środa, 10 kwietnia 2013

20. Nie przypominaj więcej, że nas nagli czas, ja ciągle wracam, choć mówię, że to ostatni raz.

Strach przed utratą kogoś szczerą miłość rodzi
Kochaj ją gdy jest przy tobie i kiedy odchodzi.
  ~
Kamil Bednarek.

Perspektywa Kingi.
 - Hej, sorry za spóźnienie, ale autobus mi się spóźnił - powiedziałam witając się z Miśkiem, któremu miałam dzisiaj pomóc malować pokój Oliwera, jako prezent na urodziny.
- Cześć, nie ma sprawy - dodał wpuszczając mnie do środka.
- To jaki mamy plan? Masz już wszystko co nam będzie potrzebne? - spytałam ściągając kurtkę. Gdy już stanęłam przed Winiarem, oczekując na odpowiedź on dziwnie mi się przyglądał. - O co chodzi? - zapytałam przekrzywiając głowę.
- Ty chcesz w tym malować? - spytał jeszcze raz zmierzając mnie od góry w dół.
- Mam leginsy na przebranie - dodałam z uśmiechem i wyjęłam z torebki czarny materiał.
- To może dam ci jeszcze jakąś moją koszulę żebyś nie wybrudziła tej bluzki. Ładnie w niej wyglądasz - uśmiechnął się i poszedł do garderoby.
- Dzięki - wymamrotałam i podążyłam za nim. Michał pogrzebał trochę po półkach i po chwili podał mi białą koszulę. - To ja idę się przebrać. Zrobisz mi herbatę? - poprosiłam.
- Jasne - usłyszałam za sobą i udałam się do łazienki. Gdy się przebrałam zauważyłam że koszula, którą dał mi Winiarski nie ma kilku górnych guzików, co sprawiało że ubranie na mnie miała duży dekolt. Tłumaczyłam to zahaczeniem o klamkę, ale i tak wiedziałam że ten ubytek jest spowodowany za pewne przez napaloną Dagmarę.
- Już jestem gotowa - powiedziałam i weszłam do pokoju, w którym mieliśmy pracować. Panele były już zakryte przez gazety i folię, a farby stały obok drzwi. Gdy wypiłam swoją herbatę wzięliśmy się do pracy. Pokój miał być w motywie morskim, bo Michał stwierdził że Oli jest zbyt nadpobudliwy i chcę żeby przynajmniej jego pokój był choć trochę spokojny, mając nadzieję ze to pomoże również dziecku. Wzięłam wałek i zamoczyłam go w niebieskiej farbie.
- I gdzie mam malować? - spytałam.
- Tam gdzie pisze N to ma być niebieski, B biały, C ciemny niebieski no i tam ma być słońce jeszcze, a rybki i takie różne mam już gotowe do naklejenia - powiedział i włożył mi na głowę papierową czapkę.
- Dla siebie też mam - wyszczerzył się i zaczął malować białą farbą. Po chwili malowania Michałowi widocznie się to znudziło i zaczął nagrywać filmik wygłupiając się przy tym. oczywiście nie obyło się bez żadnych wpadek. Misiek tak zaczął mieszać się w swojej wypowiedzi, nie umiejąc wybrnąć z tego co powiedział, że to go chyba zniechęciło i przestał udawać Ignaczaka, a ponownie zajął się malowaniem. W pewnym momencie oderwałam wałek od ściany i zapominając o jego rozmiarach niezdarnie nim wymachnęłam.
- Ał! Co ty robisz? - powiedział niby zirytowany Misiek. Gdy zobaczyłam co zrobiłam zaczęłam się śmiać, co raczej nie uszło mi na sucho. Michał na klatce piersiowej i częściowo szyi i twarzy miał ślady po zderzeniu z wałkiem namoczonym białą farbą. Niestety nie uszło mi to na sucho i rozpoczęła się bitwa na farbę.
- Haha, przestań - powiedziałam uciekając przed Miśkiem. Wdrapałam się na drabinę, co jednak nie było dobrym pomysłem, bo po chwili leżeliśmy oboje na ziemi ciągle się śmiejąc. - Głupi jesteś - powiedziałam przez śmiech, za co dostałam buziaka. - Dobra dość całowania - powiedziałam, przykładając lekko rękę do ust Winiarskiego brudząc jego twarz farbą.
- Wiesz nie byłbym tego taki pewien - powiedział i przeturlał mnie na plecy. - Pomysł z tymi guzikami jednak był bardzo dobry, wyglądasz bardzo przyciągająco.
- To ty? - zaśmiałam się cicho. - Myślałam że to Dagmara.
- Nie, nasze życie intymne nie było aż tak porywające - stwierdził sucho po czym się do mnie uśmiechnął.
- No ale w każdym razie dziękuję za komplement - dałam mu całusa w policzek i wygrzebałam się spod niego, już bez żadnych prób zatrzymywania mnie w tamtym miejscu. Po kilku godzinach malowania, która była w takim towarzystwem dobrą zabawą w końcu skończyliśmy.
- Dziękuje ci za pomoc - usłyszałam od Michała, kiedy staliśmy w progu i przyglądaliśmy się dopiero co pomalowanemu pokojowi.
- Nie ma za co, Oli na pewno będzie bardzo zadowolony - stwierdziłam i wyszłam na korytarz.
- Jeszcze tylko meble i będzie super. Zostajesz jeszcze czy idziesz? - zapytał się.
- Obiecałam Marioli, że zrobimy dzisiaj album dla Oliego. O właśnie, masz jakieś jego fajne zdjęcia, które mógłbyś nam dać do tego albumu? - zapytałam.
- Jasne, zaraz coś znajdę - powiedział i wszedł do salonu. Gdy już wyciągnął album z jakiejś szuflady, przyglądałam się zdjęciom, jakie były w nim umieszczone.
- Kto to? - spytałam pokazując na dziewczynę na jednym ze zdjęć.
- To jest właśnie moja siostra - powiedział i zaczął przekładać kartki dalej.
- Czekaj, czekaj, nie tak szybko - powiedziałam zatrzymując się na jednym ze zdjęć. - To jesteś ty? - spytałam wskazując na małego chłopca w stroju myszki.
- No - uciął krótko.
- Słodki byłeś - powiedziałam i zaczęłam przeglądać dalej zdjęcią z jego dzieciństwa. - I ty to wszystko zjadłeś? - zapytałam nie dowierzając zdjęciu na którym był Michał z wielką porcją obiadu na talerzu. - Wow - skomentowałam. I przeglądałam dalej.
- Ej dobra, koniec już tego - powiedział zniecierpliwiony zabierając mi album. Spojrzałam na niego podejrzliwie i z powrotem wyrwałam album z jego rąk. Dalej znalazłam zdjęcie Michała w różowej sukience, w kucykach. - Oo, wtedy byłeś jeszcze słodszą Michaliną - powiedziałam obejmując go ramieniem. - Teraz też masz takie gratki w szafie? - spytałam.
- Miałaś szukać zdjęć Oliwera, a nie przeglądać moje - odpowiedział beznamiętnie.
- No ok, ok. Już się tak nie złość. O, to jest fajne mogę? - zapytałam pokazując na zdjęcie ich dwójki.
- Tak - powiedział, podając mi je. Wybraliśmy jeszcze parę zdjęć i się z nim pożegnałam.
- Dzięki za sympatyczne popołudnie, jakbym miała ci w czymś jeszcze pomóc to daj znać.
- To ja dziękuję - uśmiechnął się. - Pozdrów Mariolę i powiedz, że jest zaproszona na urodziny Olika, Bartka też postaram się ściągnąć jeśli się będzie dało.


