Give me love like never before
'Cause lately I've been craving more
And it's been awhile but I still feel the same.
'Cause lately I've been craving more
And it's been awhile but I still feel the same.
~Ed Sheeran
Czasami jak kauczukowa piłeczka odbijamy się od samego dna. Czasami potrafimy grzmieć tak jak pioruny podczas letniej burzy. Czasami wzburzamy się jak nieokiełznany ocean. Czasami uszczęśliwiamy innych jak długo oczekiwane po zimie ciepłe dni. Czasami jak kwiat wyrastamy już z naszej doniczki i potrzebujemy nowego, innego miejsca. Życie nie jest łatwe. Nie podążamy po usłanej płatkami róż drodze. To często ciernista ścieżka, którą przejść można tylko z osobą, którą naprawdę kochamy, z którą chcemy dzielić te dni, kiedy zbierają się nad nami czarne, burzowe chmury. Do której miłości jesteśmy bezgranicznie pewni. Z kimś za kogo oddalibyśmy życie.
Grudzień rozpoczynał się paskudnie, co ani trochę nie sprzyjało mojemu samopoczuciu. Szaro, zimno, deszczowo. Przemierzając łódzkie ulice, myślałam o słońcu, piasku i morzu, aby choć na chwilę oderwać się od ponurej jesiennej aury. Czekając na zielone światło na przejściu dla pieszych, wpatrywałam się jak małe kropelki deszczu, uderzają o taflę kałuży znajdującej się zaledwie metr ode mnie. Zerknęłam po raz kolejny zniecierpliwiona na sygnalizację świetlną, lecz nic nie uległo zmianie. Nagle woda z kałuży została przetransportowana przez jakiegoś Forda wprost na mnie. W końcu upragnione zielone. Przechodząc przez jezdnie przeklinałam owego kierowce, który jeszcze bardziej umilił mi to popołudnie. Zatrzymałam się pod małą kawiarenką. Skuszona przez widniejącą na tablicy gorącą czekoladę, otworzyłam drzwi lokalu i od razu do moich nozdrzy doszedł zapach kawy i różnych słodkości. Przysiadłam się do baru i zamówiłam sobie prawdziwą bombę kaloryczną. Kiedy zajęta byłam swoim tiramisu usłyszałam lekkie skrzypienie krzesła obok, które właśnie zostało zajęte przez osobę, której zapach perfum był mi dobrze znany.
- Poproszę małą latte - usłyszałam zamówienie mężczyzny i natychmiast się odwróciłam.
- Skąd ty się tutaj wziąłeś?! - zapytałam doskakując do niego. - Czemu mi nic nie powiedziałeś, że przyjeżdżasz? - dodałam z wyrzutem.
- Kochanie, spokojnie, zaraz ci wszystko wytłumaczę - powiedział spokojnie i przytulił mnie do siebie jak to miał w zwyczaju robić. A ja jak zawsze wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. - Tęskniłem - dodał całując mnie w głowę.
- Chodźmy do tamtego stolika - wzięłam swoje zamówienie i ruszyłam we wskazane miejsce.
- Co ci się stało? - spytał patrząc na moje spodnie.
- Nie rozmawiajmy o tym - ucięłam krótko. - Dlaczego przyjechałeś i nic nie powiedziałeś?
- Tylko się nie denerwuj, proszę - spojrzał na mnie błagalnie. - Mam problemy ze zdrowiem. Z kostką już wszystko w porządku, teraz o sobie dały znać plecy - lekko się skrzywił.
- Ale to coś bardzo poważnego? - wystraszyłam się.
- Nie, to znaczy trochę tak. Po prostu muszę to wyleczyć i może w końcu uda mi się normalnie funkcjonować w drużynie.
- Ale to dlaczego jesteś w Łodzi, a nie w Moskwie i nie zajmują się tobą klubowi lekarze? Czyżby to już wykraczało poza kompetencje Iriny? - spytałam z nutką ironii.
- Powiedzieli, że nie wiedzą jak mają mnie leczyć i wysłali mnie do lekarza reprezentacji, ponieważ on zna już mój organizm i będzie wiedział co robić, a oni nie mają czasu na podchody, tylko potrzebują sprawnego gracza - wyjaśnił.
- Ale jak to nie potrafią się tobą zająć? Przecież to jakiś absurd! - odparłam zirytowana tym co usłyszałam.
- Wiem - przyznał smętnie. - Sezon trwa, a ja nadal jestem nie do użytku.
- Ej, nie denerwuj się. Będzie ok. Jeszcze im pokażesz jakim wartościowym jesteś zawodnikiem - uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Jak na razie to jest jeden wielki niewypał. Miałem tam być kimś kto pociągnie drużynę, pomoże jej w osiągnięciu zwycięstwa, a ja ciągle jestem nawet poza kwadratem przez te kontuzje.
- Bartek, ale to minie! Zobaczysz - dodałam z otuchą w głosie. - Ile już jesteś?
- Wczoraj przyleciałem.
- Zatrzymałeś się w hotelu?
- Tak, muszę być codziennie rano u lekarza, bo mam jakąś tam terapię. Ale nie martw się, na pewno wpadnę do Bełka - po raz pierwszy dzisiaj się uśmiechnął. Odwzajemniałam uśmiech i zapłaciłam za czekoladę oraz ciasto.
- Ja już muszę iść na autobus. Może wpadnę do ciebie pojutrze po zajęciach? - spytałam bawiąc się guzikami jego kurtki.
- Będę zaszczycony - powiedział poważnie. - Do zobaczenia, pozdrów Kingę - dodał.
- Pa - pomachałam mu uśmiechając się i powoli ruszyłam w stronę przystanku. Nagle Bartek odwrócił mnie jeszcze gwałtownie w swoją stronę i pocałował dość namiętnie. - Ej weź, bo ludzie patrzą - powiedziałam i cmoknęłam go jeszcze raz w usta. Bartek cicho się zaśmiał.
- Będę czekał na ciebie w Grandzie, pokój 69 - uśmiechnął się łobuzersko. - Pa skarbie.
- Do zobaczenia - odwróciłam się i szybszym krokiem udałam się na przystanek, aby nie spóźnić się na autobus.
Weszłam do Bartkowego, pustego mieszkania, w którym spałam od paru dni, ponieważ moja współlokatorka wyrzuciła mnie z mojego, pod pretekstem, że musi się skupić, bo ma kolejne kolokwium. Zapominając już kompletnie o wszystkich niesprzyjających warunkach pogodowych oraz nieprzyjemnych zajściach dzisiejszego dnia wzięłam długą, odprężającą kąpiel. Przebrałam się i zjadłam jakiś obiad. Następnie udałam się na wyższe piętro, sprawdzić w jakim stanie obecnie jest moje mieszkanie. Weszłam bez pukania, drzwi były otwarte.
- Malinowska! Jesteś tu? - weszłam powoli do mieszkania.
- Czego? - odkrzyknęła gdzieś z głębi pomieszczenia.
- Przyszłam sprawdzić co tam u ciebie - powiedziałam, rozglądając się po domu, w którym panowało totalne przeciwieństwo do tego, co zostawiłam przed moją małą przeprowadzką. - Cholera, Kinga! Nie wiesz do czego służy odkurzacz?
- Nie mam czasu sprzątać, uczę się - powiedziała wylatując z sypialni. Dała mi buziaka w policzek na przywitanie i popędziła do kuchni. Westchnęłam zrezygnowana i podniosłam z podłogi kilka książek.
- A ty jesz coś w ogóle? Jakby cię babcia zobaczyła, to by cię chyba przez tydzień z kuchni nie wypuściła i jeszcze przygotowała zapasy - skomentowałam. Wyglądała na bardzo osłabioną, była strasznie blada i na jej policzkach nie było już widać charakterystycznych lekkich rumieńców.
- Jem, jem, nie widzisz? - pokazała na kawałek kanapki. - Chcesz coś? - spytała włączając czajnik.
- Herbatę. Kinga, ale nie przesadzaj z tą wytrzymałością fizyczną. Chcesz mieć problemy ze zdrowiem? Oszczędzaj się trochę - dodałam zmartwiona.
- Wszystko mam pod kontrolą, spokojnie - uśmiechnęła się lekko.
- Niech ci będzie. Wiedziałaś że Bartek przyleciał?
- Na prawdę? Po co? To czemu nic nie powiedział?
- Powiedział, że nie wiedzą jak go leczyć w Moskwie i teraz się konsultuje z lekarzem reprezentacyjnym i nic mi nie powiedział, bo bym się wkurzyła.
- I tak się wkurzyłaś - powiedziała wzruszając ramionami. - I co? Znowu nie pozwolicie ludziom się uczyć i będziecie hałasować po nocach?
- Mieszka na razie w hotelu w Łodzi - powiedziałam.
- Yhy, czyli teraz pomieszkasz sobie z nim w hotelu i nie będę miała żadnej kontroli, tak mamo?
- Nie martw się, załatwię ci jakąś nianię na ten czas - uśmiechnęłam się do niej przebiegle. Kinga spojrzała na mnie z lekkim przerażeniem i już nic nie powiedziała. - A może pójdziemy w piątek do klubu? - zaproponowałam. - Dawno nigdzie nie byłyśmy.
- Nie mam czasu, sorry. Do wtorku muszę się uczyć i wtedy finito. Możemy hulać i szaleć - powiedziała podpierając głowę na rękach.
- Ty ledwo co w ogóle żyjesz. Może idź się przespać, a ja ci zrobię jakiś porządny obiad.
- Nie, nie. Muszę jeszcze przerobić dwie rzeczy, i zrobię sobie przerwę, obiecuję.
- No dobra, to idź, a ja ci coś przygotuje - uśmiechnęłam się.
- Ok, super - powiedziała i pobiegła do pokoju z jabłkiem. Zanim zaczęłam gotować, ogarnęłam nasze mieszkanie, bo wiedziałam że moja współlokatorka i tak tego nie zrobi. Niestety była to dość czasochłonna praca, przez co nawet nie zdążyłam zabrać się za gotowanie.
- Co ty robisz? Weź, przecież to ja zrobiłam tu taki nieład jakich mało, więc to ja powinnam to sprzątnąć - powiedziała pomagając mi dokończyć porządki.
- Chciałam ci trochę pomóc kujonie i tak wiem że byś tego nie zrobiła - powiedziałam. - Nie zdążyłam nic ugotować. Co zamawiamy? - spytałam zacierając ręce.
- Hmm.. - spojrzała gdzieś w bok. - Może sushi?
- Świetnie! - przystałam na jej propozycje. Po 15 minutach dostawca przywiózł posiłek. Rozsiadłyśmy się wygodnie na sofie i i zaczęłyśmy rozmawiać.
- Muszę ci coś powiedzieć - zaczęła Kinga. - Poznałam kogoś - spojrzałam na nią pytająco w celu zachęcenia jej do wyjawienia większej ilości informacji. - Ma na imię Thomas, jest francuzem. Wysoki, dobrze zbudowany, blondyn, zielone oczy i zna polski. Studiował na tej samej uczelni co ja, a teraz jest stażystą na chirurgi w Łodzi.
- Oo, zapowiada się dość ciekawie. Jak się poznaliście? - dopytywałam.
- Uderzyłam go drzwiami - odparła, a ja wybuchłam śmiechem.
- Haha, świetny początek znajomości.
- Taa, później wynagrodziłam mu to obiadem no i jutro ma wpaść - opowiedziała.
- To spodziewaj się jutro sąsiedzkiej wizyty z prośbą o cukier - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Hah, jasne - zaśmiała się. - Poczekaj, przedstawię ci kogoś - oznajmiła i pobiegła do pokoju, po chwili wróciła ciągnąc ze sobą stojak z kośćmi.
- Po co ci to? - spytałam spoglądając na sporych rozmiarów szkielet człowieka.
- Pożyczyłam na trochę, musiałam zrobić wielką powtórkę. To jest Antek - przedstawiła mi kościotrupa.
- Spoko. Rozumiem że jest to twój aktualnie jedyny przyjaciel i jak dla ciebie dusza towarzystwa - stwierdziłam.
- Jak zwykle jesteś nieomylna - przyznała ze śmiechem.
- To ja się już zbieram, odpocznij trochę.
- Oczywiście mamusiu. Do zobaczenia - dodała z uśmiechem.
- Pa kujonie - pożegnałam się z nią i wróciłam do mieszkania. Gdy tylko weszłam usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Na wyświetlaczu zobaczyłam zdjęcie Bartka.
- Hej - odebrałam siadając na taborecie.
- Cześć słońce. Mam taką propozycje - zaczął dość tajemniczo.
- Zamieniam się w słuch.
- Co ty na to, że przyjadę po ciebie po twoich zajęciach, a ty weźmiesz ze sobą parę rzeczy i zostaniesz u mnie na parę dni? - widziałam jak się uśmiecha mówiąc to.
- No wiesz bardzo ponętna propozycja, rozważę ją dzisiejszej nocy i jutro dam ci odpowiedź - odpowiedziałam starając się zachować beznamiętną barwę głosu.
