I know you don't believe it,
But I said it and I still mean it,
When you heard what I told you,
When you get worried I'll be your soldier.
~Gavin DeGraw.
But I said it and I still mean it,
When you heard what I told you,
When you get worried I'll be your soldier.
~Gavin DeGraw.
Z dnia na dzień, coraz dosadniej powtarzano o przygotowywaniu się do wrześniowych zaliczeń. Nauka pochłaniała moje ostatnie dni, a do tego dochodziły korepetycje z angielskiego oraz hiszpańskiego udzielane młodocianym. Byłam zasypywana coraz to nowszymi wiadomościami od znajomych, którzy przypominali mi o swoim istnieniu, ale ja nawet nie miałam siły ani czasu, aby poinformować ich o moim samopoczuciu lub udzieleniu innych informacji. Pogoda z dnia na dzień się pogarszała, rtęć w termometrach pięła się coraz to niżej, wskazując temperatury kilkunastostopniowe. Dzisiejszego dnia jednak temperatura była przyzwoita, a słońce rozpieszczało nas ogrzewającymi promykami. Ubrana, korzystając jeszcze z ciepłych dni, czekałam na zakończenie się wykładu, w jednej z uniwersyteckich ławek. Gdy tylko było to już możliwe, wyszłam pośpiesznie z uczelni, aby zdążyć na najbliższy autobus do Bełchatowa. Schodząc po schodach, prowadzących do środka uniwersytetu, dostrzegłam wśród ludzi dobrze znaną mi postać. Bez zawahania podeszłam do niej.
- A co ty tutaj robisz? - spytałam uśmiechnięta.
- Tak się ze mną witasz? - spytał robiąc zawiedzioną minę.
- Dzień dobry! - powiedziałam ściskając go mocno i całując w policzek. Wydawałby się szczęśliwy z faktu, że po długim czasie w końcu spotyka swoją jedyną córkę, ale smutek w jego oczach eliminował wszelkie domysły na ten temat.
- Przyjechałem zobaczyć jak się czuję moja córeczka - w końcu usłyszałam odpowiedź na moje pierwsze pytanie.
- Aha, jasne tato. A tak na prawdę, to co cię sprowadza w te strony? - spytałam puszczając mimo uszu jego poprzednią odpowiedź, wiedząc, iż jest ona tylko kamuflażem prawdziwego powodu wizyty ojca.
- Chodźmy może w jakieś bardziej ustronne miejsce - odparł.
- Dobrze, tutaj za rogiem jest restauracja. Jadłeś już jakiś obiad? - spytałam patrząc na zegarek.
- Jeszcze nie, niedawno przyjechałem - odpowiedział. Ruszyliśmy w stronę restauracji, w której zamówiliśmy dania dla siebie.
- Powiesz mi w końcu co jest powodem twojej wizyty?
- Tak. Twoja matka jest chora - zaczął, a ja od razu zamarłam. - Ma guza mózgu, na całe szczęście jest on bardzo wcześnie wykryty. Ale nie wiemy jeszcze nic o innych możliwych guzach i o sile złośliwości tego wykrytego. Gdy tylko wróciliśmy z Francji, mamę zaczęła bardzo boleć głowa, czuła ucisk, to wszystko przez zmianę ciśnienia podczas lotu. Udało mi się ją namówić na wizytę u neurologa, zrobiono jej szczegółowe badania i wykryto tego guza - powiedział. Czułam jak moje ciało zaczynało przestawać współpracować z moim mózgiem, coraz trudniej przychodziło mi zachowanie zimnej krwi i zdrowego rozsądku.
- Ale jak to? Czym on był spowodowany? Ten guz w mózgu to są już przerzuty z jakiegoś pierwotnego guza? Gdzie będzie leczona? - zadałam masę pytań, na które mój ojciec nie potrafił precyzyjnie odpowiedzieć.
- Kochanie, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Mama czuję się bardzo dobrze psychicznie, ze stanem fizycznym jest trochę gorzej, na razie dręczą ją tylko zawroty głowy, więc musi leżeć. Jest u nas w domu, wysłała mnie tutaj, abym poprosił jej dawnego kolegę ze studiów o konsultację, bo jak ona twierdzi, tylko do niego ma pełne zaufanie i on jest najlepszy. Więcej nic nie wiemy, dopiero po tej konsultacji zobaczymy co i jak z leczeniem, będą na pewno robione bardziej szczegółowe badania i wtedy się dowiemy wszystkiego. Jeśli tylko coś będziemy nowego wiedzieć od razu cię poinformujemy, ale teraz się nie denerwuj.
- Jak się nazywa ten jej przyjaciel? - spytałam stłumionym głosem.
- Marek Jabłkowski.
- Znam go. On wykłada często u mnie na uniwersytecie, jest zaprzyjaźniony z dziekanem - powiedziałam.
- Tak, wiem. Dlatego tutaj jestem, muszę się z nim jak najszybciej spotkać - oznajmił pełen nadziei w nowe, lepsze jutro.
- Pójdę z tobą - zaoferowałam się, po czym poinformowałam moją uczennicę sms.em, że dzisiejsza lekcja jest odwołana. Po zjedzeniu posiłku wróciliśmy ponownie na uczelnie, gdzie spotkał nas dość niemiły zawód, gdyż z tego co się dowiedzieliśmy, doktora aktualnie nie było w Łodzi i miał się w niej pojawić dopiero za dwa dni. Nieusatysfakcjonowani opuściliśmy uniwersytet.
- Gdzie się zatrzymasz? - spytałam ojca.
- W hotelu, już mam wykonaną rezerwację - powiedział i uśmiechnął się do mnie nikle. - Nie martw się córcia, wszystko się ułoży - powiedział, przytulając mnie jak małą dziewczynkę. - Podrzucić cię do Bełchatowa? - spytał, stojąc już przy własnym samochodzie.
- Nie trzeba, nie rób sobie kłopotu - odmówiłam.
- To przynajmniej na dworzec autobusowy cię zawiozę - naciskał. Tym razem nie odmówiłam. Ciężko było mi się z nim rozstawać w tej sytuacji, nie chciałam być sama. Ale po ojcu było widać już przemęczenie, widać było ile go ta sytuacja kosztuję i jak bardzo się stara.
- Tato, to wpadnij do mnie w któryś dzień zanim wyjedziesz. Może jutro? Przygotuje coś dobrego na obiad - zachęcałam go, starając się za wszelką cenę, aby poczuł że ma we mnie wsparcie.
- Z wielką przyjemnością - zgodził się. - O której kończysz jutro zajęcia?
- O 15:30 - odpowiedziałam.
- To będę na ciebie czekał, a później pojedziemy do Bełchatowa. Do zobaczenia córciu. Tylko zadzwoń do mamy jeszcze dzisiaj, bo jej obiecałem, że jak tylko ci powiem, to od razu zadzwonisz - powiedział, wysilając się na uśmiech.
- Dobrze tato, zadzwonię. Trzymaj się, pa! - pożegnałam się z nim i wysiadłam z jego samochodu, podążając ku dworcowej ławce, na której spędzę najbliższe kilka minut, czekając na autobus, który ma mnie zawieźć do domu. Założyłam słuchawki i włączyłam muzykę, która była dla mnie ukojeniem w tamtej chwili.
Gdy weszłam do mojego mieszkania, poczułam się źle. Byłam bezsilna i bezbronna w zaistniałej sytuacji. Przebrałam się w wygodniejszy strój i założyłam dużą, męską bluzę, należącą prawdopodobnie do mojego brata. Powstrzymując łzy napływające mi do oczu oraz normując oddech wybrałam połączenie głosowe z kontaktem Mama. Po pięciu sygnałach ktoś dopiero odebrał.
- Halo? - usłyszałam słaby głos po drugiej stronie, aż zadrżałam.
- Mamo? - spytałam z nadzieją w głosie.
- Słucham cię córeczko - powiedziała ciepło.
- Właśnie widziałam się z tatą. Mamo ja.. - nie wiedziałam co dalej powiedzieć, nie miałam co więcej powiedzieć, ponieważ żadne słowa nie potrafiłyby wyrazić tego co się we mnie teraz kumulowało.
- Tak wiem skarbie. Ale to nic, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Nie martw się mną, przecież wiesz, że mam zawsze rację i jestem okropną szczęściarą, więc i tym razem happy end jest nieunikniony - powiedziała, uśmiechając się, chociaż przy wypowiadaniu niektórych słów, głos jej zadrżał.
- Wiem mamo - przyznałam jej rację uśmiechając się przez łzy. - Przyjadę do ciebie najszybciej, jak to będzie możliwe - powiedziałam siąkając nosem.
- Kochanie, ale nie płacz, proszę cię.
