" Well you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love him when you let him go
Only know you've been high when you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love him when you let him go
And you let him go." *
~Passenger
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love him when you let him go
Only know you've been high when you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love him when you let him go
And you let him go." *
~Passenger
- Synku, tatuś musi wyjechać na jakiś czas. Ale nie martw się, wrócę za niedługo i na pewno przywiozę ci jakiś prezent. Teraz zostaniesz z mamą sam, więc pamiętaj że masz być grzeczny i masz pomagać mamusi. Będę do ciebie dzwonić codziennie. Kocham Cię.
Ale on nie dzwonił, a dni mijały niemiłosiernie długo. Nie chciał chodzić do przedszkola, chciał do taty. Nie wiedział jednak że tatuś dzwonił, a to mamusia nie pozwalała mu z nim porozmawiać. Myślał, że tata o nim zapomniał. Myślał, że tata już go nie kocha. Myślał, że tata już go nie chce.
- Dagmara, daj mi do telefonu Oliwera! To jest mój syn do cholery! Mam prawo z nim rozmawiać, nie możesz mi tego zabronić!
Ale zrobiła to czego Michał nawet się nie spodziewał. Listonosz po kilku kolejnych tygodniach bezskutecznego przekonywania żony, aby mógł zobaczyć swojego syna, przyniósł list polecony. List z nakazem stawienia się w sądzie. Miała ich czekać rozprawa. Rozprawa o prawa rodzicielskie nad Oliwerem.
- Nie wierzę że to zrobiłaś! Nie odbierzesz mi syna. Nie zrobisz tego!
- Jeszcze zobaczymy.
Michał miał najlepszego prawnika w całym województwie łódzkim. Nie mógł przegrać tej sprawy. Nie mógł stracić syna.
- Mhmm, czyli najbardziej lubisz czekoladowe ciastka, tak?
- Tak, som pysne.
- Masz rację, też są moimi ulubionymi. Oliwer, zadam ci teraz pewne pytanie, tylko zanim odpowiesz, zastanów się, dobrze?
- Dobla.
- Jakbyś miał wybierać, z kim wolałbyś mieszkać, z mamusią czy z tatusiem?
Nie wiedział dlaczego łysy pan pyta się go o to. Myślał, ale odpowiedź nie przychodziła. Mamusia jest baldzo fajna, ale nie zawse mi na wsytko pozwala. Tatuś tez jest supel, ale zadko jest w domu. Tatuś czy mamusia? Mamusia czy tatuś?
- Nie wiem.
Decyzja należała do sędziego. Matki mają zawsze większe szanse na wygranie takiej sprawy. Szczególnie matki, których mężowie są siatkarzami. Których mężowie, muszą podróżować po całej Polsce, Europie, świecie. Których mężowie, rzadko bywają w domu. Wygrała, a świat Michała w jednej chwili rozpadł się na milion kawałeczków. Odebrała mu to co było dla niego najważniejsze w życiu, odebrała mu wszystko na czym mu zależało, zostawiła go z niczym.
- Kochanie, muszę się wyprowadzić z domu, nie mogę już z wami mieszkać.
- Tato, ale dlacego? - Nie chciał tego słuchać, nie chciał żeby tata odchodził. - Dlacego?
- Oli, musisz być teraz silny. Musisz mnie teraz zastąpić, na pewno dasz radę. Wierzę w ciebie. Będziemy się spotykać co jakiś czas, będę do ciebie dzwonił, obiecuję. Nawet nie zauważysz że mnie nie ma. Nie płacz, skarbie – Michał przytulił go mocno, a jego oczy również się zaszkliły. - Strasznie cię kocham, najbardziej na świecie. Bądź grzeczny, do zobaczenia synku.
Nie wierzył mu. Nie wierzył że zadzwoni. Nie wierzył że się jeszcze spotkają. Myślał że jego ukochany tatuś odszedł i już nigdy nie wróci. Stał zapłakany i patrzył jak jego tata znika za rogiem. Chciał za nim krzyczeć, chciał za nim pobiec i za wszelką cenę zatrzymać go przy sobie, lecz nie mógł. Stał osłupiały i wpatrywał się w punkt, w którym ostatni raz go dostrzegł.
Chodził do przedszkola, jadł, bawił się, płakał, spał. Wszędzie chodził z jego ulubioną zabawką od taty – niebieskim pluszakiem dinozaurem. Tak wyglądał kolejny rok jego życia. Nie mógł pogodzić się z odejściem osoby, którą tak bardzo kochał. Jednak tatuś dotrzymał obietnicy, dzwonił do niego często i spotykał się z nim co tydzień. Ale to nie było to samo. Karmiony kłamstwami przez własną matkę, stopniowo przestawał tęsknić za tatą tak mocno.
Gdyby mu na tobie zależało, nie odchodziłby. Gdyby cię kochał, zostałby.Nie chciał jej wierzyć. Chciał żeby to było nieprawdą. Ale tatuś odszedł, zostawił ich. Nie chciał go widzieć, płakał kiedy miał się z nim spotkać. Rozłączał się kiedy do niego dzwonił. Michałowi, nie było łatwo. Zatracił się jeszcze bardziej w pracy, aby myśleć jak najmniej. Szukał sposobu aby uśmierzyć swój ból.
- Oliwer, dlaczego nie chcesz się ze mną widywać? Proszę cię synku, powiedz mi – pytał kolejny raz coraz bardziej zrozpaczonym głosem. Próbował się dowiedzieć, choć nigdy nie uzyskiwał odpowiedzi na to pytanie.
- Gdybiyś mnie naplawdę kochał nie odsedłbyś.
- Co ty wygadujesz? Kochanie, ja cię bardzo, bardzo kocham. Nikogo nie kocham tak mocno jak ciebie.
- Nie plawda! Zostawiłeś mnie, odsedłeś.
- Jesteś najlepszą rzeczą jaka mi się w życiu przytrafiła. Kocham cię najbardziej ze wszystkich, naprawdę. Oliwer, błagam cię, uwierz mi.
Patrzył na niego pustym wzrokiem. Mamusia mówiła co innego. Ale tatuś chyba mówi plawdę. Chyba naplawdę mnie kocha. Mamusia musiała się pomylić.- Ja ciebie tez kocham. Baldzo za tobom tensknie. - Tyle wystarczyło, aby Michał znów poczuł jak smakuje szczęście.
- Wiem.., wiem. Ja za tobą też okropnie tęsknie. Ale nie martw się, niedługo się to zmieni. Już nie będzie tak jak teraz. Obiecuję ci, że zrobię co tylko mogę żeby było tak jak dawniej. Musisz dać mi trochę czasu, a wszystko się zmieni. Na lepsze.
Wierzył mu, choć mamusia mówiła coś zupełnie innego. Teraz już wiedział że tatuś go kocha. Że mówi prawdę. Że chce jego szczęścia. Cyli tatuś wlóci do mamusi? Wlóci i znowu bendziemy scęśliwom rodzinom? Chyba tak. Jednak nie spodziewał się że pewnego dnia jego mamusia przyjdzie zalana z jeszcze bardziej zalanym obcym mężczyzną do domu. Nie spodziewał się że ten mężczyzna niedługo później zamieszka razem z nimi. Nie spodziewał się że czekało go takie piekło.