Perspektywa Marioli.
Nadszedł dzień wyjazdu. Wczoraj spakowałam wszystkie moje rzeczy, by rano być już gotową do wyjazdu. Gdy wstałam, Bartek jeszcze spał. Robiąc śniadanie, czułam, że ktoś uważnie mi się przygląda.
- Nie zostawiaj mnie samego, będę tęsknić - powiedział Bartuś i otulił mnie swoim wielgaśnym ramieniem.
- Dobrze wiesz, że już muszę jechać. Kolokwium się samo nie zaliczy. Za nie długo się zobaczymy - powiedziałam i zabrałam się za dalsze przygotowanie posiłku. Bartek zaparzył kawę i wspólnie zasiedliśmy do stołu. Oczywiście przy stole nie odbyło się bez wygłupów, które skończyły się wylaną kawą na kolanach Bartka.
- To co, może wspólny pożegnalny prysznic? - zaproponował, a ja przystałam na jego pomysł.
Gorąca woda oblewała nasze nagie ciała. Po chwilach czułości, wygoniłam Bartka z kabiny prysznicowej, aby umyć włosy. Gdy wyszłam, wytarłam dokładnie moje nagie ciało i ubrałam się w wcześniej przygotowany strój. Wysuszyłam włosy, spięłam je w wysokiego koka i zrobiłam delikatny makijaż kosmetykami, które jeszcze kilka tygodni temu, ozdabiały twarz mojego chłopaka. Wychodząc z łazienki, poprosiłam Kurasia o wpakowanie moich rzeczy do samochodu, którym miał mnie zawieść na lotnisko. Było mi strasznie przykro, że na jakiś czas musimy się rozstać. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Bez pocałunków na dobranoc, jego żartów przy śniadaniu, wspólnych spacerów, upojnych nocy, kłótni kto dziś robi śniadanie, jego powrotów i szczęścia po wygranych meczach oraz rozczarowania po przegranych. Moje życie było przepełnione nim. Przy nim zapominałam o całym świecie, jestem w stanie zrobić wszystko, by był tylko szczęśliwy. Nie mogłam doczekać się już następnego spotkania, choć tak na prawdę jeszcze nigdzie nie pojechałam. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Bartka, mówiący że musimy się już zbierać. Zabrałam swój bagaż podręczny i wspólnie udaliśmy się do samochodu. Droga na lotnisko przebiegła spokojnie. Wspominaliśmy wszystkie chwile spędzone razem. Czułam, że przez ten związek dorosłam do wspólnego życia. Stałam się osobą bardziej odpowiedzialną niż wcześniej. Na szczęście moje poczucie humoru wcale się nie zmieniło.
Wychodząc z samochodu ogarnął mnie strach. Strach, przed utratą najbliższej mi osoby. Miałam nadzieję, że przez ten czas pozostaniemy sobie wierni i nie zapomnimy o swojej miłości. Jedynym plusem było to, że w Rosji nie ma ładnych kobiet, które mogłyby spodobać się Kurasiowi. Nadal pod znakiem zapytania były uczucia Mariusza. Postanowiłam, że gdy tylko wrócę do Polski, wszystko z nim wyjaśnię. Był on bliski mojemu sercu, ale jako przyjaciel. Reszta część mojego serduszka była tylko i wyłącznie własnością Bartka. Nadal zastanawia mnie to jak szybko wszystko się potoczyło. Jak zebrałam w sobie tyle odwagi, że potrafiłam przyznać mu się do mojego uczucia.
- Bartuś, przyrzeknij mi, że nigdy o mnie nie zapomnisz, proszę - powiedziałam i poczułam łzę spływającą po moim policzku. Bartek szybką ją starł i pocałował mnie w czubek głowy.
- Głuptasie, nigdy o tobie nie zapomnę, jesteś częścią mojego życia. Parę tygodni i znowu się zobaczymy - odpowiedział, a w moim sercu poczułam ulgę.
- Tylko nie oglądaj się za żadnymi rosyjskimi dupeczkami - powiedziałam i pocałowałam go czule w usta.
- Jakimi dupeczkami? Jedną mam przy sobie i w zupełności mi wystarczy. Powiem chłopakom, żeby mieli cię na oku.
- Pasażerowie lotu E32 Polska, proszeni są o podejście w wyznaczone miejsce - usłyszałam i jeszcze raz pożegnałam się z Bartkiem.
W samolocie bardzo szybko zasnęłam, aby lot był dla mnie szybszy. Na Warszawskim Okęciu miała mnie odebrać Kinga, z którą wspólnie miałyśmy się udać o Bełchatowa. Po przebudzeniu się, zauważyłam siedzącą obok mnie dziewczynę na oko w moim wieku. Zapoznałyśmy się. Była ona Polką, pracującą na co dzień w Rosji, która właśnie wraca w rodzinne strony do Warszawy, gdzie mieszka jej mąż wraz z dzieckiem, które na czas pobytu za granicą, musiało pozostać w rodzinnym kraju. Wydawała się być bardzo miła. Przedstawiłyśmy się sobie nawzajem i reszta podróży przebiegała na wspólnej rozmowie. Okazało się że była bardzo wierną fanką Moskiewskiego klubu i Reprezentacji Polski. Nie wspominałam jej o Bartku, ponieważ nie chciałam żadnego wielkiego rozgłosu. Powiedziałam jej tylko, że właśnie wracam od chłopaka, pracującego w Rosji. Dziewczyna pamiętała mnie za czasów kiedy trwała moja kariera sportowa, lecz gdy zapytała mnie dlaczego już nie gram, szybko zmieniłam temat.
Podczas lądowania odbyło się bez żadnych turbulencji. Wysiadając z samolotu nie zauważyłam Kingi, więc pomyślałam, że pewnie się spóźni. Zobaczyłam jak wcześniej poznana dziewczyna czule wita się ze swoją utęsknioną rodziną. Zazdrościłam jej takiego związku, stabilizacji i rodzinnego ciepła, lecz po chwili doszło do mnie to, że wcale nie mam czego jej zazdrościć. Widuje się z rodziną raz na jakiś czas i na pewno nie jest to za bardzo szczęśliwa rodzina. Zabrałam swoje bagaże i czekałam na Kingę w wyznaczonym wcześniej miejscu. Po ok. 30 minutach czekania postanowiłam do niej zadzwonić, nie odbierała. Poczekałam jeszcze 15 minut, ale zwątpiłam w jej przyjazd. Zamówiłam taksówkę. Pan taksówkarz był na tyle miły, że pomógł mi wpakować wszystkie bagaże do samochodu.
- To dokąd młoda panienka się wybiera? - zapytał na oko sześćdziesięcioletni mężczyzna.
- Do Bełchatowa - odpowiedziałam i wsiadłam do samochodu.
W Warszawie oczywiście musieliśmy stać w kilometrowym korku, gdyż była to akurat 'godzina szczytu', kiedy wszyscy wracali z pracy do swoich mieszkań. Droga do Bełchatowa trwała około 2 i pół godziny. Wychodząc z taksówki, podziękowałam za dość długą trasę i zapłaciłam nie mały rachunek. Byłam zła na Kingę, że o mnie zapomniała. Miałam nadzieję, że przynajmniej jakość sensownie mi to wytłumaczy. Zadzwoniłam do Bartka informując, że już dotarłam na miejsce po wszystkich komplikacjach. Zmęczona bardzo długą podróżą, ledwo co wytaszczyłam wszystkie bagaże na górę. Zadzwoniłam do drzwi, lecz nikt mi ich nie otworzył. Bałam się, że nie mam przy sobie klucza do domu. Przeszukałam moje bagaże, wywalając wszystkie rzeczy z walizek, nadal nic. Nigdzie go nie było. Ostatnią deską ratunku było to, że na czas, kiedy Kinga nie wróci do mieszkania, udam się do Mariusza. Pomyślałam, że sprawdzę jeszcze kieszenie bluzy, którą mam na sobie. Niespodziewanie okazało się, że to właśnie tam była moja zguba. Przekraczając drzwi mojego mieszkania, zastałam ciemność tam panującą. Naglę usłyszałam jakieś szmery w salonie, pomyślałam, że to Kinga.
- Kinga, to ty? - zapytałam, lecz nikt mi nie odpowiedział. Po raz kolejny usłyszałam jakieś szmery i po cichu udałam się do kuchni, żeby zabrać jakąś broń na wypadek włamywacza. Następnie na paluszkach udałam się do salonu, w którym ktoś złapał mnie od tyłu. Jak gdyby nic, uderzyłam mojego napastnika tym, co aktualnie znajdowało się w mojej dłoni. Była to patelnia teflonowa. Dla uspokojenia kopnęłam go jeszcze nogą, żeby mieć pewność, że na pewno go obezwładniłam.
- Ałaaaa, powaliło cię? - usłyszałam jakby znajomy głos. Naglę ktoś zapalił światło i okazało się, że moja intuicja jest nieomylna. Był to Winiar.
- Niespodzianka! - krzyknęli wszyscy, a ja rozglądnęłam się po mieszkaniu i zobaczyłam wszystkie znajome mi twarze. Cała Bełchatowska banda znajdowała się w naszym mieszkaniu, nie zabrakło oczywiście kilku zawodników z innych klubów oraz moich przyjaciół ze studiów.
- Cześć wszystkim, na prawdę jestem mile zaskoczona, dziękuje. Jesteście kochani - powiedziałam.
Nagle z podłogi podniósł się Michał, o którym kompletnie zapomniałam.
- Seksownie dziś wyglądasz - powiedział Winiar niskim głosem i niebezpiecznie się do mnie przybliżył.
- Ee.. Michał, Kinga jest tam - powiedziałam i wskazałam palcem na moją przyjaciółkę, która po chwili do nas podeszła.
- Aha, sorry - powiedział dość nieprzytomnie poszkodowany.
- Michał, może wezwiemy lekarza? Chyba dość mocno oberwałeś - powiedziała Kinga i obejrzała guza na jego czole.
- Maliola, to był na plawde dobly cios! - powiedział Oli i wskoczył mi w ramiona. Zaśmiałam się po cichu, chodź wiedziałam, że nie powinnam.
- Ile palców widzisz? - powiedziała Kinga, podnosząc do góry kciuk i palec wskazujący.
- Yy.. 3 - odpowiedział Misiek i już było wiadomo, że nie jest za ciekawie.
- Przynieście szklankę zimnej wody - powiedziała Kinga i Oli zaoferował swoją pomoc. Mały po chwili wrócił z kubkiem wody i całą jego zawartość wylał na naszą kalekę.
- Dzięki Oli - powiedziała Kinga.
- Fuuuj, skąd wziąłeś tę wodę? - zapytał Michał.
- No jak to skąd? Z sedesu, przecież do zlewu nie dosięgnę - odpowiedział z bananem na twarzy mały Olik. Wszyscy w mieszkaniu wybuchnęli śmiechem, tylko nie Winiar, który zaczął krzyczeć na młodego.
- Ze sedesu? Co ci odbiło? Zobaczysz zemszczę się - odpowiedział i zaczął po woli wstawać z podłogi.
- Pamiętaj tato, mam na ciebie haki. Mam powiedzieć co robisz wieczorem z siusiakiem pod kołdrą?
- Dość młody, przeginasz - tym razem Michał już wyraźnie podniósł głos na młodego Winiara.
- Dobra Michał, dajcie sobie spokój, przecież mieliśmy świętować, a nie kłócić się - powiedziała Kinga i zaprowadziła Winiara do łazienki by mógł się umyć. Ja pożyczyłam mu ubrania Bartka, by nie musiał chodzi w mokrych ciuchach. Reszta imprezy przebiegła dość spokojnie. Plina niczego nie stuk, Zati niczego nie wysypał, a Aleks nie zasnął u mnie w wannie. Chłopaki już ok. godziny 20 udali się do swoich domów, gdyż wiedzieli, że czekają ich bardzo ciężkie przygotowania do meczów z Dynamem.
Po kolacji, razem z Kingą położyliśmy się do łóżek. Opowiedziałam jej o wszystkich moskiewskich przygodach i chwilach spędzonych z Kurkiem. Długo nie mogłam zasnąć, zastanawiają się czy nasz związek przetrwa.
Dni mijały bardzo szybko, kolokwia zostały zaliczone i o dziwo z bardzo pozytywnymi ocenami. Powoli wracałam do normalnego, studenckiego życia. Przyjazd Bartka do Polski zbliżał się z dnia na dzień. Całkowicie wrócił już do treningów i jak na razie czuje się świetnie. Jest zadowolony z grania w Rosji, choć wyniki drużyny nie są do końca satysfakcjonujące. Codziennie rozmawialiśmy późnymi wieczorami przez skajpaja. Bardzo za nim tęskniłam i nie mogłam doczekać się jego przyjazdu do Polski.

Nadszedł dzień jego przyjazdu, a ja już od samego rana chodziłam po mieszkaniu jak nienormalna. Postanowiliśmy, że na czas jego pobytu w Polsce zamieszkamy wspólnie w jego mieszkaniu, żeby nie przeszkadzać Kindze w nauce. Trener Dynama przystał na taką propozycję, a reszta zawodników Moskiewskiego teamu mieszkała wspólnie w jednym z łódzkich hoteli.
Bełchatowski klub w ramach polskiej gościnności, postanowił podstawić swój autokar pod lotnisko. Z Kingą zabrałyśmy się razem z nimi. Na lotnisku znajdowało się bardzo dużo fanów drużyny Bartka jak i samego przyjmującego. Z wielkiego tłumu ludzi udało się dostrzec Kurasia. Podbiegłam do niego, przeciskając się przez sporą grupę gapiów i wtuliłam się z mojego chłopaka. Bartek czule mnie pocałował, chwycił moją dłoń i pociągnął za sobą by odebrać bagaże. Kiedy już wszyscy zawodnicy uczynili to samo, wpakowaliśmy torby do autokaru. Bartek był bardzo mile zaskoczony, widząc, że w autobusie nadal widnieją jego zdjęcia. Podróż minęłam bardzo szybko i nawet nie wiem kiedy, byliśmy już w Łodzi. Kierowca wysadził zawodników pod ich hotelem, a nas odwiózł do Bełchatowa.
Tego dnia Bartka czekały jeszcze dwa treningi - jeden siłowy, a drugi typowo taktyczny. Ja w tym czasie udałam się na zakupy do jednej z łódzkich galerii, z której po treningach miał mnie odebrać Bartek. Gdy wspólnie wróciliśmy do domu, było już bardzo późno. Wzięliśmy wspólną kąpiel i szybko położyliśmy się spać, by być wypoczętym na jutrzejszy mecz.