- Ale ja nie płaczę, wydaję ci się. Przeziębiłam się tylko przez te zmiany temperatury - kłamałam.
- Starej matki nie oszukasz - powiedziała śmiejąc się ochryple.
- Mamuś, jakiej starej?
- Mam już swoje lata - odpowiedziała. - Kinia, ja już muszę kończyć, leki idą. Trzymaj się słońce, ucz się tam pilnie i nie szalej! Kocham cię! Całusy, papa! - pożegnała się.
- Dobrze mamo. Ja ciebie też kocham, pa! - odpowiedziałam, po czym rozłączyłam się, rzuciłam telefon gdzieś na kanapę, na którą chwilę później bezwładnie opadłam z paczką chusteczek w ręku. Teraz już nie hamowałam żadnych emocji. Pozwoliłam swojemu organizmowi robić co tylko chciał. Chusteczka za chusteczką lądowały kolejno na ziemi, zaśmiecając drewniane panele.
Po pewnej, nieokreślonej długości czasowej, usłyszałam otwierane drzwi do mojego mieszkania. Ani nie drgnęłam, słysząc odgłosy kroków dobiegających z korytarza.
- Co się stało? - usłyszałam, jak gdyby ktoś mówił do mnie przez ścianę. Spojrzałam tylko tępo na osobnika, który przed momentem wparował do mojego mieszkania i ponownie wybuchnęłam płaczem. Jego obecność przypominała mi jedynie o niemiłych wspomnieniach, które miały miejsce parę dni temu. Mężczyzna usiadł ostrożnie obok mnie, a ja bez jakichkolwiek skrupułów przytuliłam się do niego, jak do pluszowego misia, ciągle nie przestając płakać. On przycisnął mnie lekko do siebie i dłońmi gładził mnie po włosach i plecach.
- Cii - szeptał non stop, próbując mnie uciszyć, aby dowiedzieć się, jakie są przyczyny mojego zachowania. Po paru minutach spędzonych w silnych ramionach siatkarza uspokoiłam się. - Powiesz mi dlaczego płakałaś? - spytał ponownie żądając uzasadnienia mojego rozklejenia się.
- Moja mama jest chora. Ma raka mózgu - powiedziałam cicho, ale na tyle głośno, że Michał mógł usłyszeć to, co powiedziałam. Poczułam silniejszy nacisk na moje ciało i usta na czubku mojej głowy.
- Nie martw się. Twoja mama to silna kobieta, na pewno sobie z tym poradzi i wyzdrowieje. Jestem tego pewien - mówił powoli, ale zdecydowanie, tak aby każde słowo wypowiedziane z jego ust trafiło do mnie. Wtuliłam się jeszcze bardziej w jego klatkę piersiową, a z mojego jednego oka poleciała pojedyncza łza. - Mała, ale nie płacz już - powiedział, ocierając kciukiem łzę, spływającą po moim policzku. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na jego rozpogodzoną twarz, która jak zwykle była uśmiechnięta, a oczy intensywnie mi się przyglądały. Delikatnie cmoknął mnie w dalej mokry policzek.
- Dziękuje - wypowiedziałam jeszcze ciszej, niż jakbym szeptała. - I przepraszam - powiedziałam nieco głośniej, niż poprzednio.
- Za co? - spytał ciepło. Odsunęłam się lekko od niego i wskazałam na wielką mokrą plamę na jego szarej, klubowej bluzie. On tylko jeszcze ładniej się uśmiechnął i ponownie przykleiłam głowę do jego ramienia. - Jadłaś coś? - spytał z troską w głosie. Na potwierdzenie pokiwałam głową, zapominając jak wypowiadało się najprostsze monosylaby. - Chce ci się spać? - zadał kolejne pytanie, mające na celu zadbanie o moje zdrowie. Kolejny raz pokiwałam głową, zamiast odpowiedzieć trzyliterowym wyrazem tak. Beż żadnej reakcji z mojej strony, wziął mnie na ręce i zaniósł do mojej sypialni, gdzie ostrożnie położył mnie na łóżku, którego gościem był już niejeden raz. Okrył mnie satynową pościelą, zasunął szczelnie rolety, tak jakby chciał odciąć mnie w ten sposób od całego świata, problemów i trosk, które gromadziły się teraz dookoła mnie. Michał przyniósł dla mnie jeszcze szklankę wody, w razie gdyby zachciało mi się pić. Czułam się bardzo głupio, że on tak wszystko za mnie robił, a ja nawet palcem nie kiwnęłam, lecz ogromne zmęczenie i wyczerpanie ogarnęło mój organizm.
- Ja już się zbieram, jeśli będziesz czegoś potrzebować to dzwoń, kiedy tylko zechcesz. Przyjadę - powiedział obdarowując mnie pięknym uśmiechem. - Śpij. Pa - powiedział, delikatnie muskając moje czoło swoimi ustami. Zmierzał już ku wyjściowym drzwiom z sypialni, kiedy przypomniałam sobie jak składa się litery w sylaby, a sylaby w słowa.
- Zostaniesz ze mną? - spytałam cicho, zachrypniętym głosem. Misiek odwrócił się, słysząc moją prośbę i bez słowa wpakował się do mojego łóżka, co uznałam za przystanie na moją prośbę. Gdy tylko poczułam jego obecność w moim łóżku, wtuliłam się w niego, jak małe dziecko, dzieląc odległość jaka nas łączyła i zatracając się w tej bliskości, zapomniałam chociaż na chwilę o wszelakich przeciwnościach losu.
Obudziłam się dość wcześnie rano i rozpoczęłam przygotowania do dzisiejszej domówki. Bartek nadal spał, dlatego postanowiłam zwalić go z łóżka. Jednak mój plan się nie powiódł, Bartek to 107 kilogramów żywego mięsa, a ja sama z takim ciężarem nie dałam sobie rady. Gdy Bartek się obudził, rzucił się na mnie i to teraz ja leżałam pod nim.
- I co teraz zrobisz? - zapytał. Bartek leżał nade mną i trzymał mnie oboma dłońmi za nadgarstki, tak że nie umożliwiał mi ruchu.
- Puść mnie bo cię ugryzę! - krzyczałam ale mój napastnik mnie nie słuchał. Podniosłam się na tyle, ile pozwalał mi uścisk Bartka i zbliżyłam do niego twarz, ale reakcja Bartka była zupełnie inna niż mi się wydawało. Nachylił się do mnie i zaczął mnie całować. Pocałunki stawały się coraz zachłanne i Bartek przygniótł mnie swoim ciałem.
- Zejdź ze mnie słoniu! - krzyczałam na Bartka.
- Przepraszam - powiedział i przesunął mnie tak, że to teraz ja leżałam nad nim. Zaczął się dobierać do mojej koszulki, ale uniemożliwiłam mu to.
- Bartek, nie teraz, muszę wszystko przygotować - powiedziałam i podniosłam się z łóżka, Bartek chwycił mnie za dłoń.
- Ale dokończymy to później? - zapytał seksownie ruszając brwiami.
- Boże, Bartuś jesteś erotomanem, powinieneś się leczyć. Może cię zapiszę na jakieś spotkania dla AE?
- Pf. Ja przecież tylko bardzo kocham moją dziewczynę - odparł. - Więc?
- Może, ale nic nie obiecuję - powiedziałam, a mina Bartka posmutniała. - Noo dobra, ale masz być grzeczny i masz mi pomóc.
- Jasne, to co mam robić szefowo? - zapytał już uradowany Bartek.
- To może najpierw zadzwoń do swoich kolegów klubowych i ich zaproś.
- Już się robi!
Gdy Bartek obdzwaniał wielkoludów, oferując wieczorem dziką imprezę, ja przygotowywałam sałatkę z kurczaka. Brakowało mi kilka składników, więc wysłałam Kurka na większe zakupy do hipermarketu, a ja w tym czasie udałam się pod prysznic. Gdy Bartek wrócił nie mógł się zmieścić w drzwiach z reklamówkami.
- Co ty tam masz?
- No trzeba się było zaopatrzyć w jakieś procenty - powiedział z bananem na twarzy.
- Ja ci dam alkohol! Będę cię dobrze pilnować. Przecież wiesz, że sportowcom nie wolno.
- Oj tam, oj tam. Raz na jakiś czas chyba mogę się napić.
Gdy już skończyłam przebrałam się w sukienkę, którą kupiłam na ostatnich zakupach. Podkreślała moje długie, chude nogi. Bartek ubrał dżinsy i białą koszulkę.
- Mm.. pięknie wyglądasz- powiedział Bartuś robiąc zadziorną minę. - Może sprawdzimy jak wyglądasz bez niej?- zapytał.