- Na co się gapisz smarkaczu? - pytał za każdym razem, kiedy przyglądał się jego tatuażom na rękach. Nie lubił go. Nie. Nienawidził go.
W jego domu nie pachniało już świeżą lawendą, jak niegdyś. Teraz pachniało alkoholem i papierosami. Często bawiąc się w salonie znajdował na parkiecie pety papierosów. Przy kanapie najczęściej leżał stosik butelek po wszelakich whisky. Jego dom nie był już taki jak kiedyś. Jego mamusia też nie była już taka jak kiedyś. Coraz rzadziej broniła go przed nowym lokatorem. Pozwalała mu go obrażać. Pozwala mu nim pomiatać. Bał się wracać do domu. Bał się jego. Płakał, kiedy kończył się jego dzienny pobyt w przedszkolu. Płakał kiedy kończyła się jego wizyta u taty. Ale nie mówił dlaczego płakał. Nie powiedział nikomu co działo się w jego domu. Nie chciał martwić taty. Widział że w końcu jest szczęśliwy. Za bardzo go kochał żeby go smucić swoimi problemami. Chciał być odważny. Chciał pokazać tacie że dotrzymał słowa i był silny. Tak jak go o to prosił. Nie wiedział jednak że nie to miał na myśli jego ojciec. Nie wiedział że to co robił wytatuowany mężczyzna było wbrew przepisom. Był jeszcze za mały, aby je znać. Nie miał nikogo, kto mógłby go obronić. Prócz matki. Ale czy można było ją wtedy nazwać matką? Nieczuła na to co się działo z jej małym synkiem. Coraz częściej piła ze swoim nowym partnerem. Coraz częściej była nietrzeźwa. Coraz częściej wracała późno do domu, powierzając opiekę nad swoim synem niańce. Tak nie zachowywała się prawdziwa matka. Jednak on kochał ją nad życie. Tak samo jak swojego ojca. Nieświadomego, szczęśliwego. Uważał że nie był dobrym dzieckiem. Uważał że był złym chłopcem. Uważał że był niegrzeczny. Bał się, że ktoś jeszcze to zauważył. Bał się że inne grzeczne dzieci wytykałyby go palcami. Że tatuś i mamusia przestaliby go kochać, bo nie postępował tak jak inne dzieci. Myślał że grzecznym dzieciom surowo zabronione jest nie lubienie kogoś. A tym bardziej nienawidzenie. Myślał że grzeczne dzieci nie mogą nikogo denerwować. A nie tak jak on robić na złość nowym mieszkańcom w swoim domu. Nie tak jak on chować im klucze. Związywać razem sznurówki butów. Wsypywać sól zamiast cukru do herbaty. Chować pilot od telewizora. Był święcie przekonany że nie zasługuję na miłość rodziców. Że jest ona przeznaczona tylko dla grzecznych dzieci. Czyli nie dla niego.
- Myślisz że cie nie znajdę gówniarzu? Wiem że to ty! - Wydzierał się na cały dom, za każdym razem kiedy młody Winiarski mu się jakoś naraził. - Jak cię dopadnę to popamiętasz.
- Adam, zostaw go. Jest jeszcze mały, nie wie co robi. - Kiedy to usłyszał był zszokowany. Jego mamusia pierwszy raz wstawiła się za nim. Kocha mnie!- Źle go wychowałaś, to teraz smarkacz sobie pozwala.
- Wychowuję się praktycznie bez ojca, więc nie dziw się dlaczego taki jest. Każdy dzieciak potrzebuję ojca, a jego okazał się wielkim draniem. Nie zależało mu na nim. - Co mamusia powiedziała? To nieplawda! Tatuś mnie baldzo kocha. To pzez tego pana nie mam taty. To pzez tego pana moja lodzina jest lozbita. To wsystko jego wina.- Dostanie porządne lanie to się czegoś nauczy. - Słyszał jego kroki na schodach, później w korytarzu. Wszedł do jego pokoju. Schowany w dużej szafie modlił się, aby zły pan go nie znalazł. Czuł bijący od niego fetor alkoholu. Słyszał jak strzelają mu kości dłoni, które zapewne zaciskały się w pięści. - Wyłaź smarkaczu! - Miał zachrypnięty, nieprzyjemny głos. Biła od niego nienawiść, którą obdarzał Oliwera.
- Adam, przestań! - Słyszał kroki swojej mamusi zbliżającej się do jego pokoju. Mamusia nosiła w brzuchu jego braciszka i już nie chodziła tak szybko. - Mówiłam ci, żebyś go zostawił.
- Jak porządnie go zleje to się przestanie tak zachowywać. Przestań się chować, wychodź. I tak cię znajdę, słyszysz? Liczę do 3, jeśli nie wyjdziesz dostaniesz mocniej.
- Adam! Nie pozwolę ci uderzyć moje dziecko! - Mamusia krzycała na niego. Chciała mnie ochlonić. Trzęsąc się ze strachu wyszedł ze swojej kryjówki. Widział triumfalny uśmiech na jego twarzy. Widział przerażenie malujące się na twarzy jego mamy. Widział jak Adam podchodzi do niego. Bał się. Cholernie się bał. Jeszcze nikt nigdy go nie uderzył. Chciał uciekać ale nie miał dokąd. Był w pułapce. Ta chwila zbliżała się nieuchronnie. Skulił się w kłębek. Zakrył głowę swoimi małymi rączkami. Skulony czekał w kącie na cios.
- Nie pozwolę ci! - Usłyszał krzyk matki, która szybko stanęła pomiędzy nimi. Ona też się bała. Bała się bo nie miała pojęcia co się zaraz stanie. Obwiniała się. To ona sprowadziła owego mężczyznę do ich domu. To ona naraziła ich wszystkich na takie niebezpieczeństwo, jakie teraz im groziło.
- Odsuń się szmato! - Był wściekły. Nie panował nad sobą. Od zawsze miał z tym problem. Ale dzisiaj wypił wystarczająco. Uderzył ją z dużą siłą. Upadła uderzając o drewniane łóżko. Chciała się podnieść lecz nie mogła. Chciała za wszelką cenę obronić swoje dziecko. Wiedziała że jednego już nie da rady uratować. Jej głowa zaczęła krwawić, zabrudzając białą pościel na łóżku. Na podłodze, w okolicach jej krocza szybko pojawiła się kolejna plama krwi.
- Wynoś się stąd – Krzyczała ale jej krzyk do nikogo nie docierał. Zamierał gdzieś w powietrzu.
- Wypierdalaj stąd – Ryknął na cały głos w stronę małego chłopca, który wciąż kulił się parę metrów przed nim. - Wypierdalaj stąd i nie wracaj, bo cię zabiję. - Nie chciał uciekać. Chciał pomóc mamusi. Chciał ochronić mamusię. Lecz nie potrafił się poruszyć. Był jak sparaliżowany. Nagle poczuł mocny ucisk na ramieniu, a później czuł już jedynie ból w okolicach żeber. Uderzył o barierki schodów na korytarzu. Adam wyrzucił go z pokoju. Rzucił nim o balustradę. Jak pustą puszkę po piwie. Jak jakiegoś śmiecia. - Spierdalaj i nie wracaj. – Ryknął na cały głos i zamknął drzwi od pokoju, w którym znajdował się już sam na sam z Dagmarą.