- Czekam na ciebie. Dobranoc kochanie - usłyszałam jak przesyła buziaka i rozłączył się. Z uśmiechem na twarzy rozpoczęłam ogarnianie materiału z tygodniowych zajęć. Kiedy moje oczy zaczęły się już mimowolnie przymykać posprzątałam za sobą i poszłam do sypialni pogrążyć się w głębokim śnie.
Następnego dnia zjawiska pogodowe nie były już takie niemoralne. Było zimno, ale słońce w końcu pojawiło się zza chmur. Dzisiejszego dnia mieliśmy zajęcia w grupach w pobliskich ośrodkach zdrowia. Dopiero wtedy zobaczyłam na czym na prawdę polega praca fizjoterapeuty. Kiedy widziałam jak doświadczony już fizjoterapeuta obchodził się ze swoimi pacjentami, czasami osobami w podeszłym wieku, ze zwiotczałą skórą. Niektórych mogło to odrzucać, mogli czuć pewien niesmak. Ale ja dobrze wiedziałam na co się porywam. Dobrze wiedziałam, że chcę pomagać na jakiś sposób ludziom i oszczędzać im bólu. Zajęcia nie były jednak takie straszne jak przypuszczałam. Kolejny raz dostałam pochwałę od mojego ulubionego przełożonego, który też nie ukrywał pewnego rodzaju sympatii do mnie. W dobrym humorze wróciłam do mieszkania w Bełchatowie. Stojąc na środku przestronnego korytarza, z którego można było zobaczyć każde pomieszczenie w mieszkaniu, dostrzegłam że brakuję w nim tego czegoś. Czegoś przez co każdy przebywający w mieszkaniu czułby się lepiej.
Napisałam więc sms.a do Bartka:
- "Mogę coś zmienić w twoim mieszkaniu?"
Dostałam szybką odpowiedź:
- "A co? Nie podoba ci się w nim? Jak chcesz to mogę kupić nowe."
- "Nie, nie! To jest dobre ;) Ale przydałoby się coś w nim zmienić. Mogę?"
- "Jasne :) Tylko nie rozwal mi mieszkania."
- "Ee, całego nie rozwalę :D Już się tak nie martw, spodoba ci się."
- "No ok, ufam ci :)"
- ";) Do zobaczenia jutro, kup lody! :*"
- "Jak chcesz. Pa :*"
Odpowiedź Bartka jak najbardziej mnie usatysfakcjonowała. Zadzwoniłam do sprawdzonej już przeze mnie ekipy remontowej i umówiłam się na sobotę. Poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Zalałam torebkę gorącą wodą i sięgnęłam po cukier. Szybko jednak przypomniałam sobie o Thomasie i moich planowanych 'podchodach'. Szybko wyleciałam z mieszkania i pobiegłam po schodach na piętro wyżej. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi i po chwili ukazała się w nich Kinga.
- Dzień dobry sąsiadko! Skończył mi się cukier, czy mogłabym trochę pożyczyć - wyrecytowałam i uśmiechnęłam się do niej radośnie.
- Dzień dobry, oczywiście sąsiadko, zaraz ci przyniosę - odpowiedziała i zniknęła z moich oczu. W mieszkaniu pachniało świeżą kawą, więc domyśliłam się, że gość już jest. Cicho weszłam w głąb mieszkania i wychyliłam powoli głowę do salonu. Mężczyzna siedział odwrócony tyłem i pił kawę. Szybko schowałam się za ścianę i grzecznie czekałam na cukier. Kinga po chwili wróciła z kilogramowym opakowaniem cukru
- Proszę - uśmiechnęła się.
- Po co mi tyle tego? - popatrzyłam na nią krzywo.
- Na zapas - uśmiechnęła się.
- Ej, ale mówiłaś że ten Thomas ma blond włosy, a nie jakieś takie brązowe - powiedziałam cicho.
- Głupku, tam siedzi Michał, a nie Thomas - popatrzyła na mnie z politowaniem. Zrobiłam małego facepalma i oddałam jej cukier.
- Dobra, to ja nie przeszkadzam - mrugnęłam do niej. - Przyjdę później - wyszczerzyłam się. Wróciłam z powrotem do siebie i udałam się do łazienki umyć włosy. Kiedy wyszłam jeszcze w turbanie na głowie spojrzałam na zegarek, który wskazywał 18. Nie myśląc o tym jak wyglądam wróciłam ponownie pod drzwi mojego mieszkania. Zadzwoniłam i spokojnie czekałam, aż się otworzą.
- Dzień dobry sąsiadko! Skończyła mi się odżywka do włosów, czy mogłabym trochę pożyczyć - uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie ma go jeszcze - odpowiedziała szybko i powoli zaczęła zamykać drzwi.
- Ej! Ale na serio mi się odżywka skończyła, pożyczysz? - spytałam robiąc maślane oczy. Kinga poszła po wspomniany wcześniej produkt, a ja znowu bawiłam się w Toma Cruise'a wcielającego się w postać szpiega. Tym razem salon był już pusty.
- Mariola, co ty robisz? - usłyszałam głos zza pleców. Odskoczyłam szybko od ściany i ujrzałam moją przyjaciółkę stojącą już z odżywką.
- Tak tylko sprawdzam czy.. czy jest porządek - jąkałam się. - To dziękuje za odżywkę. Przyjdę później - powiedziałam i wróciłam do siebie. Na schodach minęłam się z przystojnym blondynem, domyślając się że to właśnie Thomas. Uśmiechnęłam się do niego nikle i zniknęłam w drzwiach swojego mieszkania. Posmarowałam włosy odżywką i je wysuszyłam. Zjadłam coś, bo mój żołądek domagał się już pokarmu. Kiedy wykonałam już tą czynność po raz kolejny udałam się piętro wyżej. Po raz kolejny nacisnęłam dzwonek do mieszkania i po raz kolejny czekałam aż Kinga mi otworzy. Kiedy to zrobiła zobaczyłam jej twarz uśmiechniętą, śmiejącą się choć wiedziałam, że jest lekko zirytowana moim zachowaniem.
- Dobry wieczór sąsiadko! Korki mi wysiadły w mieszkaniu i nie mam prądu, mogłabym przyjść na chwilę do sąsiadki na kawę, zanim nie przyjedzie specjalista - skłamałam z uśmiechem. - I oddaję tą odżywkę, bardzo dziękuje - zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć wpakowałam się jej do mieszkania.
- Zabiję cię kiedyś - powiedziała bardzo miło i cicho. - Dobry wieczór, ależ oczywiście. Jak mi przykro z tego powodu. Proszę usiąść w kuchni, ja zaraz do pani wrócę - powiedziała i udała się do salonu. Ale ja ani myślałam o słuchaniu jej poleceń, ruszyłam za nią w kierunku kanapy, na której właśnie siedział Thomas. - Mojej sąsiadce wysiadły korki i poprosiła mnie, czy mogłaby chwilę u mnie posiedzieć, mam nadzieję że nie masz nic przeciwko, przepraszam.
- Jasne że nie - powiedział z akcentem. - Witam panią - podszedł do mnie i ucałował moją dłoń. - Jestem Thomas, miło mi panią poznać - uśmiechnął się zabójczo.
- Mi również. Mam na imię Mariola - odwzajemniłam uśmiech i przyglądałam się blondynowi.
- Czy chciałabyś coś do picia Mariolu? - zaproponowała Kinga.
- Jeśli bym mogła to poproszę kawy - odpowiedziałam jej. - Czym się zajmujesz? - zapytałam mężczyzny, kiedy Kinga wyszła do kuchni.
- Jestem chirurgiem. To znaczy dopiero nim będę, na razie jestem stażystą w szpitalu w Łodzi. A pani?
- Mów mi Mariola. Jestem na ostatnim roku studiów fizjoterapii - odpowiedziałam.
- Aha. Ciekawy zawód - dodał. - Przyjaźnisz się z Kingą?
- Tak, dość długo się znamy. A ty? - spytałam dość podejrzliwie, przez co moje pytanie musiało bardzo głupio zabrzmieć. Thomas lekko się zaśmiał.
- Poznaliśmy się nie dawno. Myślę że, jak to się tutaj mówi, wszystko dopiero przed nami, tak? - spytał śmiesznie.
- Tak, tak się mówi.
- Proszę - weszła Kinga z moją kawą. - To na czym skończyliśmy? - uśmiechnęła się do blondyna.
- Chyba mówiłaś mi coś o tym samochodzie - przypomniał brunetce.
- A faktycznie. To co o tym myślisz, Kuga to dobra inwestycja? - zapytała się go.
- Fajny model, ja mam Forda, tylko że sportowy model - uśmiechnął się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Na myśl o sportowym Fordzie od razu przypomniał mi się wczorajszy incydent z kałużą i pewnym idiotą. - Dobrze mi się nim jeździ, moja siostra, która mieszka we Francji ma właśnie Kuge i chwaliła ten samochód. A tutaj na polskie drogi będzie dobry, tak myślę.
- Dzięki za opinię. Ciekawi mnie jedna rzecz, czemu wybrałeś akurat polską uczelnie?
- Szczerze to nie wiem - zaśmiał się. - Słyszałem dużo pozytywów na jej temat, chciałem zmienić otoczenie i tak jakoś właśnie padło na Polskę, chociaż mam stąd jakieś korzenie. Moja prababcia mieszkała w Polsce - przysłuchiwałam się opowieściom blondyna, który był wpatrzony w moją przyjaciółkę z wzajemnością.
- To ja już pójdę, pewnie ekipa już przyjechała i zaraz będę miała prąd. Bardzo dziękuję za kawę i przepraszam za kłopot - powiedziałam grzecznie wstając z kanapy.
- To ja może pójdę z tobą i jeśli ta ekipa nie przyjechała, sam ci to naprawię? Bo przecież nie będziesz siedziała po ciemku - zaoferował się francuz.
- Nie, nie chce robić kolejnego kłopotu.
- Mariola, nie odmawia się przystojnym mężczyznom - wtrąciła się Kinga i uśmiechnęła się do Thomasa.
- No dobrze, to chodźmy - wymyślałam jakąś prawdziwie brzmiącą regułkę, którą będę miała powiedzieć kiedy zaświecę światło. Otworzyłam drzwi i zaświeciłam lampę w korytarzu.
- O widocznie już ekipa się tym zajęła. Przepraszam za fatygę - uśmiechnęłam się.
- No to dobrze, że już nie masz ciemno w mieszkaniu, to ja wracam do Kingi. - pokazał kciukiem za siebie - Dobranoc - pożegnał się, a ja zamknęłam drzwi do swojego mieszkania.
- "Chyba jest problem, taki 1,90. Przyjdź do mnie na chwilę. to WAŻNE." - wysłałam sms.a i czekałam przy stole na gościa bawiąc się swoją komórką. Po 15 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Otwarte! - odkrzyknęłam i usłyszałam kroki w korytarzu.
- Po co mnie ściągasz o tej porze? Zaraz jest mecz - jęknął na przywitaniu.
- Mnie również jest miło cię widzieć - uśmiechnęłam się na przekór.
- O jaki problem znowu chodzi? - spytał siadając na przeciwko mnie.
- Problem ma 1,90, pochodzi z Francji i jest przystojny, nawet bardzo - zmarszczył czoło rozgryzając moją zagadkę. - Kinga poznała francuza i właśnie zaczęli się spotykać - wyjaśniłam.
- Aa, no wiem - odparł spokojnie. - I co z tego? - spojrzałam na niego zdziwiona i kontynuowałam.
- To z tego że on ci ją sprzątnie sprzed nosa! - panikowałam bardziej od niego, ba! tylko ja panikowałam, on siedział dalej spokojny i przysłuchiwał się temu co mówiłam. - Nic z tym nie zrobisz? Może czas na jakiś krok w przód, a nie tylko spotkania jak za 20 lat wstecz i okazyjny seks?
- Mariola, przecież ja jej niczego nie zabronię. Jeśli się chce z nim spotykać to będzie, jeśli chce się z nim związać to niech się zwiąże, jeśli uważa że to ten jeden jedyny to może faktycznie tak jest - powiedział. - Jestem jej przyjacielem, powinienem ją wspierać i będę to robił. Będę ją wspierał w jej wyborach, bo to jest jej życie.
- Yh - zdenerwowałam się. - Ja też jestem jej przyjaciółką i będę ją odciągać od takich idiotycznych pomysłów.
- Hej, a jeśli ona ma racje i to ma być właśnie jej przyszły mąż, ojciec jej dzieci i ktoś przy kim będzie się zawsze czuła jak księżniczka? Zawsze jest jakieś ryzyko, że się nie uda. Ale jeśli nie spróbuje to będzie żałować przez całe życie.
- Czyli ty nie masz zamiaru nic robić? - zapytałam go prosto z mostu.
- Nie, po prostu będę obok - odpowiedział. Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam. Może jednak się myliłam? Obiektywnie patrząc to Kinga zachowuję się tak samo z Michałem jak i z Bartkiem, no może oprócz tych zażyłych spotkań. Zakryłam na chwilę twarz w dłoniach i głęboko westchnęłam.