- Weź się ogarnij zboczeńcu - powiedziałam.
Usłyszałam dzwonek do drzwi i bardzo się ucieszyłam, że nie będę musiała już toczyć dalszej rozmowy z Bartkiem. Podeszłam do drzwi. Był to przyjmujący Dynama oraz najlepszy kolega Bartka z drużyny- Peter Veres. Gdy wszedł przywitał mnie i Bartka, wręczając mi bukiet herbacianych róż. Podziękowałam mu, a róże włożyłam do wazonu. Bartek w tym czasie zabrał swojego kolegę do salonu i polał mu już pierwszą kolejkę.
- Nie czekacie na resztę? - zapytałam.
- Nie wiadomo kiedy przyjdą, a nam nie chcę się czekać.
- Polać ci? - zapytał Peter.
- Nie, jedna osoba w tym domu musi zostać trzeźwa - powiedziałam.
Dzwonek do mieszkania znowu zadzwonił. Tym razem sama podeszłam do drzwi.
- Dzień dobry. Przepraszam, ale chyba się pomyliłem.
- Pawieł Krugłow? - zapytałam.
- Tak - odpowiedział zdziwiony, rosyjski atakujący.
- Dobrze trafiłeś - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- Nie spodziewałem się, że Bartek ma taką piękną dziewczynę. On taki brzydki, a ty to zupełnie jego przeciwieństwo - powiedział, śmiejąc się Pawieł. Na jego nieszczęście całą rozmowę usłyszał mój Bartuś, który lekko się zdenerwował.
- Ja brzydki? Ty lepiej popatrz na siebie - odpowiedział mu, pokazując język.
Impreza powoli się rozkręcała. Przyszli już praktycznie wszyscy. Był Siergiej Grankin z żoną Tatianą, Siemion Połtawski, Aleksiej Ostapienko z żoną Stanisławą, Aleksander Markin, Dmitrij Szczerbinin, Irina oraz wcześniej wspomniani Peter Veres i Pawieł Krugłow. Wódka lała się litrami, a siatkarze byli już coraz bardziej wstawieni. Ja z dziewczynami piłyśmy wino i obserwowaliśmy naszych chłopaków. Bartek pogłośnił muzykę i wszyscy zabrali się do tańca. Zostałam poproszona przez Pawieła, który już od początku imprezy się do mnie przystawiał. Zatańczyłam z nim jedną piosenkę. I wyrwałam do tańca mojego Bartusia. Leciała teraz wolniejsza piosenka, więc wtuliłam się w mojego chłopaka i oparłam głowę o jego klatkę piersiową wsłuchując się w rytm bijącego serca. Bartek przesunął rękę na moje pośladki, podniosłam głowę do góry a mój chłopak nachylił się i pocałował mnie w usta. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Mimo, że Bartek nie był najlepszym tancerzem, podobało mi się. Było od niego czuć wyraźną woń alkoholu, a jego kroki wydawały się coraz bardziej chwiejne.
- I jak ci się podoba? - zapytał.
- Nie jest źle, dziewczyny są nawet miłe, ale to nie to samo co Kinga.
Piosenka się skończyła. Podeszłam do okna razem z moim chłopakiem i zobaczyliśmy, podjeżdżający pod nasz blok, radiowóz policyjny. Najwyraźniej któremuś z sąsiadów nie podobała się nasz impreza. Szybko wyłączyłam muzykę.
- Chować się psy przyjechały! - wydarł się Bartek, a wszyscy zaczęli uciekać. Bardzo rozbawił mnie widok szukających kryjówki dwumetrowców.
Gdy usłyszałam dźwięk domofonu, podbiegłam do drzwi razem z Bartkiem. Dałam mu gumę, aby nie było czuć woni alkoholu.
- Dobry wieczór, dostaliśmy zawiadomienie od jednego z mieszkańców tego bloku, że łamiecie państwo prawo ciszy nocnej.
- Ale nic takiego nie ma miejsca, panie władzo - odpowiedziałam.
- Bartosz Kurek? Ten Bartosz Kurek? Przyjmujący Polskiej Reprezentacji? MVP Ligi Światowej?
- Tak, miło mi pana poznać - powiedział Bartuś i podał rękę policjantowi.
- Jestem pana wielkim fanem!
- Możemy wejść do środka i sprawdzić czy nie przeszkadzacie sąsiadom? - drugi z policjantów nie był już taki miły.
- Z tego co wiem, to nie wolno panom wejść bez nakazu - odpowiedziałam.
- Dobrze, w takim razie proszę się już uciszyć bo następnym razem gdy zostaniemy wezwani nie będzie już tak miło.
- Dobrze, przepraszamy. Dobranoc - powiedziałam i pożegnałam policjantów.
- Uff, było blisko - powiedział Bartek i złożył na moich ustach kolejny pocałunek.
- Już sobie poszli? - zapytał któryś z uczestników naszej imprezy.
- Tak, ale macie już być cicho - powiedziałam, lekko już wkurzona na siatkarzy.
- Mariola, proszę cię. Wyluzuj już, później ci to wynagrodzę - powiedział Bartek i cmoknął mnie w policzek.
Impreza nadal się rozkręcała. Było już grubo po północy, ale nikomu nie chciało się jeszcze spać.
- A co ty tutaj robisz? - spytałam uśmiechnięta.
- Tak się ze mną witasz? - spytał robiąc zawiedzioną minę.
- Dzień dobry! - powiedziałam ściskając go mocno i całując w policzek. Wydawałby się szczęśliwy z faktu, że po długim czasie w końcu spotyka swoją jedyną córkę, ale smutek w jego oczach eliminował wszelkie domysły na ten temat.
- Przyjechałem zobaczyć jak się czuję moja córeczka - w końcu usłyszałam odpowiedź na moje pierwsze pytanie.
- Aha, jasne tato. A tak na prawdę, to co cię sprowadza w te strony? - spytałam puszczając mimo uszu jego poprzednią odpowiedź, wiedząc, iż jest ona tylko kamuflażem prawdziwego powodu wizyty ojca.
- Chodźmy może w jakieś bardziej ustronne miejsce - odparł.
- Dobrze, tutaj za rogiem jest restauracja. Jadłeś już jakiś obiad? - spytałam patrząc na zegarek.
- Jeszcze nie, niedawno przyjechałem - odpowiedział. Ruszyliśmy w stronę restauracji, w której zamówiliśmy dania dla siebie.
- Powiesz mi w końcu co jest powodem twojej wizyty?
- Tak. Twoja matka jest chora - zaczął, a ja od razu zamarłam. - Ma guza mózgu, na całe szczęście jest on bardzo wcześnie wykryty. Ale nie wiemy jeszcze nic o innych możliwych guzach i o sile złośliwości tego wykrytego. Gdy tylko wróciliśmy z Francji, mamę zaczęła bardzo boleć głowa, czuła ucisk, to wszystko przez zmianę ciśnienia podczas lotu. Udało mi się ją namówić na wizytę u neurologa, zrobiono jej szczegółowe badania i wykryto tego guza - powiedział. Czułam jak moje ciało zaczynało przestawać współpracować z moim mózgiem, coraz trudniej przychodziło mi zachowanie zimnej krwi i zdrowego rozsądku.
- Ale jak to? Czym on był spowodowany? Ten guz w mózgu to są już przerzuty z jakiegoś pierwotnego guza? Gdzie będzie leczona? - zadałam masę pytań, na które mój ojciec nie potrafił precyzyjnie odpowiedzieć.
- Kochanie, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Mama czuję się bardzo dobrze psychicznie, ze stanem fizycznym jest trochę gorzej, na razie dręczą ją tylko zawroty głowy, więc musi leżeć. Jest u nas w domu, wysłała mnie tutaj, abym poprosił jej dawnego kolegę ze studiów o konsultację, bo jak ona twierdzi, tylko do niego ma pełne zaufanie i on jest najlepszy. Więcej nic nie wiemy, dopiero po tej konsultacji zobaczymy co i jak z leczeniem, będą na pewno robione bardziej szczegółowe badania i wtedy się dowiemy wszystkiego. Jeśli tylko coś będziemy nowego wiedzieć od razu cię poinformujemy, ale teraz się nie denerwuj.
- Jak się nazywa ten jej przyjaciel? - spytałam stłumionym głosem.
- Marek Jabłkowski.
- Znam go. On wykłada często u mnie na uniwersytecie, jest zaprzyjaźniony z dziekanem - powiedziałam.
- Tak, wiem. Dlatego tutaj jestem, muszę się z nim jak najszybciej spotkać - oznajmił pełen nadziei w nowe, lepsze jutro.