Uciekł. Wybiegł z domu. Biegł przed siebie, byle jak najdalej od tamtego okropnego miejsca. Chciał uciec. Schronić się w bezpiecznym miejscu. Nigdy tam nie wracać. Ale tam wciąż znajdowała się jego mamusia. Musiał tam wrócić. Zawrócił. Wbiegał już na podwórko, kiedy drzwi domu otworzyły się.
- Mówiłem ci żebyś tu nie wracał! Wynoś się bo cię zabiję.
- Chcę do mamy! Mamo! - Wołał ją, mając nadzieję że go usłyszy. Że będzie wiedziała że po nią przyszedł. Przyszedł ją uratować.
- Zamknij się gnojku. Wynoś się i to już. - Kopnął go w brzuch. Zatoczył się i upadł. Ból przeszywał jego ciało jeszcze bardziej niż wcześniej. Łzy mimowolnie rozmazywały mu obraz. Chciał odnaleźć mamę. Ale nie mógł. Nie potrafił. Nie dał rady. Mamo, pseplasam. Nie dam lady. Wiem ze jestem niegzecnym chłopcem, ale nie umiem cię ulatować. Wybac mi mamusiu. Podniósł się. Ostatkami sił zaczął biec. Uciekać przed złym panem. Uciekać przed najświeższymi wspomnieniami. Strach dodawał mu sił. Jedyne miejsce gdzie jeszcze czuł się bezpieczny było przy boku jego ukochanego tatusia. Mały autostopowicz miał powodzenie wśród kierowców. Pierwsza osoba, która się zatrzymała podwiozła go do Bełchatowa. Zawiozła pod samo mieszkanie jego taty. Ochroniarz, który pilnował budynku od razu go poznał i wpuścił do środka. Coraz trudniej się mu chodziło. Był coraz bardziej wyczerpany. Łzy wciąż i wciąż spływały po jego policzkach. Był zły. Zły na siebie. Zły że zostawił mamusię samą. Zły że nic nie zrobił. Zły że nie dał rady ją ochronić. Mówił sobie że jest złym dzieckiem. Dobre dzieci nie uciekają z domu. Dobre dzieci są przy swoich rodzicach. Dobre dzieci mają obojga rodziców. Dobre dzieci nie są bite. Dobre dzieci nie mają w domu złych panów. Dobre dzieci słuchają innych. Jestem niegzecny.
Ale nie powiedział jej wszystkiego. Nie powiedział jej o najbrutalniejszych momentach. Nie powiedział jej o tym, o czym chciał jak najszybciej zapomnieć. Nie powiedział jej o tym, co go najbardziej bolało. Nikt o tym nie wiedział.
*-*-*-*-*-*-*-*
-
Chodź tutaj – przyciągnęłam
go do siebie i mocno przytuliłam. - A teraz posłuchaj mnie bardzo
uważnie – zaczęłam. - Nie mogłeś już nic więcej zrobić,
naprawdę. Żaden inny chłopiec nie postąpiłby tak jak ty.
Zachowałeś się bardzo, bardzo odważnie i samodzielnie. Więc
uwierz mi, nie jesteś niegrzecznym chłopcem. Jesteś bardzo, bardzo
grzeczny i dzielny. Mikołaj też tak uważa. Poza tym ja też nie
lubię paru osób i to nie oznacza że się jest niegrzecznym.
Najważniejsze jest żeby się szanować. Pamiętaj o tym. A teraz
już tak nie smutaj, dobrze? - popatrzył się na mnie o wiele
weselszym wzrokiem niż wcześniej i wyplątał się z moich objęć,
po czym wstał i już z szerokim uśmiechem na twarzy rzucił się mi
się na szyję, przewracając nas oboje.
- Naplawdę jestem grzeczny? - zapytał leżąc na mnie.
- Oczywiście – uśmiechnęłam się do niego.
- I mikołaj do mnie przyjdzie?
- Jasne, i przyniesie ci fajny prezent.
- Supel! Dziękuje ci Kinga – dał mi buziaka.
- No dobra, koniec już tego leżenia. Wstawajmy i przygotujmy ciastka i szklankę mleka dla Mikołaja, bo pewnie będzie baardzo głodny. Chodź.
Przeszukaliśmy wszystkie szafki i szuflady w kuchni i nigdzie nie znaleźliśmy żadnych ciastek.
- Wiem gdzie one są! - krzyknął w końcu Oli i pobiegł do sypialni Michała. - Miałem o tym nikomu nie mówić ale tobie chyba mogę – uśmiechnął się do mnie po czym otworzył szufladę szafki nocnej wypełnioną po brzegi słodyczami. - To jest taka tajna skrytka, bo zawsze kiedy przychodzą koledzy taty szukają w kuchni słodyczy, a tutaj ich nikt nie znajdzie. O, są! - podał mi pieguski. Ustawiliśmy posiłek dla Mikołaja na stoliku w salonie, kiedy rozległ się dzwonek.
- Ja otworzę - powiedział nim zdążyłam jakkolwiek zareagować.
- Ho ho ho, czy są tu jakieś grzeczne dzieci? - usłyszałam niski głos. Podążyłam za Oliwerem i w drzwiach mieszkania zobaczyłam dwumetrowego Mikołaja. Mały, jakby niepewny tego co miał odpowiedzieć, spojrzał na mnie pytająco. W odpowiedzi na jego nieme pytanie, przytaknęłam uśmiechając się.- Są - odpowiedział po chwili i wpatrywał się w nienaturalnie dużego i chudego Mikołaja.
- Tak - uśmiechnął się blondyn.
- Och, naprawdę, nie trzeba było. Ale jestem taaki głodny - powiedział po czym wepchnął do buzi 2 ciastka na raz. Dziwiłam się że Oliwer nawet w tej chwili nie poznał swojego ojca. - Pyszne. A więc tak, zgodnie ze światową procedurą musisz usiąść mi na kolanach - poklepał się po nogach, chcąc zachęcić tym chłopca. - Ałć - skrzywił się kiedy mały Winiarski z impetem wskoczył mu na kolana - już nie jestem taki młody, uważaj młodzieńcze. Chyba coś mi chrupnęło w kościach. Z tego co wiem młoda damo to już twój ostatni rok studiów medycznych. Może zechcesz zbadać moje stare kości i sprawdzić czy nie są w kawałkach? - spojrzał nam mnie.
- Mikołaju, z pewnością wszystko jest w porządku, na razie nie masz się o co martwić.
- Trzymam Cię za słowo. Ekhem, wracając do naszych procedur. Oliwerze, czy byłeś grzeczny w tym roku?
- Tak - odpowiedział już pewniej, niż wcześniej.- A więc zgodnie z twoimi wytycznymi, o to jest twój prezent - wyjął z wielkiego worka czerwoną paczkę i wręczył ją chłopcu, który od razu przechwycił ją w swoje ręce i potrząsnął nią, jak gdyby chciał w ten sposób sprawdzić jej zawartość.
- O ja! Ale supel! Baldzo panu dziękuję!- Naplawdę jestem grzeczny? - zapytał leżąc na mnie.
- Oczywiście – uśmiechnęłam się do niego.