- Cześć, pukałam ale chyba nie słyszeliście, a było otwarte więc weszłam - podskoczyłam z miejsca, gdy usłyszałam te słowa. Odwróciłam się w kierunku Kingi i blado uśmiechnęłam.
- I jak było? - zapytał mężczyzna brunetki.
- Świetnie - odparła z błyskiem w oczach. - Super z niego facet, rozmawialiśmy chyba o wszystkim, a tematów do rozmowy ciągle przybywało, ale musiał już iść - odparła przygaszona. - A ty co tu robisz? - skierowała pytanie do siatkarza.
- Już nic, muszę się zbierać - odpowiedział. Podeszłam do okna i zobaczyłam jak Thomas wsiada do samochodu.
- Ej! To on jest tym dupkiem, który mnie wczoraj ochlapał! - podniosłam głos, kiedy przypomniał mi się model samochodu sprawcy wczorajszego wypadku.
- Kto?
- Ten twój Thomas wczoraj tak pędził że ochlapał mnie całą wodą z kałuży, jak grzecznie czekałam na zielone przy pasach - odpowiedziałam z goryczą. Usłyszałam cichy śmiech moich towarzyszów za plecami, jednak nic sobie z niego nie robiłam.
- To ja idę się uczyć, już wam nie przeszkadzam. Dobranoc - uśmiechnęła się Kinga i zniknęła za drzwiami.
- Ja też się już będę zbierał - oznajmił. Spojrzałam na niego pustym wzrokiem.
- Bartek jest w Polsce, pogadaj z nim - odpowiedziałam. - Jak będziesz wychodził to zatrzaśnij za sobą drzwi, dobranoc - pożegnałam się z nim buziakiem w policzek i udałam się do łazienki. Nalałam wody do wanny i zanurzyłam się w niej po szyję. Towarzyszące mi myśli nie pozwalały na całkowite rozluźnienie i wyłączenie się. Kiedy już znudziło mi się leżenie w wannie i rozmyślanie, położyłam się w łóżku i już po chwili śniłam o nowym, prostszym jutrze, którego wyczekiwałam.
Perspektywa Kingi.
Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie. Wiedząc ile jeszcze czeka mnie nauki momentalnie traciłam siły. Weszłam do salonu i wyłączyłam wieże stereo, z której właśnie leciała jedna z piosenek Coldplay. Zauważyłam coś czerwonego wystającego zza fotela. Leżała tam kurtka Winiarskiego. Szybko zbiegłam na dół, aby sprawdzić czy jeszcze jest u Marioli.
- Ła, przepraszam - powiedziałam kiedy zderzyłam się z nim z rozpędu przy drzwiach Marioli Lemańskiej.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się delikatnie.
- Zostawiłeś u mnie kurtkę - wyjaśniłam. Michał spojrzał na swój strój, później na mnie.
- Faktycznie, chyba zawsze będę taki roztrzepany - dodał śmiejąc się lekko. Poszliśmy do mojego mieszkania po jego zgubę, podziękował ładnie i przeprosił za kłopot.
- A ty nie powinieneś teraz siedzieć z Pliną i oglądać mecz? - zapytałam, kiedy stał już przy drzwiach.
- Powinienem.. Ale i tak już nie zdążę na pierwszą połowę - wzruszył ramionami.
- Jak chcesz to możesz u mnie obejrzeć pierwszą, a na drugą już zdążysz spokojnie - zaproponowałam.
- A mogę? - zapytał uradowany. Był prawdziwym fanem futbolu, rzadko co przegapiał mecze swojej ulubionej drużyny, więc dziwiłam się co on robił u Marioli, kiedy właśnie Real grał spotkanie w Lidze Mistrzów.
- Pewnie, włącz sobie, ja pójdę do łazienki - oznajmiłam i zamknęłam drzwi łazienki na klucz. Zanim wykonałam wszystkie czynności minęło dobre 40 minut, lecz kiedy już wyszłam Misiek jeszcze siedział wpatrzony w ekran telewizora i oglądał mecz.
- To już druga połowa? - zapytałam siadając obok niego z podkurczonymi nogami.
- Tak, przepraszam, że tutaj jeszcze jestem, ale przełączyłem na inny program i była powtórka naszego meczu i jakoś straciłem poczucie czasu. Mogę jeszcze chwilę zostać? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się do niego łagodnie. Wzięłam jakieś notatki ze stolika i zaczęłam czytać zapisany tam materiał, choć po chwili odłożyłam je na miejsce, bo i tak co chwilę zerkałam na mecz i nie mogłam się skupić.
- Myślisz o nim? - zapytał po chwili, patrząc na kłótnie Benzemy z sędzią.
- O kim? - spytałam zdezorientowana.
- No o tym francuzie - wyjaśnił. Gwizdek końcowy, Real wygrywa z Ajaxem 2:0. Uśmiechnęłam się do niego i wstałam z kanapy podążając w kierunku mojej sypialni. Będąc już przy drzwiach pokoju spojrzałam w tył upewniając się czy Michał kieruje się za mną. Usiadłam po turecku na środku łóżka i obserwowałam ruchy Winiarskiego, który po chwili zajmował miejsce obok.
- Czemu nie chcesz odpowiedzieć? - spytał przekrzywiając śmiesznie głowę.
- A ty co robiłeś u Marioli? - zapytałam patrząc mu w oczy, kąciki jego ust podniosły się lekko ku górze.
- A co? Jesteś zazdrosna? - zbliżył się i lekko pochylił nade mną.
- A ty jesteś zazdrosny o Thomasa? - spytałam zmuszając go do położenia się na plecach. - Bo ja o Mariolę bardzo - uśmiechnęłam się zadziornie i pocałowałam go w usta, siadając okrakiem na jego brzuchu. Czułam jak całując mnie mimowolnie się uśmiecha. Rozpięłam dwa górne guziki od jego koszuli w kratkę i złożyłam kilkanaście pocałunków na jego szyi jadąc w górę w stronę ucha. - A ty? - wyszeptałam lekko przygryzając jego ucho.
- Nawet nie wiesz jak - powiedział przewracając mnie na plecy. Teraz to on przejął inicjatywę i całkowicie oddałam się jego spontaniczności i namiętności. Całował każdy milimetr mojego ciała z ciekawością i delikatnością, jaka wypływała z każdego jego ruchu. Po raz kolejny dawał mi dodatkową lekcję anatomii człowieka. Zero teorii, sama praktyka.
- Szczerze to na samym początku miałem wątpliwości, ale teraz widzę same pozytywy - przyznał przytulając mnie do siebie. Wodziłam palcem po jego nagim torsie, kreśląc jakieś niekształtne figury.
- Czyli spodobały ci się takie wolne związki pomiędzy przyjaciółmi, bez jakichkolwiek zobowiązań? - spytałam spoglądając na jego zadowoloną twarz.
- Powiedzmy - odpowiedział. - Słuchaj jaki wymyśliłem dla ciebie motyw przewodni - odchrząknął lekko - Winiar pomysł na... seks każdego dnia - odpowiedział zadowolony szczerząc się.
- Haha, podoba mi się - stwierdziłam i przymknęłam powieki wsłuchując się w bicie jego serca. - Michał, ale jeśli będziesz miał jakiekolwiek wątpliwości co do tego układu to powiedz wprost, ok? Jakbyś chciał to przerwać lub jak będzie ci się już wydawać że to jest głupie. Po prostu powiedz.
- Naszły cię jakieś wątpliwości? - spytał podnosząc dłonią moją brodę do góry, tak abym na niego spojrzała.
- Nie, tak tylko mówię - uśmiechnęłam się. - Kiedy Oli przyjeżdża? - spytałam podnosząc się na łokciu.
- W czwartek na mikołajki, zostanie do końca tygodnia - odpowiedział. - Przygotuj się, bo pewnie będzie chciał spędzić dużo czasu z jego ulubioną ciocią - uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Uwielbiam go - powiedziałam kładąc głowę na jego barku.
- On ciebie też, zresztą to u nas rodzinne - uśmiechnął się.
- Dzięki - musnęłam lekko kąt jego ust wargami. - Idziesz czy zostajesz?
- A co będziesz robić jak pójdę? - spytał przyglądając mi się.
- Spać - odpowiedziałam bez zawahania, bo oczy same mi się już zamykały.
- A jak zostanę? - uniósł jedną brew do góry.
- Hm, też spać - odpowiedziałam i przytuliłam się do niego.
- To chyba wolę.. - uciszyłam go buziakiem.
- Cicho bądź, chce spać - objął mnie ramieniem i już nic nie mówił, jego klatka piersiowa miarowo się unosiła, a ja mogłam w spokoju zasnąć, choć sen tym razem nie przyszedł tak szybko.
Przyglądałam się uderzającej różowej gumce o deskę biurka na jednej z sali wykładowych. W żaden sposób nie mogłam skupić się na słowach wypływających z ust starszego mężczyzny. Myślami byłam w bliskiej przyszłości, rozgrywając w głowie spotkanie z Bartkiem. Planując każdy szczegół, drobiazg. Wszystko musiało być perfekcyjnie, żadna kwestia nie mogła zostać pominięta. Czasami lubiłam być szczegółowa, lubiłam mieć wszystko pod kontrolą.
- Dziękuję za uwagę. Do zobaczenia – usłyszałam ostatnie słowa wykładowcy i wyleciałam z sali poprawiając przy tym grzywkę, którą i tak zaraz padła łupem wiatru. Zbiegłam po kilku schodach i rozejrzałam się wypatrując dwumetrowego bruneta.
- A kuku – usłyszałam jego głos zza moich pleców, kiedy moje oczy zostały zasłonięte przez jego wielkie dłonie. Odwróciłam się w jego stronę i ujrzałam jego roześmianą twarz. - Proszę, to dla ciebie – dodał wręczając mi mały bukiecik różowych goździków.
- Kochany jesteś - ucałowałam jego policzek w ramach podziękowania.
- Wiem – uśmiechnął się szeroko i pociągnął za sobą.
Całą drogę przemilczeliśmy, co chwilę posyłając sobie wesołe uśmiechy. Jak na niego, takie zachowanie było bardzo niepokojące.
- Co się stało? - spytałam odwracając się w jego stronę.
- Nic. Co się miało niby stać? - odpowiedział z szerokim uśmiechem, starając się wyjść na wyluzowanego, ale mojej uwadze nie uszło nerwowe zaciskanie dłoni na kierownicy.
- Ła, przepraszam - powiedziałam kiedy zderzyłam się z nim z rozpędu przy drzwiach Marioli Lemańskiej.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się delikatnie.
- Zostawiłeś u mnie kurtkę - wyjaśniłam. Michał spojrzał na swój strój, później na mnie.
- Faktycznie, chyba zawsze będę taki roztrzepany - dodał śmiejąc się lekko. Poszliśmy do mojego mieszkania po jego zgubę, podziękował ładnie i przeprosił za kłopot.
- A ty nie powinieneś teraz siedzieć z Pliną i oglądać mecz? - zapytałam, kiedy stał już przy drzwiach.
- Powinienem.. Ale i tak już nie zdążę na pierwszą połowę - wzruszył ramionami.
- Jak chcesz to możesz u mnie obejrzeć pierwszą, a na drugą już zdążysz spokojnie - zaproponowałam.
- A mogę? - zapytał uradowany. Był prawdziwym fanem futbolu, rzadko co przegapiał mecze swojej ulubionej drużyny, więc dziwiłam się co on robił u Marioli, kiedy właśnie Real grał spotkanie w Lidze Mistrzów.
- Pewnie, włącz sobie, ja pójdę do łazienki - oznajmiłam i zamknęłam drzwi łazienki na klucz. Zanim wykonałam wszystkie czynności minęło dobre 40 minut, lecz kiedy już wyszłam Misiek jeszcze siedział wpatrzony w ekran telewizora i oglądał mecz.
- To już druga połowa? - zapytałam siadając obok niego z podkurczonymi nogami.
- Tak, przepraszam, że tutaj jeszcze jestem, ale przełączyłem na inny program i była powtórka naszego meczu i jakoś straciłem poczucie czasu. Mogę jeszcze chwilę zostać? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się do niego łagodnie. Wzięłam jakieś notatki ze stolika i zaczęłam czytać zapisany tam materiał, choć po chwili odłożyłam je na miejsce, bo i tak co chwilę zerkałam na mecz i nie mogłam się skupić.
- Myślisz o nim? - zapytał po chwili, patrząc na kłótnie Benzemy z sędzią.
- O kim? - spytałam zdezorientowana.
- No o tym francuzie - wyjaśnił. Gwizdek końcowy, Real wygrywa z Ajaxem 2:0. Uśmiechnęłam się do niego i wstałam z kanapy podążając w kierunku mojej sypialni. Będąc już przy drzwiach pokoju spojrzałam w tył upewniając się czy Michał kieruje się za mną. Usiadłam po turecku na środku łóżka i obserwowałam ruchy Winiarskiego, który po chwili zajmował miejsce obok.
- Czemu nie chcesz odpowiedzieć? - spytał przekrzywiając śmiesznie głowę.
- A ty co robiłeś u Marioli? - zapytałam patrząc mu w oczy, kąciki jego ust podniosły się lekko ku górze.
