłam laptopa i położyłam się na łóżku. Zalogowałam się na facebook'a, dostałam wiadomość od Mariusza.

Hej, kiedy wracasz do Polski? Stęskniłem się za tobą. ;-* Wysłane wczoraj.

Spojrzałam czy jest teraz online ale niestety nie był dostępny, więc odpisałam:

Hej, nie mam pojęcia ile to jeszcze potrwa ale myślę, że do dwóch miesięcy powinnam się wyrobić. Do zobaczenia.

Wysłałam wiadomość i zabrałam się za sprawdzanie nowinek siatkarskich w Polsce. Po jakimś czasie usłyszałam jak drzwi wejściowe się zamykają i do mojego pokoju wparował Bartuś.
- I co, blondyna już się wymacała?- zapytałam.
- No chyba nie jesteś zła, to nie moja wina, że to ona przyszła.
- No wiem, wiem- powiedziałam i zbliżyłam się do mojego chłopaka, a on już doskonale wiedział czego chcę.
- Za godzinę wychodzimy na obiad- powiedział.
- Mam tylko godzinę? Nie wyrobię się.
- Jak dla mnie możesz iść nawet tak jak teraz- powiedziała a ja wtuliłam się w jego ramiona. Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie.
- Kocham Cię- powiedział.
Po chwilach czułości zabrałam się za przygotowanie. Założyłam sukienkę typu mała czarna i dobrałam do tego odpowiednią biżuterię. Włosy wyprostowałam i zostawiłam rozpuszczone i zrobiłam sobie elegancji make-up. Po chwili do łazienki wszedł Bartek ubrany w czarny, elegancji garnitur.
- Pięknie wyglądasz- powiedział i objął mnie w pasie.
- Ty też niczego sobie- odpowiedziałam.
- To co, gotowa?
- Tylko założę buty i możemy wychodzić.
Gdy wyszliśmy skierowałam się w stronę samochodu Bartka. Gdy otworzył drzwi, wsiadłam do samochodu po stronie pasażera.
- A kto będzie prowadził?- zapytał z uśmiechem Bartek.
- aa, no tak- odpowiedziałam i udałam się na miejsce kierowcy. Bartek w tym czasie grzecznie zajął miejsce pasażera.
- Tylko pamiętaj, to moje najlepsze auto jakie kiedykolwiek miałem. Jedź ostrożnie, proszę- powiedział z politowaniem Bartek.
-Okej, okej- odpowiedziałam. - Przecież wiem jak się prowadzi samochód, nie martw się. Tylko mów gdzie mam jechać.
Gdy dojechaliśmy udaliśmy się do restauracji, w której rezerwację złożył Bartek. Gdy weszłam do środka zaniemówiłam. Wszystko tu było piękne takie eleganckie.
- Dzień dobry, miałem tu zarezerwowany stolik na godzinę 18.00.
- Tak, proszę iść za mną- odpowiedział kelner.
Udaliśmy się za kelnerem wgłąb restauracji. Usiedliśmy przy stoliku z zaświeconymi świecami. Bartek podszedł, odsunął mi krzesło a następnie sam usiadł przy stoliku. Złożyliśmy zamówienie, a po chwili kelner podał nam lampki czerwonego wina. Obiad był bardzo pyszny, chodź tak na prawdę sama nie wiem co jadłam. Po chwili Bartek wyciągnął z kieszeni pudełko.
- To dla ciebie- powiedział i przesunął je w moją stronę. Otworzyłam je, a moim oczom ukazał się piękny, srebrny naszyjnik.
- Jaki piękny, dziękuje. Ale kiedy ty w ogóle miałeś czas żeby to kupić?
- To taka tajemnica. Pomóc ci go założyć?- zaproponował a ja się zgodziłam.
- Dziękuje- powiedziałam i złożyłam na jego ustach pocałunek.
Po obiedzie spokojne udaliśmy się do mieszkania. Byliśmy już zmęczeni i dlatego postanowiliśmy już się położyć. Przebrałam się w piżamę i wskoczyłam do łóżka. Położyłam się na umięśnionym torsie Bartka.
- A co będzie jak wrócę do Polski?- zapytałam.
- To może zostaniesz ze mną i po sezonie rozwiąże umowę i wrócimy do Polski- odpowiedział.
- Bartek, ale ja na prawdę chcę dokończyć te studia a nie co chwilę je przerywać. Będziemy musieli się się rozstać na jakiś czas.
- Spokojnie, nie myśl jeszcze o tym- powiedział a ta odpowiedź wcale mnie nie uspokoiła.
Po chwili usnęłam.


 Perspektywa Kingi.