- I mikołaj do mnie przyjdzie?
- Jasne, i przyniesie ci fajny prezent.
- Supel! Dziękuje ci Kinga – dał mi buziaka.
- No dobra, koniec już tego leżenia. Wstawajmy i przygotujmy ciastka i szklankę mleka dla Mikołaja, bo pewnie będzie baardzo głodny. Chodź.
Przeszukaliśmy wszystkie szafki i szuflady w kuchni i nigdzie nie znaleźliśmy żadnych ciastek.
- Wiem gdzie one są! - krzyknął w końcu Oli i pobiegł do sypialni Michała. - Miałem o tym nikomu nie mówić ale tobie chyba mogę – uśmiechnął się do mnie po czym otworzył szufladę szafki nocnej wypełnioną po brzegi słodyczami. - To jest taka tajna skrytka, bo zawsze kiedy przychodzą koledzy taty szukają w kuchni słodyczy, a tutaj ich nikt nie znajdzie. O, są! - podał mi pieguski. Ustawiliśmy posiłek dla Mikołaja na stoliku w salonie, kiedy rozległ się dzwonek.
- Ja otworzę - powiedział nim zdążyłam jakkolwiek zareagować.
- Ho ho ho, czy są tu jakieś grzeczne dzieci? - usłyszałam niski głos. Podążyłam za Oliwerem i w drzwiach mieszkania zobaczyłam dwumetrowego Mikołaja. Mały, jakby niepewny tego co miał odpowiedzieć, spojrzał na mnie pytająco. W odpowiedzi na jego nieme pytanie, przytaknęłam uśmiechając się.- Są - odpowiedział po chwili i wpatrywał się w nienaturalnie dużego i chudego Mikołaja.
-
A więc, mam dla nich wyśmienite prezenty, prosto z mojej fabryki. Czy
mogę wejść? - Oliwer wpuścił Mikołaja do środka i zamknął za nim drzwi.
- Oliwer.. - zaczął.
- Skąd pan Mikołaj wie jak mam na imię? - przerwał mu sześciolatek.
-
Mikołaj widzi i wie wszystko - uśmiechnął się pod wąsem. Jednak wyraz
twarzy chłopca w jednej chwili bardzo posmutniał. - A z tego co wiem, w
tym roku byłeś baardzo grzeczny. Jesteś pierwszy na liście grzecznych
dzieci - kontynuował Mikołaj.
- Naplawdę? - ożywił się momentalnie, a brodacz pokiwał twierdząco głową.
- No więc.. O, ciastka i mleko! To dla mnie?- Tak - uśmiechnął się blondyn.
- Och, naprawdę, nie trzeba było. Ale jestem taaki głodny - powiedział po czym wepchnął do buzi 2 ciastka na raz. Dziwiłam się że Oliwer nawet w tej chwili nie poznał swojego ojca. - Pyszne. A więc tak, zgodnie ze światową procedurą musisz usiąść mi na kolanach - poklepał się po nogach, chcąc zachęcić tym chłopca. - Ałć - skrzywił się kiedy mały Winiarski z impetem wskoczył mu na kolana - już nie jestem taki młody, uważaj młodzieńcze. Chyba coś mi chrupnęło w kościach. Z tego co wiem młoda damo to już twój ostatni rok studiów medycznych. Może zechcesz zbadać moje stare kości i sprawdzić czy nie są w kawałkach? - spojrzał nam mnie.
- Mikołaju, z pewnością wszystko jest w porządku, na razie nie masz się o co martwić.
- Trzymam Cię za słowo. Ekhem, wracając do naszych procedur. Oliwerze, czy byłeś grzeczny w tym roku?
- Tak - odpowiedział już pewniej, niż wcześniej.- A więc zgodnie z twoimi wytycznymi, o to jest twój prezent - wyjął z wielkiego worka czerwoną paczkę i wręczył ją chłopcu, który od razu przechwycił ją w swoje ręce i potrząsnął nią, jak gdyby chciał w ten sposób sprawdzić jej zawartość.
- Oh, ależ nie ma za co. Taka moja praca - uśmiechnął się jeszcze raz przyglądając się swojemu pierworodnemu, który pochłonięty był odpakowywaniem prezentu. - A ty panienko?
- Cóż, chyba już jestem troszkę za stara, Mikołaju. Poza tym obawiam się że w tym roku nie zasłużyłam na prezent.
- Chodź, przekonamy się - mrugnął do mnie i ponownie poklepał miejsce na sowich kolanach, na których po chwili znajdował się mój tyłek. Uwaga Oliwera przeniosła się z zabawek na nas i wyraz jego twarzy ponownie się zmienił. Wydawał się wtedy taki skupiony i czujny, jakby zaraz miało się coś wydarzyć. - Łooh, teraz to już na pewno moje kości nie wytrzymały i wszystkie popękały pod tym ciężarem - wydał z siebie jęk rozpaczy Mikołaj.
- Jest pan bardzo niemiły panie Mikołaju - obdarzyłam go morderczym spojrzeniem.
- Wybacz mi, to już nie te lata - uśmiechnął się przepraszająco. - Hmm, chyba nie było z tobą w tym roku aż tak źle - zamyślił się Mikołaj. - Zaraz to sprawdzimy - powiedział po czym wyjął jakąś kartkę papieru i zaciekle sprawdzał co na niej było napisane. - Och, znalazłem. Panna Kinga Malinowska?
- Zgadza się - odparłam grzecznie w odpowiedzi.
- Co my tutaj mamy.. - zaczął przeszukiwać swój wielki wór z prezentami i po chwili wyjął z niego małą paczuszkę, którą od razu poznałam. Była to ta sama paczuszka w której ostatnim razem znajdowały się kolczyki "na przeprosiny". Mężczyzna w czerwonym stroju wręczył mi podarunek i uśmiechnął się szelmowsko.
- Bardzo dziękuję Mikołaju - uśmiechnęłam się do niego promiennie, a ten tylko swoim palcem wskazującym pokazał miejsce na swoim policzku, które nie było zakryte białą brodą. Przewróciłam oczami i pocałowałam wcześniej pokazane miejsce.
- Hoho, ależ nie ma za co. A więc Kingo, mam nadzieję że nie będziesz miała mi tego za złe, jeżeli będę się do ciebie zwracać po imieniu. Co cię tu sprowadza, ponieważ z tego co mi wiadomo twoje mieszkanie znajduję się na innym osiedlu mieszkaniowym?
- No wiesz Mikołaju, wyświadczam przysługę mojemu przyjacielowi i spędzam miło czas z jego synkiem. Robię dobre uczynki, choć nie ukrywam że mój kochany przyjaciel bedzie mi musiał to jakoś zrekompensować - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Ach, tak? A w jakiż to sposób? - uśmiechał się pogodnie, a jego ręką delikatnie mnie objęła.
- To nie jest pana Mikołaja splawa! - powiedział Oli zachowując kamienny wyraz twarzy. Wstał wpatrując się intensywnie swoimi niebieskimi oczami w Mikołaja. - Wydaję mi się że pan Mikołaj powinien już sobie iść. - wstałam z kolan Michała i patrzyłam zdziwiona na małego. Michał zrobił to samo i jego mina wskazywała że był tak samo zaskoczony jak ja.