- A co? Jesteś zazdrosna? - zbliżył się i lekko pochylił nade mną.
- A ty jesteś zazdrosny o Thomasa? - spytałam zmuszając go do położenia się na plecach. - Bo ja o Mariolę bardzo - uśmiechnęłam się zadziornie i pocałowałam go w usta, siadając okrakiem na jego brzuchu. Czułam jak całując mnie mimowolnie się uśmiecha. Rozpięłam dwa górne guziki od jego koszuli w kratkę i złożyłam kilkanaście pocałunków na jego szyi jadąc w górę w stronę ucha. - A ty? - wyszeptałam lekko przygryzając jego ucho.
- Nawet nie wiesz jak - powiedział przewracając mnie na plecy. Teraz to on przejął inicjatywę i całkowicie oddałam się jego spontaniczności i namiętności. Całował każdy milimetr mojego ciała z ciekawością i delikatnością, jaka wypływała z każdego jego ruchu. Po raz kolejny dawał mi dodatkową lekcję anatomii człowieka. Zero teorii, sama praktyka.
- Szczerze to na samym początku miałem wątpliwości, ale teraz widzę same pozytywy - przyznał przytulając mnie do siebie. Wodziłam palcem po jego nagim torsie, kreśląc jakieś niekształtne figury.
- Czyli spodobały ci się takie wolne związki pomiędzy przyjaciółmi, bez jakichkolwiek zobowiązań? - spytałam spoglądając na jego zadowoloną twarz.
- Powiedzmy - odpowiedział. - Słuchaj jaki wymyśliłem dla ciebie motyw przewodni - odchrząknął lekko - Winiar pomysł na... seks każdego dnia - odpowiedział zadowolony szczerząc się.
- Haha, podoba mi się - stwierdziłam i przymknęłam powieki wsłuchując się w bicie jego serca. - Michał, ale jeśli będziesz miał jakiekolwiek wątpliwości co do tego układu to powiedz wprost, ok? Jakbyś chciał to przerwać lub jak będzie ci się już wydawać że to jest głupie. Po prostu powiedz.
- Naszły cię jakieś wątpliwości? - spytał podnosząc dłonią moją brodę do góry, tak abym na niego spojrzała.
- Nie, tak tylko mówię - uśmiechnęłam się. - Kiedy Oli przyjeżdża? - spytałam podnosząc się na łokciu.
- W czwartek na mikołajki, zostanie do końca tygodnia - odpowiedział. - Przygotuj się, bo pewnie będzie chciał spędzić dużo czasu z jego ulubioną ciocią - uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Uwielbiam go - powiedziałam kładąc głowę na jego barku.
- On ciebie też, zresztą to u nas rodzinne - uśmiechnął się.
- Dzięki - musnęłam lekko kąt jego ust wargami. - Idziesz czy zostajesz?
- A co będziesz robić jak pójdę? - spytał przyglądając mi się.
- Spać - odpowiedziałam bez zawahania, bo oczy same mi się już zamykały.
- A jak zostanę? - uniósł jedną brew do góry.
- Hm, też spać - odpowiedziałam i przytuliłam się do niego.
- To chyba wolę.. - uciszyłam go buziakiem.
- Cicho bądź, chce spać - objął mnie ramieniem i już nic nie mówił, jego klatka piersiowa miarowo się unosiła, a ja mogłam w spokoju zasnąć, choć sen tym razem nie przyszedł tak szybko.
Perspektywa Marioli.
Przyglądałam się uderzającej różowej gumce o deskę biurka na jednej z sali wykładowych. W żaden sposób nie mogłam skupić się na słowach wypływających z ust starszego mężczyzny. Myślami byłam w bliskiej przyszłości, rozgrywając w głowie spotkanie z Bartkiem. Planując każdy szczegół, drobiazg. Wszystko musiało być perfekcyjnie, żadna kwestia nie mogła zostać pominięta. Czasami lubiłam być szczegółowa, lubiłam mieć wszystko pod kontrolą.
- Dziękuję za uwagę. Do zobaczenia – usłyszałam ostatnie słowa wykładowcy i wyleciałam z sali poprawiając przy tym grzywkę, którą i tak zaraz padła łupem wiatru. Zbiegłam po kilku schodach i rozejrzałam się wypatrując dwumetrowego bruneta.
- A kuku – usłyszałam jego głos zza moich pleców, kiedy moje oczy zostały zasłonięte przez jego wielkie dłonie. Odwróciłam się w jego stronę i ujrzałam jego roześmianą twarz. - Proszę, to dla ciebie – dodał wręczając mi mały bukiecik różowych goździków.
- Kochany jesteś - ucałowałam jego policzek w ramach podziękowania.
- Wiem – uśmiechnął się szeroko i pociągnął za sobą.
Całą drogę przemilczeliśmy, co chwilę posyłając sobie wesołe uśmiechy. Jak na niego, takie zachowanie było bardzo niepokojące.
- Co się stało? - spytałam odwracając się w jego stronę.
- Nic. Co się miało niby stać? - odpowiedział z szerokim uśmiechem, starając się wyjść na wyluzowanego, ale mojej uwadze nie uszło nerwowe zaciskanie dłoni na kierownicy.
- Liczyłam że to właśnie ty mi o tym powiesz - odparłam wbijając wzrok przed siebie.
- Z moimi plecami jest gorzej niż się wszyscy spodziewaliśmy - powiedział.
- Chcesz o tym rozmawiać?
- Nie - powiedział cicho. - Chodź - podał mi rękę, gdy otworzył moje drzwi.
- Och, ależ z ciebie dżentelmen - zatrzepotałam rzęsami.
- To chyba nic nowego - prychnął, a ja zachichotałam. - Lubię jak się śmiejesz - pocałował mnie w czubek głowy.
- Bartek, czy ty się dobrze czujesz? - zapytałam na schodach. Złapałam go za ramiona, zmuszając tym samym do zatrzymania się na chwilę. Zmierzyłam go uważnym spojrzeniem i ponowiłam swoje pytanie. - Dobrze się czujesz?
- Wszystko jest OK - uspakajał mnie. - Powiesz mi co masz zamiar zrobić z moim mieszkaniem?
- Nie powiem, to ma być niespodzianka! Jak spędzimy dzień oprócz objadania się kalorycznymi lodami?
- Nie powiem, to ma być niespodzianka – przedrzeźniał mnie. Znałam mojego chłopaka na tyle dobrze że lista zadań na dzisiejsze popołudnie na pewno zawierała seks i jedzenie. Ale co jeszcze na niej było? Chyba że te dwie czynności, szczególnie pierwsza będą zbyt czasochłonne. Zdecydowanie nie miałam nic przeciwko temu.
- Jesteś dzisiaj strasznie cicho – przerwał moje fantazjowanie.
- Ee.. Zamyśliłam się – dodałam odwracając głowę w drugą stronę, by nie mógł dostrzec rumieńców, wykwitających na moich policzkach.
- A więc nasze popołudnie będzie bardzo romantyczne – zaczął uwodzicielsko. - Najpierw zjemy pizze, następnie obejrzymy mecz mojej drużyny – mój zapał i podniecenie na myśl o dzisiejszym dniu stopniowo się ulotniły – później będę miał dla ciebie bardzo ważne zadanie – rzucił mi takie spojrzenie, które rozpalało od środka – zszyjesz mi skarpetkę? - patrzyłam w niego trochę oniemiała.
- Czy ty właśnie zapytałeś się mnie czy zszyję ci skarpetkę? - zapytałam zdziwiona.
- Chyba tak. Tak. O to właśnie się ciebie zapytałem – odparł lekko skonsternowany. - Mariola? - zapytał gdy upłynęła minuta ciszy. Ja nie mogąc już wytrzymać dałam upust emocjom, które tłumiły się we mnie. Zaczęłam się głośno, dość psychicznie śmiać.
- Hahaha. Myślałam że zaproponujesz mi jakąś pyszną obiado-kolację albo że w ogóle obejdziemy się bez jedzenia, a cały pozostały nam czas przeznaczymy na romantyczny, ale perwersyjny seks. Hahaha.
- Wiesz, jeszcze nie doszedłem do punktu kulminacyjnego dzisiejszego wieczoru – posłał mi uśmiech zarezerwowany tylko dla mnie.
- Oh – uciszyłam się. - Zrobię to.
- Co zrobisz? - spytał nieco zbity z pantałyku.
- No, zszyję ci skarpetę – odpowiedziałam bardzo szlachetnie.
- Świetnie! - odchrząknął – A więc, kiedy będziesz zszywać mi skarpetę..
Patrzyłam w niego jak zahipnotyzowana, kiedy on krzątał się po salonie w samych, dość obcisłych bokserkach.
- Cholera - zaklęłam pod nosem, zwracając tym na siebie uwagę pół nagiego mężczyzny. Przyłożyłam opuszek palca wskazującego do ust, w których po chwili poczułam metaliczny posmak.
- Co się stało? - zapytał z troską w głosie.
- Ukłułam się. Chyba już skończone - oznajmiłam przyglądając się skarpecie.
- Znakomicie - odparł, powoli zbliżając się do mnie. - Dziękuję - cmoknął mnie w usta. - To teraz pora aby coś zjeść.
Usiedliśmy na przeciwko siebie przy małym stoliku, zastawionym nieziemsko pachnącym spaghetti oraz lampkami z winem. Bartek nałożył posiłek na talerze i wzniósł kieliszek wypełniony czerwoną cieczą.
- Wypijmy za dzisiejszy wieczór, oby był wyjątkowy - powiedział, a ja uśmiechnęłam się do niego jak najładniej potrafiłam i gdy nasze kieliszki zderzyły się wydając charakterystyczne brzdąknięcie, upiłam spory łyk czerwonego wina. - Półwytrawne, to które lubisz.
- Mhm - przytaknęłam, nawijając makaron na widelec. - Wiesz, ciągle się zastanawiam jak to było możliwe, że byliśmy tak blisko siebie, a jednak tak daleko. I dopiero teraz kiedy jesteśmy dosłownie daleko od siebie, jesteśmy tak blisko. Paranoja jakaś.
- Sam nie raz o tym myślałem. Ale już dajmy spokój tym wywodom, chciałbym zjeść już deser, a dobrze wiesz że cierpliwość nie jest moją mocną stroną - powiedział odsuwając swoje krzesło od stolika.
- Hm, a co będzie na deser?
- Przygotowałem coś specjalnego - uśmiechnął się do mnie zalotnie, po czym z gracją wstał ze swojego krzesła. Powolnym krokiem przeszedł wokół stołu i stanął za mną. - Spodoba ci się - powiedział pochylając się nade mną. Owionął mnie zapach jego perfum, które kupiłam mu na walentynki (oczywiście wtedy jeszcze nie byliśmy parą, ale kupowałyśmy mu z Kingą prezenty żeby nie czuł się taki samotny). W kolejnej sekundzie moje nogi zostały oderwane od parkietu i byłam niesiona przez Bartosza w stronę sypialni.
- Ej, jeszcze nie zjadłam, puszczaj mnie - protestowałam.
- Chcę dostać swój deser - powiedział zaborczym głosem. Jednym, lekkim kopniakiem otworzył białe drzwi, za którymi kryło się duże łóżko, na którym po chwili leżałam. Wszedł na nie, pochylając się nade mną. - Chyba nie masz nic przeciwko że to ty będziesz moim deserem? - uśmiechnął się lekko z błyskiem w oku. Zanim zdążyłam odpowiedzieć przywarł do mnie swoimi ciepłymi wargami i zaczął zachłannie całować. Przewróciliśmy się na odwrót, tak że to ja leżałam na nim i korzystając z tej sposobności zaczęłam się z nim droczyć. Zakończyłam pocałunek i odsunęłam się na bezpieczną odległość od jego ust.
- Teraz ja chciałabym dostać swój deser - powiedziałam starając się aby ton mojego głosu był uwodzicielski. Bartek patrzył na mnie intensywnie, a na udzie poczułam jego twardniejący członek. Wyswobodziłam się z jego uścisku i podniosłam na rękach, delikatnie dociskając uda do jego krocza. Dłońmi przejechałam po jego tułowiu, zatrzymując się przy rozporku; słyszałam jego przyśpieszony oddech i widziałam jak jego ciało reaguje na mój dotyk. Powoli zaczęłam rozpinać zamek jego spodni, wciąż patrząc mu w oczy. Kiedy już uwolniłam jego męskość, pochyliłam się nad nim tak, aby otrzeć się o spore wybrzuszenie. Dotarłam ustami do jego ust i złożyłam na nich słodki, delikatny pocałunek. Bartek już powoli nabierając tempa był niemile zaskoczony kiedy bez żadnych ostrzeżeń wstałam z niego i położyłam swoje stopy na podłodze.
- Lody są w zamrażalce, tak? - zapytałam z niewinnym uśmiechem podchodząc do otwartych na oścież drzwi.
- C-co? - wydukał ewidentnie nie zaspokojony.