Perspektywa Kingi.
- Kinga!  - krzyknął Oli, który powitał mnie w drzwiach.
- Hej szkrabie. Nie spóźniłam się? - spytałam wchodząc do mieszkania.
- Nie, jesteś idealnie na czas - powiedział uśmiechnięty. - Masz dla mnie jakiś prezent?  spytał Oli przyglądając się mi.
- Oli! - skarcił go Michał, który właśnie wszedł. - Nie ładnie tak. Może najpierw zapytaj się gościa czy chce się czegoś napić.
- Cześć - przywitał się ze mną gospodarz.
- Hej - przytuliłam go przelotnie i udałam się ciągnięta przez Oliego do kuchni.
- To co chcesz pić? - zapytał podstawiając mi taboret.
- Poproszę wody - odpowiedziałam i przyglądałam się chłopcu, który nieporadnie chciał dosięgnąć butelkę wody z półki.
- Czekaj, naleje sobie. Dziękuje - uśmiechnęłam się do niego. - A co do prezentu to Mariola go przyniesie, tylko się trochę spóźni, bo zajęcia się jej dzisiaj dość późno skończą. A ilu będziesz miał gości? - zapytałam popijając wodę.
- To supel. Laz, dwa.. - zaczął wyliczać na palcach. - Piętnastu - pochwalił się.
- To fajnie - podsumowałam. - I co będziecie robić?
- Tata obiecał mi że przebierze się za clowna - powiedział młody Winiarski, a ja zaśmiałam się pod nosem, słysząc te słowa. - I jeszcze będziemy bawić się w pilatów, zlobimy wyścigi o i obejrzymy bajkę! - powiedział Oli uradowany.
- Oliwer, to już chyba wszystko. Chodź tutaj na chwilę - krzyknął Misiek z głębi mieszkania. Oli pobiegł do swojego pokoju, a ja skierowałam się za nim. Pokój był bardzo ładnie przystrojony, a w salonie znajdowały się przekąski przygotowane dla chłopców.
- Pewnie! Jest ekstla, dziękuje tato - przytulił się do swojego ojca. - I tobie też Kinga, bardzo mi się podoba mój nowy pokój - powiedział ciągnąc mnie za rękę w swoim kierunku. - To telaz zbiolowy przytulas! - ogłosił i wskoczył tacie na ręce i przytulił nas obojga naraz. Z korytarza dobiegł nas dzwonek do drzwi, Oli szybko oderwał się od nas i pobiegł powitać swojego pierwszego gościa.
- Cieszę się że mu się podoba - powiedziałam do Michała, który dalej mnie przytulał. - Fajnie urządziłeś mu ten pokój.
- Moja siostra Aśka mi pomogła dobrać meble - odparł.
- Tato! Tata Ksawelego chce z tobą polozmawiać - usłyszeliśmy z korytarza. Michał poszedł porozmawiać z ojcem jednego z kolegów Oliwera, a do mnie przybiegli chłopcy.
- Kinga, to mój kolega Ksawely - pokazał dłonią na małego czarnowłosego chłopca obok siebie.
- Ksawely, to jest Kinga moja.. - zaczął się zastanawiać.
- Ciocia - dokończyłam za niego. - Miło mi cię poznać Ksawery - powiedziałam podając mu rękę. Chłopiec widocznie się wstydził i nic nie odpowiedział. W taki oto sposób poznałam jeszcze Stasia, Kubę, Łukasza, Maćka, Flipa, Alana, Dominika, Antka i Mateusza. Chłopcy byli stosunkowo grzeczni i cisi więc nie trzeba było ich tak często kontrolować.
- Misiek, słyszałam że masz być dzisiaj atrakcją wieczoru - powiedziałam z uśmiechem.
- Oli tak mnie o to prosił, że nie umiałem u odmówić. Muszę się nauczyć jakichś sztuczek, Mam nadzieję że jak Bartek przyjdzie to mi pomoże - powiedział, po czym ugryzł zielone jabłko.
- Tatusiu, mógłbyś przebrać się już za tego clowna - prosił Oli.
- Trzymaj za mnie kciuki - powiedział do mnie Misiek i powędrował do sypialni. Gdy wyszedł przyszedł jeszcze na chwilę do kuchni zaprezentować mi swój nowy image.
- Wyglądasz bardzo interesująco - powiedziałam, gdy Misiek obrócił się wokół własnej osi. - Ale czekaj, zrobię ci makijaż, musisz wyglądać profesjonalnie - powiedziałam i wzięłam go do łazienki, tak aby chłopcy nie mogli go jeszcze zobaczyć. Gdy malowałam twarz Michała usłyszeliśmy pukanie do łazienki.
- Zajęte - krzyknęłam.
- Kinga, ale Staś chce siku! - odkrzyknął Oli.
- Już, zaraz wychodzimy - powiedziałam. - Ok, teraz wyglądasz powalająco - powiedziałam i cmoknęłam go delikatnie w jego czerwone usta. - Tylko pamiętaj clowny zawsze się uśmiechają, i ich nie wystrasz. - powiedziałam.
- Jaja sobie ze mnie robisz? - mówił pokazując na pomalowane usta w kształcie uśmiechu niezależnie od jego wyrazu twarzy i otworzył drzwi.
- Bu! - powiedział śmiejąc się Winiar, a Staś się rozpłakał
- Świetnie, mówiłam ci żebyś ich nie straszył.
- Ale przecież się śmiałem - usprawiedliwiał się.
- No już Stasiu, to tylko śmieszny clown - powiedziałam do chłopca przytulając go, żeby przestał płakać. - Weź zrób coś śmiesznego.
- Stasiu patrz - powiedział clown i nacisnął żółtego kwiatka przyczepionego do stroju, z którego polała się woda prosto na moją twarz. Staś zaczął się śmiać i poszedł za rękę z Michałem  do reszty chłopców.
- Bardzo śmieszne - powiedziałam pod nosem, wycierając twarz i otworzyłam drzwi, do których właśnie ktoś dzwonił. - O Bartek, hej - dałam mu buziaka w policzek. - Dobrze że jesteś, bo clown Michał właśnie wkroczył do akcji i trochę boję się o dzieciaki - powiedziałam.
- Hej. Jasne, pomogę mu. Mówił że jeszcze ma jakiś strój więc się w niego przebiorę, dla Oliego wszystko - powiedział z uśmiechem i ruszył na poszukiwania kostiumu. Gdy już się przebrał wrócił w stroju księżniczki, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej niż clown.
- Nie śmiej się ze mnie - obruszył się Bartek, który specjalnie z Rosji przyjechał na urodziny Oliwera. - Mam nadzieję że mnie nie zjedzą - powiedział i wszedł do krainy w której rządzili sześciolatkowie. Chłopcy powitali Bartka gromkimi brawami, i od razu zarządzili konfrontacji pomiędzy clownem, a księżniczką. Oli zabawił się w zakład bukmacherski i zbierał od kolegów jakieś fanty za obstawianie wygranej, lecz po walce oznajmił że przedmioty w tajemniczy sposób zniknęły i że nie ponosi żadnych konsekwencji za ich brak. Zaciętą walkę na poduszki i inne przyrządy mogące nadawać się do bitwy wygrał Bartosz, który oficjalnie został ogłoszony księżniczką 7 mórz i osobą, która miała zabawiać towarzystwo do końca imprezy. Michał został wygnany z królestwa i mógł do niego tylko wchodzić opłacając Oliwerowi podatek, jak to ogłosił sam solenizant.

- Tylko przyjechał i już gwiazdorzy - skwitował Misiek zmywając makijaż z twarzy.
- Ej, nie przesadzaj, ty też byłeś super - pocieszyłam go.
- Serio tak myślisz? - powiedział uradowany.
- Nie, Bartek księżniczka był mega - powiedziałam. - Ale nie martw się, ty jesteś lepszy w innych rzeczach - dodałam uśmiechając się do niego. - Co ty tak właściwie dostałeś od Marioli i Bartka na prezent urodzinowy? - zapytałam siadając po turecku na sofie.
- Bilety na krótki urlop - odpowiedział.
- Aa. Dobrze ci - powiedziałam. - A skąd ty wziąłeś ten strój księżniczki? Bartek podobno znalazł go w twojej garderobie.
- Był w zestawie do tej gry planszowej - odparł. - W ogóle czemu my w nią wtedy graliśmy?

- Bo byliśmy pijani, proste - odpowiedziałam. Kolejny raz tego popołudnia rozbrzmiał melodyczny dźwięk. - To pewnie Mariola, otworzę. - zaoferowałam i podeszłam do drzwi.
- Cześć, dużo się spóźniłam? - spytała od razu na wejściu.
- Hej, jeszcze nie jest tak źle. Bartek już jest - uśmiechnęłam się do niej.
- Serio? świetnie! A gdzie jest? - spytała.
- W pokoju Olika, ale poczekaj - zatrzymałam ją. - Jest księżniczką.
- Znowu? - jęknęła i udała się do chłopców przywitać się z jej chłopakiem, a ja wróciłam do Michała.
- Kiedy tort?
- Może za chwilę, niech jeszcze trochę wymęczą Bartka - uśmiechnął się przebiegle Misiek.
- Michał ratuj! - usłyszeliśmy z pokoju rozpaczliwy głos Bartka.
- Ale kochanie, to nie boli, przecież już coś o tym wiesz - potem głos Marioli. - Chłopcy do roboty - następnie ciche krzyki Bartka i śmiech wśród reszty. Poszliśmy tam jak najszybciej i naszym oczom ukazało się jedno wielkie studio makijażu, którego klientem była nasza księżniczka. Od razu wyciągnęłam aparat i udokumentowałam całe zdarzenie.
- Michał! Stary ratuj mnie! - błagał Bartek. Misiek uśmiechnął się triumfalnie.
- Dzieciaki, czas na tort! - krzyknął i poszedł po ciasto do kuchni. Wszystkie dzieciaki udały się do salonu i z upragnieniem czekały na słodki smakołyk. Oliwer wpierw wymyśliwszy życzenie, zdmuchnął wszystkie sześć świeczek naraz, a następnie odśpiewaliśmy mu sto lat.
- Najlepsza impreza na jakiej byłem - skomentował Bartek, gdy chłopcy oglądali prezenty. - Idealna dla mnie, kochanie jak będziemy robić następna u nas to tylko taką! - powiedział rozpromieniony, a my wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Powiedzieć ci jakie miałem życzenie? - zagadał Oli, który siedział obok mnie.
- Nie mów, bo się nie spełni - doradziłam mu.
- Ale ono na pewno się spełni! - powiedział z entuzjazmem.
- To mi powiesz jak już się spełni - powiedziałam z uśmiechem. - Podoba ci się twoja impreza urodzinowa?
- Oczywiście! Jest supeeel. Tylko że szkoda że mamy nie ma - posmutniał trochę. - Ale jesteś ty! - dodał po chwili ukazując szereg białych ząbków.
- Dzięki mały - pocałowałam go w czoło. - Dobra leć się bawić z chłopcami bo z Bartkiem na ciebie czekają.
- Okej, a przyjdziesz później do nas i pobawimy się razem? - poprosił.
- Jasne - powiedziałam i poszłam do Marioli, która siedziała z Michałem w kuchni. - Nie przeszkadzam wam? - spytałam stojąc w progu.
- Pewnie że nie, chodź.
- Z czego się tak śmiejecie? - zapytałam siadając na krześle.
- Opowiadałam Miśkowi o Bartku transwestyście - odparła.
- A. Michał, ale ty tak nie rób - doradziłam mu.
- Haha, nigdy w życiu - potwierdził moje słowa.
- Masz herbatniki? - spytałam myszkując po szafkach.
- W tej - podszedł i podał mi opakowanie herbatników. Chwilę później było słychać trzask. Mój wzrok podążył za czarnym przedmiotem rozbitym na kuchennych kafelkach. Szybko podniosłam aparat i zaczęłam sprawdzać czy jeszcze żyje, po takim upadku.
- Kinga, ja przepraszam. To było niechcąco, nie zauważyłem go - tłumaczył się ze skruchą. Lustrzanka jednak nie przeżyła tego upadku.
- Kurwa - przeklnęłam pod nosem. - A niedawno wymieniałam sprzęt - skrzywiłam się ciągle próbując włączyć aparat.
- Przepraszam, odkupie ci ją - deklarował.
- Dobra, trudno - powiedziałam zdejmując obiektyw. - Zaniosę ją jutro do naprawy - powiedziałam i wyjęłam kartę pamięci, na której były jeszcze niezgrane zdjęcia.
- Przepraszam cię bardzo - powtarzał.
- Ok. Przestań już przepraszać. Każdemu się mogło zdarzyć, trudno - powiedziałam, niewidocznie się uśmiechając. - Mariola, kiedy Bartek wraca? Jutro ma samolot?
- Tak - odpowiedziała mieszając powolnie herbatę.
- Michał, teraz ty, proszę cie! Nie mam już siły - powiedział lekko dysząc.
- Ja pójdę, obiecałam Oliemu - powiedziałam i poszłam do dzieciaków. - No to co robimy? - zapytałam wchodząc do pokoju. - Może teraz bajka?
- Taak - wszyscy przystali na moją propozycję. Włączyłam im Gdzie jest nemo? i z powrotem udałam się do kuchni.
- Co z nimi zrobiłaś że jest tak cicho? - zapytał Bartek.
- Tajemnica - odpowiedziałam i puściłam mu oczko. Usłyszeliśmy ponownie dzwonek do drzwi.
- Kto znowu? - powiedział marudnie Misiek i udał się do drzwi.
- Ej, moglibyście dzisiaj iść do mieszkania Bartka, muszę mieć spokój w nocy, a z wami to raczej ciężko będzie - poprosiłam ich.
- Czy ty coś sugerujesz? - zapytał śmiesznie Bartek.
- Nic - urwałam. - To jak? Muszę się przygotować, bo za 3 dni mam kolokwium, potrzebuje parę dni na ogarnięcie materiału - przyznałam.
- Jasne, wiesz mi to się nawet bardzo podoba ten pomysł - powiedział Bartek, zabawanie poruszając brwiami w stronę Marioli.
- Dobra, szczegóły ustalicie sobie już wieczorem, wolałbym nie wiedzieć co będziecie robić - powiedziałam śmiejąc się.
- Jak to co tutaj robię? Przyszłam świętować szóste urodzinki mojego synka - usłyszeliśmy głos kobiety z korytarza.
- Nie tak się umawialiśmy - powiedział stanowczo Michał do kobiety.
- Nie muszę się z tobą na nic umawiać, przypominam ci że to ja mam pełne prawa do opieki nad Oliwerem, i to ode mnie zależy jak często się z nim będziesz widywać oraz czy w ogóle będziesz.
- Nie zabronisz mi się widywać z własnym synem! - powiedział głośno ojciec Olika.
- Cześć - rzuciła w naszą stronę Dagmara.
- Mama! - krzyknął Oli, kiedy już usłyszał jej głos.
- Cześć kochanie - przywitała się z nim czule. - Wszystkiego najlepszego. Mam dla ciebie prezent w samochodzie - powiedziała i przytuliła chłopca.
- Supel, obejrzysz z nami bajkę? - spytał Dagmarę ciągnąc ją za rękę.
- Jasne synku - powiedziała i zniknęli w pokoju. A do nas przyszedł Michał przecierając twarz rękoma.
- Ej stary, nie możesz jej pozwolić żeby robiła. W końcu to też twój syn - skomentował całe zajście Bartek.
- Oli to mój syn, ale prawo jest po jej stronie - powiedział bezradnie.
- No to walcz o niego - powiedziała Mariola.
- Ale sąd nie przyzna pełnych praw opieki nad dzieckiem samotnemu facetowi, którego ciągle nie ma. I ma rację, nie potrafiłbym zapewnić mu codziennej opieki.
- I zostawisz to tak? - spytałam się go. Michał spojrzał na mnie i pokiwał przecząco głową.
- Misiek, dasz sobie radę? - zapytała Mariola.
- Tak - odparł.
- To my się już będziemy zbierać - powiedziała.
- Oliwer, chodź tutaj na chwilkę - zawołał go tata, a po chwili Oli był już przy nas.
- My już idziemy mały - powiedziałam kucając. - Bardzo dziękujemy ci za zaproszenie, to była świetna impreza, bawcie się dobrze - powiedziałam i dałam mu buziaka.
- Już idziecie? - posmutniał trochę.
- Musimy - powiedział Bartek. - Trzymaj się mój ziomku - dodał przybijając żółwika z chłopcem.
- Elo ziom - powiedział Oli i szeroko się do nas uśmiechnął.
- To pa Oliwer. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego - pożegnaliśmy się z nim i mały wrócił do reszty oglądać bajkę.
- Cześć Misiek, trzymaj się. Do zobaczenia - pożegnał się z nim Bartek.
- Pa - pożegnał się z nami i zamknął za nami drzwi.
- Współczuje mu - odezwała się Mariola, gdy już byliśmy w samochodzie.
- No, przejebane ma - stwierdził Bartek.
- Ej, miałeś się wyrażać! - zganiła go Mariola.
- Przepraszam. Ta Dagmara jest okropna, nie wiem jak on z nią wytrzymał przez te 3 lata. Na początku wydawała się spoko, nie poznaję jej teraz - przyznał.
- To dobranoc, tylko nie hałasujcie aż tak żebym was słyszała - poprosiłam grzecznie.
- Postaramy się - odpowiedział Bartek z bananem na twarzy. Udałam się do mieszkania trzymając w rękach zepsutą lustrzankę. Ciągle mając w głowie wymianę zdań Michała z Dagmarą.
- Mam pomysł. Skoro Michał jest samotnym facetem i potrzebuję żony to znajdźmy mu kogoś! Masz jakieś kandydatury? No bo ta Daga nie może ciągle stawiać mu jakichś warunków i ograniczać kontaktów z Oliwerem. Michał jest świetnym ojcem i sąd to musi docenić - wysłałam sms.a do Marioli.
- Tak - odpisała po chwili.
- Kogo?
- Ciebie.