- Skoro jesteś już zmęczony Oliwerze, to oczywiście nie będę ci przeszkadzał - powiedział łagodnym tonem.
- Nie jestem! - podszedł do niego i zaczął go dość nieudolnie pchać w kierunku drzwi wyjściowych. - Niech pan Mikołaj stąd natychmiast wyjdzie - mówił siłując się z nogami Miśka, który szybko otworzył przed sobą drzwi aby nie zostać na nich rozpłaszczonym. - Dobranoc panie Mikołaju, dziękujemy za prezenty - powiedział dość szorstko w jego kierunku.
- A buziaki na pożegnanie? - zapytał z nadzieją Mikołaj.
- Żadnych buziaków! - odpowiedział mu zbulwersowany Oliwer.
- Wesołych mikołajek i do zobaczenia - powiedział na koniec Mikołaj, kiedy drzwi zatrzasnęły mu się przed nosem. Obserwowałam teraz Oliwera z dużym zaciekawieniem, a zarazem rozbawieniem ponieważ domyślałam co było przyczyną jego małego wybuchu.
- Oli! - zbeształam go, ukrywając uśmiech. - Dlaczego wyrzuciłeś Mikołaja za drzwi?
- Jak to dlaczego? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Nie widziałaś? - spytał śmiesznie marszcząc przy tym czoło.
- Czego nie widziałam? - przekrzywiłam głowę w prawo i czekałam na jego odpowiedzieć, coraz trudniej powstrzymując się od śmiechu.
- No przecież on się do ciebie przystawiał! - powiedział wyraźnie tym oburzony.
- Chodź tutaj - powiedziałam już nie hamując śmiechu.
- Dlaczego się śmiejesz? - zapytał lekko zagubiony.
- Bo jesteś najukochańszym chłopcem jakiego znam - powiedziałam zamykając go w uścisku.
- Nie śmiej się z tego! To baldzo poważna splawa - powiedział z powagą, również mnie przytulając. - Musimy coś wymyślić, bo ten Mikołaj był na plawdę baldzo nie fajny że tak lobił.
- Oczywiście kochanie, zaraz coś wymyślimy - wypuściłam go z ramion, wciąż się szeroko uśmiechając.
- No więc? - zapytał kładąc dłonie na biodrach i przyglądał mi się wyczekująco, najwyraźniej nie dając za wygraną.
- Pooglądamy kreskówki? - zapytałam wesoło. Oliwer przyglądał mi się przez chwilę widocznie wahając się czy skusić się na oglądanie telewizji i mi odpuścić czy dalej w to brnąć. Po kilku sekundach tych rozmyślań zdecydował się jednak na oglądanie kreskówek i z uśmiechem na twarzy usiadł ze mną na kanapie, przykryliśmy się kocykiem i rozpoczęliśmy maraton Tom'a&Jerry'ego.
- Kinga? - usłyszałam czyjś głos, będąc przekonana że znajdowałam się właśnie na sali operacyjnej ze skalpelem w dłoni.
- Hmm? - zapytałam nieprzytomna, powoli podnosząc głowę i walcząc z powiekami, aby się otworzyły.
- Jest już późno i chyba czas spać. Wyłączyłem telewizol, umyłem zęby - otworzył szeroko buzię, aby pokazać mi małe ząbki - i przeblałem się już w piżamę. Idziemy już spać?
- Hmm, tak. Chodźmy - powiedziałam i powlokłam się za nim do sypialni Michała, gdzie wgramoliliśmy się do jego łóżka i przykryliśmy kołdrą po uszy.
- A kiedy wlóci tatuś?
- Powinien za niedługo przyjść, nie martw się. A teraz chodźmy już spać - odparłam, ziewając i przytuliłam Oliwera do siebie i już po chwili po raz kolejny znajdowałam się na sali operacyjnej.
- Kinga?
- Panuję nad wszystkim. Poproszę więcej chust. Ssanie - mamrotałam znowu wyrywana do rzeczywistości z głębokiej otchłani.
- Doktor Malinowska, wszystko jest już pod kontrolą. Najgorsze za nami, teraz proszę za mną, a doktor Kowalski dokończy tą operację.
- Dobrze, już idę - czułam że ktoś mnie wyciąga z ciepłego miejsca i prowadzi gdzieś, gdzie chłód przeszywał mnie do szpiku kości. Otworzyłam powoli oczy, a mój mózg powracał już z dalekiej sennej wyprawy. - O, cześć, kiedy wróciłeś? - zapytałam ogarnięta jeszcze błogością po śnie.
- Przed chwilą - usiadł na kanapie i usadowił mnie koło siebie. - Śniło ci się coś?
- Nie wiem, nie pamiętam - zmarszczyłam czoło próbując sobie coś przypomnieć, lecz sny nigdy nie zabawiały w mojej głowie dłużej niż sekundę po przebudzeniu się.
- Mamrotałaś coś jakbyś była podczas operacji i nie chciałaś wyjść z łóżka, musiałem cie z niego wyciągać jako ordynator - uśmiechnął się lekko.
- Przepraszam - ziewnęłam i przetarłam twarz dłońmi.
- Otworzyłaś już prezent od Mikołaja? - zapytał patrząc się na paczkę leżącą na stole.
- Nie, zapomniałam. Oglądaliśmy jakieś kreskówki a potem poszliśmy spać. Ale nie muszę go otwierać żeby wiedzieć co w niej jest, teraz to są kolczyki drugiej szansy? - zapytałam unosząc brwi.
- Otwórz - dodał spokojnie, wciąż przyglądając mi się z uśmiechem. Spojrzałam na niego podejrzliwie i wzięłam pudełeczko ze stołu. Podniosłam wieczko i zajrzałam do środka. Nie znajdowały się już tam jedynie kolczyki. Wyjęłam małą karteczkę i przeczytałam dokładnie co było na niej napisane.
- Kupon na świeże bułeczki maślane i naleśniki jeśli zamówię jutro kawę w tej nowej restauracji za rogiem? - spojrzałam na niego, a gdzieś na mojej twarzy błąkał się uśmiech.
- Dokładnie, musiałaś być bardzo grzeczna w tym roku że zasłużyłaś na taki prezent. Przecież nie każdy dostaję kupony na jutrzejsze śniadanie w restauracji za rogiem w towarzystwie Michała Winiarskiego - uśmiechnął się do mnie szelmowsko. - Ach, no i oczywiście kolczyki drugiej szansy. Będą ci idealnie pasowały do tej pudrowej sukienki.
- Myślałam że to Oliwer jest tutaj stylistą. Ja też mam dla ciebie prezent. Ale najpierw chyba powinnam bardzo ładnie podziękować Mikołajowi za prezent, który mi podarował oraz należy mi się mała rekompensata za dzisiejszą przysługę, nie sądzisz?
- Masz całkowitą rację - odparł i bardziej wyczułam niż zobaczyłam że się uśmiecha, a później już byliśmy tylko my, tylko ja i on. Nasze płytkie oddechy, czasami zakłócane cichymi jękami, mieszały się ze sobą. Współgraliśmy ze sobą idealnie. Choć ta współpraca była najprzyjemniejszą rzeczą jaka nas teraz mogła spotkać, to jednak wyniszczała nas od środka. Wypalała gdzieś dziurę, której nawet najidealniejszy szew nie mógłby naprawić. Ale wtedy nie dbaliśmy o to. Nie zastanawialiśmy się nad konsekwencjami naszych czynów. Po prostu żyliśmy. Żyliśmy chwilą, czerpiąc z niej jak najwięcej przyjemności. Raz po raz, opadaliśmy na kanapę ciężko dysząc, aby po chwili ponownie kontynuować nasz wspólny taniec.