Od dwóch dni pochłonęły mnie studia. Musiałam zakuwać do powoli zbliżającej się powtórzeniowej sesji. Ostatni rok studiów jest bardzo wymagający. Z rozłożonymi na stoliku notatkami popijałam powoli cappuccino. Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości na gadu - gadu. Mariola.
- Heej. :) Co tam porabiasz? Mam nadzieję że nie rozniosłaś jeszcze naszego mieszkania. :D
- Cześć. ;) Zakuuwam, nie martw się mała, jeszcze nie jest tak źle. :P
- Aa, to wybacz że ci przeszkadzam mój kujonie. No mam nadzieję. :) Co w końcu z Dagmarą?
- Nie przeszkadzasz głupku. Chyba bez zmian. Nie mam żadnych nowych wieści. Od dwóch dni nie rozmawiałam z Michałem, uczelnia a później uczenie się w domu. Mam już dość. :< Aa ty leniu kiedy wracasz do nauki?

- No wiesz, ja chce skończyć w końcu te studia. Ale zostanę z Bartkiem ile to będzie potrzebne. Rozmawiałam z nim o tym wczoraj i zaproponował mi żebym została z nim do końca sezonu..
- I co ty na to?
- No przecież nie mogę cię tak samej zostawić bo chyba byś beze mnie zginęła. :D
- No chyba nie. :P
- Bartek powiedział mi żebym o tym teraz nie myślała.
- Yhy. A gdzie jest teraz twój Romeo? ;>
- Z blondyną. -.-
- Jaką znowu blondyną?
- Fizjoterapeutka Bartka.Wytapetowana lala.
- Aa, rozumiem już. :D Ja muszę kończyć ktoś się do mnie dobija. Paa. :* Pilnuj tak tego twojego mężczyznę i go pozdrów. :)
Po zakończonej rozmowie poszłam do drzwi otworzyć niezapowiedzianemu gościowi. Spojrzałam przez przysłowiowego judasza ale nikogo tam nie zobaczyłam. Przekręciłam zamek w drzwiach i otworzyłam drzwi.
- Dzien dobly Kinga - powiedział mały Winiarski wyciągając do mnie jego małe rączki do mnie. Wzięłam go na ręce i przytuliłam na przywitanie.
- Hej brzdącu. A co ty tutaj robisz? - spytałam z uśmiechem. Zdziwiła mnie jego wizyta, tym bardziej że nigdzie nie było Michała.
- Chciałem cie odwiedzić - powiedział. - I mooże pójsć z tobą na lody! - powiedział entuzjastycznie ukazując szereg białych mleczaków.
- No dobrze, dobrze - powiedziałam i postawiłam go na ziemi. - Jak chcesz to możemy iść - zgodziłam się na jego propozycją po czym usłyszałam okrzyk radości. - A gdzie jest tata?
- Idzie - powiedział wskazując na wchodzącego po schodach Michała. - Ścigaliśmy się. Wyglałem tato! - powiedział dumnie do swojego ojca.
- Gratuluje synku - powiedział Misiek czochrając jego blond włoski. - Hej - powiedział do mnie witając się buziakiem.
- Cześć Misiek - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Oli ci już wszystko przedstawił?
- Tak, tak. A na jakie lody masz ochotę mały? - skierowałam swoje pytanie do chłopca.
- Hmm. Takie pyysne! Idziemy już? - pytał zniecierpliwiony.
- Już, już. Wezmę tylko torebkę i już możemy iść - odpowiedziałam i wzięłam moją torebkę z salonu.
- Przeszkadzamy ci? - zapytał Michał rozglądając się po salonie.
- Nie, coś ty. Ratujecie mnie - powiedział uśmiechając się do niego. - Od dwóch dni nie robię nic innego tylko się uczę na sesję.
- Kuujon - powiedział rozbawiony.
- Ej, ej bez takich. Ja się muszę uczyć bo inaczej nie zdam tych studiów. Ostatni rok jest najcięższy.
- No wiem, wiem pani doktor - powiedział obdarzając mnie serdecznym uśmiechem. - Chodźmy już bo Oli się strasznie nakręcił na te lody - powiedział po czym wróciliśmy na korytarz gdzie czekał na nas mały. Wyszliśmy z mieszkania i udaliśmy się do najlepszej lodziarni w Bełchatowie według Michała. Stanęliśmy w kolejce i zaczęliśmy uzgadniać kto jakie smaki zamawia.
- Ja ce cekoladowe lody! - mówił przejęty Oliwer. - Z polewą tofii!
- A ty Misiek?
- Może miętowe i stracciatella.
- Ok.
- Dla pani? - zapytała mnie sprzedawczyni.
- Poproszę jedną porcję lodów czekoladowych z polewą tofii, jedną lodów miętowych i stracciatella oraz jedną porcję lodów malinowych - odpowiedziałam i podałam kobiecie należną kwotę pieniędzy.
- Proszę bardzo - powiedziała i podała nam kupione lody.
- Dziękujemy - odpowiedziałam i wyszłam z lodziarni trzymając lody.
- Proszę - podałam każdemu rożek z odpowiednim smakiem.
- Mm, pycha! - powiedział Oli liżąc loda. Powoli zmierzaliśmy w stronę parku. - Mogę iść na plac zabaw? - zapytał się mały.