- Pójdę z tobą - zaoferowałam się, po czym poinformowałam moją uczennicę sms.em, że dzisiejsza lekcja jest odwołana. Po zjedzeniu posiłku wróciliśmy ponownie na uczelnie, gdzie spotkał nas dość niemiły zawód, gdyż z tego co się dowiedzieliśmy, doktora aktualnie nie było w Łodzi i miał się w niej pojawić dopiero za dwa dni. Nieusatysfakcjonowani opuściliśmy uniwersytet.
- Gdzie się zatrzymasz? - spytałam ojca.
- W hotelu, już mam wykonaną rezerwację - powiedział i uśmiechnął się do mnie nikle. - Nie martw się córcia, wszystko się ułoży - powiedział, przytulając mnie jak małą dziewczynkę. - Podrzucić cię do Bełchatowa? - spytał, stojąc już przy własnym samochodzie.
- Nie trzeba, nie rób sobie kłopotu - odmówiłam.
- To przynajmniej na dworzec autobusowy cię zawiozę - naciskał. Tym razem nie odmówiłam. Ciężko było mi się z nim rozstawać w tej sytuacji, nie chciałam być sama. Ale po ojcu było widać już przemęczenie, widać było ile go ta sytuacja kosztuję i jak bardzo się stara.
- Tato, to wpadnij do mnie w któryś dzień zanim wyjedziesz. Może jutro? Przygotuje coś dobrego na obiad - zachęcałam go, starając się za wszelką cenę, aby poczuł że ma we mnie wsparcie.
- Z wielką przyjemnością - zgodził się. - O której kończysz jutro zajęcia?
- O 15:30 - odpowiedziałam.
- To będę na ciebie czekał, a później pojedziemy do Bełchatowa. Do zobaczenia córciu. Tylko zadzwoń do mamy jeszcze dzisiaj, bo jej obiecałem, że jak tylko ci powiem, to od razu zadzwonisz - powiedział, wysilając się na uśmiech.
- Dobrze tato, zadzwonię. Trzymaj się, pa! - pożegnałam się z nim i wysiadłam z jego samochodu, podążając ku dworcowej ławce, na której spędzę najbliższe kilka minut, czekając na autobus, który ma mnie zawieźć do domu. Założyłam słuchawki i włączyłam muzykę, która była dla mnie ukojeniem w tamtej chwili.
Gdy weszłam do mojego mieszkania, poczułam się źle. Byłam bezsilna i bezbronna w zaistniałej sytuacji. Przebrałam się w wygodniejszy strój i założyłam dużą, męską bluzę, należącą prawdopodobnie do mojego brata. Powstrzymując łzy napływające mi do oczu oraz normując oddech wybrałam połączenie głosowe z kontaktem Mama. Po pięciu sygnałach ktoś dopiero odebrał.
- Halo? - usłyszałam słaby głos po drugiej stronie, aż zadrżałam.
- Mamo? - spytałam z nadzieją w głosie.
- Słucham cię córeczko - powiedziała ciepło.
- Właśnie widziałam się z tatą. Mamo ja.. - nie wiedziałam co dalej powiedzieć, nie miałam co więcej powiedzieć, ponieważ żadne słowa nie potrafiłyby wyrazić tego co się we mnie teraz kumulowało.
- Tak wiem skarbie. Ale to nic, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Nie martw się mną, przecież wiesz, że mam zawsze rację i jestem okropną szczęściarą, więc i tym razem happy end jest nieunikniony - powiedziała, uśmiechając się, chociaż przy wypowiadaniu niektórych słów, głos jej zadrżał.
- Wiem mamo - przyznałam jej rację uśmiechając się przez łzy. - Przyjadę do ciebie najszybciej, jak to będzie możliwe - powiedziałam siąkając nosem.
- Kochanie, ale nie płacz, proszę cię.
- Ale ja nie płaczę, wydaję ci się. Przeziębiłam się tylko przez te zmiany temperatury - kłamałam.
- Starej matki nie oszukasz - powiedziała śmiejąc się ochryple.
- Mamuś, jakiej starej?
- Mam już swoje lata - odpowiedziała. - Kinia, ja już muszę kończyć, leki idą. Trzymaj się słońce, ucz się tam pilnie i nie szalej! Kocham cię! Całusy, papa! - pożegnała się.
- Dobrze mamo. Ja ciebie też kocham, pa! - odpowiedziałam, po czym rozłączyłam się, rzuciłam telefon gdzieś na kanapę, na którą chwilę później bezwładnie opadłam z paczką chusteczek w ręku. Teraz już nie hamowałam żadnych emocji. Pozwoliłam swojemu organizmowi robić co tylko chciał. Chusteczka za chusteczką lądowały kolejno na ziemi, zaśmiecając drewniane panele.
Po pewnej, nieokreślonej długości czasowej, usłyszałam otwierane drzwi do mojego mieszkania. Ani nie drgnęłam, słysząc odgłosy kroków dobiegających z korytarza.
- Co się stało? - usłyszałam, jak gdyby ktoś mówił do mnie przez ścianę. Spojrzałam tylko tępo na osobnika, który przed momentem wparował do mojego mieszkania i ponownie wybuchnęłam płaczem. Jego obecność przypominała mi jedynie o niemiłych wspomnieniach, które miały miejsce parę dni temu. Mężczyzna usiadł ostrożnie obok mnie, a ja bez jakichkolwiek skrupułów przytuliłam się do niego, jak do pluszowego misia, ciągle nie przestając płakać. On przycisnął mnie lekko do siebie i dłońmi gładził mnie po włosach i plecach.
- Cii - szeptał non stop, próbując mnie uciszyć, aby dowiedzieć się, jakie są przyczyny mojego zachowania. Po paru minutach spędzonych w silnych ramionach siatkarza uspokoiłam się. - Powiesz mi dlaczego płakałaś? - spytał ponownie żądając uzasadnienia mojego rozklejenia się.
- Moja mama jest chora. Ma raka mózgu - powiedziałam cicho, ale na tyle głośno, że Michał mógł usłyszeć to, co powiedziałam. Poczułam silniejszy nacisk na moje ciało i usta na czubku mojej głowy.
- Nie martw się. Twoja mama to silna kobieta, na pewno sobie z tym poradzi i wyzdrowieje. Jestem tego pewien - mówił powoli, ale zdecydowanie, tak aby każde słowo wypowiedziane z jego ust trafiło do mnie. Wtuliłam się jeszcze bardziej w jego klatkę piersiową, a z mojego jednego oka poleciała pojedyncza łza. - Mała, ale nie płacz już - powiedział, ocierając kciukiem łzę, spływającą po moim policzku. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na jego rozpogodzoną twarz, która jak zwykle była uśmiechnięta, a oczy intensywnie mi się przyglądały. Delikatnie cmoknął mnie w dalej mokry policzek.
- Dziękuje - wypowiedziałam jeszcze ciszej, niż jakbym szeptała. - I przepraszam - powiedziałam nieco głośniej, niż poprzednio.
- Za co? - spytał ciepło. Odsunęłam się lekko od niego i wskazałam na wielką mokrą plamę na jego szarej, klubowej bluzie. On tylko jeszcze ładniej się uśmiechnął i ponownie przykleiłam głowę do jego ramienia. - Jadłaś coś? - spytał z troską w głosie. Na potwierdzenie pokiwałam głową, zapominając jak wypowiadało się najprostsze monosylaby. - Chce ci się spać? - zadał kolejne pytanie, mające na celu zadbanie o moje zdrowie. Kolejny raz pokiwałam głową, zamiast odpowiedzieć trzyliterowym wyrazem tak. Beż żadnej reakcji z mojej strony, wziął mnie na ręce i zaniósł do mojej sypialni, gdzie ostrożnie położył mnie na łóżku, którego gościem był już niejeden raz. Okrył mnie satynową pościelą, zasunął szczelnie rolety, tak jakby chciał odciąć mnie w ten sposób od całego świata, problemów i trosk, które gromadziły się teraz dookoła mnie. Michał przyniósł dla mnie jeszcze szklankę wody, w razie gdyby zachciało mi się pić. Czułam się bardzo głupio, że on tak wszystko za mnie robił, a ja nawet palcem nie kiwnęłam, lecz ogromne zmęczenie i wyczerpanie ogarnęło mój organizm.
- Ja już się zbieram, jeśli będziesz czegoś potrzebować to dzwoń, kiedy tylko zechcesz. Przyjadę - powiedział obdarowując mnie pięknym uśmiechem. - Śpij. Pa - powiedział, delikatnie muskając moje czoło swoimi ustami. Zmierzał już ku wyjściowym drzwiom z sypialni, kiedy przypomniałam sobie jak składa się litery w sylaby, a sylaby w słowa.