- To był ostatni raz - wyszeptałam przed siebie, kiedy mój oddech się już unormował.
- Proszę? - jego głos był niemal tak cichy jak mój. A za tym jednym słowem kryła się burza emocji. Zaskoczenie, niedowierzanie, rozczarowanie, strach.
- Ja... - nie wiedziałam co chciałam dalej powiedzieć.
- Ty co? - spytał, możliwe że za bardzo natarczywie. Odetchnął głęboko. - Powiedz mi - odwrócił się w moją stronę i intensywnie mi się przyglądał, wyczekując jakiegoś ruchu z mojej strony. - Mieliśmy rozmawiać, mieliśmy mówić sobie jeśli coś będzie nie tak. Pamiętasz? - podniosłam wzrok i patrzyłam się na niego przy bladym świetle lampki, która stała obok skórzanego fotela.
- Ja po prostu nie mogę - powiedziałam, pomimo że mój głos nie współpracował ze mną tak jak zawsze. Nie poruszył się, dalej siedział wpatrzony we mnie i czekał, aż powiem coś więcej. Jego twarz nie zdradzała niczego. - Zrozum.. - zaczęłam powoli, intensywnie myśląc jak ubrać moje myśli w słowa - poznałam Thomasa i.. - wbiłam wzrok w dłonie - i ja go naprawdę lubię. Spotykamy się i jest dobrze. I nie chcę tego zepsuć, kiedy to się nawet jeszcze nie zaczęło. Więc po prostu nie mogę. Nie potrafię tak - spojrzałam na niego trochę wystraszona jaka będzie jego reakcja. A on się uśmiechał, ledwo co, ale jednak się uśmiechał. Wyciągnął swoją dłoń do przodu, kierując jej wierzch na mój policzek. Kiedy jego skóra zetknęła się z moją, wtuliłam swoją twarz w jego dłoń jeszcze bardziej.
- Mam prośbę - powiedział dalej się uśmiechając. - Kochaj się ze mną.
- Ale przecież, przed chwilą skończyliśmy - powiedziałam trochę zbita z tropu. Pokręcił głową i powtórzył swoją prośbę.
- Kochaj się ze mną, ten jeden, ostatni raz - przysunął się do mnie i teraz nasze twarze dzieliło zaledwie 7 centymetrów. Mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Blady uśmiech dalej gościł na jego twarzy, ale dopiero teraz dostrzegłam że nie docierał on do oczu. Były inne niż zwykle. Wyrażały uczucia, które od dawna w nim nie gościły.
- Michał, ja.. - zobaczyłam to wszystko inaczej. Inaczej niż do tej pory dostrzegałam. Zanim jednak zdążyłam wszystko dokładnie przeanalizować, jego usta ponownie odnalazły moje. Jego pocałunek był pełen emocji, które wcześniej zdążyłam w nim dostrzec. Dominowała desperacja i smutek. Pomimo mojego poczucia winy i chaosu, który przed chwilą ogarnął moją głowę poddałam się mu. Bardzo chciałam mu pomóc, w jakiś sposób uśmierzyć jego ból, choćby na chwilę. Całowaliśmy się coraz bardziej żarliwie, a nasze wcześniejsze pożądanie ponownie odżyło. Ale tym razem było zupełnie inaczej. Inaczej niż podczas tych wszystkich razów, kiedy ściągaliśmy bieliznę i po prostu wzajemnie sprawialiśmy sobie przyjemność, czasami dorzucając do tego jakieś garstki emocji czy przeżyć. To było zupełnie coś innego. Wszystko działo się powoli, każdy ruch był wolny i delikatny. Każdy ruch był przepełniony uczuciami, jego uczuciami. Zapomniałam o wszystkim. Skupiłam się tylko na nim. Patrzyłam na jego twarz, w jego oczy, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej podobne do tych, które tak dobrze znałam. Czułam że jeszcze trochę i kolejny raz dzisiejszej nocy doznam spełnienia, jednak wiedziałam że te poprzednie w żaden sposób nie będą mogły się równać temu. Pomimo że wiedziałam, że kiedy tylko dojdę do siebie ogarnie mnie fala tych najbardziej dojmujących uczuć. Pomimo że wiedziałam, że ten najcudowniejszy seks, jaki kiedykolwiek uprawiałam łamie i podpala mnie od środka, niszczy wszystko co udało mi się do tej pory uzyskać. Nie przerywałam, nie chciałam, nie potrafiłam. Razem szczytowaliśmy, rozkoszując się tą chwilą. Chwilą, po której od razu miał przyjść ból. Nawet nie zdawałam sobie sprawy że po moich policzkach powoli spływają łzy, które on scałowywał. Ból nadszedł. Silniejszy niż mogłam przypuszczać. Intensywniejszy i bardziej dojmujący niż mogłam zakładać. Płakałam, a on przytulał mnie do siebie, głaszcząc po plecach i szepcząc cicho do ucha słowa, które miały przynieść mi choćby odrobinę ukojenia.
- Żadna dziewczyna nie płakała jeszcze podczas seksu ze mną, więc nie wiem co to znaczy, ale to chyba nie jest za dobry znak. Chyba nie było aż tak źle, co? - spytał, całując mnie we włosy. Po jego głosie poznałam, że jest znowu moim wesołym Michałem, ale dosłyszałam w nim też strach. Nie mogłabym wtedy postąpić inaczej. Zaczęłam go znowu całować. Pragnąc w ten sposób przekazać mu wszystko to, co czuję, co myślę. Dać mu jak najwięcej z siebie. Bo na to zasługiwał. To ja nie zasługiwałam na niego. To nie on był tutaj problemem, to ja nim byłam. Nie pasująca. Inna. Zepsuta przez wszystkie złe rzeczy, jakie mi się przytrafiły. Nie potrafiłam dać mu wszystkiego, czego oczekiwał. Nie potrafiłam żyć w kłamstwie, że kiedyś znów będę taka jak kiedyś. Otwarta na uczucia. Otwarta na miłość. Chciałam spróbować znowu szczęścia. Ale bałam się. Bałam się że znowu coś poszłoby nie tak. Bałam się że zraniłabym go. A tego bym nie zniosła. Nie mogłam bym patrzeć jak Michał przeze mnie staje się ponownie zdołowany, smutny, apatyczny, pusty. Był dla mnie kimś zbyt ważnym, żeby podejmować takie ryzyko. By narażać go na to, co kiedyś przechodził ze swoją byłą żoną. On dał radę. Podniósł się, powrócił do normalnego funkcjonowania. A ja za nic w świecie nie chciałabym przywrócić go do poprzedniego stanu. Na swój sposób kochałam go. Pomimo wszystkich starań, aby nie dopuścić do siebie tych uczuć, zakochałam się w nim. Wiedziałam jednak, że nie zasługuję na niego, tak samo jak on nie zasługuje na to, aby być z kimś takim jak ja. Dlatego musiałam nam to jakoś ułatwić. Musiałam z tym skończyć. Musiałam postarać się naprawić siebie, stanąć na nogi, tak jak to kiedyś zrobił Michał. Musiałam spróbować odnaleźć szczęście, zacząć od nowa. A Thomas był cudowny, musiałam wierzyć, że nam się uda, musiałam spróbować. Pomimo, że wiedziałam, że takim krokiem sprawię Michałowi ból, postanowiłam iść tą ścieżką, mając na celu jego dobro. Bo wiedziałam też, że gdybyśmy podjęli to ryzyko i nie udałoby się, to zabolałoby go jeszcze bardziej. Złamałoby. A byłam pewna tej przegranej. Nie potrafiłam dać mu miłości, nie potrafiłam dać mu szczęścia, nie potrafiłam dać mu tego na co zasługiwał. Nie potrafiłam dać mu całej siebie.