- Ty dostałeś już wystarczająco dużo, teraz ja chciałabym dostać swoją porcję. Zrobiło się trochę gorąco, nie sądzisz? - spytałam, lekko przygryzając wargę i rozpięłam parę guzików koszuli. Bartek patrzył na mnie, jak ktoś kto nie jadł od długiego czasu na kawałek soczystego mięsa. Odwróciłam się na pięcie i podbiegłam do zamrażalki, z której wyciągnęłam duże opakowanie lodów truskawkowo-śmietankowych. Wzięłam ze sobą łyżeczkę i weszłam z powrotem do sypialni gdzie zastałam nagiego Bartka wyciągniętego na łóżku, z rękami za głową. Taktyka: pokonaj wroga jego własną bronią. Nie powiem że nogi się pode mną nie ugięły, ale zadecydowałam że nie poddam się mu tak szybko. Usiadłam obok niego po turecku i otworzyłam opakowanie z lodami.
- Mogę skorzystać z twojego laptopa? - zapytałam patrząc mu prosto w oczy, za wszelką cenę skupiając na nich swój wzrok.
- Oczywiście - odpowiedział uśmiechając się szeroko.
- Dzięki - wymamrotałam pod nosem sięgając po Mac'a leżącego na szafce nocnej. Wpakowałam pierwszą łyżkę lodów do buzi i kątem oka zauważyłam że Bartek dalej nie spuszcza ze mnie wzroku. - No co? - spytałam trochę niewyraźnie.
- Nie, nic. Dasz mi trochę? - zapytał robiąc maślane oczy. Nabrałam kolejną porcję lodów na łyżkę i uniosłam ją w stronę Bartka.
- Ups, przepraszam - powiedziałam kiedy lody spadły na jego klatkę piersiową - zaraz posprzątam - dodałam z nutką obietnicy. Odłożyłam laptopa z powrotem na szafkę i odwróciłam się w stronę Bartka. Przełożyłam jedną nogę przez jego tułów i usiadłam na jego ciepłym brzuchu. Schyliłam się i zlizałam część lodów, którymi go wybrudziłam. - Truskawkowe, nasze ulubione - dodałam rozkoszując się ich smakiem. Bartek, już widocznie nakręcony i podniecony, nie wytrzymał i szybko ściągnął ze mnie koszulę, następnie stanik i przyciągnął mnie do siebie.
- Tak się nie będziemy bawić - powiedział i po raz kolejny wpił się w moje usta, a dłonie zacisnął na moich piersiach. Jęknęłam cicho. - To chyba nie będzie ci potrzebne - wypowiedział pomiędzy pocałunkami i uśmiechnął się lubieżnie, po czym swoimi zręcznymi palcami zaczął rozpinać mój rozporek.
- Z moimi plecami jest gorzej niż się wszyscy spodziewaliśmy - powiedział.
- Chcesz o tym rozmawiać?
- Nie - powiedział cicho. - Chodź - podał mi rękę, gdy otworzył moje drzwi.
- Och, ależ z ciebie dżentelmen - zatrzepotałam rzęsami.
- To chyba nic nowego - prychnął, a ja zachichotałam. - Lubię jak się śmiejesz - pocałował mnie w czubek głowy.
- Bartek, czy ty się dobrze czujesz? - zapytałam na schodach. Złapałam go za ramiona, zmuszając tym samym do zatrzymania się na chwilę. Zmierzyłam go uważnym spojrzeniem i ponowiłam swoje pytanie. - Dobrze się czujesz?
- Wszystko jest OK - uspakajał mnie. - Powiesz mi co masz zamiar zrobić z moim mieszkaniem?
- Nie powiem, to ma być niespodzianka! Jak spędzimy dzień oprócz objadania się kalorycznymi lodami?
- Nie powiem, to ma być niespodzianka – przedrzeźniał mnie. Znałam mojego chłopaka na tyle dobrze że lista zadań na dzisiejsze popołudnie na pewno zawierała seks i jedzenie. Ale co jeszcze na niej było? Chyba że te dwie czynności, szczególnie pierwsza będą zbyt czasochłonne. Zdecydowanie nie miałam nic przeciwko temu.
- Jesteś dzisiaj strasznie cicho – przerwał moje fantazjowanie.
- Ee.. Zamyśliłam się – dodałam odwracając głowę w drugą stronę, by nie mógł dostrzec rumieńców, wykwitających na moich policzkach.
- A więc nasze popołudnie będzie bardzo romantyczne – zaczął uwodzicielsko. - Najpierw zjemy pizze, następnie obejrzymy mecz mojej drużyny – mój zapał i podniecenie na myśl o dzisiejszym dniu stopniowo się ulotniły – później będę miał dla ciebie bardzo ważne zadanie – rzucił mi takie spojrzenie, które rozpalało od środka – zszyjesz mi skarpetkę? - patrzyłam w niego trochę oniemiała.
- Czy ty właśnie zapytałeś się mnie czy zszyję ci skarpetkę? - zapytałam zdziwiona.
- Chyba tak. Tak. O to właśnie się ciebie zapytałem – odparł lekko skonsternowany. - Mariola? - zapytał gdy upłynęła minuta ciszy. Ja nie mogąc już wytrzymać dałam upust emocjom, które tłumiły się we mnie. Zaczęłam się głośno, dość psychicznie śmiać.
- Hahaha. Myślałam że zaproponujesz mi jakąś pyszną obiado-kolację albo że w ogóle obejdziemy się bez jedzenia, a cały pozostały nam czas przeznaczymy na romantyczny, ale perwersyjny seks. Hahaha.
- Wiesz, jeszcze nie doszedłem do punktu kulminacyjnego dzisiejszego wieczoru – posłał mi uśmiech zarezerwowany tylko dla mnie.
- Oh – uciszyłam się. - Zrobię to.
- Co zrobisz? - spytał nieco zbity z pantałyku.
- No, zszyję ci skarpetę – odpowiedziałam bardzo szlachetnie.
- Świetnie! - odchrząknął – A więc, kiedy będziesz zszywać mi skarpetę..
~*~
Patrzyłam w niego jak zahipnotyzowana, kiedy on krzątał się po salonie w samych, dość obcisłych bokserkach.
- Cholera - zaklęłam pod nosem, zwracając tym na siebie uwagę pół nagiego mężczyzny. Przyłożyłam opuszek palca wskazującego do ust, w których po chwili poczułam metaliczny posmak.
- Co się stało? - zapytał z troską w głosie.
- Ukłułam się. Chyba już skończone - oznajmiłam przyglądając się skarpecie.
- Znakomicie - odparł, powoli zbliżając się do mnie. - Dziękuję - cmoknął mnie w usta. - To teraz pora aby coś zjeść.
Usiedliśmy na przeciwko siebie przy małym stoliku, zastawionym nieziemsko pachnącym spaghetti oraz lampkami z winem. Bartek nałożył posiłek na talerze i wzniósł kieliszek wypełniony czerwoną cieczą.
- Wypijmy za dzisiejszy wieczór, oby był wyjątkowy - powiedział, a ja uśmiechnęłam się do niego jak najładniej potrafiłam i gdy nasze kieliszki zderzyły się wydając charakterystyczne brzdąknięcie, upiłam spory łyk czerwonego wina. - Półwytrawne, to które lubisz.
- Mhm - przytaknęłam, nawijając makaron na widelec. - Wiesz, ciągle się zastanawiam jak to było możliwe, że byliśmy tak blisko siebie, a jednak tak daleko. I dopiero teraz kiedy jesteśmy dosłownie daleko od siebie, jesteśmy tak blisko. Paranoja jakaś.
- Sam nie raz o tym myślałem. Ale już dajmy spokój tym wywodom, chciałbym zjeść już deser, a dobrze wiesz że cierpliwość nie jest moją mocną stroną - powiedział odsuwając swoje krzesło od stolika.
- Hm, a co będzie na deser?
- Przygotowałem coś specjalnego - uśmiechnął się do mnie zalotnie, po czym z gracją wstał ze swojego krzesła. Powolnym krokiem przeszedł wokół stołu i stanął za mną. - Spodoba ci się - powiedział pochylając się nade mną. Owionął mnie zapach jego perfum, które kupiłam mu na walentynki (oczywiście wtedy jeszcze nie byliśmy parą, ale kupowałyśmy mu z Kingą prezenty żeby nie czuł się taki samotny). W kolejnej sekundzie moje nogi zostały oderwane od parkietu i byłam niesiona przez Bartosza w stronę sypialni.
- Ej, jeszcze nie zjadłam, puszczaj mnie - protestowałam.
- Chcę dostać swój deser - powiedział zaborczym głosem. Jednym, lekkim kopniakiem otworzył białe drzwi, za którymi kryło się duże łóżko, na którym po chwili leżałam. Wszedł na nie, pochylając się nade mną. - Chyba nie masz nic przeciwko że to ty będziesz moim deserem? - uśmiechnął się lekko z błyskiem w oku. Zanim zdążyłam odpowiedzieć przywarł do mnie swoimi ciepłymi wargami i zaczął zachłannie całować. Przewróciliśmy się na odwrót, tak że to ja leżałam na nim i korzystając z tej sposobności zaczęłam się z nim droczyć. Zakończyłam pocałunek i odsunęłam się na bezpieczną odległość od jego ust.
- Teraz ja chciałabym dostać swój deser - powiedziałam starając się aby ton mojego głosu był uwodzicielski. Bartek patrzył na mnie intensywnie, a na udzie poczułam jego twardniejący członek. Wyswobodziłam się z jego uścisku i podniosłam na rękach, delikatnie dociskając uda do jego krocza. Dłońmi przejechałam po jego tułowiu, zatrzymując się przy rozporku; słyszałam jego przyśpieszony oddech i widziałam jak jego ciało reaguje na mój dotyk. Powoli zaczęłam rozpinać zamek jego spodni, wciąż patrząc mu w oczy. Kiedy już uwolniłam jego męskość, pochyliłam się nad nim tak, aby otrzeć się o spore wybrzuszenie. Dotarłam ustami do jego ust i złożyłam na nich słodki, delikatny pocałunek. Bartek już powoli nabierając tempa był niemile zaskoczony kiedy bez żadnych ostrzeżeń wstałam z niego i położyłam swoje stopy na podłodze.
- Lody są w zamrażalce, tak? - zapytałam z niewinnym uśmiechem podchodząc do otwartych na oścież drzwi.
- C-co? - wydukał ewidentnie nie zaspokojony.
- Ty dostałeś już wystarczająco dużo, teraz ja chciałabym dostać swoją porcję. Zrobiło się trochę gorąco, nie sądzisz? - spytałam, lekko przygryzając wargę i rozpięłam parę guzików koszuli. Bartek patrzył na mnie, jak ktoś kto nie jadł od długiego czasu na kawałek soczystego mięsa. Odwróciłam się na pięcie i podbiegłam do zamrażalki, z której wyciągnęłam duże opakowanie lodów truskawkowo-śmietankowych. Wzięłam ze sobą łyżeczkę i weszłam z powrotem do sypialni gdzie zastałam nagiego Bartka wyciągniętego na łóżku, z rękami za głową. Taktyka: pokonaj wroga jego własną bronią. Nie powiem że nogi się pode mną nie ugięły, ale zadecydowałam że nie poddam się mu tak szybko. Usiadłam obok niego po turecku i otworzyłam opakowanie z lodami.
- Mogę skorzystać z twojego laptopa? - zapytałam patrząc mu prosto w oczy, za wszelką cenę skupiając na nich swój wzrok.
- Oczywiście - odpowiedział uśmiechając się szeroko.
- Dzięki - wymamrotałam pod nosem sięgając po Mac'a leżącego na szafce nocnej. Wpakowałam pierwszą łyżkę lodów do buzi i kątem oka zauważyłam że Bartek dalej nie spuszcza ze mnie wzroku. - No co? - spytałam trochę niewyraźnie.
- Nie, nic. Dasz mi trochę? - zapytał robiąc maślane oczy. Nabrałam kolejną porcję lodów na łyżkę i uniosłam ją w stronę Bartka.
- Ups, przepraszam - powiedziałam kiedy lody spadły na jego klatkę piersiową - zaraz posprzątam - dodałam z nutką obietnicy. Odłożyłam laptopa z powrotem na szafkę i odwróciłam się w stronę Bartka. Przełożyłam jedną nogę przez jego tułów i usiadłam na jego ciepłym brzuchu. Schyliłam się i zlizałam część lodów, którymi go wybrudziłam. - Truskawkowe, nasze ulubione - dodałam rozkoszując się ich smakiem. Bartek, już widocznie nakręcony i podniecony, nie wytrzymał i szybko ściągnął ze mnie koszulę, następnie stanik i przyciągnął mnie do siebie.
- Tak się nie będziemy bawić - powiedział i po raz kolejny wpił się w moje usta, a dłonie zacisnął na moich piersiach. Jęknęłam cicho. - To chyba nie będzie ci potrzebne - wypowiedział pomiędzy pocałunkami i uśmiechnął się lubieżnie, po czym swoimi zręcznymi palcami zaczął rozpinać mój rozporek.
~*~
- To chyba był nasz najlepszy raz, co nie? - spytał zmęczonym, lecz szczęśliwym głosem Bartek.
- No nie wiem, jak dla mnie to tak na 4+ - powiedziałam obojętnym tonem.