- Zostaniesz ze mną? - spytałam cicho, zachrypniętym głosem. Misiek odwrócił się, słysząc moją prośbę i bez słowa wpakował się do mojego łóżka, co uznałam za przystanie na moją prośbę. Gdy tylko poczułam jego obecność w moim łóżku, wtuliłam się w niego, jak małe dziecko, dzieląc odległość jaka nas łączyła i zatracając się w tej bliskości, zapomniałam chociaż na chwilę o wszelakich przeciwnościach losu.
Perspektywa Marioli.
Obudziłam się dość wcześnie rano i rozpoczęłam przygotowania do dzisiejszej domówki. Bartek nadal spał, dlatego postanowiłam zwalić go z łóżka. Jednak mój plan się nie powiódł, Bartek to 107 kilogramów żywego mięsa, a ja sama z takim ciężarem nie dałam sobie rady. Gdy Bartek się obudził, rzucił się na mnie i to teraz ja leżałam pod nim.
- I co teraz zrobisz? - zapytał. Bartek leżał nade mną i trzymał mnie oboma dłońmi za nadgarstki, tak że nie umożliwiał mi ruchu.
- Puść mnie bo cię ugryzę! - krzyczałam ale mój napastnik mnie nie słuchał. Podniosłam się na tyle, ile pozwalał mi uścisk Bartka i zbliżyłam do niego twarz, ale reakcja Bartka była zupełnie inna niż mi się wydawało. Nachylił się do mnie i zaczął mnie całować. Pocałunki stawały się coraz zachłanne i Bartek przygniótł mnie swoim ciałem.
- Zejdź ze mnie słoniu! - krzyczałam na Bartka.
- Przepraszam - powiedział i przesunął mnie tak, że to teraz ja leżałam nad nim. Zaczął się dobierać do mojej koszulki, ale uniemożliwiłam mu to.
- Bartek, nie teraz, muszę wszystko przygotować - powiedziałam i podniosłam się z łóżka, Bartek chwycił mnie za dłoń.
- Ale dokończymy to później? - zapytał seksownie ruszając brwiami.
- Boże, Bartuś jesteś erotomanem, powinieneś się leczyć. Może cię zapiszę na jakieś spotkania dla AE?
- Pf. Ja przecież tylko bardzo kocham moją dziewczynę - odparł. - Więc?
- Może, ale nic nie obiecuję - powiedziałam, a mina Bartka posmutniała. - Noo dobra, ale masz być grzeczny i masz mi pomóc.
- Jasne, to co mam robić szefowo? - zapytał już uradowany Bartek.
- To może najpierw zadzwoń do swoich kolegów klubowych i ich zaproś.
- Już się robi!
Gdy Bartek obdzwaniał wielkoludów, oferując wieczorem dziką imprezę, ja przygotowywałam sałatkę z kurczaka. Brakowało mi kilka składników, więc wysłałam Kurka na większe zakupy do hipermarketu, a ja w tym czasie udałam się pod prysznic. Gdy Bartek wrócił nie mógł się zmieścić w drzwiach z reklamówkami.
- Co ty tam masz?
- No trzeba się było zaopatrzyć w jakieś procenty - powiedział z bananem na twarzy.
- Ja ci dam alkohol! Będę cię dobrze pilnować. Przecież wiesz, że sportowcom nie wolno.
- Oj tam, oj tam. Raz na jakiś czas chyba mogę się napić.
Gdy już skończyłam przebrałam się w sukienkę, którą kupiłam na ostatnich zakupach. Podkreślała moje długie, chude nogi. Bartek ubrał dżinsy i białą koszulkę.
- Mm.. pięknie wyglądasz- powiedział Bartuś robiąc zadziorną minę. - Może sprawdzimy jak wyglądasz bez niej?- zapytał.
- Weź się ogarnij zboczeńcu - powiedziałam.
Usłyszałam dzwonek do drzwi i bardzo się ucieszyłam, że nie będę musiała już toczyć dalszej rozmowy z Bartkiem. Podeszłam do drzwi. Był to przyjmujący Dynama oraz najlepszy kolega Bartka z drużyny- Peter Veres. Gdy wszedł przywitał mnie i Bartka, wręczając mi bukiet herbacianych róż. Podziękowałam mu, a róże włożyłam do wazonu. Bartek w tym czasie zabrał swojego kolegę do salonu i polał mu już pierwszą kolejkę.
- Nie czekacie na resztę? - zapytałam.
- Nie wiadomo kiedy przyjdą, a nam nie chcę się czekać.
- Polać ci? - zapytał Peter.
- Nie, jedna osoba w tym domu musi zostać trzeźwa - powiedziałam.
Dzwonek do mieszkania znowu zadzwonił. Tym razem sama podeszłam do drzwi.
- Dzień dobry. Przepraszam, ale chyba się pomyliłem.
- Pawieł Krugłow? - zapytałam.
- Tak - odpowiedział zdziwiony, rosyjski atakujący.
- Dobrze trafiłeś - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- Nie spodziewałem się, że Bartek ma taką piękną dziewczynę. On taki brzydki, a ty to zupełnie jego przeciwieństwo - powiedział, śmiejąc się Pawieł. Na jego nieszczęście całą rozmowę usłyszał mój Bartuś, który lekko się zdenerwował.
- Ja brzydki? Ty lepiej popatrz na siebie - odpowiedział mu, pokazując język.
Impreza powoli się rozkręcała. Przyszli już praktycznie wszyscy. Był Siergiej Grankin z żoną Tatianą, Siemion Połtawski, Aleksiej Ostapienko z żoną Stanisławą, Aleksander Markin, Dmitrij Szczerbinin, Irina oraz wcześniej wspomniani Peter Veres i Pawieł Krugłow. Wódka lała się litrami, a siatkarze byli już coraz bardziej wstawieni. Ja z dziewczynami piłyśmy wino i obserwowaliśmy naszych chłopaków. Bartek pogłośnił muzykę i wszyscy zabrali się do tańca. Zostałam poproszona przez Pawieła, który już od początku imprezy się do mnie przystawiał. Zatańczyłam z nim jedną piosenkę. I wyrwałam do tańca mojego Bartusia. Leciała teraz wolniejsza piosenka, więc wtuliłam się w mojego chłopaka i oparłam głowę o jego klatkę piersiową wsłuchując się w rytm bijącego serca. Bartek przesunął rękę na moje pośladki, podniosłam głowę do góry a mój chłopak nachylił się i pocałował mnie w usta. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Mimo, że Bartek nie był najlepszym tancerzem, podobało mi się. Było od niego czuć wyraźną woń alkoholu, a jego kroki wydawały się coraz bardziej chwiejne.
- I jak ci się podoba? - zapytał.
- Nie jest źle, dziewczyny są nawet miłe, ale to nie to samo co Kinga.
Piosenka się skończyła. Podeszłam do okna razem z moim chłopakiem i zobaczyliśmy, podjeżdżający pod nasz blok, radiowóz policyjny. Najwyraźniej któremuś z sąsiadów nie podobała się nasz impreza. Szybko wyłączyłam muzykę.
- Chować się psy przyjechały! - wydarł się Bartek, a wszyscy zaczęli uciekać. Bardzo rozbawił mnie widok szukających kryjówki dwumetrowców.
Like a Kevin.
Gdy usłyszałam dźwięk domofonu, podbiegłam do drzwi razem z Bartkiem. Dałam mu gumę, aby nie było czuć woni alkoholu.
- Dobry wieczór, dostaliśmy zawiadomienie od jednego z mieszkańców tego bloku, że łamiecie państwo prawo ciszy nocnej.
- Ale nic takiego nie ma miejsca, panie władzo - odpowiedziałam.
- Bartosz Kurek? Ten Bartosz Kurek? Przyjmujący Polskiej Reprezentacji? MVP Ligi Światowej?
- Tak, miło mi pana poznać - powiedział Bartuś i podał rękę policjantowi.
- Jestem pana wielkim fanem!
- Możemy wejść do środka i sprawdzić czy nie przeszkadzacie sąsiadom? - drugi z policjantów nie był już taki miły.
- Z tego co wiem, to nie wolno panom wejść bez nakazu - odpowiedziałam.
- Dobrze, w takim razie proszę się już uciszyć bo następnym razem gdy zostaniemy wezwani nie będzie już tak miło.
- Dobrze, przepraszamy. Dobranoc - powiedziałam i pożegnałam policjantów.
- Uff, było blisko - powiedział Bartek i złożył na moich ustach kolejny pocałunek.
- Już sobie poszli? - zapytał któryś z uczestników naszej imprezy.
- Tak, ale macie już być cicho - powiedziałam, lekko już wkurzona na siatkarzy.