* Na potrzebę fabuły odrobinkę zmieniłyśmy cytat z piosenki Let her go - Passenger, aby była adekwatniejsza do treści rozdziału. Mam nadzieję, że nie uraziłyśmy tym nikogo. :) A o to oryginał:
Trochę się ugięłyśmy jeśli chodzi o uczucia Kingi... Trudno. Ale nie cieszcie się za szybko.:* Dzisiaj sama perspektywa Kingi, mam nadzieję, że nie jesteście za to złe. A co do rozdziału to mamy nadzieję, że was tym nie rozczarowałyśmy. To w sumie tyle od nas. Żyjcie i trzymajcie się cieplutko, my czekamy na śnieg. *-* Buźki!
- Hmm? - zapytałam nieprzytomna, powoli podnosząc głowę i walcząc z powiekami, aby się otworzyły.
- Jest już późno i chyba czas spać. Wyłączyłem telewizol, umyłem zęby - otworzył szeroko buzię, aby pokazać mi małe ząbki - i przeblałem się już w piżamę. Idziemy już spać?
- Hmm, tak. Chodźmy - powiedziałam i powlokłam się za nim do sypialni Michała, gdzie wgramoliliśmy się do jego łóżka i przykryliśmy kołdrą po uszy.
- A kiedy wlóci tatuś?
- Powinien za niedługo przyjść, nie martw się. A teraz chodźmy już spać - odparłam, ziewając i przytuliłam Oliwera do siebie i już po chwili po raz kolejny znajdowałam się na sali operacyjnej.
- Kinga?
- Panuję nad wszystkim. Poproszę więcej chust. Ssanie - mamrotałam znowu wyrywana do rzeczywistości z głębokiej otchłani.
- Doktor Malinowska, wszystko jest już pod kontrolą. Najgorsze za nami, teraz proszę za mną, a doktor Kowalski dokończy tą operację.
- Dobrze, już idę - czułam że ktoś mnie wyciąga z ciepłego miejsca i prowadzi gdzieś, gdzie chłód przeszywał mnie do szpiku kości. Otworzyłam powoli oczy, a mój mózg powracał już z dalekiej sennej wyprawy. - O, cześć, kiedy wróciłeś? - zapytałam ogarnięta jeszcze błogością po śnie.
- Przed chwilą - usiadł na kanapie i usadowił mnie koło siebie. - Śniło ci się coś?
- Nie wiem, nie pamiętam - zmarszczyłam czoło próbując sobie coś przypomnieć, lecz sny nigdy nie zabawiały w mojej głowie dłużej niż sekundę po przebudzeniu się.
- Mamrotałaś coś jakbyś była podczas operacji i nie chciałaś wyjść z łóżka, musiałem cie z niego wyciągać jako ordynator - uśmiechnął się lekko.
- Przepraszam - ziewnęłam i przetarłam twarz dłońmi.
- Otworzyłaś już prezent od Mikołaja? - zapytał patrząc się na paczkę leżącą na stole.
- Nie, zapomniałam. Oglądaliśmy jakieś kreskówki a potem poszliśmy spać. Ale nie muszę go otwierać żeby wiedzieć co w niej jest, teraz to są kolczyki drugiej szansy? - zapytałam unosząc brwi.
- Otwórz - dodał spokojnie, wciąż przyglądając mi się z uśmiechem. Spojrzałam na niego podejrzliwie i wzięłam pudełeczko ze stołu. Podniosłam wieczko i zajrzałam do środka. Nie znajdowały się już tam jedynie kolczyki. Wyjęłam małą karteczkę i przeczytałam dokładnie co było na niej napisane.
- Kupon na świeże bułeczki maślane i naleśniki jeśli zamówię jutro kawę w tej nowej restauracji za rogiem? - spojrzałam na niego, a gdzieś na mojej twarzy błąkał się uśmiech.
- Dokładnie, musiałaś być bardzo grzeczna w tym roku że zasłużyłaś na taki prezent. Przecież nie każdy dostaję kupony na jutrzejsze śniadanie w restauracji za rogiem w towarzystwie Michała Winiarskiego - uśmiechnął się do mnie szelmowsko. - Ach, no i oczywiście kolczyki drugiej szansy. Będą ci idealnie pasowały do tej pudrowej sukienki.
- Myślałam że to Oliwer jest tutaj stylistą. Ja też mam dla ciebie prezent. Ale najpierw chyba powinnam bardzo ładnie podziękować Mikołajowi za prezent, który mi podarował oraz należy mi się mała rekompensata za dzisiejszą przysługę, nie sądzisz?
- Masz całkowitą rację - odparł i bardziej wyczułam niż zobaczyłam że się uśmiecha, a później już byliśmy tylko my, tylko ja i on. Nasze płytkie oddechy, czasami zakłócane cichymi jękami, mieszały się ze sobą. Współgraliśmy ze sobą idealnie. Choć ta współpraca była najprzyjemniejszą rzeczą jaka nas teraz mogła spotkać, to jednak wyniszczała nas od środka. Wypalała gdzieś dziurę, której nawet najidealniejszy szew nie mógłby naprawić. Ale wtedy nie dbaliśmy o to. Nie zastanawialiśmy się nad konsekwencjami naszych czynów. Po prostu żyliśmy. Żyliśmy chwilą, czerpiąc z niej jak najwięcej przyjemności. Raz po raz, opadaliśmy na kanapę ciężko dysząc, aby po chwili ponownie kontynuować nasz wspólny taniec.
- To był ostatni raz - wyszeptałam przed siebie, kiedy mój oddech się już unormował.
- Proszę? - jego głos był niemal tak cichy jak mój. A za tym jednym słowem kryła się burza emocji. Zaskoczenie, niedowierzanie, rozczarowanie, strach.
- Ja... - nie wiedziałam co chciałam dalej powiedzieć.
- Ty co? - spytał, możliwe że za bardzo natarczywie. Odetchnął głęboko. - Powiedz mi - odwrócił się w moją stronę i intensywnie mi się przyglądał, wyczekując jakiegoś ruchu z mojej strony. - Mieliśmy rozmawiać, mieliśmy mówić sobie jeśli coś będzie nie tak. Pamiętasz? - podniosłam wzrok i patrzyłam się na niego przy bladym świetle lampki, która stała obok skórzanego fotela.