- Co? No proszę cię - obruszył się i przesunął głowę, tak aby była twarzą w twarz z moją.
- Haha, żartuję - cmoknęłam go w nos. - Dziękuję - wtuliłam się w niego jeszcze bardziej, a on objął mnie jeszcze mocniej i pocałował w czubek głowy.
- Kocham Cię.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam szczęśliwa i napawałam się później tą chwilą błogości, którą po paru minutach zakłócił Bartek.
- Mariola?
- Hm?
- Nie uważasz, że powinniśmy zrobić kolejny krok do przodu w naszym związku?
- Co masz na myśli? - spytałam zaskoczona, poruszaniem takiego tematu przez Bartka, który zazwyczaj unikał odpowiedzialnych rozmów.
- No nie wiem, może powinniśmy - zawahał się czy wypowiedzieć kolejne słowa.
- Zaręczyć się? - dokończyłam za niego.
- No wiesz, bo w sumie - zaczął, ale chyba sam nie wiedział do końca co chce powiedzieć.
- Bartek, wydaję mi się że to chyba jeszcze trochę za wcześnie na taką decyzję. Nie chodzi mi o to żebym nie chciała, bo chcę być z tobą, mieć wspólne plany, marzenia, przyszłość. Ale powinniśmy jeszcze z tym trochę poczekać.
- Tak, masz rację. Przepraszam, wiesz zazwyczaj mówię, a później myślę. Ale bardzo się cieszę że mam u ciebie jakieś szanse - powiedział wesołym tonem i jeszcze raz pocałował mnie w głowę.
- I vice versa - uśmiechnęłam się sama do siebie. - Chodźmy już spać.
- Dobranoc żono - powiedział wesołym tonem i przestawił nas tak, że leżeliśmy na łyżeczki. - Słodkich snów - dodał już nie do końca przytomnie. Lecz słodkim snem chyba nie można nazwać pokrwawionych panien młodych ze sztyletami zamiast bukietów.
- No nie wiem, jak dla mnie to tak na 4+ - powiedziałam obojętnym tonem.
- Co? No proszę cię - obruszył się i przesunął głowę, tak aby była twarzą w twarz z moją.
- Haha, żartuję - cmoknęłam go w nos. - Dziękuję - wtuliłam się w niego jeszcze bardziej, a on objął mnie jeszcze mocniej i pocałował w czubek głowy.
- Kocham Cię.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam szczęśliwa i napawałam się później tą chwilą błogości, którą po paru minutach zakłócił Bartek.
- Mariola?
- Hm?
- Nie uważasz, że powinniśmy zrobić kolejny krok do przodu w naszym związku?
- Co masz na myśli? - spytałam zaskoczona, poruszaniem takiego tematu przez Bartka, który zazwyczaj unikał odpowiedzialnych rozmów.
- No nie wiem, może powinniśmy - zawahał się czy wypowiedzieć kolejne słowa.
- Zaręczyć się? - dokończyłam za niego.
- No wiesz, bo w sumie - zaczął, ale chyba sam nie wiedział do końca co chce powiedzieć.
- Bartek, wydaję mi się że to chyba jeszcze trochę za wcześnie na taką decyzję. Nie chodzi mi o to żebym nie chciała, bo chcę być z tobą, mieć wspólne plany, marzenia, przyszłość. Ale powinniśmy jeszcze z tym trochę poczekać.
- Tak, masz rację. Przepraszam, wiesz zazwyczaj mówię, a później myślę. Ale bardzo się cieszę że mam u ciebie jakieś szanse - powiedział wesołym tonem i jeszcze raz pocałował mnie w głowę.
- I vice versa - uśmiechnęłam się sama do siebie. - Chodźmy już spać.
- Dobranoc żono - powiedział wesołym tonem i przestawił nas tak, że leżeliśmy na łyżeczki. - Słodkich snów - dodał już nie do końca przytomnie. Lecz słodkim snem chyba nie można nazwać pokrwawionych panien młodych ze sztyletami zamiast bukietów.
Perspektywa Kingi.
- Halo? - patrzyłam na powoli wyostrzający się obraz osoby z którą właśnie rozmawiałam.
- Heej młoda - uśmiechnął się szeroko, ale po chwili jego mina uległa gwałtownej zmianie. - Czy ty przed chwilą zostałaś spoliczkowana? - zapytał z troską w głosie.
- Przemek! - uradowałam się gdy zobaczyłam jego twarz na ekranie. Nie widziałam go chyba od wieków! - Zarosłeś! - upomniałam go uśmiechając się szeroko. - Spałam - usprawiedliwiłam mój czerwony policzek, na którym odbił się blat biurka.
- Wszystko jasne. Wiesz że Etiopczycy wynaleźli coś takiego jak kawa pięć wieków temu? - zaśmiał się.
- No dobra, dobra. Raz mi się mogło zdarzyć, a nie jak tobie regularnie - odgryzłam się. - Co chcesz? - na pewno nie dzwoni do mnie aby sobie poplotkować, musi mieć w tym jakiś interes.
- Jak zwykle jesteś bezbłędna, panno Holmes. Mam problem.
- Co tym razem nawyrabiałeś? - spytałam o 2 lata starszego brata.
- No bo ostatnio nie układa nam się z Majką. Ciągle jakieś kłótnie, wyrzuty, w łóżku od jakiegoś czasu też nie jest kolorowo. Ostatnio zabrała dzieciaki i przenocowała się u swojej matki, bo się posprzeczaliśmy - powiedział posępnie.
- K-O-M-P-R-O-M-I-S - przeliterowałam. - Musicie go wspólnie znaleźć i go osiągnąć. O co tym razem wam poszło?
- To już nie chodzi nawet o to. Ostatnio potrafimy się nawet pożreć o jakieś niedopatrzenia w zakupach, rozbicie szklanki. Mówię ci jakaś masakra.. - zasłonił ręką twarz.
- I co zamierzasz z tym zrobić? - spytałam coraz bardziej zaintrygowana.
- Nie wiem - spojrzał na mnie zagubionym wzrokiem, przez co wyglądał jak mały bezbronny chłopiec. - Myślałem żeby zabrać ją na weekend do jakiegoś spa czy coś, na nic więcej nie mam czasu. Dobija mnie kompletnie ciągłe wymienianie się złośliwościami.
- Czekaj, czekaj - przejrzałam go na wylot. - Chcesz mi podrzucić dzieciaki na weekend, aby siedziały mi na głowie, a ty w tym czasie będziesz mógł spokojnie przelecieć swoją żonę, pić darmowe drinki i relaksować się w SPA? - powiedziałam mrużąc oczy. - Dobra.
- Serio? - spojrzał na mnie zdziwiony. - Poszło łatwiej, niż myślałem. Kocham cię siostra - pocałował kamerkę internetową, przez co zamazał trochę obraz.
- Nie ma sprawy. Trochę je ostatnio zaniedbywałam - podrapałam się po głowie. - Jak oni mieli na imię? Wiktoria i Patryk? - mówiłam zachowując poważny ton głosu.
- Nie zgrywaj się już - uradowany machnął ręką w moją stronę. - Co u ciebie?
- Nuda, uczę się - skrzywiłam się na wypowiadane słowa. - Ale jest dobrze. Mariola i Bartek są w końcu razem!
- Nie gadaj! Myślałem że tak się będą schodzić do 90 - zaśmiał się. - Nie no i tak szybko poszło jak na nich. Tęsknimy tu wszyscy za tobą. Nie mam się z kim upijać, bo wszyscy moi koledzy są już po ślubie i są z nich straszni pantoflarze - prychnął.
- No tak, a ty to wolny ptak, z pokiereszowanym małżeństwem - pokazałam kciuk w górę. - Dobrze że masz swoje własne zdanie i tak dalej, ale jak już mówiłam. Kompromis. Trzymaj się tego. I nie martw się tak, przyjadę niedługo w odwiedziny to się najebiemy w cztery dupy.
- Jak ty mówisz, dziecko?! - złapał się za głowę i wyglądał niczym postać z Krzyku.
- Przepraszam - przewróciłam oczami. - Kończę, bracie. Kiedy planujesz ten wyjazd?
- Za tydzień? Tak, za tydzień będzie idealnie. Dasz radę?
- Pewnie! To do zobaczenia. Ucałuj dzieciaki i Maję. Paa - pomachałam do kamerki i zakończyłam rozmowę. Spojrzałam na zegarek. 19.30. Spałam około 2 godziny, ale nadal nie czułam się wypoczęta. Dzisiejsze wykłady były wyjątkowo nudne. Mogłam rano posłuchać Michała. Zdecydowanie to byłaby lepsza opcja spędzenia dzisiejszego dnia. Kiedy już byłam w takim rozmownym nastroju, postanowiłam zadzwonić do mamy.
- Halo?
- Mama? - spytałam cicho.
- Och, skarbie! - wychrypiała. Nie poznałam w ogóle jej głosu. Był taki słaby i cichy.- Bardzo się cieszę że do mnie dzwonisz.
- Jak się czujesz? - zapytałam, ignorując powstałą gulę w moim gardle.
- Generalnie to dobrze. Zależy, które zdrowie masz na myśli - widziałam jej smutny uśmiech, kiedy wypowiedziała te słowa. Z trudem powstrzymywałam drżący głos.
- Twoje mamo. Jesteś w domu? - zapytałam przysiadając na kanapie.
- W szpitalu. Za dwa dni mam pierwszą chemię.
- Mamo - wyszeptałam, dając wolną rękę trzem łzom, które spływały już po moich policzkach. - Powinnam być teraz z tobą, a nie 200 kilometrów od ciebie.
- Jesteś ze mną, Kinia. Może nie cieleśnie, ale na pewno mentalnie. Po za tym, mam cię zawsze przy sobie w sercu - powiedziała słabym głosem, a moja tama, którą za wszelką cenę chciałam utrzymać, pękła w drobny mak dając łzom zielone światło. - Nie płacz, skarbie. Przecież jeszcze nie umarłam.
- I nie umrzesz, mamuś - wypowiedziałam dobitnie każde słowo.
- Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, że wy wszyscy w to wierzycie. Kocham Cię.
- Ja ciebie też mamo - powiedziałam opadając plecami na kanapę.
- Muszę już kończyć, przyszła pielęgniarka. Pa skarbie - powiedziała i rozłączyła się.
- Pa - powiedziałam bezgłośnie, wgapiając się w biały sufit. Chwilę ciszy przerwał dzwonek do drzwi. Przechodząc obok lustra poprawiłam szybko włosy i wytarłam łzy o rękaw bluzy. Po drugiej stronie drzwi zastałam listonosza.
- Pani Kinga Malinowska? - spytał spoglądając na małą paczuszkę.
- Tak - odparłam, jeszcze nie do końca pozbierana po rozmowie z mamą. Strasznie przeżywałam jej chorobę, no ale kto by nie przeżywał poważnej choroby kogoś bliskiego?
- To dla pani, proszę tutaj pokwitować - podsunął mi papier na podkładce, na którym złożyłam mój podpis i odebrałam przesyłkę. Otworzyłam szybko małą tekturową paczuszkę, w której znajdowała się czarna szkatułka na biżuterię. Otworzyłam ją i moim oczom ukazały się małe kolczyki perełki oraz moje klucze od domu wraz z karteczką.
Poczułam
owiewający mnie chłód, który był powodem obudzenia się moich
zmysłów. Przeciągnęłam się na białej pościeli i podniosłam
na łokciach. Rozejrzałam się po pomieszczeniu analizując każdy
centymetr kwadratowy. Przez uchylone okno do pokoju wpadało zimne
powietrze, które powodowało gęsią skórkę na moim ciele. Okryłam
się bawełnianym szlafrokiem i leniwie wyszłam z pustego łóżka.
Włączyłam czajnik z wodą i udałam się do łazienki, otworzyłam
powoli drzwi i boso weszłam do kafelkowego pomieszczenia, w którym
zastałam kąpiącego się Winiarskiego.
- Przepraszam – bąknęłam szybko odwracając się plecami i wyszłam z łazienki. - Nie umiesz zamykać drzwi? - spytałam ironicznie stojąc na korytarzu.
- A ty nie umiesz pukać?
- Skąd miałam wiedzieć że jeszcze tutaj będziesz! To jest moje mieszkanie, nie muszę pukać – odpowiedziałam i podreptałam zaparzyć sobie kawę. Spojrzałam na wiszący nad szafką zegar ścienny i niemal się zakrztusiłam. - Dlaczego mnie nie obudziłeś? - spytałam mijając Michała w drzwiach. Trzaskając drzwiami zamknęłam się w łazience, aby wykonać poranną toaletę. Po 20 minutach stałam w kuchni umyta, umalowana i ubrana, a Michał w tym czasie szykował śniadanie.
- Ja nie jem, bo się jeszcze bardziej spóźnię. Smacznego – cmoknęłam go przelotnie w policzek, zabierając zielone jabłko z blatu.
- Hej, poczekaj – złapał mnie za nadgarstki odwracając w swoją stronę. - Podrzucę cię, więc się nie spóźnisz. Spokojnie.