- Mariola, proszę cię. Wyluzuj już, później ci to wynagrodzę - powiedział Bartek i cmoknął mnie w policzek.
Impreza nadal się rozkręcała. Było już grubo po północy, ale nikomu nie chciało się jeszcze spać.
Perspektywa
Kingi.
Po przebudzeniu się,
w dalszym ciągu czułam, że mojemu organizmowi brakowało mi sił.
Leniwie się przeciągnęłam, aby rozluźnić zdrętwiałe mięśnie,
po czym wstałam z mojego łóżka. Po Michale nie było ani śladu,
poza zapachem jego perfum w moim łóżku. Pierwszą czynnością,
którą zrobiłam, było udanie się do łazienki i wykonanie
porannej toalety. Po odświeżeniu się, mój brzuch zaczął do mnie
przemawiać, więc swoje kroki skierowałam do kuchni. W tym
pomieszczeniu śladów po Michale było już zdecydowanie więcej.
Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę, była czerwona
róża, położona na stole wraz z karteczką:
Cześć. :)
Tak jak się zapowiedziałyśmy dodajemy bonus sylwestrowy. Mamy nadzieję że przypadnie wam do gustu. Nie będziemy się już tak zatracać jak to mamy w zwyczaju w naszych przemówieniach więc przechodzimy do sedna. ;)
Życzymy wam, aby ten nowo nadchodzący rok 2013 był dla was o wiele lepszym rokiem od poprzedniego, aby spełniły się w nim wasze wszystkie marzenia, aby główka nie bolała aż tak bardzo po sylwestrowej nocy i ta trzynastka na końcu czterocyfrowej liczby była szczęśliwa. Ogółem Szczęśliwego Nowego 2013 Roku! :* Mamy nadzieję że ten wieczór spędzicie miło, a nie tak jak my przed laptopem, popijając piccolo* i oglądając transmisje polsatu. Kolejny za dwa tygodnie. Pozdrawiamy! :)
Dzień
dobry. :)
Mam
nadzieję, że dobrze ci się spało. Śniadanie masz już zrobione,
wystarczy odgrzać.
Naleśniki na patelni, czekolada w mikrofalówce, truskawki w lodówce.
Naleśniki na patelni, czekolada w mikrofalówce, truskawki w lodówce.
Miłego
dnia. :*
Michał
Mimowolnie
kąciki moich ust podniosły się lekko do góry. Przyłożyłam
kwiat róży do mojego nosa i zaciągnęłam się jego zapachem.
Włożyłam ją do białego flakonu i odłożyłam na stolik.
Podgrzałam sobie przyrządzone wcześniej śniadanie i już po
chwili zajadałam się naleśnikami z truskawkami, popijając to
gorącą czekoladą. Gdy napełniłam już mój żołądek
pozbierałam notatki i potrzebne mi dzisiaj przedmioty i wyszłam
z domu. Moim celem był, tak jak codziennie, Uniwersytet Medyczny w
Łodzi. Dzisiaj miano przydzielać szpitale poszczególnym grupkom, w
którym będziemy mieć zajęcia z pacjentami, pod okiem
specjalistów. Autobusem dojechałam na miejsce w przeciągu godziny.
Czas spędzony na nauce minął mi dość szybko, choć nie mogłam
się zbytnio skupić na wykonywanych prze ze mnie czynnościach, za
co często zostawałam upominana. Mój ojciec, tak jak obiecał,
czekał na mnie pod uczelnią, siedząc w swoim szarym Audi. Z
uśmiechem na ustach wsiadłam do samochodu i przywitałam się z nim
całusem w policzek.
- Hej - powitał mnie, wyglądał źle. Podkrążone oczy, samo zamykające się powieki. - Gotowa? - spytał wysilając się na entuzjastyczną postawę.
- Tak. Ale tato, może ja poprowadzę, bo ty chyba nie jesteś do końca w stanie - zaproponowałam ostrożnie.
- Chyba masz rację - powiedział wysiadając z samochodu. Zmieniłam się z nim miejscami i wyruszyliśmy w drogę do energetycznej stolicy Polski. - Nie spałem prawie całą noc, nie mogłem zasnąć - przyznał lekko osłabiony.
- Mhm. To może zamieszkasz u mnie przez ten czas? Wiesz, w dwójkę zawsze raźniej – powiedziałam, uśmiechając się lekko.
- Nie chce ci robić problemu, poza tym jest jeszcze Mariola, nie będę wam przeszkadzać w tych waszych babskich wieczorkach - odpowiedział wymijająco.
- Mariola, jest teraz w Rosji, razem z Bartkiem, bo ma kontuzję. Mieszkam sama - sprostowałam, pozbawiając go argumentów, które nie pozwalały mu na pozytywne rozważenie mojej propozycji.
- No ale nie chcę ci przeszkadzać. Przecież chłopaki będą do ciebie przychodzić i co? - zapytał śmiesznym głosem.
- Spokojnie. Zajmiesz pokój Marioli, ja mam podwójne łóżko - powiedziałam, szczerząc się do niego. Reakcja mojego rodzica była przezabawna. Kazał mi zjechać na pobocze, abym mogła uważnie wysłuchać każdego słowa jego kazania. - Tatusiu, przecież ja żartowałam. Żadnych facetów, obiecuję - powiedziałam, podnosząc dwa palce w górę. Zmierzył mnie jeszcze raz nieufnym spojrzeniem i pozwolił na dalszą podróż. Po 30 minutach wjechaliśmy już do Bełchatowa.
- Zapomniałem już jak się do ciebie jedzie - przyznał się już siwy mężczyzna.
- No widzisz, to dlatego że tak rzadko do mnie przyjeżdżasz - wypomniałam mu. Zaparkowałam samochodem pod blokiem, w którym mieszkałam i razem z moim tatą udaliśmy się do niego.
- To co dzisiaj przygotujesz? - spytał się mnie, ściągając buty.
- Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym. Masz jakieś specjalne życzenia? - zapytałam grzecznie i zaprowadziłam go do salonu, gdzie mężczyzna rozsiadł się wygodnie na czarnej kanapie.
- Jeśli można, to prosiłbym cię może o omlety - powiedział uśmiechnięty.
- Jasne, tylko chyba nie mam jajek - odpowiedziałam z lekkim grymasem, po czym udałam się do lodówki, aby sprawdzić obecność składników, potrzebnych do przyrządzenia takiej potrawy. - Nie mam jajek, ale skoczę zaraz do sklepu i kupię - odpowiedziałam zakładając już jednego buta na stopę.
- Poczekaj, ty zostań w domu, ja pójdę po jajka, bo w końcu to ja to wymyśliłem - zaproponował. - A ty w tym czasie przygotujesz resztę składników - dodał, zakładając buty, kiedy ja ściągałam buta z prawej nogi, którego zdążyłam już wcześniej ubrać.
- Sklep jest za rogiem. Musisz wyjść z tej ulicy, a następnie skręcić w prawo. Prosto 200 metrów i po prawej będzie takie zejście w dół, tam jest sklep. Mam nadzieję że się nie zgubisz - dodałam na pożegnanie.
- Ja też mam taką nadzieję - odpowiedział i zamknął za sobą drzwi frontowe. Wróciłam do kuchni, gdzie powyjmowałam z szafek potrzebne naczynia oraz patelnie. Poszukując mąki, usłyszałam dzwonek do drzwi, szybkim krokiem podeszłam do drzwi.
- Zapomniałeś gdzie masz iść? - spytałam rozbawiona ojca, otwierając równocześnie drzwi wyjściowe.
- Nie - odpowiada i odchyla się trochę do tyłu, aby spostrzec numerek na drzwiach. - Trafiłem tam gdzie chciałem - dodał z szerokim uśmiechem facet w granatowej czapce.
- Przepraszam, spodziewałam się kogoś innego - bąknęłam. On jedynie pokiwał głową w zrozumieniu i podsunął mi jakiś papier przed nos, na którym chwilę później złożyłam mój podpis.
- To jest dla pani. Proszę, życzę miłego dnia - powiedział podając mi bukiet przeróżnych, kolorowych i pięknie pachnących kwiatów. Jak to zwykle miałam w zwyczaju, zanurzyłam twarz w kwiatach i napawałam się ich zapachem. Dopiero wtedy zauważyłam schowaną pomiędzy pąkami karteczkę.
- Hej - powitał mnie, wyglądał źle. Podkrążone oczy, samo zamykające się powieki. - Gotowa? - spytał wysilając się na entuzjastyczną postawę.
- Tak. Ale tato, może ja poprowadzę, bo ty chyba nie jesteś do końca w stanie - zaproponowałam ostrożnie.