- Ja po prostu nie mogę - powiedziałam, pomimo że mój głos nie współpracował ze mną tak jak zawsze. Nie poruszył się, dalej siedział wpatrzony we mnie i czekał, aż powiem coś więcej. Jego twarz nie zdradzała niczego. - Zrozum.. - zaczęłam powoli, intensywnie myśląc jak ubrać moje myśli w słowa - poznałam Thomasa i.. - wbiłam wzrok w dłonie - i ja go naprawdę lubię. Spotykamy się i jest dobrze. I nie chcę tego zepsuć, kiedy to się nawet jeszcze nie zaczęło. Więc po prostu nie mogę. Nie potrafię tak - spojrzałam na niego trochę wystraszona jaka będzie jego reakcja. A on się uśmiechał, ledwo co, ale jednak się uśmiechał. Wyciągnął swoją dłoń do przodu, kierując jej wierzch na mój policzek. Kiedy jego skóra zetknęła się z moją, wtuliłam swoją twarz w jego dłoń jeszcze bardziej.
- Mam prośbę - powiedział dalej się uśmiechając. - Kochaj się ze mną.
- Ale przecież, przed chwilą skończyliśmy - powiedziałam trochę zbita z tropu. Pokręcił głową i powtórzył swoją prośbę.
- Kochaj się ze mną, ten jeden, ostatni raz - przysunął się do mnie i teraz nasze twarze dzieliło zaledwie 7 centymetrów. Mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Blady uśmiech dalej gościł na jego twarzy, ale dopiero teraz dostrzegłam że nie docierał on do oczu. Były inne niż zwykle. Wyrażały uczucia, które od dawna w nim nie gościły.
- Michał, ja.. - zobaczyłam to wszystko inaczej. Inaczej niż do tej pory dostrzegałam. Zanim jednak zdążyłam wszystko dokładnie przeanalizować, jego usta ponownie odnalazły moje. Jego pocałunek był pełen emocji, które wcześniej zdążyłam w nim dostrzec. Dominowała desperacja i smutek. Pomimo mojego poczucia winy i chaosu, który przed chwilą ogarnął moją głowę poddałam się mu. Bardzo chciałam mu pomóc, w jakiś sposób uśmierzyć jego ból, choćby na chwilę. Całowaliśmy się coraz bardziej żarliwie, a nasze wcześniejsze pożądanie ponownie odżyło. Ale tym razem było zupełnie inaczej. Inaczej niż podczas tych wszystkich razów, kiedy ściągaliśmy bieliznę i po prostu wzajemnie sprawialiśmy sobie przyjemność, czasami dorzucając do tego jakieś garstki emocji czy przeżyć. To było zupełnie coś innego. Wszystko działo się powoli, każdy ruch był wolny i delikatny. Każdy ruch był przepełniony uczuciami, jego uczuciami. Zapomniałam o wszystkim. Skupiłam się tylko na nim. Patrzyłam na jego twarz, w jego oczy, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej podobne do tych, które tak dobrze znałam. Czułam że jeszcze trochę i kolejny raz dzisiejszej nocy doznam spełnienia, jednak wiedziałam że te poprzednie w żaden sposób nie będą mogły się równać temu. Pomimo że wiedziałam, że kiedy tylko dojdę do siebie ogarnie mnie fala tych najbardziej dojmujących uczuć. Pomimo że wiedziałam, że ten najcudowniejszy seks, jaki kiedykolwiek uprawiałam łamie i podpala mnie od środka, niszczy wszystko co udało mi się do tej pory uzyskać. Nie przerywałam, nie chciałam, nie potrafiłam. Razem szczytowaliśmy, rozkoszując się tą chwilą. Chwilą, po której od razu miał przyjść ból. Nawet nie zdawałam sobie sprawy że po moich policzkach powoli spływają łzy, które on scałowywał. Ból nadszedł. Silniejszy niż mogłam przypuszczać. Intensywniejszy i bardziej dojmujący niż mogłam zakładać. Płakałam, a on przytulał mnie do siebie, głaszcząc po plecach i szepcząc cicho do ucha słowa, które miały przynieść mi choćby odrobinę ukojenia.
- Żadna dziewczyna nie płakała jeszcze podczas seksu ze mną, więc nie wiem co to znaczy, ale to chyba nie jest za dobry znak. Chyba nie było aż tak źle, co? - spytał, całując mnie we włosy. Po jego głosie poznałam, że jest znowu moim wesołym Michałem, ale dosłyszałam w nim też strach. Nie mogłabym wtedy postąpić inaczej. Zaczęłam go znowu całować. Pragnąc w ten sposób przekazać mu wszystko to, co czuję, co myślę. Dać mu jak najwięcej z siebie. Bo na to zasługiwał. To ja nie zasługiwałam na niego. To nie on był tutaj problemem, to ja nim byłam. Nie pasująca. Inna. Zepsuta przez wszystkie złe rzeczy, jakie mi się przytrafiły. Nie potrafiłam dać mu wszystkiego, czego oczekiwał. Nie potrafiłam żyć w kłamstwie, że kiedyś znów będę taka jak kiedyś. Otwarta na uczucia. Otwarta na miłość. Chciałam spróbować znowu szczęścia. Ale bałam się. Bałam się że znowu coś poszłoby nie tak. Bałam się że zraniłabym go. A tego bym nie zniosła. Nie mogłam bym patrzeć jak Michał przeze mnie staje się ponownie zdołowany, smutny, apatyczny, pusty. Był dla mnie kimś zbyt ważnym, żeby podejmować takie ryzyko. By narażać go na to, co kiedyś przechodził ze swoją byłą żoną. On dał radę. Podniósł się, powrócił do normalnego funkcjonowania. A ja za nic w świecie nie chciałabym przywrócić go do poprzedniego stanu. Na swój sposób kochałam go. Pomimo wszystkich starań, aby nie dopuścić do siebie tych uczuć, zakochałam się w nim. Wiedziałam jednak, że nie zasługuję na niego, tak samo jak on nie zasługuje na to, aby być z kimś takim jak ja. Dlatego musiałam nam to jakoś ułatwić. Musiałam z tym skończyć. Musiałam postarać się naprawić siebie, stanąć na nogi, tak jak to kiedyś zrobił Michał. Musiałam spróbować odnaleźć szczęście, zacząć od nowa. A Thomas był cudowny, musiałam wierzyć, że nam się uda, musiałam spróbować. Pomimo, że wiedziałam, że takim krokiem sprawię Michałowi ból, postanowiłam iść tą ścieżką, mając na celu jego dobro. Bo wiedziałam też, że gdybyśmy podjęli to ryzyko i nie udałoby się, to zabolałoby go jeszcze bardziej. Złamałoby. A byłam pewna tej przegranej. Nie potrafiłam dać mu miłości, nie potrafiłam dać mu szczęścia, nie potrafiłam dać mu tego na co zasługiwał. Nie potrafiłam dać mu całej siebie.
* Na potrzebę fabuły odrobinkę zmieniłyśmy cytat z piosenki Let her go - Passenger, aby była adekwatniejsza do treści rozdziału. Mam nadzieję, że nie uraziłyśmy tym nikogo. :) A o to oryginał:
"Well you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love her when you let her go
And you let her go."
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love her when you let her go
And you let her go."