- A twój trening? Przecież nie możesz jechać specjalnie 50 kilometrów w tą i z powrotem żeby mnie tylko zawieźć na zajęcia.
- Jestem zwolniony z pierwszego trening, bo muszę załatwić formalności w siedzibie dziennika łódzkiego, nie myśl że jadę tam specjalnie dla ciebie – wystawił mi język.
- Ostatnio się mało przykładasz do pracy – wypomniałam mu. - Obniżą ci pensję, albo się powiększysz, o w tym miejscu – dźgnęłam go w brzuch.
- Ej, ty mi nie wypominaj centymetrów, tylko pilnuj siebie – obruszył się.
- Sugerujesz że jestem za gruba? - spytałam unosząc jedną brew do góry.
- Nie! Przecież nie powiedziałem nic takiego. Jest nawet odwrotnie – bronił się.
- Jestem za chuda? To może teraz codziennie będę wpierdalać kilogramami same puste kalorie żebym mieściła się w twoich urojonych wytycznych co do figury, co?! - wkurzona odwróciłam się na pięcie wchodząc do swojej sypialni.
- Kinga, spokojnie, przecież nie miałem nic złego na myśli. Czemu się tak bulwersujesz, okres masz? Chodź na śniadanie – wołał mnie z kuchni.
- Straciłam apetyt – warknęłam pakując notatki do torby. Jak inaczej dostać się niespóźnionym na uniwersytet bez Michała? Przez dobre 5 minut rozgryzałam tą łamigłówkę, lecz w końcu udało mi się ją rozwikłać. Jak to dobrze mieć znajomości wśród młodszych roczników.
„ Heej. Nie pojechałaś jeszcze? Zaspałam i nie zdążyłam na autobus. „
„ Siemka. Właśnie wsiadłam do samochodu. Podrzucić starszą koleżankę? :)”
„ Tak! Mega wielka szarlotka dla Ciebie. Ratujesz mnie. <3”
„ Skoro tak to będę za 5 minut. ”
O, tak. Nana, brązowooka blondynka o wzroście metr siedemdziesiąt pięć, jak zwykle w takich sytuacjach, przetransportuje moje cztery litery na Aleje Kościuszki. Zebrałam się do kupy i wyszłam pewnym krokiem z pokoju.
- Nie musisz mnie zawozić, jak widzisz radzę sobie. Klucze prześlij pocztą – powiedziałam nie patrząc na niego i zamknęłam za sobą drzwi, które chwilę później się otworzyły.
- Czekaj – dogonił mnie na schodach.
- Co? - cisnęłam w niego morderczym spojrzeniem. Nic nie odpowiedział. - Bulwersuję się bo mogę i nie, nie mam okresu – odpowiedziałam na jego wcześniejsze pytania. - A teraz muszę iść, bo nie chcę mieć kolejnej bury tego ranka.
- Hej, jestem po twojej stronie. Nie wyżywaj się na mnie – uniósł ręce do góry. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy. 1, 2, 3.
- Przepraszam – powiedziałam łagodnie. - Nie chciałam być nie miła.
- Okej, okej. Rozumiem – powiedział. - Może nie idź dziś na uczelnie, ja załatwię tylko parę spraw i posiedzimy razem? Bo z takimi humorkami mogłabyś zabić pół miasta – zaśmiał się cierpko.
- Czy Pan, właśnie zaproponował mi wagary? - spytałam marszcząc brwi. - Nieładnie, nieładnie. Dobra, lecę bo Nana na mnie czeka. Pa – dałam mu całusa i zbiegłam po schodach do wyjścia. W o niebo lepszym nastroju wsiadłam do srebrnego samochodu, którym dostałam się na uczelnie.
- Przepraszam – bąknęłam szybko odwracając się plecami i wyszłam z łazienki. - Nie umiesz zamykać drzwi? - spytałam ironicznie stojąc na korytarzu.
- A ty nie umiesz pukać?
- Skąd miałam wiedzieć że jeszcze tutaj będziesz! To jest moje mieszkanie, nie muszę pukać – odpowiedziałam i podreptałam zaparzyć sobie kawę. Spojrzałam na wiszący nad szafką zegar ścienny i niemal się zakrztusiłam. - Dlaczego mnie nie obudziłeś? - spytałam mijając Michała w drzwiach. Trzaskając drzwiami zamknęłam się w łazience, aby wykonać poranną toaletę. Po 20 minutach stałam w kuchni umyta, umalowana i ubrana, a Michał w tym czasie szykował śniadanie.
- Ja nie jem, bo się jeszcze bardziej spóźnię. Smacznego – cmoknęłam go przelotnie w policzek, zabierając zielone jabłko z blatu.
- Hej, poczekaj – złapał mnie za nadgarstki odwracając w swoją stronę. - Podrzucę cię, więc się nie spóźnisz. Spokojnie.
- A twój trening? Przecież nie możesz jechać specjalnie 50 kilometrów w tą i z powrotem żeby mnie tylko zawieźć na zajęcia.
- Jestem zwolniony z pierwszego trening, bo muszę załatwić formalności w siedzibie dziennika łódzkiego, nie myśl że jadę tam specjalnie dla ciebie – wystawił mi język.
- Ostatnio się mało przykładasz do pracy – wypomniałam mu. - Obniżą ci pensję, albo się powiększysz, o w tym miejscu – dźgnęłam go w brzuch.
- Ej, ty mi nie wypominaj centymetrów, tylko pilnuj siebie – obruszył się.
- Sugerujesz że jestem za gruba? - spytałam unosząc jedną brew do góry.
- Nie! Przecież nie powiedziałem nic takiego. Jest nawet odwrotnie – bronił się.
- Jestem za chuda? To może teraz codziennie będę wpierdalać kilogramami same puste kalorie żebym mieściła się w twoich urojonych wytycznych co do figury, co?! - wkurzona odwróciłam się na pięcie wchodząc do swojej sypialni.
- Kinga, spokojnie, przecież nie miałem nic złego na myśli. Czemu się tak bulwersujesz, okres masz? Chodź na śniadanie – wołał mnie z kuchni.
- Straciłam apetyt – warknęłam pakując notatki do torby. Jak inaczej dostać się niespóźnionym na uniwersytet bez Michała? Przez dobre 5 minut rozgryzałam tą łamigłówkę, lecz w końcu udało mi się ją rozwikłać. Jak to dobrze mieć znajomości wśród młodszych roczników.
„ Heej. Nie pojechałaś jeszcze? Zaspałam i nie zdążyłam na autobus. „
„ Siemka. Właśnie wsiadłam do samochodu. Podrzucić starszą koleżankę? :)”
„ Tak! Mega wielka szarlotka dla Ciebie. Ratujesz mnie. <3”
„ Skoro tak to będę za 5 minut. ”
O, tak. Nana, brązowooka blondynka o wzroście metr siedemdziesiąt pięć, jak zwykle w takich sytuacjach, przetransportuje moje cztery litery na Aleje Kościuszki. Zebrałam się do kupy i wyszłam pewnym krokiem z pokoju.
- Nie musisz mnie zawozić, jak widzisz radzę sobie. Klucze prześlij pocztą – powiedziałam nie patrząc na niego i zamknęłam za sobą drzwi, które chwilę później się otworzyły.
- Czekaj – dogonił mnie na schodach.
- Co? - cisnęłam w niego morderczym spojrzeniem. Nic nie odpowiedział. - Bulwersuję się bo mogę i nie, nie mam okresu – odpowiedziałam na jego wcześniejsze pytania. - A teraz muszę iść, bo nie chcę mieć kolejnej bury tego ranka.
- Hej, jestem po twojej stronie. Nie wyżywaj się na mnie – uniósł ręce do góry. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy. 1, 2, 3.
- Przepraszam – powiedziałam łagodnie. - Nie chciałam być nie miła.
- Okej, okej. Rozumiem – powiedział. - Może nie idź dziś na uczelnie, ja załatwię tylko parę spraw i posiedzimy razem? Bo z takimi humorkami mogłabyś zabić pół miasta – zaśmiał się cierpko.
- Czy Pan, właśnie zaproponował mi wagary? - spytałam marszcząc brwi. - Nieładnie, nieładnie. Dobra, lecę bo Nana na mnie czeka. Pa – dałam mu całusa i zbiegłam po schodach do wyjścia. W o niebo lepszym nastroju wsiadłam do srebrnego samochodu, którym dostałam się na uczelnie.
~*~
Natychmiast podniosłam głowę do góry, wyrywając się tym samym z płytkiego snu. W pokoju rozbrzmiewały melodyjne słowa piosenki Birdy, sygnalizując połączenie przychodzące na Skype. Nieobecnym wzrokiem patrząc na ekran laptopa kliknęłam zieloną słuchawkę.- Halo? - patrzyłam na powoli wyostrzający się obraz osoby z którą właśnie rozmawiałam.
- Heej młoda - uśmiechnął się szeroko, ale po chwili jego mina uległa gwałtownej zmianie. - Czy ty przed chwilą zostałaś spoliczkowana? - zapytał z troską w głosie.
- Przemek! - uradowałam się gdy zobaczyłam jego twarz na ekranie. Nie widziałam go chyba od wieków! - Zarosłeś! - upomniałam go uśmiechając się szeroko. - Spałam - usprawiedliwiłam mój czerwony policzek, na którym odbił się blat biurka.
- Wszystko jasne. Wiesz że Etiopczycy wynaleźli coś takiego jak kawa pięć wieków temu? - zaśmiał się.
- No dobra, dobra. Raz mi się mogło zdarzyć, a nie jak tobie regularnie - odgryzłam się. - Co chcesz? - na pewno nie dzwoni do mnie aby sobie poplotkować, musi mieć w tym jakiś interes.
- Jak zwykle jesteś bezbłędna, panno Holmes. Mam problem.
- Co tym razem nawyrabiałeś? - spytałam o 2 lata starszego brata.
- No bo ostatnio nie układa nam się z Majką. Ciągle jakieś kłótnie, wyrzuty, w łóżku od jakiegoś czasu też nie jest kolorowo. Ostatnio zabrała dzieciaki i przenocowała się u swojej matki, bo się posprzeczaliśmy - powiedział posępnie.
- K-O-M-P-R-O-M-I-S - przeliterowałam. - Musicie go wspólnie znaleźć i go osiągnąć. O co tym razem wam poszło?
- To już nie chodzi nawet o to. Ostatnio potrafimy się nawet pożreć o jakieś niedopatrzenia w zakupach, rozbicie szklanki. Mówię ci jakaś masakra.. - zasłonił ręką twarz.
- I co zamierzasz z tym zrobić? - spytałam coraz bardziej zaintrygowana.
- Nie wiem - spojrzał na mnie zagubionym wzrokiem, przez co wyglądał jak mały bezbronny chłopiec. - Myślałem żeby zabrać ją na weekend do jakiegoś spa czy coś, na nic więcej nie mam czasu. Dobija mnie kompletnie ciągłe wymienianie się złośliwościami.
- Czekaj, czekaj - przejrzałam go na wylot. - Chcesz mi podrzucić dzieciaki na weekend, aby siedziały mi na głowie, a ty w tym czasie będziesz mógł spokojnie przelecieć swoją żonę, pić darmowe drinki i relaksować się w SPA? - powiedziałam mrużąc oczy. - Dobra.
- Serio? - spojrzał na mnie zdziwiony. - Poszło łatwiej, niż myślałem. Kocham cię siostra - pocałował kamerkę internetową, przez co zamazał trochę obraz.
- Nie ma sprawy. Trochę je ostatnio zaniedbywałam - podrapałam się po głowie. - Jak oni mieli na imię? Wiktoria i Patryk? - mówiłam zachowując poważny ton głosu.
- Nie zgrywaj się już - uradowany machnął ręką w moją stronę. - Co u ciebie?
- Nuda, uczę się - skrzywiłam się na wypowiadane słowa. - Ale jest dobrze. Mariola i Bartek są w końcu razem!
- Nie gadaj! Myślałem że tak się będą schodzić do 90 - zaśmiał się. - Nie no i tak szybko poszło jak na nich. Tęsknimy tu wszyscy za tobą. Nie mam się z kim upijać, bo wszyscy moi koledzy są już po ślubie i są z nich straszni pantoflarze - prychnął.
- No tak, a ty to wolny ptak, z pokiereszowanym małżeństwem - pokazałam kciuk w górę. - Dobrze że masz swoje własne zdanie i tak dalej, ale jak już mówiłam. Kompromis. Trzymaj się tego. I nie martw się tak, przyjadę niedługo w odwiedziny to się najebiemy w cztery dupy.
- Jak ty mówisz, dziecko?! - złapał się za głowę i wyglądał niczym postać z Krzyku.
- Przepraszam - przewróciłam oczami. - Kończę, bracie. Kiedy planujesz ten wyjazd?
- Za tydzień? Tak, za tydzień będzie idealnie. Dasz radę?
- Pewnie! To do zobaczenia. Ucałuj dzieciaki i Maję. Paa - pomachałam do kamerki i zakończyłam rozmowę. Spojrzałam na zegarek. 19.30. Spałam około 2 godziny, ale nadal nie czułam się wypoczęta. Dzisiejsze wykłady były wyjątkowo nudne. Mogłam rano posłuchać Michała. Zdecydowanie to byłaby lepsza opcja spędzenia dzisiejszego dnia. Kiedy już byłam w takim rozmownym nastroju, postanowiłam zadzwonić do mamy.