Elo, elo 3, 2, 0! :D
Dobra, od razu mówimy wprost: nie jesteśmy zadowolone. Mamy nadzieję że się poprawimy. Może ta cząsteczka wiosny, jaka się już pojawiła jakoś nas doładuję. :) Kolejny rozdział za pewne pojawi się w okolicach niedzieli, poniedziałku, coś takiego. Odliczamy dni do wakacji: 79! <3 Trzymajcie się i łapcie słońce! ;)

piątek, 5 kwietnia 2013

19.Ten świat składa się także z twojego kłamstwa, muszę się uwolnić, wiem że może być inaczej.

Razem tak wiele, choć obiektywnie prawie wcale,
ale piękna była każda chwila spędzona razem. 
~Eldo

Perspektywa Kingi.
Ostatni weekend spędziłam w rodzinnym mieście, spędzając czas z rodziną. W końcu mogłam spotkać się z mamą i porozmawiać z nią, co okazało się nam obu bardzo potrzebne. Mama miała w najbliższym czasie pojechać do Wrocławia, gdzie miała odbyć wstępne fazy leczenia choroby. Cała rodzina wspierała ją bardzo mocno, choć i tak miałam wyrzuty sumienia że nie mogę przy niej być. Nawet babcia przyjechała do domu żeby pomóc, i oczywiście przed wyjazdem wyposażyła mnie w zapas pożywienia co najmniej na 2 miesiące. Bartka już nie ma, więc ciekawe kto teraz to wszystko pochłonie. Mariola miała już niedługo wracać do Polski, więc cieszyłam się że nie będę musiała już wracać do pustego mieszkania.
Długo stałam wpatrując się w sosnowe drzwi wejściowe, nie będąc pewna czy powinnam tam wejść. Po chwili głębszych rozmyślań zdecydowałam się jednak na wejście do środka. Nie pewnie nacisnęłam dzwonek i wsłuchiwałam się w melodyczne dźwięki, aż w końcu klamka zaczęła opadać w dół, a moim oczom ukazał się Pliński.
- Cześć Kinga - przywitał mnie Daniel.
- O, hej - uśmiechnęłam się. - Oglądacie z Miśkiem mecz?
- No pewnie. Po twoim zaopatrzeniu wnioskuję że ty również przyszłaś tutaj w takich intencjach - stwierdził spoglądając na czteropak tyskiego. - Kto? - spytał podejrzliwie.
- Oczywiście że najlepszy - odparłam dumnie pokazując kawałek materiału koszulki w kolorach blaugrana.
- Och, to zapraszam do środka! - wskazał dłońmi w stronę mieszkania i teatralnie się uchylił, niczym rasowy kamerdyner. - Pomogę z płaszczem - zaoferował się.
- Dziękuje, jaki wynik obstawiasz? - spytałam kierując się do salonu.
- 3:1.
- A tak właściwie gdzie jest Michał? - spytałam rozsiadając się na kanapie, wcześniej nie interesując się tym faktem.
- W toalecie. Chcesz popcorn? - zapytał, ubierając szalik Barcelony.
- Aha. Pewnie - włączyliśmy telewizor oraz dany kanał oczekując na rozpoczęcie się derbów Hiszpanii.
- Daniel, zrobiłeś już ten popcorn? - usłyszeliśmy głos Miśka dobiegający z korytarza.
- No. Chodź bo mecz się już zaczął.
- Hej Michał - rzuciłam gdy wszedł do pokoju. - Wpadłam na mecz - uśmiechnęłam się.
- O, Kinga. A przyniosłaś coś? - zapytał chytrze. Podniosłam do góry jedną puszkę napoju i szeroko się uśmiechnęłam.
- Może być?
- Piwo zawsze - wyszczerzył się. Mecz przebiegał jak na razie bez żadnych niespodzianek. Posiadanie piłki z dość widoczną przewagą było na korzyść Barcy.
- Spalony był! - krzyknął Michał.
- Wcale że nie! Gdzie ty niby spalony widzisz?! - kłócił się z nim Daniel.
- No jak to gdzie?! O tu, tu! - pokazywał na telewizor.
- Ekhem. Teraz głos zabierze ekspert. Spalonego nie było. Dziękuje za uwagę - powiedziałam wstając na chwilę z miejsca.
- Z wami to się tak ogląda mecze! - odparł obrażony Misiek i opadł zrezygnowany na sofe krzyżując ręce na piersiach, nie komentując dalszych wydarzeń, które miały miejsce. W drugiej połowie Barcelona nie grała już tak jak wcześnie, robiła sobie mniej okazji i wydawała się jak gdyby mniej skupiona, za to Real obudził się i zaczął grać swoją piłkę. Mecz zakończył się remisem 2:2, co bardzo uradowało właściciela mieszkania.
- Zostaniecie na kolacje? - zapytał się nas sprzątając.
- Ja bardzo chętnie, teściowa przyjechała.. - oznajmił znacząco Plina.
- Ja też zostanę jeśli to nie problem - uśmiechnęłam się i pomogłam Miśkowi sprzątać. Odłożyłam naczynia do kuchni i odwróciłam się w stronę gospodarza. Spotkałam się z jego wzorkiem i uśmiechnęłam się do niego, po czym wyszłam z kuchni. Michał jednak nie umożliwił mi wykonania tego ruchu łapiąc mnie za nadgarstek i delikatnie zaciągając w głąb korytarza, tak aby nie było nas widać z salonu. Moje plecy przylegały do ściany, a od jego ciała dzieliło mnie kilkanaście centymetrów.
- Jeszcze się z tobą nie przywitałem - powiedział cicho i pocałował mnie w usta, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej. - Ten mecz to była tylko wymówka? - spytał pewnym głosem.
- Chciałbyś, masz lepszy telewizor ode mnie - sprostowałam uśmiechając się lekko. - Jakbym chciała do ciebie po prostu wpaść to nie przynosiłabym piwa.
- No nie wiem, mogłabyś doprowadzić mnie do stanu upojenia alkoholowego, a następnie mnie wykorzystać - dodał żartobliwie.
- Wtedy przyniosłabym coś mocniejszego - skomentowałam i zaczęłam odchodzić od Michała. - Ale bądźmy szczerzy, nie potrzebowałabym żadnych środków z procentami, żeby iść z tobą do łóżka. Sam byś na to poszedł - dodałam spoglądając wyzywająco za plecy.
- Masz rację - zaśmiał się cicho. Gdy tylko weszliśmy do salonu zachowywaliśmy się normalnie jak dwójka przyjaciół. Udawaliśmy. Udawaliśmy normalnych przyjaciół, tylko nieliczni, którzy byli na tyle spostrzegawczy widzieli co się działo na prawdę. Choć z dnia na dzień brnęliśmy w kłamstwo, nie widzieliśmy w tym nic złego. Bo kłamstwo jest wygodne.