- Chyba masz rację - powiedział wysiadając z samochodu. Zmieniłam się z nim miejscami i wyruszyliśmy w drogę do energetycznej stolicy Polski. - Nie spałem prawie całą noc, nie mogłem zasnąć - przyznał lekko osłabiony.
- Mhm. To może zamieszkasz u mnie przez ten czas? Wiesz, w dwójkę zawsze raźniej – powiedziałam, uśmiechając się lekko.
- Nie chce ci robić problemu, poza tym jest jeszcze Mariola, nie będę wam przeszkadzać w tych waszych babskich wieczorkach - odpowiedział wymijająco.
- Mariola, jest teraz w Rosji, razem z Bartkiem, bo ma kontuzję. Mieszkam sama - sprostowałam, pozbawiając go argumentów, które nie pozwalały mu na pozytywne rozważenie mojej propozycji.
- No ale nie chcę ci przeszkadzać. Przecież chłopaki będą do ciebie przychodzić i co? - zapytał śmiesznym głosem.
- Spokojnie. Zajmiesz pokój Marioli, ja mam podwójne łóżko - powiedziałam, szczerząc się do niego. Reakcja mojego rodzica była przezabawna. Kazał mi zjechać na pobocze, abym mogła uważnie wysłuchać każdego słowa jego kazania. - Tatusiu, przecież ja żartowałam. Żadnych facetów, obiecuję - powiedziałam, podnosząc dwa palce w górę. Zmierzył mnie jeszcze raz nieufnym spojrzeniem i pozwolił na dalszą podróż. Po 30 minutach wjechaliśmy już do Bełchatowa.
- Zapomniałem już jak się do ciebie jedzie - przyznał się już siwy mężczyzna.
- No widzisz, to dlatego że tak rzadko do mnie przyjeżdżasz - wypomniałam mu. Zaparkowałam samochodem pod blokiem, w którym mieszkałam i razem z moim tatą udaliśmy się do niego.
- To co dzisiaj przygotujesz? - spytał się mnie, ściągając buty.
- Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym. Masz jakieś specjalne życzenia? - zapytałam grzecznie i zaprowadziłam go do salonu, gdzie mężczyzna rozsiadł się wygodnie na czarnej kanapie.
- Jeśli można, to prosiłbym cię może o omlety - powiedział uśmiechnięty.
- Jasne, tylko chyba nie mam jajek - odpowiedziałam z lekkim grymasem, po czym udałam się do lodówki, aby sprawdzić obecność składników, potrzebnych do przyrządzenia takiej potrawy. - Nie mam jajek, ale skoczę zaraz do sklepu i kupię - odpowiedziałam zakładając już jednego buta na stopę.
- Poczekaj, ty zostań w domu, ja pójdę po jajka, bo w końcu to ja to wymyśliłem - zaproponował. - A ty w tym czasie przygotujesz resztę składników - dodał, zakładając buty, kiedy ja ściągałam buta z prawej nogi, którego zdążyłam już wcześniej ubrać.
- Sklep jest za rogiem. Musisz wyjść z tej ulicy, a następnie skręcić w prawo. Prosto 200 metrów i po prawej będzie takie zejście w dół, tam jest sklep. Mam nadzieję że się nie zgubisz - dodałam na pożegnanie.
- Ja też mam taką nadzieję - odpowiedział i zamknął za sobą drzwi frontowe. Wróciłam do kuchni, gdzie powyjmowałam z szafek potrzebne naczynia oraz patelnie. Poszukując mąki, usłyszałam dzwonek do drzwi, szybkim krokiem podeszłam do drzwi.
- Zapomniałeś gdzie masz iść? - spytałam rozbawiona ojca, otwierając równocześnie drzwi wyjściowe.
- Nie - odpowiada i odchyla się trochę do tyłu, aby spostrzec numerek na drzwiach. - Trafiłem tam gdzie chciałem - dodał z szerokim uśmiechem facet w granatowej czapce.
- Przepraszam, spodziewałam się kogoś innego - bąknęłam. On jedynie pokiwał głową w zrozumieniu i podsunął mi jakiś papier przed nos, na którym chwilę później złożyłam mój podpis.
- To jest dla pani. Proszę, życzę miłego dnia - powiedział podając mi bukiet przeróżnych, kolorowych i pięknie pachnących kwiatów. Jak to zwykle miałam w zwyczaju, zanurzyłam twarz w kwiatach i napawałam się ich zapachem. Dopiero wtedy zauważyłam schowaną pomiędzy pąkami karteczkę.
Policz
do dziesięciu,
to spotka cię coś miłego.
to spotka cię coś miłego.
Wykonałam
nakazaną czynność przez nadawcę. Gdy byłam dopiero przy
dziewięciu, ponownie usłyszałam dzwonek do moich drzwi. Otworzyłam
je, będąc bardzo ciekawą, kogo tym razem za nimi spotkam. Moje
domysły były jak najbardziej trafione, co do osoby widzianej przed
sobą.
- Dziesięć - wypowiedziałam ostatnie słowo, uśmiechając się przed siebie. On nic nie odpowiedział, posłał mi jeszcze cieplejszy niż zazwyczaj uśmiech i wyciągnął jedną rękę w moją stronę. Na otwartej dłoni leżała mała maskotka misia, trzymającego serce w łapkach.
- Dziękuję - odparłam i wpuściłam zawodnika Skry do mojego mieszkania.
- Smakowało ci śniadanie? - zapytał, stojąc metr ode mnie. Lustrował mnie swoim wzrokiem, jakby chciał wyczytać ze mnie wszystko, tak jak z otwartej książki.
- Tak, było bardzo pyszne, dziękuje jeszcze raz - powtórzyłam ciągle uśmiechnięta. Jego obecność ostatnio sprawiała jeden z powodów mojego dobrego samopoczucia. Wprowadzał pewien spokój i radość do mojego świata. Tak różniącego się od jego rzeczywistości, wydającej się tak prostą i bezproblemową drogą. Byłam mu ogromnie wdzięczna za to, że pomimo własnych problemów, pomógł mi po prostu swoją obecnością. - Michał, bardzo ci dziękuję za wczoraj. Przepraszam, że musiałeś wysłuchiwać tego wszystkiego, za to że w pewnym stopniu obarczyłam cię jeszcze moimi problemami, jakbyś własnych miał za mało, przepraszam za moje rozklejenie i wygląd, bo zapewne musiałam wyglądać jak jakiś potwór, wybierający się na halloween - wyrzuciłam z siebie.
- Kinga, wyglądałaś.. gorzej – odpowiedział z zadziornym uśmiechem. Zmierzyłam go, mogącym zabić, wzrokiem za tą uwagę. - Spokojnie, przecież nic się nie stało. Nie masz mi za co dziękować - powiedział nie zwracając uwagi na moje poprzednie słowo. Podszedł dwa kroki bliżej ku mnie.
- Mam. Dziękuje ci, że najzwyczajniej w świecie byłeś ze mną - posłałam kolejne podziękowania w jego kierunku. Delikatnie pocałowałam go w policzek, przejechałam wargami niżej do okolic ust, gdzie się zatrzymałam. Na krok z jego strony nie musiałam długo czekać. Po zaledwie paru sekundach złączeni byliśmy w delikatnym pocałunku, który był nad wyraz ukazujący uczucia, którymi byliśmy przepełnieni. Skrzypot powoli otwieranych drzwi wejściowych do mieszkania, szybko ostudził nasze zapędy. W mgnieniu oka odsunęłam się od Winiara, tak aby ojciec nic nie spostrzegł. Byłam pewna, że to on, w końcu tylko on nigdy nie pukał. Wszedł do środka z zapełnionymi zakupami siatkami, gdy on miał kupić jedynie jajka.
- Już jestem kochanie - powiedział. Dziwne spojrzenie Michała w moim kierunku, ponieważ jeszcze nie miał okazji poznać mojego taty, a wyobraźnia mojego przyjaciela była bardzo wybujała. Aczkolwiek mina mojego tatusia przebiła wszystkie możliwe. Wybałuszył oczy i spoglądał to na mnie, to na mojego towarzysza. w końcu swój karcący wzrok skoncentrował tylko na mojej osobie. Jego wyraz twarzy mówił wszystko. Żadnych facetów, tak?
- Dziesięć - wypowiedziałam ostatnie słowo, uśmiechając się przed siebie. On nic nie odpowiedział, posłał mi jeszcze cieplejszy niż zazwyczaj uśmiech i wyciągnął jedną rękę w moją stronę. Na otwartej dłoni leżała mała maskotka misia, trzymającego serce w łapkach.
- Dziękuję - odparłam i wpuściłam zawodnika Skry do mojego mieszkania.