- Halo?
- Mama? - spytałam cicho.
- Och, skarbie! - wychrypiała. Nie poznałam w ogóle jej głosu. Był taki słaby i cichy.- Bardzo się cieszę że do mnie dzwonisz.
- Jak się czujesz? - zapytałam, ignorując powstałą gulę w moim gardle.
- Generalnie to dobrze. Zależy, które zdrowie masz na myśli - widziałam jej smutny uśmiech, kiedy wypowiedziała te słowa. Z trudem powstrzymywałam drżący głos.
- Twoje mamo. Jesteś w domu? - zapytałam przysiadając na kanapie.
- W szpitalu. Za dwa dni mam pierwszą chemię.
- Mamo - wyszeptałam, dając wolną rękę trzem łzom, które spływały już po moich policzkach. - Powinnam być teraz z tobą, a nie 200 kilometrów od ciebie.
- Jesteś ze mną, Kinia. Może nie cieleśnie, ale na pewno mentalnie. Po za tym, mam cię zawsze przy sobie w sercu - powiedziała słabym głosem, a moja tama, którą za wszelką cenę chciałam utrzymać, pękła w drobny mak dając łzom zielone światło. - Nie płacz, skarbie. Przecież jeszcze nie umarłam.
- I nie umrzesz, mamuś - wypowiedziałam dobitnie każde słowo.
- Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, że wy wszyscy w to wierzycie. Kocham Cię.
- Ja ciebie też mamo - powiedziałam opadając plecami na kanapę.
- Muszę już kończyć, przyszła pielęgniarka. Pa skarbie - powiedziała i rozłączyła się.
- Pa - powiedziałam bezgłośnie, wgapiając się w biały sufit. Chwilę ciszy przerwał dzwonek do drzwi. Przechodząc obok lustra poprawiłam szybko włosy i wytarłam łzy o rękaw bluzy. Po drugiej stronie drzwi zastałam listonosza.
- Pani Kinga Malinowska? - spytał spoglądając na małą paczuszkę.
- Tak - odparłam, jeszcze nie do końca pozbierana po rozmowie z mamą. Strasznie przeżywałam jej chorobę, no ale kto by nie przeżywał poważnej choroby kogoś bliskiego?
- To dla pani, proszę tutaj pokwitować - podsunął mi papier na podkładce, na którym złożyłam mój podpis i odebrałam przesyłkę. Otworzyłam szybko małą tekturową paczuszkę, w której znajdowała się czarna szkatułka na biżuterię. Otworzyłam ją i moim oczom ukazały się małe kolczyki perełki oraz moje klucze od domu wraz z karteczką.
Przepraszam.
Nie bądź już wściekła jak osa.
Klucze tak jak chciałaś.
Michał.
Nie bądź już wściekła jak osa.
Klucze tak jak chciałaś.
Michał.
Czytając karteczkę po raz drugi, co chwilę zerkałam na pudełeczko i klucze po czym wybuchłam niepohamowanym śmiechem, który po chwili przerodził się w szloch. Jeśli ktoś by mnie w tamtym momencie widział, zdecydowanie nie uznałby mnie za osobę zrównoważoną psychicznie.
Zachowałam paskudnie, a on mnie jeszcze przepraszał. Pośpiesznie ubrałam moje ulubione dresy oraz buty do biegania i puściłam się szybkim biegiem po uliczkach Bełchatowa nie mając celu swojej wyprawy. Krążyłam w kółko po osiedlach, zatrzymując się czasami aby zaczerpnąć życiodajnego tlenu. Bieganie to było to czego w tamtej chwili potrzebowałam najbardziej. Dzięki niemu mogłam choć na chwilę uciec i zatracić się w walce o oddech po przebiegnięciu dużego dystansu. Biegając tak po mieście zatrzymałam się pod bladożółtym budynkiem. Wstukałam znany mi już kod i wbiegłam po schodach na górę, gdzie zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi.
- Kinga, a co ty tutaj robisz o tej porze? - zapytał Misiek, stojąc przede mną w piżamie.
- Michał, tak bardzo mi głupio za dzisiejszy ranek. Na prawdę, strasznie cię przepraszam za moje zachowanie. I nie mogę tego przyjąć, Michał. Ja nie potrzebuję twoich prezentów, uwierz mi. To jest śliczne, ale nie, nie mogę tego zatrzymać - powiedziałam podając mu szkatułkę z kolczykami.
- Ale to jest zwykły prezent, Kinga. Po prostu. Od kiedy nie można dawać innym prezentów? Stać mnie na niego, nie martw się - uśmiechnął się lekko.
- Nie wątpię, ale wybacz mi, nie mogę tego przyjąć. Te piękne i zapewne cholernie drogie kolczyki nie są mi potrzebne do szczęścia. Przepraszam cię za wszystko - powiedziałam bezceremonialnie przylegając swoim spoconym ciałem do niego i przytulając go mocno. Chwilę później wyplątana już z objęć rzuciłam mu jeszcze jedno spojrzenie zza pleców. - Dobranoc - pożegnałam się i zbiegłam po schodach, wracając do swojego wieczornego biegu. Ze zdecydowanie mniejszym brzemieniem.
Zachowałam paskudnie, a on mnie jeszcze przepraszał. Pośpiesznie ubrałam moje ulubione dresy oraz buty do biegania i puściłam się szybkim biegiem po uliczkach Bełchatowa nie mając celu swojej wyprawy. Krążyłam w kółko po osiedlach, zatrzymując się czasami aby zaczerpnąć życiodajnego tlenu. Bieganie to było to czego w tamtej chwili potrzebowałam najbardziej. Dzięki niemu mogłam choć na chwilę uciec i zatracić się w walce o oddech po przebiegnięciu dużego dystansu. Biegając tak po mieście zatrzymałam się pod bladożółtym budynkiem. Wstukałam znany mi już kod i wbiegłam po schodach na górę, gdzie zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi.
- Kinga, a co ty tutaj robisz o tej porze? - zapytał Misiek, stojąc przede mną w piżamie.
- Michał, tak bardzo mi głupio za dzisiejszy ranek. Na prawdę, strasznie cię przepraszam za moje zachowanie. I nie mogę tego przyjąć, Michał. Ja nie potrzebuję twoich prezentów, uwierz mi. To jest śliczne, ale nie, nie mogę tego zatrzymać - powiedziałam podając mu szkatułkę z kolczykami.
- Ale to jest zwykły prezent, Kinga. Po prostu. Od kiedy nie można dawać innym prezentów? Stać mnie na niego, nie martw się - uśmiechnął się lekko.
- Nie wątpię, ale wybacz mi, nie mogę tego przyjąć. Te piękne i zapewne cholernie drogie kolczyki nie są mi potrzebne do szczęścia. Przepraszam cię za wszystko - powiedziałam bezceremonialnie przylegając swoim spoconym ciałem do niego i przytulając go mocno. Chwilę później wyplątana już z objęć rzuciłam mu jeszcze jedno spojrzenie zza pleców. - Dobranoc - pożegnałam się i zbiegłam po schodach, wracając do swojego wieczornego biegu. Ze zdecydowanie mniejszym brzemieniem.
PRZEPRASZAMY. PRZEPRASZAMY. PRZEPRASZAMY. PRZEPRASZAMY. PRZEPRASZAMY. PRZEPRASZAMY. PRZEPRASZAMY. PRZEPRASZAMY.
Tutaj, w tym właśnie miejscu powinnyśmy wygłosić jakąś litanię przeprosin skierowaną do każdej z was osobna, prosić o wasze wybaczenie i odrobinę litości. Wiemy że zasłużyłyśmy na porządnego kopniaka, no dobra, kilkadziesiąt takich za to co ostatnio wyprawiałyśmy i że zostawiłyśmy Was oraz tego bloga. Oczywiście przez czas naszej blogowej nieaktywności dość mozolnie starałyśmy się pisać dalsze dzieje Marioli i Kingi, lecz z marnym efektem. Dopiero po długiej rozmowie, która była dla nas jak kubeł zimnej wody, zrozumiałyśmy czego chcemy i jak mamy do tego dążyć. I tak oto jesteśmy. Bardzo dziękujemy za to Isi. <3
A co do samego bloga, to dzisiaj tak skromnie, jeśli chodzi o treść. Od następnego rozdziału akcja w końcu zacznie nabierać troszeczkę rozpędu. Mam nadzieję że was nie zawiedziemy i że ten rozdział jest w miarę znośny. Kolejny rozdział w weekend w następnym tygodniu. Jeszcze raz was bardzo przepraszamy i do zobaczenia. :*
Szczęśliwego 2014 roku! Życzymy wam wiele cierpliwości, miłości, szczęścia, determinacji, żadnych niepowodzeń, ani żadnych porażek, spełnienia marzeń, realizacji wyznaczonych celów, więcej wolnego, samych prawdziwych przyjaciół, szalonych chwil i aby nigdy wam niczego nie zabrakło. Udanego sportowo 2014 roku! :)
PS Niech spoczywajmy w pokoju. [*] Wybaczcie że was rozczarowałyśmy, ale nie umarłyśmy. :D
Tutaj, w tym właśnie miejscu powinnyśmy wygłosić jakąś litanię przeprosin skierowaną do każdej z was osobna, prosić o wasze wybaczenie i odrobinę litości. Wiemy że zasłużyłyśmy na porządnego kopniaka, no dobra, kilkadziesiąt takich za to co ostatnio wyprawiałyśmy i że zostawiłyśmy Was oraz tego bloga. Oczywiście przez czas naszej blogowej nieaktywności dość mozolnie starałyśmy się pisać dalsze dzieje Marioli i Kingi, lecz z marnym efektem. Dopiero po długiej rozmowie, która była dla nas jak kubeł zimnej wody, zrozumiałyśmy czego chcemy i jak mamy do tego dążyć. I tak oto jesteśmy. Bardzo dziękujemy za to Isi. <3
A co do samego bloga, to dzisiaj tak skromnie, jeśli chodzi o treść. Od następnego rozdziału akcja w końcu zacznie nabierać troszeczkę rozpędu. Mam nadzieję że was nie zawiedziemy i że ten rozdział jest w miarę znośny. Kolejny rozdział w weekend w następnym tygodniu. Jeszcze raz was bardzo przepraszamy i do zobaczenia. :*
Szczęśliwego 2014 roku! Życzymy wam wiele cierpliwości, miłości, szczęścia, determinacji, żadnych niepowodzeń, ani żadnych porażek, spełnienia marzeń, realizacji wyznaczonych celów, więcej wolnego, samych prawdziwych przyjaciół, szalonych chwil i aby nigdy wam niczego nie zabrakło. Udanego sportowo 2014 roku! :)
PS Niech spoczywajmy w pokoju. [*] Wybaczcie że was rozczarowałyśmy, ale nie umarłyśmy. :D
o jaaaaa *.* dziękuję za wyróżnienie. mam nadzieję, że od teraz bardziej regularnie będziecie wrzucać rozdziały :D
OdpowiedzUsuńIśka
Kocham kocham kocham to! To nic że was nie było tak długo, ważne że wracacie ;)
OdpowiedzUsuńChcę więcej Kingi!
Pierwsza myśl gdy Kinga miała te humorki to, to że jest w ciaży :D Z Michałem oczywiście!
Czekam na kolejny ;)
Klaudia ;)
Witajcie! :*
OdpowiedzUsuńBoże, jak ja długo czekałam, ale warto było! Uwielbiam Wasz styl, Waszych bohaterów i Was! Taki multipleks :D
Jak zwykle uśmiałam się jak głupia do monitora ;p Dalej nie ogarniam co robi Michał z Kingą, to znaczy co robią razem lubię, ale Thomas mi się nie podoba. I nie wiem, może się łudzę, ale Kinga chce w ten sposób pobudzić czujność Miśka? Mam nadzieję, że Kinga zadba o przyjaciół :)
Kto się czubi, ten się lubi - oby to przysłowie miało odzwierciedlenie i przerodziło się w coś więcej.
Miarkowanie temperatury między zakochanymi kochankami doprowadzało mnie do kolejnych salw śmiechu :) Pisałam to sto razy, ale ja kocham tych bohaterów! <3 Ha, i nie raz wracałam jak Was z nami czynnie nie było. Pokusiłam się jesienią na powtórkę przeczytania od początku! :D I było warto w taki sposób wykorzystać czas, chociaż chyba zrobiłam się niepoprawną romantyczką, ale co tam :D
Cieszę, się niezmiernie, że 'zmartwychwstałyście' ^^
Ściskam, i do kolejnego :* Coquette (dawniej Paulina)
Dla Was również Szczęśliwego Nowego Roku :*
Noo nareszcie :D ! Ile ja się naczekałam, ale jest i to najważniejsze. :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Super ! Czekam na kolejny i zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńhttp://ignaczakblog.blogspot.com/ zachęcam do czytania i zadawania pytań ! :)