- Jemy już coś? Burczy mi w brzuchu - zaczęłam narzekać, gdy chłopaki zaczęli oglądać jakieś kanały o motoryzacji.
- A na co macie ochotę? - zapytał Misiek, ale szybko się rozmyślił. - Albo nie, nie! Szef kuchni Michał Scheller zaraz wam coś przygotuje. Proszę o chwilę cierpliwości - powiedział, po czym ukłonił się i zniknął w kuchni, z której chwilę później słychać było odgłosy miksera.
- Jak myślisz to będzie jadalne, bo jestem mega głodny - powiedział Daniel rozkładając się na fotelu.
- Jeśli to będą naleśniki to tak, ale o resztę to nie mogę być pewna - przyznałam, nie do końca znając kulinarne talenty Winiarskiego.
- O patrz co znalazłem! - powiedział Pliński buszujący po szafce obok telewizora i pokazał mi jakąś grę planszową. Była to jakaś gra o Barbie. Zaczęliśmy się zastanawiać po co Miśkowi taka gra, ale żadne z nas nie wymyśliło żadnego logicznego wytłumaczenia. - Gramy? - spytał Daniel po przejrzeniu zawartości gry.
- Możemy, i tak nie ma nic ciekawszego do robienia. O tej porze w telewizji lecą praktycznie same nieprzyzwoite rzeczy - stwierdziłam wyłączając telewizor.
- Ja chyba oglądam trochę inne programy niż ty - dodał z uśmiechem i rozłożył grę. Patrzyłam na te wszystkie różowe elementy i nie mogłam połączyć ich w żaden sposób z pozostałymi rzeczami.
- A umiesz w to grać?
- Tak - dodał majsterkując z pionkami.
- To mi powiedz jak się gra - poprosiłam go przyglądając się jak przypinał spódnice pionkowi-lalce Barbie.
- Nauczę cię, jak już wymyśle zasady - odpowiedział i potarł palcem wskazującym i kciukiem brodę. - To tak, to jest twój pionek i musisz zbierać kwiatki które tutaj są, ee jak trafisz na takie różowe pola musisz zrobić jakieś wyzwanie, a jak uzbierasz 5 kwiatków to możesz kupować w moim butiku - wskazał na poukładane buty, sukienki itp. do naszych pionków.
- Okej. To ja zaczynam - powiedziałam i zaczęliśmy grać w grę dla grupy wiekowej 5-10 lat.
- Goto.. Co wy robicie? - spojrzał na nas dziwnie Misiek.
- Gramy - odpowiedzieliśmy równo skupiając się na dokonywanej transakcji.
- Oszukałeś mnie! - powiedziałam zbulwersowana. - Te buty kosztują 2 kwiatki, a nie 4!
- Właśnie że nie! To ty mnie oszukałaś bo zerwałaś kwiatka jak nie patrzyłem!
- Ej dość. Kolacja czeka - upomniał nas Misiek, a my szybko wstaliśmy patrząc się na siebie czujnie, sprawdzając grę fair przeciwnika. - Nie tak szybko, zanim wejdziecie musicie mieć zawiązane opaski na oczy - zatrzymał nas przed progiem kuchni. Przewiązał nam oczy ciemnymi opaskami i dopiero wtedy mogliśmy wejść do kuchni, Daniel którego Michał nie zaprowadził zamiast odnaleźć krzesło miał bliskie spotkanie ze ścianą, co wywołało u nas przypływ śmiechu.
- Bon appetit!
- Da się to zjeść? - zapytał Plina zanim spróbował potrawy przygotowanej przez Winiara.
- No wiesz co? Wątpisz w moje talenty?
- Ależ skąd. Wszyscy wiemy że jesteś wszechstronnie wykształcony - bronił się Pliński, z nutką ironii w głosie.
- Czy to jest omlet? - zapytałam po przełknięciu paru kęsów.
- Tak, brawo! Omlet po włosku - powiedział Misiek uradowany, po czym zdjął mi i Plińskiemu opaskę.
- Całkiem smaczne - przyznał po chwili środkowy. Michał przyłączył się do nas i przez całą kolację wraz z Danielem ciągle sypali jakimiś sucharami, lub opowiadali o śmiesznych sytuacje z klubu. Z nimi nie można było narzekać na brak śmiechu.
- Skąd ty masz grę Barbie w mieszkaniu? - spytał Daniel.
- Regularnie grywałem z teściową jak tylko przyjeżdżała - odpowiedział z powagą Misiek, choć nie potrafił jej na długo utrzymać. - A co chcecie grać?
- No pewnie, co nie Kinga? - przyznał ochoczo Daniel, który widocznie był w stanie zrobić wszystko byleby jak najmniej czasu spędzić w domu z teściową. - Ale na naszych regułach.
-  Nie ma sprawy. Chcecie się czegoś napić?
- A masz coś mocniejszego? - spytałam siadając po turecku obok kolorowej planszy w salonie.
- Jakieś dokładniejsze preferencje?
- Dawaj co masz - powiedział Plina, który się do mnie przysiadł. Już po chwili toczyliśmy zacięty pojedynek na: kto ma więcej kwiatków. To była taka pasjonująca rozgrywka.
- Łooo - zaczęli buczeć chłopacy, kiedy moja lalka zatrzymała się na różowym polu.
- Jeszcze nie jestem aż tak pijana, więc może na razie coś na rozgrzewkę.
- Zadzwoń do.. - zaczął Daniel.
- Do Mariusz i udawaj Mariolę - powiedział Misiek i podał mi swój telefon, ukrywając wcześniej swój numer.
- Serio? - spojrzałam na niego dziwnie, a ten pokiwał twierdząco głową.
- No dobra, wzięłam od niego telefon i zaczęłam rozmawiać z Mariuszem. Zmiana głosu mi nawet wyszła, gorzej było z utrzymaniem powagi, ponieważ chłopaki co chwilę hamowali śmiech spowodowany nie wiadomo czym.
- To do zobaczenia - zakończyłam rozmowę z Mario. - Haha, uwierzył że to była Mariola.

- Wiedziałem że da się nabrać. Dobra to ja sobie chciałem kupić tą różową spódnicę - powiedział Misiek podając Plinie odpowiednią ilość kwiatków. Po paru kolejkach byliśmy już mniej trzeźwi, więc i śmialiśmy się również jeszcze więcej.
- O teraz ja, to ja pójdę do sąsiada! - powiedział Daniel i chwiejnym krokiem skierował się w stronę drzwi. Chciałam zanim wstać ale Michał kolejny raz w tym dniu uniemożliwił mi ruch do przodu.
- Co chcesz? - spytał obracając się do niego. Przysunął mnie do siebie i zaczął całować moje kości policzkowe, i zjeżdżać w dół po szyi do dekoltu, a następnie w powrotem do góry. Musiałam zebrać sobie trochę sił aby go od siebie odciągnąć. - Ej przestań, jeszcze nie jestem taka pijana - powiedziałam i pobiegłam za Danielem potykając się o buty stojące obok drzwi.
- To mogę się u ciebie przenocować? Wiedziałem że mogę na ciebie zawsze liczyć! - powiedział Daniel obejmując sąsiada Michała ramieniem przygniatając go lekko swoim ciałem.
- Przepraszam, kolega trochę za dużo wypił - usprawiedliwiłam go i pociągnęłam za sobą.
- Ale Kinia, pan zaoferował mi bardzo przytulną ofertę. Grzech nie skorzystać. No chyba że ty byś chciała spać z panem sąsiadem, a ja będę spać z Misiem - powiedział, po czym kolejny raz dzisiaj zderzył się ze ścianą. Uśmiechnęłam się jeszcze raz do sąsiada, który przyglądał się całemu zajściu i zamknęłam drzwi, kiedy weszliśmy do środka. Daniel położył się obok Michała na ziemi, który zdążył już w tym czasie zasnąć. Przytulił się do niego bardzo kurczowo i momentalnie odpłynął. Trochę ogarnęłam mieszkanie oraz zadzwoniłam do Marty, aby poinformować ją że Daniel zostanie na noc u Michała, ratując mu również tyłek przed teściową. Napisałam do nich jeszcze tylko kartkę i wyszłam z mieszkania kierując się do siebie.


- Czyli wracasz 3 tak? - spytałam rozmawiając z przyjaciółką przez skype.
- No tak - dodała i uśmiechnęła się. - Ej tylko żadnych imprez niespodzianek! - wiesz że tego nie lubię.
- Ok, ok. Tym razem sobie odpuszczę - obiecałam. - Tęsknie już za tobą pyśku - powiedziałam.
- Michał ci już nie wystarcza? - zapytała śmiejąc się.
-No proszę cię! Przecież sama dobrze wiesz jak jest. Nic się nie będzie zmieniało, a poza tym przecież jego nie będę prosić żeby kupił mi tampony jak mi się nie będzie chciało ruszyć dupy z domu, więc musisz wracać! - stwierdziłam.
- Ej, no muszę bo coś ci się ostatnio poczucie humoru pogorszyło i opowiadasz same słabe suchary - dodała śmiejąc się ze mnie.
- No widzisz! Jak cie nie ma to wszystko jest źle - odpowiedziałam jej panikując.
- Słuchaj, nawet nie uwierzysz, co zrobił Bartek ostatnio..


Perspektywa Marioli.
- Thanks - podziękowałam sąsiadowi, który pomógł wnieść mi siatki do mieszkania,  gdy byliśmy już pod drzwiami. Otworzyłam drzwi kluczem i weszłam do środka obładowana zakupami.
- Bartek, już jestem! - krzyknęłam i usłyszałam jakiś trzask.
- Tak wcześnie? - spytał zdenerwowanym głosem, który dobiegał z łazienki, gdzie wcześniej słyszałam owe hałasy.
- No tak, może byś mi pomógł, proszę - powiedziałam stawiając powoli kroki do przodu. Bartek wyszedł z łazienki odwrócony tyłem do mnie i podszedł do mnie nadal się nie pokazując. Wyciągnął rękę w moją stronę poszukując siatki z zakupami. - Co ty robisz? - spytałam próbując rozwiązać zagadkę.
- No nic - uciął.
- To czemu nie chcesz się odwrócić?
- A muszę? - zapytał przeciągle.
- Tak - powiedziałam stanowczo i badawczym wzrokiem patrzyłam na niego. Po chwili powoli odwrócił się w moją stronę. Buzia mimowolnie mi się otworzyła, a siatki z zakupami wypadły z rąk. - Co ty do cholery robiłeś jak mnie nie było? Co to w ogóle jest? -  zapytałam nerwowo przejeżdżając palcem po czarnych smugach w okół oczy Bartka.
- No bo.. - spuścił głowę. - No chciałem zobaczyć jak to jest - tłumaczył się nieporadnie.
- Jest z czym? Co ty masz na twarzy? - dopytywałam.
- To jest tusz, bo nie umiałem zmyć - wymamrotał pod nosem wyjaśniając zagadkę.
- Co? - spytałam nie dowierzając. - Malowałeś się moimi kosmetykami?
- No przecież swoich nie mam! - powiedział głośniej.
- Ja pierdole. Bartek, z tobą to jest jak z dzieckiem.. - skwitowałam.
- Ale nie jesteś zła? - spytał.
- A używałeś coś jeszcze oprócz mascary?
- Ee.. - podrapał się po głowie.
- Czego? - powiedział delikatnie przymykając powieki.
- Kredki, takiego brązowego kremu i kulek, szminki i jeszcze takiego kremu co był na półce - wyliczał.
- Jakiego kremu?! - wyminęłam go i ruszyłam szybkim krokiem do łazienki, w której panował jeden wielki burdel, bo żaden inny epitet nie określiłby tego co tutaj widziałam. - Idioto, smarowałeś się moim kremem za 3 stówy? - skarciłam go wzrokiem.
- No.. Przepraszam, ale za to teraz będę miał skórę tak delikatną jak pupa niemowlaka - uznał gładząc swój policzek dłonią.
- Pokaż mi czego jeszcze używałeś, muszę określić jakie są straty - powiedziałam sucho gdy już trochę ochłonęłam.
- Tej szminki - wskazał na czarną tubkę z czerwonym sztyftem w środku - i tych kulek - wyciągnął opakowanie z szafki. - Nawet ci je już zmieliłem żebyś ty nie musiała - dodał z uśmiechem, przekonany o jego wzorowym zachowaniu na temat pudru.
- Co z nimi zrobiłeś? - wyrwałam mu opakowanie z ręki i otworzyłam pudełeczko, a tam zamiast pudru w kulkach był pudrem w proszku. - Bartek.. - nie miałam siły nawet mu tłumaczyć, zamknęłam opakowanie i odłożyłam je z powrotem na swoje miejsce. Stanęłam na przeciwko niego i przyjrzałam mu się dokładniej. - Wyglądasz jak panda - stwierdziłam, a Bartek wybuchł śmiechem. - Czemu tego nie zmyjesz?
- Bo nie zdążyłem - powiedział i zabrał się do zmywania makijażu z twarzy. Robił to tak nieporadnie że aż nie mogłam na to patrzeć i postanowiłam mu pomóc.
- Chodź tu, siadaj - przyciągnęłam go i nakazałam usiąść na skraju wanny. Uważnie zmywałam mleczkiem resztki po jego zabawie w księżniczkę, zastanawiając się skąd wziął taki pomysł.
- Ale nie jesteś już zła? - spojrzał na mnie z miną zbitego psa pandy. - Odkupię ci wszystko - zobowiązał się.
- Dobra daj już spokój - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam. - Bartek, za niedługo wracam do Polski - oznajmiłam poważnie. Bartek popatrzył się na mnie i głęboko westchnął, po czym nagle stracił równowagę i wpadł do wanny ciągnąc mnie za sobą, a ja spadając niechcąco włączyłam wodę. Zaczęliśmy się głośno śmiać z zaistniałej sytuacji.
- A musisz? - spytał przytulając mnie.
- Muszę - powiedziałam smutnym głosem i wtuliłam się w jego mokrą koszulkę.
 Leżeliśmy tak w tej wannie dopóki nie przypomnieliśmy sobie o umówionej kolacji z Iriną.
- Muszę przyznać że całkiem, całkiem wyglądasz w takiej mokrej koszulce - stwierdziłam zalotnie, przyglądając się Bartkowi, którego mokra koszulka idealnie podkreślała jego wyrzeźbioną sylwetkę.
- Ty również niczego sobie - powiedział szarmancko.
- Bartuś, ty sprzątasz - powiedziałam, dając mu buziaka i zamknęłam się w sypialni.