- Smakowało ci śniadanie? - zapytał, stojąc metr ode mnie. Lustrował mnie swoim wzrokiem, jakby chciał wyczytać ze mnie wszystko, tak jak z otwartej książki.
- Tak, było bardzo pyszne, dziękuje jeszcze raz - powtórzyłam ciągle uśmiechnięta. Jego obecność ostatnio sprawiała jeden z powodów mojego dobrego samopoczucia. Wprowadzał pewien spokój i radość do mojego świata. Tak różniącego się od jego rzeczywistości, wydającej się tak prostą i bezproblemową drogą. Byłam mu ogromnie wdzięczna za to, że pomimo własnych problemów, pomógł mi po prostu swoją obecnością. - Michał, bardzo ci dziękuję za wczoraj. Przepraszam, że musiałeś wysłuchiwać tego wszystkiego, za to że w pewnym stopniu obarczyłam cię jeszcze moimi problemami, jakbyś własnych miał za mało, przepraszam za moje rozklejenie i wygląd, bo zapewne musiałam wyglądać jak jakiś potwór, wybierający się na halloween - wyrzuciłam z siebie.
- Kinga, wyglądałaś.. gorzej – odpowiedział z zadziornym uśmiechem. Zmierzyłam go, mogącym zabić, wzrokiem za tą uwagę. - Spokojnie, przecież nic się nie stało. Nie masz mi za co dziękować - powiedział nie zwracając uwagi na moje poprzednie słowo. Podszedł dwa kroki bliżej ku mnie.
- Mam. Dziękuje ci, że najzwyczajniej w świecie byłeś ze mną - posłałam kolejne podziękowania w jego kierunku. Delikatnie pocałowałam go w policzek, przejechałam wargami niżej do okolic ust, gdzie się zatrzymałam. Na krok z jego strony nie musiałam długo czekać. Po zaledwie paru sekundach złączeni byliśmy w delikatnym pocałunku, który był nad wyraz ukazujący uczucia, którymi byliśmy przepełnieni. Skrzypot powoli otwieranych drzwi wejściowych do mieszkania, szybko ostudził nasze zapędy. W mgnieniu oka odsunęłam się od Winiara, tak aby ojciec nic nie spostrzegł. Byłam pewna, że to on, w końcu tylko on nigdy nie pukał. Wszedł do środka z zapełnionymi zakupami siatkami, gdy on miał kupić jedynie jajka.
- Już jestem kochanie - powiedział. Dziwne spojrzenie Michała w moim kierunku, ponieważ jeszcze nie miał okazji poznać mojego taty, a wyobraźnia mojego przyjaciela była bardzo wybujała. Aczkolwiek mina mojego tatusia przebiła wszystkie możliwe. Wybałuszył oczy i spoglądał to na mnie, to na mojego towarzysza. w końcu swój karcący wzrok skoncentrował tylko na mojej osobie. Jego wyraz twarzy mówił wszystko. Żadnych facetów, tak?
Cześć. :)
Tak jak się zapowiedziałyśmy dodajemy bonus sylwestrowy. Mamy nadzieję że przypadnie wam do gustu. Nie będziemy się już tak zatracać jak to mamy w zwyczaju w naszych przemówieniach więc przechodzimy do sedna. ;)
Życzymy wam, aby ten nowo nadchodzący rok 2013 był dla was o wiele lepszym rokiem od poprzedniego, aby spełniły się w nim wasze wszystkie marzenia, aby główka nie bolała aż tak bardzo po sylwestrowej nocy i ta trzynastka na końcu czterocyfrowej liczby była szczęśliwa. Ogółem Szczęśliwego Nowego 2013 Roku! :* Mamy nadzieję że ten wieczór spędzicie miło, a nie tak jak my przed laptopem, popijając piccolo* i oglądając transmisje polsatu. Kolejny za dwa tygodnie. Pozdrawiamy! :)
Kocham!
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że z mama Kingi będzie w kolejnych rozdziałach coraz lepiej. Cieszy mnie, że ma oparcie w Miśku. Ale to chyba nie jest zwykła przyjaźń?;>
A Ci w Moskwie? O jednym tylko! hahaha Uwielbiam to jak piszecie o ich relacjach!:*
A tatuś Kingi niech nie robi z niej takiej małej dziewczynki :D
Dziękuję, za życzenia:* Dziewczyny również Wam życzę aby Nowy Rok był lepszy od poprzedniego, żeby się spełniły Wasze marzenia i żebyście były szczęśliwe:*
Uwielbiam Cię/Was za fragment: "- Mm.. pięknie wyglądasz- powiedział Bartuś robiąc zadziorną minę. - Może sprawdzimy jak wyglądasz bez niej?- zapytał.
OdpowiedzUsuń- Weź się ogarnij zboczeńcu - powiedziałam."
Od razu mam banana na twarzy. :D A rozdział świetny. ;D Zapraszam do siebie:
www.milosc-wodka-mojezycietosiatkowka.blogspot.com
www.centymetryszczescia.blogspot.com
Pozdrawiam :)
dopiero za dwa tygodnie?! nieeeeeeeee :(
OdpowiedzUsuńhehja tez spedze wieczor przed lapkiem z igłą szyte ^^ szczęśliwego!
Szkoda mi Kingi. A szczególnie jej mamy. Zapewne mina taty w momencie przyjścia ze sklepu była zabójcza :D
OdpowiedzUsuńImpreza z wielkoludami zawsze spoko. ;P
OdpowiedzUsuńNo to się porobiło..
Chciałabym zobaczyć minę Winiara. xD
Kwietny rozdział.. Trochę sie porobiło ;]
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej;)
Pozdrawiam i Życzę szczęśliwego Nowego Roku ;)
+ zapraszam do mnie na 11 rozdział
Kinga i Michał! Oni, ich kocham najbardziej w tym opowiadaniu!:) A mina ojca Kingi?-bezcenna! :DDD
OdpowiedzUsuńStrasznie szkoda mi Kingi. Mam nadzieję, że z jej mamą będzie wszystko w porządku! Dobrze, że Michał do niej przyszedł :). Oby Kinga wyjaśniła sobie i z nim wszystko :). Nowy rozdział na: http://i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Zapraszam na nowy rozdział na -
Usuńhttp://i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com/
Pozdrawiam :)
Nowy rozdział na: http://i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com/
UsuńPozdrawiam :)
Rozumiem ból Kingi, sama niedawno przechodziłam przez coś podobnego. Mam tylko nadzieję, że jej mama mentalnie wytrzyma i wszystko się jakoś ułoży. Przynajmniej jedna zaleta tego wszystkiego - znów ma przy sobie Winiarskiego. ;)
OdpowiedzUsuńWiadomo, ruskie dobre głowy mają, więc sobie porządnie popić mogą. Ale żeby aż policja musiała przyjechać? No to niezła balanga musiała być. :P
Pozdrawiam :*
Dziewczyny uwielbam was po prostu :) rozdzial genialny :)
OdpowiedzUsuńW końcu nadrobiłam wszystkie zaległości tutaj, a miałam ich sporo. Rozdział ten, jak i te poprzednie bardzo mi się podoba. Nie da się ukryć, że to, co połączyło Bartka i Mariolę to jest miłość. Żal jest mi Kingi. Najważniejsze jest jednak, że nie została z tym wszystkim sama. Ma przy sobie Michała, który jej pomoże się pozbierać i odnaleźć w tym wszystkim.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Serdecznie zapraszam na lekcję 10 na http://lekcja-milosci-fc.blogspot.com/.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Rozdział świetny...
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział:
http://i-need-you-to-smile.blogspot.com/
Pozdrawiam i życzę miłego czytania...
Smileee...
Czytam waszego bloga z wielkim zapałem i nie mogę się już doczekać kolejnego
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie http://marzenie-ktore-sie-spelni.blogspot.com/
Wcześniej nie miałam czasu przeczytać, za co bardzo przepraszam ;)
OdpowiedzUsuńWspółczuję Kindze :(
Impreza z takimi wielkoludami- to musi być coś ;)
Wyobraziłam sobie tych wielkoludów biegających jak Kevin i mimowolnie na mojej twarzy zagościł kilometrowy banan ! :D
OdpowiedzUsuńNa http://lekcja-milosci-fc.blogspot.com/ pojawiła się lekcja 11. Serdecznie zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział:
OdpowiedzUsuńhttp://mojezycie-mojagra.blogspot.com
Czyli dzisiaj nowy? ;> Dziewczyny jak mi brakuje nowości tutaj! Codziennie wchodzę i zaglądam, mimo że wiem że napisałyście, że za 2 tygodnie nowy!:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten styl pisania, uwielbiam tych dwóch siatkarzy i ich blogowe partnerki:)
Pozdrawiam:*
Paula