- Jasne, tylko najpierw dokończ loda - odpowiedział Michał. Po chwili po rożku Oliwera nie było ani śladu, no może oprócz całej wypapranej buzi.
- Poczekaj wytrę ci buzię - powiedziałam i wyjęłam z torebki chusteczkę, pomogłam chłopczykowi, a gdy był już czysty pobiegł bawić się z innymi dziećmi na drewnianym domku z różnymi zjeżdżalniami itp.
- Jutro jedziemy do Dagmary, lekarze mówią że coraz lepiej się czuję i że wskazane jest aby Oli ją odwiedził.
- Mhm. A powiedziałeś mu już że nie będzie miał braciszka?
- Nie, jeszcze nie. Nie wiem jak mu to powiedzieć. Powiem mu jutro przed wyjazdem.
- Michał, a mogłabym z wami jechać? - zapytałam niepewnie, on spojrzał na mnie podejrzliwie ale bez żadnych zbędnych pytań sie zgodził.
- Jasne. To będziemy po ciebie jutro ok. 10 - powiedział i uśmiechnął się do mnie.
- Może zdążę się wyrobić - odparłam ze śmiechem. W tym samym momencie podszedł do nas płaczący Oliwer. Krew mu leciała z kolana.
- Kingaa, boli - mówił płacząc i wskazał na krwawiące miejsce.
- Co ci się stało? - zapytałam kucając przed nim.
- Przewlóciłem się na kamykach - odparł wycierając łezki z policzków. Przytuliłam go do siebie i gestem ręki nakazałam Michałowi aby wziął go na ręce.
- Chodź pójdziemy do domu i się tym zajmiemy - powiedziałam uśmiechając się do niego.
- Dobze - odparł już nie płacząc. Droga do domu zajęła nam zaledwie 15 minut. Gdy weszliśmy do mieszkania poleciałam szybko do łazienki i przyniosłam wodę utlenioną i gazik.
- Teraz będzie troszeczkę piekło ale razem z tatą wiemy że na pewno będziesz dzielny - powiedziałam dodając mu otuchy. Polałam ranę wodą utlenioną, a Oli syknął cicho. Opatrzyłam ranę i już po 4 minutach wszystko było gotowe.
- Byłeś bardzo dzielny - pochwaliłam go i dałam mu całusa w policzek.
- W końcu to mój najukochańszy synek - dodał Misiek i przytulił małego który siedział mu na kolanach. - Dobrze to my bardzo dziękujemy za miły spacer i już się będziemy zbierać bo jutro jedziemy do mamusi tak?
- Taak. Muszę jej zlobić laulkę - powiedział Oliwer zeskakując z kolan siatkarza. - Dziękuje baldzo za pysne lody - powiedział i dostałam od niego soczystego buziaka w ramach podziękowania.
- Ależ nie ma za co kochanie. Polecam się na przyszłość - powiedziałam z szerokim uśmiechem żegnając ich w drzwiach.
- To do jutra - powiedział Misiek i pocałował mnie delikatnie na pożegnanie. Chyba się już przyzwyczaiłam. Zamknęłam za nimi drzwi i wróciłam do nauki. Nie mogąc się już zbytnio skupić włączyłam mojego laptopa i zalogowałam się na facebooka. Miałam w skrzynce wiadomość od Szampona.
" Cześć. ;) Ja mam takie jedno pytanie. Kiedy Mariola wraca? I czemu ona w ogóle została na dłużej w tej Rosji? Czy między nią a Bartkiem coś jest? "
No tak, biedny Mariusz nic nie wiedział i cały czas miał nadzieję że będą razem. Już kiedyś zaczynał z nią flirtować ale Bartek skutecznie go zbywał. Napisałam mu co i jak po czym wysłałam wiadomość zastanawiając się czy dobrze zrobiłam mieszając się w ich sprawy. Napisałam o tym Marioli żeby później nie musiała się dowiadywać o tym od kogoś innego i o sms.ie od Dagmary bo zapomniałam jej o tym napisać wcześniej. Po sprawdzeniu ostatnich aktywności moich znajomych wylogowałam się i włączyłam jakiś nowo zekranizowany film. Był dość nudny więc nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

No i znowu to samo, przepraszamy z spóźnienie. Miałyśmy dodać wczoraj ale Kiki źle się czuła i nie mogła dopisać dalszej części rozdziału. Tak jak myślałam, moja kontuzja jeszcze trochę potrwa. Założyli mi gips na 2 tygodnie. Nie mogę się doczekać kiedy w końcu wejdę na boisko, a teraz pozostaje mi tylko oglądanie meczów w telewizji. Mikołaj już nas odwiedził, a jak jest u was? Uznajmy ten rozdział za prezent mikołajkowy, od nas dla was. Jeszcze raz przepraszamy za opóźnienie i prosimy o komentowanie. Do następnego ;)


PS. Czy mogłybyście mi polecić jakiś dobry stabilizator na kostkę do gry w siatkówkę? Czy któraś wie ile to jeszcze potrwa i po jakim czasie od ściągnięcia gipsu będę mogła wrócić do treningów? Za odpowiedzi dziękuje ;)