Kolacja minęła nam w bardzo miłym klimacie. Przyszła Irina i przedstawiła nam swojego chłopaka, który wydawał się bardzo miły. Miał nawet jakieś polskie korzenie. Przygotowałam moje popisowe danie czyli kopytka z sosem cynamonowym. Wszystkim bardzo smakowała i podziwiali mój talent kulinarny. Bartek po cichu podśmiechiwał się. Dobrze wiedział, że oprócz podanego dania nie potrafię przygotować nic jadalnego. Kuraś, gdy już tylko sezon się zaczął przestał nadużywać, aż tak bardzo trunków, więc już nie musiałam aż tak bardzo pilnować go podczas jakiś imprez. Tym razem również było spokojnie, jak opowiadaliśmy naszym znajomym o sytuacji która dzisiaj miała miejsce nie mogli uwierzyć że mój chłopak ma tak kreatywne pomysły.
- Co ci dzisiaj do głowy strzeliło z tym malowaniem? - spytałam gdy już byliśmy w łóżku.
- Tak jakoś - odparł wymijająco.
- To znaczy? - ciągnęłam dalej ten temat.
- No bo chciałem zobaczyć czemu zawsze tak długo siedzisz przed tym lustrem, a poza tym widziałem taki program.. - zaczął opowiadać.
- Okej, okej. Ale może lepiej będzie jak już tak nie będziesz robił - stwierdziłam, a Bartek jedynie potwierdził moje słowa.
- Muszę Ci się jeszcze do czegoś przyznać - powiedział zawstydzonym głosem.
- No mów- odpowiedziałam
- No bo.. no bo ja ogoliłem sobie nogi - powiedział a ja wybuchłam głośnym śmiechem.
- Chyba żartujesz?
- Niee, sama zobacz - powiedział i zaczął podciągać kołdrę do góry. - popatrz jakie gładkie.
- Boże, co ci odbiło? - zapytałam.
- No bo Irina powiedziała mi, że nie widziała jeszcze nigdy tak bardzo owłosionych nóg i, że wyglądam z nimi jak tarzan.
- I to był powód do tego, żeby ogolić sobie nogi i wyglądać jak pedał?
- No przepraszam nie bądź na mnie zła - odpowiedział, robiąc minę słodkiego psiaka.

- Kiedy chcesz wrócić do Polski? - spytał się mnie po chwili ciszy.
- Na początku listopada. Mam mieć jakieś kolokwium 10 - skrzywiłam się na samą myśl o tym.
- Tak szybko? - powiedział z lekkim przerażeniem w głosie, ale po chwili już mu przeszło. Przytulił mnie jeszcze mocniej i pocałował w głowę. - To skoro zostało mi tak mało czasu z tobą muszę go wykorzystać najbardziej jak się da - wymruczał mi nad uchem.
-  Zostało ci dokładnie 20 nocy - podpowiedziałam mu odwracając się w jego stronę. - Ale tak dokładnie to.. - uciszył mnie pocałunkiem.
- Dość gadania, czas wziąć się do roboty skarbie - powiedział wyszczerzony i kolejny raz mnie pocałował.
Noc była bardzo upojna, na nowo poznawaliśmy swoje ciała, by w końcu złączyć się w jedną całość. Późno po północy zasnęłam wtulona w tors mojego księcia mojej księżniczki.


Hej. ;)
Tak jak już poinformowałyśmy - powracamy! Znowu będziecie musiały z nami jakoś wytrzymać. :) Mamy zamiar przyspieszyć trochę tempo, żebyście się nie znudziły na śmierć.  Kolejny postaramy sie dodać w niedziele, ewentualnie poniedziałek.  Serdecznie dziękujemy wszystkim za cierpliwość i dużą motywację.  Mamy nadzieje ze jej wystarczy na dłużej i że was nie zawiedziemy. :) buziaki. :*
CHCEMY WIOSNE! i jaramy sie spodkiem. <3

czwartek, 4 kwietnia 2013

BREAKING NEWS !

BREAKING NEWS!
Powracamy :) Nowy rozdział zostanie dodany już dziś wieczorem. Tymczasem Mariola bardzo serdecznie z całego serduszka prosi was Kochani o lajkowanie jej pracy konkursowej na profilu Karola Kłosa. Oto link:  https://www.facebook.com/photo.php?fbid=322080431252360&set=a.322078911252512.1073741832.312566898870380&type=1&ref=nf
Za wszystkie głosy serdecznie dziękujemy :)

poniedziałek, 25 lutego 2013

18. Nie wzrost a technika zrobi z Ciebie zawodnika.


"Ale z moich sukcesów ty będziesz moim mistrzostwem. 
Ty będziesz bóstwem droższym niż pieniądze" - Tomiko ft. Siwers

Perspektywa Marioli.

 Obudził mnie dzwonek telefonu, którego miałam ochotę w tym momencie rozwalić młotkiem, za zakłócanie mojego snu w sobotę. Na ekranie widniała godzina 6:34, a osobą która się do mnie dobijała był nie kto inny jak mój ukochany Krzysiu.
- Czego? - spytałam zirytowana, zaspanym głosem, przecierając zlepione oczy.
- Dzień dobry kochana przyjaciółko - odparł radośnie. - Tak myślę, że jeśli razem z twoim chłopakiem nie macie żadnych konkretnych planów na dzisiaj, to może ruszycie wasze zacne tyłki i pojedziecie z nami do Rzeszowa? - mówił bardzo szybko, że mój mózg ledwo co wyłapał słowa, które wypłynęły z ust libero.
- No nie wiem - powiedziałam ziewając. - Muszę zapytać Bartka - dodałam, szturchając osobę leżącą obok mnie.
- Bartek, jedziemy z Krzyśkiem do Rzeszowa? - spytałam, gdy już zdołałam doprowadzić go do stanu, kiedy mógł choć trochę kontaktować.
- Jak chcesz - powiedział, lądując twarzą w poduszce.
- Krzysiu, bardzo chętnie skorzystamy z twojej oferty. Na którą mamy być gotowi? - spytałam, przeciągając się.
- No my teraz schodzimy na śniadanie, a wyjeżdżamy za jakieś niecałe półtorej godziny - oznajmił powoli, wykonując rachunki w głowie.
- Ok. Postaramy się wyrobić. To do zobaczenia. A, mamy czekać pod hotelem w którym się zatrzymaliście?
- Tak, tak. Constancja. Tylko się nie spóźnijcie. Pa - przestrzegł nas i zakończył rozmowę Ignaczak. Wybiegłam z sypialni, potykając się po drodze o różne rzeczy porozwalane na podłodze i udałam się do łazienki, aby jak najszybciej doprowadzić się do ładu. Nie zajęło mi to dużo czasu, jak na mnie wykonywałam codzienne czynności z prędkością światła. Kiedy ponownie przekroczyłam próg mojej sypialni, Bartosz w dalszym ciągu leżał rozwalony na łóżku i spał.
- Bartek! Wstawaj! Przecież musimy jeszcze dojechać do Częstochowy - siłowałam się z nim ściągając z niego kołdrę, którą on uparcie do siebie przytulał. - Bartek, no proszę cię wstawaj! Masz 5 minut! - odparłam stanowczo odwracając się na pięcie i udałam się do kuchni przyrządzić śniadanie i jakieś kanapki na drogę. Kiedy wsypywałam płatki do mleka Bartek wszedł do kuchni.
- Przepraszam - powiedział całując mój policzek.
- Ok. Ale przestań się już grzebać tylko jedz - powiedziałam podając mu miskę, którą wziął i zabrał się już za pochłanianie swojej porcji.
- O, kartka od Kingi. Pisze że pojechali w Bieszczady i że wracają jutro wieczorem.
- A to sobie nieźle wymyśliła - dodałam siadając na przeciwko Bartka.
- Może nas wezmą od Krzyśka jak będą wracać? - zaproponował Bartek.
- Ok, dobry pomysł - przyznałam - zadzwonię do niej później. Zjadłeś już? - spytałam zniecierpliwiona.
- Nie - powiedział pakując pełną łyżkę do buzi.
- To trudno, musimy iść bo się spóźnimy - powiedziałam, ciągnąc go za sobą.
- A moje śniadanie? - spytał oburzony podążając za mną.
- Zrobiłam kanapki - wytłumaczyłam i udaliśmy się na parking do Bartkowego samochodu, który został w Polsce oraz którym mieliśmy się udać w wyznaczone przez Krzysztofa miejsce.

Na miejscu byliśmy 50 minut później. Czekaliśmy na grupę resoviaków pod hotelem, w którym się zatrzymali. Dzień był bardzo przyjemny. Od samego rana świeciło słońce oraz powiewał lekki wiatr, który pomimo małej siły i tak zapanował nad moją grzywką i robił z nią co chciał.
- Mówiłem ci że nie musimy się tak spieszyć bo i tak zdążymy - powiedział Bartek opierając się o swój samochód. Krzysiek ze swoją drużyną wyłonili się zza drzwi chwilę później.
- Nawet nie wiecie jak się cieszę że ze mną jedziecie, Iwonka też się bardzo ucieszy jak was zobaczy, a o dzieciakach to już nie mówię. To będzie niewątpliwie bardzo ciekawy weekend - powiedział Krzysiek obejmując nas.
- Masz już jakieś pomysły jak spędzimy ten czas wspólnie? - spytał Bartosz wchodząc do autokaru.
- Oczywiście! Tzn nie, ale wiem na pewno czego nie będziemy robić - dodał uradowany libero. Spojrzeliśmy na niego pytająco, a ten przedłużał ciszę jeszcze dłużej. - Nudzić się! - oznajmił i zaśmiał się dość psychicznie, ale nie było to nic nowego. - To taki suchar, na dobry początek dnia. Siadajcie, czeka nas trochę jazdy - powiedział i rozsiadł się na tylnych siedzeniach autobusu. Zajęliśmy miejsca obok niego i podczas drogi rozmawialiśmy z innymi zawodnikami i graliśmy w jakieś wymyślone przez nich gry. W połowie drogi Bartek zniknął gdzieś z przodu uprowadzony przez Cichego. - No to opowiadaj Mariola. Jak? Kiedy? Dlaczego? I czemu ja się dowiaduje o tym dopiero teraz? - zapytał się mnie Krzysiek robiąc dziwną minę. Głęboko westchnęłam i rozpoczęłam opowiadanie.
- Normalnie Krzysiu, jak dwoje ludzi jest w sobie zakochanych to tak się dzieję - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- Ale przecież wy byliście najlepszymi przyjaciółmi - dodał gestykulując.
- Albo po prostu tak dobrze udawaliśmy - mrugnęłam do niego.
- To wy byliście tak długo ze sobą i udawaliście, że się tylko przyjaźnicie, gdzie w tym jest jakikolwiek sens? - rozprawiał marszcząc przy tym czoło.
- Niee, to nie tak. Nic nie udawaliśmy, tylko raczej ukrywaliśmy wszystko w sobie, a potem tak jakoś wyszło wszystko samo z siebie, no i jest to co jest - odpowiedziałam uśmiechając się, wyraz twarzy mojego przyjaciela nie zmienił się i nadal na jego czole widoczne było pare zmarszczek.
- Ale dlaczego dopiero teraz ja się o tym dowiaduje, co? - spytał śmiesznym głosem.
- No już nie przesadzaj Krzysiu, nie było okazji - uśmiechnęłam się do niego. - A jak w domu, jak dzieciaki? - zmieniłam temat.
- Świetnie, zobaczysz dzisiaj wszystko - odparł ciepło. Droga minęła nam bardzo szybko na rozmowie. Gdy dojechaliśmy do Rzeszowa, wsiedliśmy do samochodu Ignaczaka i udaliśmy się do jego domu, w którym mieszkał z rodziną.
- Tatoo - przywitał go Sebastian, gdy zaparkowaliśmy na podwórku.
- Cześć Seba - poczochrał go po włosach i przytulił do siebie.
- Przygotowałem dla ciebie tor przeszkód! Chodź! - powiedział radośnie ciągnąc go za rękę, w kierunku ogrodu.
- Czekaj, czekaj synku. Patrz kogo ze sobą przywiozłem - wskazał na nas, a młody Ignaczak od razu podbiegł do nas.
- Ciocia Mariola i wujek Bartek! - przywitał się z nami dziewięcioletni chłopczyk. - To może wujek pójdzie ze mną, dobrze tato?
- Oczywiście, uważam że to świetny pomysł. Wujek już nie mógł się doczekać aż w końcu się z tobą pobawi - powiedział Igła i szybko uciekł do domu, a ja poszłam w jego ślady zostawiając Bartka z Sebastianem na dworze.
- Iwonko, już wróciłem. Mamy gości, kochanie - krzyknął, gdy tylko otworzył drzwi.
- Cześć kochanie, przykro mi, następnym razem będzie na pewno lepiej - krzyknęła z kuchni, zapewne odnosząc się do wczorajszego meczu. - A kto taki nas odwiedził? - weszła na korytarz. - O, jak miło Cię widzieć. Och, ale długo się nie widziałyśmy! - zwróciła się do mnie.
- Cześć Iwona - przywitałam się z nią.
- Jest jeszcze Bartek, ale Sebastian go porwał i teraz pokonuje tor przeszkód - powiedział.
- Krzysiek! Seba przygotowywał to przez 2 dni specjalnie dla ciebie, a ty wpakowałeś w to biednego Bartka. Masz tam do nich zaraz iść i bawić się ze swoim synem - powiedziała groźnie Iwona.
- Ale kochaanie, jestem zmęczonyy - powiedział przeciągle robiąc smutną minę.
- Bez gadania - ucięła. - Chodź Mariola, napijemy się razem kawy - powiedziała prowadząc mnie do kuchni, gdzie przygotowywała obiad.
- A gdzie Dominisia? - zapytam rozglądając się po kuchni.
- Na górze. Powiedziała że zaraz zejdzie, bo teraz coś robi - wyjaśniła kobieta. - No to opowiadaj co u ciebie! Mamy chyba dużo do nadrobienia - przyznała pogodnie i podała mi filiżankę wypełnioną czarną cieczą.

- Dzięki. O tak, bardzo dużo.
- Więc nie traćmy czasu - uśmiechnęła się kolejny raz upijając łyk kawy. - Co u ciebie? Jak studia?
- Wszystko pomału. Chociaż ostatnio dużo wielkich rzeczy działo się w moim życiu. Studia.. Jak na razie nadrabiam moją wiedzę, ponieważ aktualnie mieszkam w Rosji z Bartkiem, dopóki nie wyleczy kontuzji. Ale jakoś daje sobie radę.
- W Rosji? Bartek sam sobie nie da rady, czy coś się za tym kryje? - była bezbłędna, wykrywała wszystko i łączyła każdą informację w logiczną całość. Działała jak Sherlock Holmes, teraz już wiem dlaczego Krzysiu był taki grzeczny.
- No tak, jak zwykle masz rację. Z Bartkiem jesteśmy parą, w końcu po tych latach nasze ścieżki złączyły się w jedną, która jak na razie biegnie prosto - uśmiechnęłam się do niej.
- Gratulacje - powiedziała serdecznie. - Mam nadzieję że będzie się wam dobrze układać. Dominika co ty masz na sobie? - zwróciła się do córki patrząc za mnie. Podążyłam jej wzrokiem i zobaczyłam małą Dominikę ubraną prawdopodobnie w ubrania mamy i z nieudolnie pomalowanymi ustami.
- Bo ja lobię pokaz mody dla tatusia! - odpowiedziała i uśmiechnęła się niewinnie. - Dzień dobly ciociu - przywitała się ze mną przytulając się do moich nóg.
- Cześć mała. To widzę że wam modelka w domu rośnie - uśmiechnęłam się do niej. - Leć pokaż się tatusiowi, chłopaki są w ogrodzie.
- Krzysiek już wymyślił dla was jakiś plan zajęć? - zapytała się mnie brunetka, gdy Domi wybiegła do ogrodu przez drzwi tarasowe w salonie.
- Nie, ogólnie ten cały wyjazd to była bardzo spontaniczna decyzja. Krzysiek dzwonił do mnie rano o 6 i się zapytał czy jedziemy z nimi, nie mieliśmy żadnych planów więc się zgodziliśmy.
- A jak wracacie?
- Zabierzemy się z Kingą, bo pojechała z Michałem nad Solinę.
- Jakim Michałem? - zapytała zaskoczona.
- No Winiarem. Pojechali razem z Oliwerem.
- Z Miśkiem? Kinga? Przecież ona jeszcze niedawno była z Tomkiem - powiedziała zamyślając się.
- Niedawno? Oni nie są już ze sobą od dwóch lat - sprostowałam.
- Naprawdę? A byłam przekonana że są jeszcze ze sobą. Nie mówiła mi nic.
- No to widzę że z Kingą nie widziałaś się jeszcze dłużej niż ze mną - uśmiechnęłam się do niej.
- Masz rację. Dobrze, chodźmy do ogrodu zobaczyć jakie już szkody ta banda wyrządziła.
Iwona wyszła przez te same drzwi, co Dominika wcześniej, a ja podążyłam za nią. Zza domu słychać było dużo dzikich odgłosów.
- Co wy tutaj robicie? - spytała Iwona zakładając czarne okulary przeciw słoneczne na nos. Siatkarze chodzili po ogrodzie na czworaka, a na ich plecach wygodnie siedzieli Sebastian z Dominiką.
- Bawimy się w dziki zachód - krzyknęła Dominika i pośpieszyła swojego rumaka, którym był Krzysiek.
- Przywitajcie się z moją bronią! - krzyknął Sebastian trzymając w ręce węża ogrodowego.
- Seba, to nie jest fair - mówił do niego ojciec, który po chwili zraszany był wodą.
- Mamoo! - krzyczała Dominika, której włosy stawały się coraz bardziej mokre.
- Dzieciaki, koniec tej zabawy - stanowczo odezwała się Iwona. Krzysiek, momentalnie zmienił swoje nastawienie do zaistniałej sytuacji i po chwili sam biegał po ogrodzie trzymając wąż i lejąc po całym towarzystwie jakie było w nim zgromadzone. Zajęło nam to kolejne pół godziny, po których zmęczeni musieliśmy odpocząć usadawiając się wygodnie w leżakach i korzystając z ciepłego słońca.
- Kochanie, może zrobiłbyś nam jakieś drinki, co? - szturchnęła męża Iwona.
- Dobrze skarbie - pocałował ją w policzek i podążył do domu.
- Ale z was przykładne małżeństwo - stwierdziłam przyglądając się mojej przyjaciółce.
- No wiesz, lata praktyki. Jak przypilnujesz Bartka na samym początku i będziesz opierać to wszystko na swoich zasadach to nie będziesz miała żadnych problemów z tym dużym dzieckiem - wyznała wzruszając ramionami.
- Ej, ej. Ja nie pozwolę zrobić z siebie pantoflarza - powiedział Bartek włączając się do naszej dyskusji.
- O jakim ty pantoflarzu mówisz? Sugerujesz że mój mąż jest pod moją władzą?
- No może tak troszeczkę - odpowiedział niepewnie.
- O czym rozmawiacie? - spytał Krzysiek przynosząc tacę z drinkami.
- O niczym.
- Proszę kochanie, tak jak chciałaś - położył tacę na stolik i uśmiechnął się serdecznie.
- Może masz trochę racji Bartek - powiedziała do niego cicho Iwona.
- Jak zawsze - skomentował wiercąc się na leżaku i zamykając powieki, skrywając oczy przed słońcem.
- Wujku pobawis się ze mną? - przyszła do nas Dominika.
- A w co chcesz się bawić?
- We wlózki. I ty wujku będzies leśną wlózką, któla będzie opiekować się leśnymi zwiezackami, któle są jesce małe. A ja będę wlózką tęcy i jak tylko zwiezacki będą chciały to wycaruję im tęce zeby sobie mogły na niej pozjezdzać. Chodźmy! - pociągnęła go za rękę wymuszając jego ruch. Po chwili obserwowaliśmy jak Bartek tańczy z Domi i z wymyślonymi zwierzakami. Bartek miał bardzo dobry kontakt z dziećmi, uwielbiały się z nim bawić.
- Nie martw się, niedługo Bartek będzie się tak bawił z waszymi pociechami - powiedziała Iwona wyrywając mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się do niej blado i wzięłam kolejny łyk napoju, jaki przygotował dla nas Krzysiu.
- Iwonko, my się umówiliśmy z Pitem na 15. To niedługo będziemy się zbierać, ok?
- Jasne. A o której wrócicie? - zapytała się jego żona.
- Nie wiem. Zadzwonię - dał jej buziaka. - Bartek chodź, idziemy!
- Czekaj bo teraz usypiam małego borsuka! Cisza ma być! - Krzysiek wybuchnął śmiechem, a my z Iwoną poszłyśmy w jego ślady.
- Ok, już możemy iść - powiedział Bartek pogodnie. - No co? Przecież nie mogłem go tak zostawić. Sam by nie zasnął i płakałby całą noc! - zirytował się mój chłopak. - Nie rozmawiam z wami, wy tego nie zrozumiecie. Chodźmy już - powiedział Bartek i szurając butami o powierzchnię ziemi zmierzał do furtki.
- Wrócimy za niedługo. Pa - pożegnał się Ignaczak i pobiegł za swoim kolegą.
- No to co teraz robimy. Chłopaków nie ma, zakupy? - spytała zacierając dłonie.
- Z wielką chęcią.
- Dzieciaki, idziemy na zakupy. Szybko zbierajcie się, za 10 minut wychodzimy - ponagliła ich matka. Tak jak powiedziała 10 minut później byliśmy już w drodze do jednego z centr handlowych w Rzeszowie. Zakupy jak to zawsze z Iwoną były dość obfite. Po moich kalkulacjach doszłam do wniosku że powinnam trochę przystopować bo za niedługo stan mojego konta nie będzie korzystny. Miałam duży zapas pieniędzy, które zarobiłam kilka lat temu na siatkówce, ale ich ilość malała nie ubłagalnie. Po zakupach wybraliśmy się na jakiś obiad, w postaci kuchni azjatyckiej. Po 3 godzinach w końcu powróciliśmy do posiadłości Ignaczaków.
- Mamusiu to ja pójdę do Filipa, mogę? - prosił Sebastian.
- Jasne kochanie, ale wróć przed kolacją. Podziękuj pani Nowickiej za to ciasto co nam ostatnio podrzuciła i powiedz że było bardzo pyszne. To leć skarbie.
- Ok. Pa - rzucił na pożegnanie i pobiegł do kolegi z sąsiedstwa.
- To ja mamusiu moze dokońcę ten pokaz mody, dobze? - zapytała się Dominika wchodząc już na próg schodów.
- No dobrze, ale pamiętaj. Rzeczy z górnej półki nie dotykasz - przestrzegła ją jednym placem. Domi pokiwała twierdząco główką i pobiegła do domu. - To co byś chciała porobić? Relaksujemy się tutaj czy wolisz jakoś aktywniej spędzić ten czas?
- Jeszcze się pytasz? Oczywiście że wolę wygrzewać się na słońcu i nic nie robić - uśmiechnęłam się do niej i wsłuchiwałam się w szum drzew, które rosły w ogrodzie Ignaczaków.
- Na takie dni właśnie czekałam - dodała Iwona. - Cisza, spokój, doborowe towarzystwo - zaśmiała się lekko. - Cieszę się że w końcu się spotkałyśmy.
- Ja również. To teraz będziesz musiała się zrewanżować i przyjechać do mnie do Bełchatowa.
- Z chęcią - odpowiedziała uśmiechnięta.
- Tadam! - wyłoniła się zza drzwi Dominisia, ubrana w jakąś spódnicę, która służyła jej za sukienkę, szpilki i jakiś szal.
- Ślicznie skarbie, ale czekaj skąd ty wzięłaś te buty? - spytała podrywając się z leżaka.
- Z pudełka - odpowiedziała niewinnie Dominika.
- Kochanie, to są moje nowe buty! - podbiegła do córki Ignaczakowa.
- Dobze mamo, juz je ściągam - powiedziała Dominika ściągając obuwie i znikła z powrotem w głębi domu.
- Może spacer? - zaproponowała Iwona.
- Ok - odparłam podnosząc się z leżaka. Lekko się przeciągnęłam i ubrałam z powrotem klapki.
- Domi, chodź, idziemy na spacer - krzyknęła do niej mama.
- A mogę wziąć hulajnogę?
- Możesz - po chwili Dominika stała już obok nas trzymając w jednej ręce różowy trójkołowiec. Spacerowałyśmy po Słocinie nigdzie się nie śpiesząc. Obserwowałyśmy Dominikę jeżdżącą na hulajnodze, którą dostała od taty na urodziny i gdy tylko się zachwiała pomagałyśmy zachować jej równowagę. Przez całą drogę rozmawiałyśmy na różne tematy, jakie tylko zawitały w naszej głowie. Kierując się już do domu, spotkałyśmy się z chłopakami, którzy właśnie wracali już od Piotrka.
- Patrzcie co mamy - Igła pomachał nam przed oczami jakąś płytą i butelką wina.
- Dobry wybór - skomentowałam preferencje filmowe Krzysia. Kiedy dzieciaki były już gotowe do pójścia spać, włączyliśmy film i otworzyliśmy butelkę.
- To za co pijemy? - spytał Krzysiek.
- Może wznieśmy toast oczywiście za naszych zakochanych i za słońce, które dzisiaj poprawiło humor zapewne każdemu Polakowi - stwierdziła Iwona podnosząc kieliszek do góry. Po toaście rozsiedliśmy się wygodnie na kanapie w salonie i wpatrywaliśmy się w ekran telewizora, na którym leciał film. Znając całą fabułę filmu, zasnęłam w końcówce, następnie przenoszona w silnych ramionach Bartka mogłam zasnąć głębokim snem na łóżku w pokoju gościnnym.


Rano zadzwoniłam do Kingi, pytając o możliwość zabrania nas z powrotem do Bełchatowa. Zdziwiła ją nasza nieplanowana wizyta w Rzeszowie, ale bez problemów zgodziła się. Ostatnie godziny w stolicy Podkarpacia spędziliśmy oglądając materiały z Krzyśkowej kamery, które jeszcze nie ujrzały światła codziennego. Razem z Iwoną i dzieciakami śmialiśmy się przyglądając się co nasi chłopcy wyprawiali jeszcze na zgrupowaniu reprezentacyjnym. Kinga przyjechała o godzinie 10, przez brak czasu nie zdążyli porozmawiać z Ignaczakami. Dalszą część drogi prowadził Michał, a ja z Kingą siedziałyśmy z tyłu i opowiadałyśmy sobie jak spędziłyśmy weekend. Oli również włączył się do naszej rozmowy, gdy tylko się obudził. Droga minęła zaskakująco szybko.
- Dobrze było choć trochę odpocząć - przyznałam wysiadając z samochodu.
- Dokładnie - przyznał mi rację Michał. - Dobrze, to ja już się zmywam. Dziękuje Kinga. Trzymajcie się. Do zobaczenia - powiedział i odpalił ponownie silnik swojego samochodu.
- Czekaj jeszcze - zatrzymał go Bartek. Chodź do nas. Pogadamy sobie jeszcze, przecież wiesz że się rzadko widujemy to jak już jest taka możliwość to trzeba to wykorzystać - powiedział i mrugnął do niego Bartek. Nie usłyszeliśmy żadnego słowa sprzeciwu, więc wszyscy razem podążyliśmy do mojego mieszkania.
- Mogę obejrzeć jakąś bajkę? - spytał się mnie Oli od razu po wejściu.
- Jasne - zgodziłam się, a młody Winiarski pobiegł do salonu i włączył sobie telewizor.
- Michał to tak, to jest prezent urodzinowy od nas. Wszystkiego najlepszego! - powiedział Bartek i poklepał swojego przyjaciela po plecach, a następnie wręczył mu kopertę z prezentem. Wczorajszy solenizant popatrzył raz na mnie raz na Bartka zdezorientowany, lecz po chwili wziął prezent w swoje ręce.
- Wszystkiego najlepszego Misiek. Szczęścia, miłości i masy zdrowia. Mam nadzieję że osiągniesz swoje postawione przed sobą cele z łatwością i ten banan który jest zawsze przyczepiony do twojej twarzyczki nigdy nie zniknie - po złożeniu życzeń pocałowałam go w policzek, a Michał postanowił poczekać jeszcze z otwarciem prezentu ode mnie i od Bartka. Porozmawialiśmy jeszcze z bełchatowskim przyjmującym, ale zmęczeni po podróży postanowiliśmy się położyć.
- Zabiję kiedyś tego Krzyśka - powiedział Bartek przytulając się do mnie pod kołdrą.
- Za co tym razem?
- Cały czas musiałem się bawić z Sebą i Domi. Tzn. nie mówię że nie lubię dzieci, ale kiedyś mu się odwdzięczę - słuchałam Bartka nic nie mówiąc, przystępując już do fazy snu.
- Mariola?
- Hm?
- Nie chciałabyś mieć takich małych brzdąców biegających wokół twoich nóg? - spytał czarującym głosem przytulając mnie do siebie jeszcze mocniej.
- Po studiach - odpowiedziałam krótko, a Bartek pocałował mnie delikatnie w usta.
- Dobranoc kochanie - wyszeptał. Zamknięta w stalowym uścisku jego ramion czując bijące od niego ciepło nie mogłam zasnąć jeszcze długo, rozmyślając i tworząc scenariusze na przyszłość. Rozmarzona nawet nie myślałam o czekających mnie problemach, a o miłości, która ogarniała mnie całą. Którą byłam przepełniona od stóp po głowę. Która była w każdym calu mojego ciała. Która była skierowana w jedną osobę. Bezwarunkowa, czysta i silna.

Siemka. :)
Wydaję mi się że już powracamy do normalnego funkcjonowania. Rozpoczynamy kolejny raz misję: Nadrabianie rozdziałów na waszych blogach. Nie podajemy konkretnej daty ukończenia jej, ale możemy stwierdzić że misja ta na pewno przebiegnie pozytywnie. Kolejny beznadziejny śmieć, całą historię mamy już ułożoną, ale w dalszym ciągu nie potrafimy przelać wszystkiego z naszej głowy. Wybaczcie. Rozdział miał być dodany wczoraj, ale trochę za bardzo poniosła nas euforia po wygranym meczu Skry. Mamy nadzieję że dzisiaj również pokażą się z dobrej strony.
Pozdrawiamy! :* Następny w okolicach weekendu.




jeeeest! Przedłużamy naszą grę i wracamy do Rzeszowa. Uczucia po tym meczu są nie do opisania!!! Brawo Aleks :)



Dzisiaj na pytania odpowiada Kiki.

1. Ulubiona rzecz w Twojej szafie.
Nie mam ulubionej, ale najczęściej z niej wyciąganą jest bluza. ;)
2. Bajka, którą najbardziej zapamiętałaś z dzieciństwa.
Teletubisie. Rodzice nie potrafili sobie ze mną poradzić, ponieważ zawsze płakałam gdy bajka ta się kończyła, więc musieli się wyposażyć w duże zapasy płyt/kaset. :) Król Lew, Zakochany kundel.
3. Bardziej cieszysz się na myśl o przeszłości czy przyszłości?
Przeszłość to chwile, do których lubię wracać, jestem dość sentymentalna. :) Lecz przyszłość to nowe perspektywy i wiele możliwości. To jaka ona będzie zależy od każdego z nas.
4. Wolisz dzień czy noc? Dlaczego?
Mówi się że prawdziwe życie, zaczyna się dopiero w nocy. :D Wybieram noc, bo noc to czas na najlepsze rozkminy, rozmowy i inne rzeczy. ;)
5. Czy miałaś do tej pory przełomowy dzień w swoim życiu?
Wydaję mi się że nie. Myślę że ten dzień dopiero nadejdzie. :) Choć, jak na razie takim dniem było rozpoczęcie trenowania siatkówki.
6. Co poprawia ci samopoczucie, gdy masz zły humor?
Przyjaciele. Nie wyobrażam sobie normalnego funkcjonowania bez nich. Są definitywnie ważną częścią mojego życia.
7. Pamiętasz dowcip, który najbardziej cię rozbawił?
Nie przypominam sobie. Choć śmiech to jeden z moich atrybutów, więc śmieję się przeważnie ze wszystkiego oraz z każdym. :)
8. Jakie wybrałabyś imię dla swoich dzieci?
Podobają mi się imiona Natala, Magda, Julka; Michał, Kuba, Krzyś.
9. Twoja ulubiona piosenka.
Ciągle się zmienia. ;)
10. Gdybyś mogła zmienić jedną rzecz w siatkarskim świecie, co by to było?
Podejście niektórych kibiców oraz różne hejty z ich strony co do zawodników oraz klubów. Siatkówka to sport, który powinien łączyć a nie dzielić ludzi. Nie chciałabym aby w polskiej siatkówce działy się takie rzeczy jak w środowisku piłki nożnej.
11. Twoja pierwsza myśl po przebudzeniu.
Zazwyczaj zanim zaczną kontaktować minie dużo czasu, więc przeważnie w ogóle nie myślę po przebudzeniu się. Ale mój organizm niezmiennie woła: Spać! :)